Początkujący sędzia mógłby się nabrać na taki upadek Krzysztofa Piątka jak ten w meczu Szkocja – Polska, ale sędzia międzynarodowy nie powinien. Polski napastnik zdecydowanie zyskuje, gdy próbuje strzelać gole z akcji, co przecież często mu się udaje i czego życzę mu w kolejnych meczach.
W doliczonym czasie gry meczu ze Szkocja Krzysztof Piątek niewątpliwie – jak to się mówi w języku piłkarskim – "upadł idealnie w tempo". Niby były aż dwa preteksty do podyktowania rzutu karnego dla Polski w końcówce meczu ze Szkocją – tak to przynajmniej mogło wyglądać dla oka niewprawnego w sędziowaniu lub ewentualnie dla arbitra z małym doświadczeniem. W rzeczywistości polski napastnik nie przewrócił się z powodu faulu, bo żadnego faulu w tej sytuacji nie było.
Ani interwencja szkockiego bramkarza nie spowodowała faulu, bo nie kopnął Piątka ani nie podstawił mu nogi w sposób powodujący upadek czy pozbawiający Polaka możliwości kontynuowania akcji, ani szkocki obrońca nie przewrócił napastnika, gdyż kontakt jego ręki z ciałem Piątka nie był uderzeniem ani odepchnięciem, a jedynie naturalną w walce ciałem formą kontaktu z ciałem przeciwnika – niejako czymś w rodzaju amortyzatora lub zderzaka.
Gdyby więc sędzia miał możliwość zobaczyć powtórki tej sytuacji na monitorze, powinien podyktować rzut wolny pośredni dla Szkocji i pokazać napastnikowi żółtą kartkę za próbę wymuszenia rzutu karnego. Z rzutu karnego polscy kibice naturalnie się ucieszyli, więc użycie sformułowania "niestety podyktował rzut karny" mogłoby zabrzmieć niestosownie i zmieszać radość ze zdobytego gola i remisu, ale obiektywnie trzeba stwierdzić, że sędzia Robert Hennessy z Irlandii popełnił błąd wypaczający wynik meczu. Dlaczego tak się pomylił?
Przede wszystkim był nieszczęśliwie ustawiony – miał zły kąt do obserwowania tego zdarzenia. Na dodatek Krzysztof Piątek był "atakowany" z dwóch stron – przez bramkarza i obrońcę. To prawdopodobnie zmyliło arbitra i wprowadziło w błąd. Zarazem pokazało to także, jak bardzo w meczach z udziałem piłkarzy zawodowych ważna dla arbitra jest nie tylko wiedza teoretyczna, łatwo dostępna dla sędziów z całego świata, ale również udział w szkoleniach dla arbitrów międzynarodowych, prowadzonych przez najwybitniejszych praktyków – sędziów i instruktorów – którzy uczą, jak w takich sytuacjach postępować. Ważne są też osobiste doświadczenia sędziowskie, chociażby zdobyte w wielu meczach transmitowanych przez telewizję z użyciem wielu kamer ustawionych z różnych stron boiska. Tego Hennessy’emu jeszcze brakuje.
Sędziom, szczególnie mniej doświadczonym lub słabo wyszkolonym, zdarza się czasem sędziowanie nazywane potocznie "gwizdaniem na nosa" lub "na alibi" uwzględniającym swoisty boiskowy "rachunek prawdopodobieństwa", gdy na przykład "dwóch go atakowało, więc jeden pewnie trafił". O ile takie postępowanie może się czasem sprawdzać w różnych innych życiowych sytuacjach, o tyle w sędziowaniu – zarówno w sądownictwie, jak i w sędziowaniu różnych dyscyplin sportowych – takie postępowanie jest zasadniczo niedopuszczalne. Rzut karny powinien być bowiem dyktowany tylko wtedy, gdy arbiter stwierdza odpowiednią podstawę do decyzji i ma co do tego pewność. Tak jest w teorii i zwykle w praktyce, ale nie zawsze. Sędziowie, szczególnie niższych klas, czasem ulegają "rachunkowi prawdopodobieństwa", presji albo sami, nie widząc dokładnie zdarzenia, ulegają wrażeniu i "powszechnemu odczuciu, bo przecież wszyscy widzieli, że był sfaulowany". Tym się właśnie różnią od arbitrów wyższej klasy, którzy zazwyczaj bazują na faktach i obserwacjach własnych lub ewentualnie kolegów z zespołu sędziowskiego.
Jak do tego doszło❓ No właśnie tak❗😮 Żelazne nerwy Krzysztofa Piątka i Polska ratuje remis w meczu ze Szkocją 🏴⚽🇵🇱
— TVP SPORT (@sport_tvppl) March 24, 2022
Która drużyna była na Hampden lepsza❓🤔 Skrót #SCOPOL tu ▶ https://t.co/dxxCtGdElv #tvpsport pic.twitter.com/ZpoykcEu7I