{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
El. MŚ 2022. Stefan Jansson: oceniam szanse na zwycięstwo na 60 do 40 dla Polaków
Przemysław Chlebicki /
Stefan Jansson to pierwszy Szwed w historii Ekstraklasy, do której trafił na początku lat 90. W rozmowie z TVPSPORT.PL były zawodnik podzielił się wspomnieniami, a także zdradził typ na wtorkowy finał baraży o awans do mistrzostw świata.
Polska – Szwecja. Finał baraży o MŚ 2022 w TVP
Stefan Jansson (ur. 1970) do Pogoni Szczecin trafił przed sezonem 1992/1993. Debiutując w meczu ligowym z Widzewem Łódź stał się pierwszym w historii szwedzkim piłkarzem, który grał najwyższej lidze w Polsce. Jego przygoda z Polską trwała krótko – już wiosną wrócił do Szwecji. Poza Pogonią, grał także między innymi w Vasteras, Haessleholm i Djurgardens, a także chińskim Chengdu Wuniu. Po zakończeniu kariery był trenerem, a obecnie pracuje w roli dyrektora sportowego.
Przemysław Chlebicki, TVPSPORT.PL: – Pamiętasz jeszcze jakieś słowa po polsku?
Stefan Jansson: – "Dzień dobry", "dziękuję", "smacznego"... Coś tam pamiętam.
– Jak to się stało, że latem 1992 roku trafiłeś do Polski? W ostatnich latach grało tu kilku Szwedów, nawet reprezentantów. Ale trzydzieści lat temu byłeś wyjątkiem.
– Po zakończeniu sezonu byłem bez klubu po tym, jak odszedłem z klubu grającego na drugim poziomie ligowym w Szwecji. Uznałem wtedy, że to dobry czas na fajną piłkarską przygodę. Dlatego zacząłem myśleć o zagranicznym wyjeździe. Moim menedżerem był dobry znajomy, który dopiero zaczynał pracę w tej branży. Jak się okazało, jego partnerka była... Polką, w dodatku córką byłego piłkarza, Bogdana Maślanki. Myślę, że jego sieć kontaktów doprowadziła mnie do Pogoni.
– Szybko się zaaklimatyzowałeś?
– Nie miałem z tym problemów. Zamieszkałem w Szczecinie w hotelu wraz z innymi zawodnikami, co pomogło mi ich lepiej poznać. Miałem dobry kontakt z Piotrem Mandryszem, Darkiem Szubertem, Darkiem Adamczukiem i Radkiem Majdanem.
Czytaj też:

El. MŚ 2022. Kamil Glik: jeśli po mundialu reprezentacja będzie mnie potrzebować, nadal będę grać
– Często wychodziliście razem?
– Przyjechałem chyba w dobrym momencie, bo słyszałem od kolegów, że wtedy Szczecin zaczął się rozwijać jako miasto. Pojawiało się wtedy sporo nowych lokali, sklepów, kawiarni. Już teraz nie pamiętam dokładnych nazw miejsc, w które chodziliśmy. Ale na szaleństwa nie mogliśmy sobie pozwolić – w Pogoni było biednie.
– Miałeś później kontakt z kolegami z Pogoni?
– Gdy wyjechałem z Polski, kontakty pourywały się na wiele lat. Na szczęście pojawił się Facebook! Ale niektórych osób do dziś nie mogę znaleźć, będę musiał dokładniej poszukać. Ale wiem, że Darek Adamczuk zarządza akademią Pogoni, a Radek Majdan jest gwiazdą telewizji.
– A widziałeś ostatnie wyniki Pogoni? Jest liderem ligi i walczy o mistrzostwo.
– Tak, to wręcz niewiarygodne! Wiem, że wciąż w klubie pracują ludzie, którzy pamiętają tamte czasy. Podoba mi się także sposób, w jaki Pogoń stawia na młodych zawodników, co jest też zasługą Darka.
– Wróćmy do lat dziewięćdziesiątych. Co najbardziej cię zaskoczyło po przyjeździe do Polski?
– W Szwecji warunki kontraktów były już wtedy bardziej profesjonalne, podobne do dzisiejszych. A w Pogoni? Zdziwiło mnie to, że zarabiali tylko ci, co grali. Dlatego dużo w Polsce nie zarobiłem. Ale nie chciałem się o to z nikim kłócić. Byłem w klubie najwyższej ligi, ze świetnymi ludźmi. W wielu szatniach byłem, ale ta w Szczecinie była wyjątkowa. Byliśmy jak rodzina, każdy sobie pomagał. Momentami było ciężko, ale każdy z nas walczył o swoje.
– A jak wspominasz treningi?
– Czasami było jak w wojsku, ale ten rygor mi odpowiadał. Biegaliśmy, biegaliśmy i biegaliśmy. Nigdzie nie miałem takiego wycisku jak w Pogoni, ale nie narzekałem. I myślę, że stałem się dzięki temu lepszym zawodnikiem i do Szwecji wróciłem już jako dojrzały piłkarz. Choć jeszcze potem sobie pozwoliłem na wyjazd do Chin, ale w Polsce było lepiej!
– Twoja przygoda z klubem zakończyła się na jednym meczu w lidze.
– Tak, do dziś pamiętam – graliśmy wtedy u siebie z Widzewem, a potem jeszcze zagrałem w Pucharze Polski. Wydawało mi się wtedy, że umiem grać na kilku pozycjach, a w Pogoni na każdej był ktoś lepszy ode mnie. Choć była to fajna przygoda, piłkarsko trochę mi nie wyszła.
Czytaj też:
Piotr Świerczewski: reprezentacja Polski powinna być jak Francja. Mamy do tego wykonawców
– Drużyna czy indywidualność – co jest ważniejsze w Szwecji?
– W piłce nożnej, tak jak w każdej innej dziedzinie wszystko budujemy i budujemy. I wszędzie zespół jest najważniejszy. Ale obecnie w reprezentacji gra kilku zawodników nastawionych bardzo indywidualnie – Zlatan, Isak, Quaison, Kulusevski... Jednak nawet piętnastoletnich piłkarzy uczy się, że najważniejszy jest wynik całej drużyny. Bo im zawsze najtrudniej dostosować się do pozostałych.
– Jakiego meczu spodziewać się we wtorek?
– Myślę, że będzie podobnie, jak z Czechami. Od samego początku było widać po zawodnikach presję. Dlatego to dobrze, że finał baraży gramy na wyjeździe. Dzięki temu reprezentacja Szwecji podejdzie do meczu na większym luzie niż ostatnio. Uważam, że Polska jest faworytem – gra u siebie, a Szwedzi mogą mieć jeszcze w nogach ostatni bardzo trudny mecz. Oceniam szanse na zwycięstwo na 60 do 40 dla Polaków.
– Jaki wynik typujesz?
– Oczywiście mam nadzieję, że Szwecja wygra! Ale znowu spodziewam się dogrywki, a może tym razem nawet i karnych. Wszystko zależy od tego, który napastnik będzie w lepszej formie – Lewandowski czy Isak albo Ibrahimović.