Tomasz Cebula jest dziś postacią nieco zapomnianą, a zapisał przyzwoitą kartę w ekstraklasie. Potrafi też barwnie opowiadać o swych losach, co potwierdza ta rozmowa.
- Sebastian Piątkowski, TVP Sport : - Grał pan w Wietnamie i Izraelu, a od pewnego czasu zamieszkuje w Holandii. Obywatel świata?
- Tomasz Cebula: - Tak potoczyły się moje losy i rzeczywiście trochę się kiedyś kopało.
- Na niezłym poziomie, a niemal w każdym wywiadzie wspomina pan o niedosycie i niespełnieniu.
- Poczucie niespełnienia jest ogromne, nie ma o czym rozmawiać. Biorąc pod uwagę skalę talentu, jaki miałem nie była to udana kariera. Policzyłem kiedyś kraje, które dane mi było odwiedzić i wyszło bodaj… pięćdziesiąt! Jednak dokonania w ligach zagranicznych wyglądają kiepsko, by nie powiedzieć słabo.
- Nie ma jak szczerość...
- Nie inaczej, bo na przykład występów w kadrze narodowej powinienem mieć dużo więcej.
- Skończyło się na dwunastu.
- A powinno być pięćdziesiąt.
- No dobrze, a który kraj zrobił największe wrażenie?
- Zdecydowanie Wietnam. Egzotyczny, nieznany świat. Czułem się tam bardzo dobrze.
- A jak pan się tam znalazł?
- Z tego, co pamiętam, tamtejsza drużyna Da Nang przyjechała kiedyś do Polski z nieżyjącym już trenerem Jerzym Masztalerzem. Byłem wtedy bezrobotny, więc gdy trener zadzwonił z propozycją występu w sparingu nie wahałem się ani chwili. Wypadłem bardzo dobrze, mój widowiskowy styl przypadł do gustu działaczom, zatem dość szybko doszliśmy do porozumienia. Zaprosili mnie do siebie, podpisaliśmy umowę i dalej już poszło.
- Rzadkie doświadczenie.
- Oj tak. Było bardzo przyjemnie, bo na przykład do oceanu wchodziło się jak do... zupy. Do tego piękne plaże i życzliwi ludzie. Żyć nie umierać.
- A klimat nie przeszkadzał w grze?
- Mimo zaawansowanego już wtedy wieku jakoś dawałem radę. Inna sprawa, że po każdym meczu chudłem po 3-4 kilogramy. Wilgotność powietrza robiła swoje.
- Skoro w Polsce biegało się po górach, to organizm był zahartowany…
- To na pewno. Przypomina mi się anegdota związana z ówczesnym trenerem Legii, Jerzym Kopą, który biegał po górach z piłkarzami. Kopa poruszał się jak kozica, był bardzo sprawny i miał niesamowitą wydolność. Pewnego razu, podczas takiego obozu zimowego, najnormalniej w świecie zaniemogłem. Byłem młody, ale obciążenia za duże. Z nosa
poleciała krew. Zgłosiłem niedyspozycję, prosząc trenera o zwolnienie z tych zajęć.
- Zwolnił?
- Nie. Usłyszałem: - Młody, przyłóż sobie śnieg do nosa i zap…
- Takie były czasy. A tak w ogóle, to miło poznać kogoś, kto w wieku 17 lat zdobył bramkę dla Legii!
- Dla młokosa była to wielka sprawa, choć szczerze mówiąc nie był to gol szczególnej urody. Zdecydował przypadek, ale wpadło. Na niewiele się to zdało, bo przegraliśmy w Wałbrzychu 1:4.
- Jesień 1983 roku należała do wałbrzyskiego Górnika.
- To prawda, klasą dla siebie był wtedy Włodzimierz Ciołek. A w stolicy znalazłem się po interwencji świętej pamięci ojca. Byłem niepełnoletni, więc nie mogłem decydować o swym losie. Ojciec nalegał na Legię, choć miałem też inne oferty.
Na transfer do Ruchu namawiał mnie na przykład Mirek Jaworski, serdeczny kolega z reprezentacji juniorów. Gdybym trafił do innego klubu, to być może moja kariera potoczyłaby się inaczej? Ale nie ma co gdybać, czasu nie cofniemy.
- Ale ta kariera podkreślona jest mistrzostwem Polski oraz występami w reprezentacji. Całkiem przyzwoicie.
- Umówmy się, że to właściwe określenie. Przyzwoicie, lecz nic ponadto. No to proponuję, abyśmy przeszli na "ty", będzie się lepiej rozmawiało.
- Z przyjemnością. Powiedz więc proszę, czy w Niderlandach pamiętają cię nadal z boiska? Był przecież taki mecz w listopadzie 1993 roku, w którym ulegliśmy Holendrom 1:3. Pojawiłeś się na placu w 65. minucie.
- A na trybunach dominowali kibice gości. Graliśmy w Poznaniu, a czuliśmy się jak w meczu wyjazdowym. Przegraliśmy mentalnie, zobacz jacy piłkarze występowali wtedy w kadrze Holandii. Byliśmy bez szans już przed pierwszym gwizdkiem.
- To prawda. A selekcjonerem był chyba Lesław Ćmikiewicz.
- Tymczasowo, bo zastąpił na chwilę Andrzeja Strejlaua.
A czy mnie tu pamiętają? Opowiem taką historię.
Mieszkam w Holandii od pięciu lat, zaczynałem praktycznie od zera. Pewnego razu jeden z udziałowców fabryki, w której pracuję, zaprosił mnie do Utrechtu. Zapoznał się z moją piłkarską przeszłością, a ponieważ w Polsce pracowałem z dziećmi, to zaproponował prowadzenie zajęć z chłopcami. Przedział wiekowy był różny – U-17, U-13 i U-11. Wszystko poszło dobrze, po tygodniu otrzymałem ofertę podpisania kontraktu. Zmuszony byłem jednak ją odrzucić, bo warunki nie były zbyt zachęcające. Ewentualną pracę z młodzieżą traktowałbym jako zajęcie dodatkowe, ale nie mogłem przyjąć tej oferty. W dalszym ciągu pracuję więc w fabryce serów, gdzie awansowałem nawet na stanowisko kierownika. Wbrew opiniom, z tą piłką młodzieżową tu bywa różnie. Młodzi nie
zawsze się garną, a wynagrodzenia dla trenerów nie należą do przesadnie atrakcyjnych.
- A w Polsce?
- Przytoczę kolejną anegdotę. Podczas treningu w Zielonce podszedł do mnie bardzo bogaty facet. Poprosił, abym ocenił przydatność jego syna i potrenował z nim przez kilka dni.
Zgodziłem się, a niedługo potem okazało się, że chłopak nie miał bladego pojęcia o grze. Szczerze mówiąc, potykał się o własne nogi. Podziękowałem więc szybko za taką współpracę, co młody skomentował słowami:
- Wie pan, na co dzień gram na playstation i wszystko przychodzi mi o wiele łatwiej…
- To prawdziwa opowieść?
- Oczywiście, nie mam powodu, by zmyślać.
- Pozostaje załamać ręce i usiąść choćby pod Ścianą Płaczu.
- Niechcący wspomniałeś o Izraelu. Byłem tam. To dobry czas w moim życiu, takie wakacje połączone z obowiązkami piłkarskimi. Cenię sobie ten okres.
- Ale region niespokojny.
- Niestety, masz rację, często dochodziło do zamachów, zwłaszcza w galeriach handlowych. Kiedyś kolega z zespołu przebywał w takim centrum w chwili wybuchu. Przez bodaj trzy dni nie pojawiał się na zajęciach. Izrael to jeszcze aktywne kontakty towarzyskie, bo w tym samym okresie grali tam Jarek Araszkiewicz i Bako. Nie pamiętam tylko nazwy klubu, w którym bronił Jarek, ale mniejsza o to.
- Pewnie Hapoel, albo inne Maccabi…
- Tak. Hapoel Tel Awiw! A następnie była chyba Jerozolima.
Spędzaliśmy dużo czasu we własnym gronie, tam nawiązałem sporo znajomości z innymi Polakami.
- A pamiętasz takich piłkarzy jak Eyal Berkovic, czy Ronen Harazi?
- Naturalnie, że pamiętam. Berkovic grał nawet w Anglii. Przypomnę jeszcze jednego, nazywał się Haim Revivo. W tamtych czasach był gwiazdą pierwszej wielkości. Świetny gracz.
- A wspomnisz dwumecz ŁKS-u z Manchesterem United?
- To była inna galaktyka! Gdy wybiegliśmy na Old Trafford, to większość z nas miała galaretę w nogach.
Patrzyliśmy na nich jak na nadludzi. Stam na przykład wyglądał jak Robocop, miał chyba trzy razy większe uda od moich! I jeszcze taka ciekawostka, nie wiem, czy to napiszesz, ale nerwowa atmosfera udzieliła się nawet trenerowi Dziubie.
- Chodzi o tę pamiętną odprawę?
- Zgadza się, był tak przejęty, że wyznaczył do gry dwunastu zawodników! Po chwili zreflektował się Michał Sławuta, zwracając na to uwagę. Reakcją Marka Dziuby były słowa do innego kolegi:
- To ty nie grasz!
Po latach brzmi to humorystycznie, ale ukazuje skalę wyzwania przed jakim staliśmy. Na chwilę zawitaliśmy do wielkiego świata, byliśmy na legendarnym stadionie wypełnionym po brzegi kibicami. Dla takich chwil warto grać w piłkę.
- Mimo incydentu z Beckhamem?
- Mimo tego, choć zmieniłem wtedy zdanie o tych z najwyższej półki. Po jednym ze starć Beckham opluł mnie i doszło do utarczki słownej.
- Ponoć kiedyś Tomasz Iwan biegał za Beckhamem i powtarzał w kółko, że spał z jego żoną…
- Ja tak mu nie mówiłem, choć doszło do ostrej wymiany zdań. A jeśli miałbym być szczery, to jego gra nie robiła na mnie większego wrażenia.
Owszem, Beckham genialnie wykonywał stałe fragmenty, potrafił również celnie podać na czterdzieści, a nawet na pięćdziesiąt metrów. Nic ponadto – nie miał ani szybkości, ani dryblingu. Nie zasługiwał na tak wielkie uwielbienie, bo bardziej podobała mi się gra chociażby Luisa Figo.
- Igor Sypniewski miał podobne zdanie. W biografii przypomniał historię, gdy dzień przed meczem Manchesteru z Panathinaikosem odgrażał się pracownikowi hotelu, że poradzi sobie zarówno z Beckhamem, jak i Nevill’em. I trzeba przyznać, że słowa dotrzymał.
- No więc myślimy podobnie. Beckham był oczywiście wielkim piłkarzem, ale na pewno nie dla mnie.
- Gdy oglądam archiwalne fragmenty meczów ligowych z lat dziewięćdziesiątych, to zwracam też uwagę na stroje. ŁKS występował przed laty w uroczych koszulkach w paski, ale były też inne, z logiem popularnego napoju.
- Wszystko się zgadza, a z pewną koszulką i pepsi wiąże się fajna historia. Otóż, przechodziła już kilka razy z rąk do rąk.
Wystawiana była na aukcjach charytatywnych, kiedyś przyjaciele z Dębicy kupili ją za 2500 zł.
Teraz znów trafiła na licytację, dziś kosztuje 1340. Staram się ciągle pomagać potrzebującym, bo czasy mamy dość niepewne.
- A w Holandii mówi się o wojnie?
- Nieszczególnie, ale podkreśla się ofiarność Polaków. Jeśli już porusza się ten temat, to najczęściej wśród rodaków. Muszę jednak powiedzieć, że na Ukrainę pojechało mnóstwo wolontariuszy z Holandii. Wielu postanowiło też walczyć z rosyjską agresją. Musimy wierzyć, że ten koszmar niebawem się zakończy.
- Planujesz pozostać przy wiatrakach na stałe?
- Czy ja wiem? Życie pisze różne scenariusze. Na razie jestem podekscytowany, bo niebawem jadę po syna. Cieszę się, że będzie tu ze mną i umili mi czas. A co będzie dalej to pokaże czas. Życie nauczyło mnie, by nie kreślić zbyt daleko idących planów. Trzeba brać je takim, jakim jest.
- A jak długo byłeś w Stanach?
- Te wyjazd był nieporozumieniem. Pojechałem za pracą, grałem w drużynie polonijnej, ale szybko wróciłem do Polski. Mimo zaproszenia żona nie uzyskała zgody na przylot, a w tej sytuacji mój pobyt w Stanach nie miał sensu.
- Za trudna rozłąka. I za daleko.
- I trochę inne realia. To już nie były czasy, w których przywoziło się walizki pełne dolarów. Tak było w latach osiemdziesiątych. Ja poleciałem w okolicach 2000 roku i zapewniam, że wcale nie było aż tak różowo.
- A pomyślałeś kiedyś o otwarciu biura turystycznego?
- Szczerze mówiąc, to nie.
- A może powinieneś? Albo pomyśleć o swoim programie kulinarnym? Zwiedziłeś pół świata, próbowałeś różnych potraw. Nie znam nikogo, kto zjadłby na przykład... jaszczurkę.
- I znowu ten Wietnam. Na co dzień jadało się kurczaka z frytkami, lecz pewnego razu postanowiłem zjeść posiłek w towarzystwie miejscowych. Zyskałem ich jeszcze większą sympatię. Postanowili zapoznać mnie nawet z tamtejszą sztuką kulinarną.
- Miło z ich strony, bo ile można jeść kurczaki…
- Na dłuższą metę może się znudzić, masz stuprocentową rację. Ale słuchaj dalej. Wybraliśmy się więc do restauracji, a tam usłyszałem:
- Takiego dania na pewno nie jadłeś!
Po chwili okazało się, że mieli rację, bo kelner przyniósł … przypieczoną jaszczurkę, na dodatek ozdobioną papryczkami. Żeby było jeszcze ciekawiej, to ułożono to wszystko w kształcie krzyża!
- Skusiłeś się?
- Nie dałem rady…
Różne cuda widziałem w Wietnamie. Szkoda, że nie było jeszcze wtedy smartfonów, bo widziałem jeszcze przygotowanie węża. To była ceremonia, od zabicia, poprzez obdzieranie ze skóry aż do przygotowania w posiłku. Albo
takie szczury! Jedzono je bardzo często, podobnie jak wędzone psy. Psie mięso było tam bardzo drogie.
- O czym ty mówisz?
- Jak to o czym? Samo życie, Sebastianie. My się dziwimy, ale dla nich to normalne. I zapewniam, że Wietnamczycy reagują podobnie, widząc to, co jemy w Europie. Co kraj to obyczaj. A czy wiesz, że swego czasu bywałem nawet w twoich stronach rodzinnych?
- To mnie akurat nie dziwi…
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. w likwidacji (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* (1009 firm) oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP (88 firm), w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.