{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
MŚ 2022. Piłkarska żądza w państwie pieniądza. Po co Katarowi mundial?
Jakub Pobożniak /
Asfalt zerwany z ulic, budowa na każdym kroku i dezorganizacja ruchu drogowego. Robotnicy pracujący w noc i w dzień, by zdążyć. Chłodzący się wyłącznie w cieniu wieżowców, które postawili, często największym kosztem. Tak wygląda Katar na siedem miesięcy przed mistrzostwami świata. Przynajmniej ten nie widziany w świetle kamer i fleszy. W nich wszystko jest piękne, najlepsze i największe. Doha to idealne miasto do zorganizowania imprezy z gwiazdami i czerwonym dywanem. Ale czy do mundialu?
Czytaj też: Saudyjskie cele w piłce nożnej. "To ohydne, ja nawet tego nie obejrzę"
Czytaj też:

Herve Renard chciałby zostać trenerem Polaków. "Dla mojej mamy byłoby to coś szczególnego"
Jeszcze sto lat temu Dohę zamieszkiwało kilka tysięcy mieszkańców. Dziś to ponad dwumilionowa metropolia, która rozwija się w zastraszającym tempie. Wszystko przed odkrycie w 1971 roku u wybrzeży emiratu największego złoża gazu ziemnego na świecie. Zasoby Pola Północnego sięgają 18 bilionów metrów sześciennych. Katar, państwo wielkości jednej trzeciej województwa mazowieckiego dysponuje pięcioma procentami światowych rezerw gazu. Dodatkowo ma też ropę, choć jeszcze niedługo. Wedle szacunków, złoża zostaną zużyte do 2025 roku. Wówczas cena benzyny może wzrosnąć z 2 riali (2,30 złotego) za litr.
Dzięki złożom naturalnym Katar to jeden z najbogatszych krajów świata. Przepych widać na każdym kroku. Nocą wszystkie budynki są podświetlone. Koszty za energię? A na co się tym przejmować. Absurdalnie piękne wieżowce wyrastają jeden po drugim. I ciągle jest na nie zapotrzebowanie. Najbardziej ekskluzywna dzielnica, Corniche wciąż jednak zamiast być pocztówką miasta, przypomina jeden wielki plac budowy. Z głównych ulic pozrywany jest asfalt. Rusztowania i dźwigi są na porządku dziennym. Wiele budynków jest w stanie surowym. I nie wygląda na to, że przed mundialem wszystko będzie gotowe. W planie "zrównoważonego" rozwoju Kataru wskazuje się rok 2030 jako ten, w którym powstanie w pełni zaplanowane idealne miasto i państwo.
W drodze do budowy idealnej Dohy konieczne są poprawki. Takie są nakazy. W jednym z traktów skuwana była kostka brukowa. Gdy pytaliśmy się dlaczego, usłyszeliśmy rozbrajającą odpowiedź. –Emir didn’t like that (Emirowi się nie podobała)–stwierdził nadzorca budowy. Pracownicy rozmawiać nie chcą bądź nie mogą. Oni tylko wykonują powierzone zadania. I pracują na trzy zmiany. Gdy pod naszym hotelem świtało, nocny zespół budowlańców pakowany był do niezbyt przyjemnie wyglądających autobusów. W ich miejsce autokary przywoziły kolejnych pracowników. Temperatura już zaczynała być trudna do zniesienia. W dzień było, co jasne, jeszcze gorzej. Jedyny cień rzucany był przez wieżowce. W słońcu naprawdę szło się ugotować. Trudno mówić o funkcjonowaniu, a co dopiero o pracy. A oni pracują cały czas.
Wedle statystyk "The Guardian", od grudnia 2010 roku co tydzień w Katarze umiera średnio 12 robotników z biedniejszych krajów Azji: Nepalu, Pakistanu czy Bangladeszu. Brytyjscy dziennikarze bazowali na oficjalnych raportach. Liczba zgonów ma być jednak zaniżana. Mimo to, tania siła robocza do Kataru przybywa tłumnie. Bo dla tych pracowników, i rodzin, które pozostawili w swoich ojczyznach to zazwyczaj jedyna szansa na poprawienie bytu. Pakistańczycy, Nepalczycy czy Bengalczycy decydują się na wyjazd, choć czasem... sami muszą za niego dopłacić.
Co więcej, po przekroczeniu granicy, pracownicy budowlani często stają się współczesnymi niewolnikami, co wynika z systemu zwanego "kafila". Polega on na tym, że przybywający do kraju pracownik podpisuje kontrakt ze sponsorem odpowiedzialnym za jego utrzymanie. Ten "zarządza" przybyszem, opłaca jego pobyt, transport, ale... w zamian zabiera jego paszport. Niby system ten miał być zniesiony w 2020 roku, ale, wedle brytyjskiej prasy, rzeczywiście nic się jeszcze nie zmieniło. A pracownicy jak ginęli, tak giną. Przy samej budowie ośmiu stadionów na mistrzostwa świata życie miało stracić około siedmiu tysięcy pracowników. O tym jednak, podobnie jak i o wojnie na Ukrainie, podczas losowania grup mundialu nie dało się usłyszeć.
Pytani na ściance byli wybitni piłkarze, którzy przyjęli rolę ambasadorów imprezy, przy poruszeniu tego tematu nabierali wody w usta. Formułka była jedna. –Kocham Katar. Świetnie, że mistrzostwa rozegrane będą tutaj. Świetnie, że w końcu ten turniej odbywa się w kraju muzułmańskim. Potrzebowaliśmy tego rynku –przyznawał choćby Michel Salgado, który na co dzień mieszka w... Arabii Saudyjskiej. Wtórowali mu między innymi Alessandro del Piero czy Clarence Seedorf. Prawdziwi ambasadorzy. Wszystkich zagranicznych dziennikarzy zbył za to selekcjoner reprezentacji Kataru, Felix Sanchez Bas, jakby przeczuwając pytania, które mogą zostać mu zadane.
To właśnie Sanchez Bas jest doskonałym przykładem systemu, w jakim sportowców wychowuje, czy wręcz produkuje Katar. Skoro od zera można postawić całe państwo, żadnym problemem nie jest też stworzenie świetnej bazy sportowej. Słynna akademia Aspire, do której Sanchez Bas został sprowadzony z Barcelony, wytwarza tuziny młodych sportowców: piłkarzy, lekkoatletów i innych. Ich rozwój opłaca państwo. Jest jednak jedno ale. Jeśli zawodnicy zdecydują, że nie będą reprezentowali Kataru na arenie międzynarodowej, mają obowiązek zwrócenia wszystkich poniesionych przez kraj kosztów. W innym przypadku konsekwencje mogą być nieprzyjemne.
Zresztą, konsekwencje i kary to rzecz, na której oparty jest Katar. Przeklinanie w miejscu publicznym zagrożone jest karą do pół roku pozbawienia wolności. Spożywanie alkoholu (jeśli w ogóle uda się go nabyć) poza miejscami do tego dozwolonymi grozi taką samą karą. W okresie ramadanu pod karą grzywny zabronione jest jedzenie, palenie i picie napojów w miejscach publicznych od wschodu do zachodu słońca. FIFA walczy, by na okres mundialu umożliwić sprzedaż alkoholu choćby i na stadionach, lecz póki co władze są niechętne. Podobnie, jak do tego, by mówiono o tym, co w Katarze złe.
Mówić trzeba, bo FIFA tego nie powie. Nie było informacji, że wokół Doha Expo gdzie odbywało się losowania, kibiców było mniej aniżeli gwiazd na czerwonym dywanie. Nie było informacji o tym, że w mieście nie dało się poczuć, że odbywa się losowanie, bo szyldów było raptem kilka.
Nie będzie informacji, że na klimatyzowanie stadionów wydaje się horrendalne pieniądze, a nijak ma się to z ekologią. Nie będzie informacji o śmierciach pracowników budujących stadiony. Ani o spartańskich warunkach, w jakich pracownicy ci żyją. Tego nie będzie widać na zdjęciach z mistrzostw. Zewsząd będzie unosił się blichtr i bogactwo. I gdy jest się na miejscu, naprawdę ma się wrażenie, jakby przyczyniło się ono to tego, by mundial rozegrany został właśnie tam. Racjonalnych przesłanek wiele bowiem nie było.
Organizacja turnieju światowego formatu dla Kataru jest dopełnieniem rozwoju państwa, które nieco ponad pół wieku temu nie znaczyło jeszcze niemal nic. Doha to miasto jak z gier strategicznych, w których od zera powstają wielkie rzeczy. Tyle, że emirom jest prościej, bo budżet jest nieograniczony. Ciekawe, czy wpłynie to także na same mistrzostwa. Póki co gospodarze znaleźli się w najsłabszej grupie, co na miejscu wcale nie budziło zdziwienia. Finał mundialu ma zostać rozegrany 18 grudnia 2022 roku, a więc w 51. rocznicę ogłoszenia niepodległości państwa. Marzeniem emira jest to, by znalazła się tam jego reprezentacja. A gdy ma się pieniądze, marzenia często po prostu zmieniają się w cele.