Najważniejsza sobota skoków narciarskich. Finał historycznej debaty o sprzęcie

Wyczyścić układy, wyciągnąć młodych. Oto lista zadań nowego trenera Polaków

Adam Małysz tej zimy przybiegał ze skargą na sprzęt Niemców. Niemcy następnie płatnym protestem zablokowali olimpijski sprzęt Polaków. Japończyka dyskwalifikowano za szerokość nart, a firmie Slatnar zakazano produkcji już wyprodukowanych i zatwierdzonych desek, za co właściciel rozważał pozew sądowy. Mika Jukkara w pierwszym roku pracy jako kontroler sprzętu w Pucharze Świata "przedefiniował" skoki narciarskie i po drodze wkurzył prawdopodobnie wszystkich, których dało się wkurzyć. Nawet Stefan Horngacher ocenił atmosferę jako "cyrk". Powiedział tak, gdy w skokach kobiet doszło do olimpijskiego pogromu i pięciu dyskwalifikacji od Agnieszki Baczkowskiej, które wywróciły do góry nogami kolejność w konkursie mieszanym.

Taki był sezon 2021/22. Zdaniem wielu – czas, w którym dyskusja o sprzęcie przekroczyła wszelkie granice dobrego smaku.

Sprzęt skoczków. Pierwsze takie spotkanie w historii

– Na kolejny rok potrzebne są duże zmiany – przyznał w końcu nawet sam Sandro Pertile. – Rozważamy kontrole tylko przed skokiem, a nie po czy zakaz zmiany kombinezonów przed drugą serią. Pomyślimy nad przechowywaniem pod kluczem kombinezonów czy nart na całe weekendy zawodów. I dużo więcej – sypał pomysłami szef PŚ. Jednym z tych, który rzeczywiście ma zostać wkrótce zdrożony, jest utworzenie katalogu części, które mają w ofercie producenci, oczywiście uprzednio zaakceptowanego przez podkomisję FIS.

Prezentacja firm tworzących ekwipunek dla skoczków odbyła się podczas finału PŚ w Planicy. Po raz pierwszy w historii w takiej formie i o takim czasie. Jak nieoficjalnie ustaliliśmy, w jej trakcie Slatnar wybronił kontrowersyjne płaskie dzioby nart i wiązania, a polska Nagaba zrobiła świetne wrażenie, opowiadając o projekcie słynnych już butów, z którymi problem w Willingen miał Jukkara. Teraz jako jedyny nadal wyrażał sceptycyzm, ale w kontrze miał otrzymać dokładną dokumentację projektową. To nic pewnego, ale nasz obóz robi sobie duże nadzieje, że od lata będzie można już zupełnie legalnie używać ich w zawodach. Firma spod Opola wyłożyła ponoć na stół wszystkie warianty ulepszeń, w tym oczywiście najgorętszy temat, czyli modele "ferrari 1" i "ferrari 2". Te drugie różnią się od oprotestowanych owalnym (a nie spiczastym) zakończeniem ponad piętą. Powstały jako alternatywa już po tym, gdy przed igrzyskami doszło do skandalicznych dyskwalifikacji. W okolicznościach, o których – przynajmniej na razie – nie można opowiadać publicznie.


Pytanie tylko, czy nowinki Nagaby znów nie trzeba będzie przeprojektować. Jednym z rozważanych przez FIS wariantów odgórnych zmian w sprzęcie skoczków jest bowiem nakaz używania od kolejnego sezonu symetrycznych butów.

– Dla poprawy bezpieczeństwa, żeby nogi przy lądowaniu nie wyginały się nienaturalnie w boki jak teraz – tłumaczą specjaliści federacji.

– Uważam, że to błąd, bo efektem ubocznym będzie mniejsza stabilność nart w locie. A mówimy o lataniu z prędkością ponad 120 km/h – oponuje nasz rozmówca, który prosi o anonimowość. Łukasz Kruczek, który również był na posiedzeniu w Planicy (zresztą jako członek komisji), dodaje, że to kolejny etap trendu "usymetryczniania". Wkładki do butów już takie wprowadzono, a po butach ma jeszcze przyjść pora na wiązania. I też nie jest fanem tej opcji, szczególnie odkąd Słoweńcy dowiedli, że przy lądowaniach w nowym typie sprzętu kolana i tak będą wyginały się do środka. Wynika to z budowy ciała i ruchu nóg podczas zamykania stylu V.

Będzie nowy producent butów z Niemiec. W Planicy się nie pojawił

Kruczek nie chce zbyt szczegółowo opowiadać o tym, co dokładnie mówili producenci i jakie wnioski ma gremium FIS. Bo to – tłumaczy – pozostaje tajemnicą firm, które według pierwotnej wizji miały wspólnie usiąść do okrągłego stołu, jednak zasugerowały, że nie chcą zdradzać swoich tajemnic produkcji.

– Firmy nie wiedzą, co mają przygotowani konkurenci. Dlatego przy udziale ok. 20 osób odbyły się pojedyncze rozmowy, każdy miał czas na prezentacje indywidualne. Poza Slatnarem, któremu się przedłużyło, było to po około 10 minut, po czym producent chował swój sprzęt i wychodził. Tak faktycznie było uczciwie – przyznaje Kruczek.

Zakulisowo dowiedzieliśmy się od niego m.in., że na nietypowo zwołane spotkanie nie dotarł jeden niemiecki producent butów. To nowy gracz na rynku, konkurencyjny dla Rassa. Podobno przedstawiciele mają pokazać swoje dzieła w sobotę w Zurychu.

Kluczowe dyskusje 10 kwietnia w Zurychu

Materiały, które zebrano podczas spotkania z producentami sprzętu trafiły na biurka wierchuszki FIS. Kruczek przyznaje jednak, że do tej pory nie otrzymał końcowego raportu, który obiecała federacja. A to ważne, bo od wyjazdu z Planicy grupa odpowiedzialna za ten temat wszystkie nowinki miała poddać analizie, żeby w ten weekend przedstawić wnioski podczas kluczowego spotkania w Zurychu. To to samo wydarzenie, po którym poznamy m.in. wstępne kalendarze zawodów na lato i zimę. Za kilka dni okaże się choćby, czy do męskiego PŚ powrócą zawody w Rasnovie i USA. Jednak na ten moment kwestia sprzętu wydaje się być istotniejszą, jeżeli mowa o kilkuletniej perspektywie rozwoju skoków.

– Nastroje najlepiej pokazują, jak wiele jest do zrobienia w tej materii – uważa Kruczek. – Zmienili się kontrolerzy, którzy inaczej niż poprzednia ekipa interpretują luki w przepisach. Jukkara musi zacząć patrzeć całościowo na dany element, a nie na jego poszczególną część. Tego mu brakuje. On i jego ludzie boją się inności, ponieważ nie do końca ją rozumieją. I to jest duży problem. Tym bardziej, gdy jakieś rozwiązanie jest ulepszeniem tego co znamy, a nie całkowitą nowością.

Sceptycy uważają, że decydująca o sprzęcie grupa ludzi nie ma o nim większego pojęcia i ewentualne zmiany nie mają szans oczyścić atmosfery. Nie brakuje opinii, że skoki trawi choroba, której jedynym leczeniem mogłoby być cofnięcie się do regulacji sprzed 20-30 lat i próba startu od nowa. Tylko że to niemożliwe...