| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
Radomiak Radom w środę wyjechał na trzydniowe zgrupowanie do Przasnysza. Powodem był brak boisk w Radomiu, które nadawałyby się do treningów. Oficjalna wersja brzmi jednak inaczej – "wyjeżdżamy, żeby zbudować atmosferę". Słowa prezesa Sławomira Stempniewskiego zostały jednak szybko zweryfikowane.
Radomiak Radom we wtorek chciał rozpocząć przygotowania do poniedziałkowego meczu z Jagiellonią Białystok. Zajęcia się nie odbyły. Na boisku treningowy zalegała masa śniegu i wody. To nie wyjątek od reguły. Zieloni w ostatnim czasie byli regularnie w rozjazdach. Trenowali w pobliskiej Jedlni-Letnisko, Skaryszewie czy na boisku ze sztuczną nawierzchnią przy ulicy Rapackiego. Częste zmiany podłoża sprawiły, że kilku graczy nabawiło się urazów.
Wszystko szczegółowo opisywaliśmy, z czym nie zgadza się Stempniewski, prezes Radomiaka. – Mamy gdzie trenować. Nie rozumiemy tego, co zarzucają nam media, że nie mamy gdzie przeprowadzać treningów. Chodzi zupełnie o coś innego. Powtórzę. Chcemy tym trzydniowym wyjazdem zbudować atmosferę – stwierdził na łamach lokalnego portalu CoZaDzień. Prezes minął się z prawdą, co potwierdził Mateusz Radecki, piłkarz Radomiaka, który udzielił wywiadu "Przeglądowi Sportowemu". – Po meczu z Niecieczą usłyszeliśmy, że w grę wchodzi szybka organizacja zgrupowania, bo boiska nie wyglądają najlepiej – przyznał piłkarz.
Dlaczego prezes nie przyznał wprost, o co chodzi? Prawdopodobnie dlatego, że głównym sponsorem klubu jest miasto. Za stan boisk odpowiada Miejski Ośrodek Sportu i Rekreacji, spółka podlegająca prezydentowi. Tak, temu prezydentowi, którego decyzją Radomiak dostaje co miesiąc spore środki. Gdyby nie pieniądze miejskie, z pewnością klubu nie byłoby tu, gdzie jest, dlatego lepiej mówić, że mamy, gdzie trenować, mimo że w prywatnych rozmowach piłkarze mają zgoła odmienne zdanie. Coraz częściej zresztą dzielą się nim publicznie.
– W tym tygodniu (poprzedzającym zremisowany 1:1 mecz z Termaliką Bruk-Bet Nieciecza–przyp.red.) często było tak, że rozgrzewaliśmy się w salce obok naszej szatni, po czym jechaliśmy pół godziny na boisko, na którym dało się trenować. Wysiadaliśmy, od razu zaczynał się trening, a po takim czasie rozgrzewka przecież nie daje już tak wiele. To wszystko jest trochę mało profesjonalne – stwierdził Radecki w rozmowie z "Przeglądem Sportowym".
Kibice Radomiaka od wielu miesięcy są skonfliktowani z prezydentem Witkowski oraz prezesem MOSiR-u, Grzegorzem Jandułą. Kością niezgody jest powstający od sześciu lat stadion dla Radomiaka. Obaj panowie przy okazji meczów są regularnie "pozdrawiani" przez fanów beniaminka. – Rozumiem argumenty kibiców. Są źli, bo uważają podobnie jak ja, że prawdziwe miejsce Radomiaka jest przy ulicy Struga, a nie na stadionie Broni Radom przy ulicy Narutowicza, na którym gramy obecnie – zaznaczył piłkarz.