Tu nie chodzi tylko o ten wyścig, tu chodzi o coś więcej. Sam sobie dziś sporo udowodniłem – powiedział tuż po zwycięstwie w prestiżowym Amstel Gold Race Michał Kwiatkowski. Kolarz INEOS Grendiers na trofeum – jakiekolwiek – czekał bardzo długo. Po raz ostatni wygrał 17 września 2020 roku, na 18. etapie Tour de France.
To były trudne lata dla Kwiatkowskiego i to były bardzo trudne ostatnie tygodnie. U progu sezonu COVID, który wyłączył Polaka z pierwszych wyścigów. Michał wracał mozolnie. Dobry występ w najdłuższym wyścigu roku, monumencie z Mediolanu do San Remo dawał nadzieję, że walka o zwycięstwa jest tuż-tuż. Ale tuż-tuż była tylko choroba, wiosenny wirus, którym zaraził się w drodze na kolejny wyścig – Dookoła Katalonii. Chore gardło, problemy z oddychaniem i powrót do łóżka. Zachorowali też najbliżsi – żona Agata i córeczka Marysia, o czym Michał wspomniał dziś w wywiadzie na mecie Amstel Gold Race. W takim klimacie szykował się na Ardeny, tę część sezonu, którą zawsze lubił najbardziej. I tę, po której zazwyczaj był rozliczany z wyników. Trudno jednak marzyć o zwycięstwach, mając w nogach ledwie dwanaście dni wyścigowych w sezonie. Każdy z jego największych rywali był w zupełnie innym miejscu.
Choćby z tych względów Kwiatkowski nie był liderem INEOS Grenadiers na liczący 254,1 km wyścig. "Jedynką" wydawał się Tom Pidcock, złoty chłopiec brytyjskiego kolarstwa. "Dwójką" Dylan van Baarle, który pokazał się ze świetnej strony tydzień temu na trasie Tour of Flanders. Nasz mistrz świata z 2014 roku na pofałdowanej trasie zawsze jest jednak groźny. W 2015 roku wygrał tu w tęczowej koszulce, dwa lata później kończył drugi, tylko za znakomitym Belgiem Philippem Gilbertem. Tamten finisz wiele go jednak nauczył. Polak zbyt wcześniej zaatakował na ostatniej prostej, otwierając się na przedni wiatr. Dlatego właśnie dziś czekał do ostatniej chwili.
It’s all about believing! What a feeling 🤩 Great job Team 💪 Amazing ride @BenoitCosnefroy 👏
— Michał Kwiatkowski (@kwiato) April 10, 2022
Thank You everyone who stood by me! @INEOSGrenadiers 🏆 @Amstelgoldrace pic.twitter.com/08b5m2nh2V
Na przeskok zdecydował się tylko Benoit Cosnefroy z grupy AG2R. I dobrze, bo bez wsparcia 26-letniego Francuza Kwiatkowski sam by się pewnie przed grupą nie obronił. We dwóch wypracowali 30 sekund przewagi i we dwóch wpadli na ostatnią prostą. Michał – mając w pamięci porażkę z Gilbertem – długo chował się za plecami Cosnefroy’a. Zaatakował dopiero 200 metrów przed metą. Zdecydowały… 3 centymetry, czego na początku nie byli w stanie dostrzec nawet organizatorzy wyścigu. W radiu wyścigu podano informację, że zwyciężył Francuz. Cosnefroy utonął w ramionach kolegów, a przyglądający się temu Kwiatkowski ze smutkiem położył się na kierownicy. Po chwili jednak nastąpiła korekta wyniku. Kwiatkowski przed Cosnefroy!
– To było bardzo stresujące. Zarówno finisz jak i oczekiwanie na wyniki. Najpierw smutek, potem radość. Trudno mi opisać, ile to dla mnie znaczy. Na pewno jest nagrodą za cierpliwość i pracę. I kolejnym dowodem, że nie można się poddawać – powiedział Polak.
Za zwycięstwo w Amstel Gold Race zarobił 40 tysięcy euro, ale chwilowo nie ma czasu, by tę nagrodę wydać. Przed nim bardzo zajęte dwa tygodnie. Pierwotny plan Polaka mówił o występach w Brabanckiej Strzale (13.4), Paryż-Roubaix (17.4), Walońskiej Strzale (20.4) i Liege-Bastogne-Liege (24.4). Ostatni wyścig należy do pięciu monumentów, czyli najważniejszych klasyków sezonu. I jest wielkim celem Kwiatkowskiego od lat.