Krzysztof Piątek zagrał pół godziny w spotkaniu Serie A, w którym Salernitana niespodziewania pokonała Fiorentinę 2:1 (1:0). Gospodarze po raz pierwszy w historii wygrali trzeci z rzędu mecz w najwyższej klasie rozgrywkowej. Dla Violi potknięcie może się okazać bolesne w walce o europejskie puchary.
Ostatnie tygodnie nie były dobre dla reprezentanta Polski. Piątek strzelił gola dla kadry w debiutanckim spotkaniu Czesława Michniewicza ze Szkocja, ale nabawił się wówczas kontuzji kostki. Nie wystąpił więc w barażu ze Szwecją, a leczenie trwało również po powrocie do Włoch. Polak na boisko wrócił dopiero w zeszły weekend, ale w konfrontacjach z Venezią i Juventusem (Coppa Italia) uzbierał łącznie 14 minut.
W niedzielę Piątek dostał więcej czasu. Fiorentina przegrywała jednak w Salerno od 9. minuty i gola Milana Djuricia. Musiała więc gonić, a Vicenzo Italiano postawił na zmiany. Efekt przyszedł szybko, bo w 64. minucie Riccardo Saponara wykorzystał podanie Alvaro Odriozoli.
Wydawało się, że Viola pójdzie za ciosem i zwycięży na boisku drużyny dołu tabeli. To było jednak niemożliwe, bo fatalny błąd w obronie popełnił Igor. 24-letni brazylijski obrońca nie wybił piłki, przejął ją Federico Bonazzoli i trafił na 2:1. Stadion w Salerno eksplodował. Salernitana, dzięki wygranej, wykonała krok w stronę utrzymania. Fiorentina zmniejszyła natomiast szansę na europejskie puchary.
Gdzie w tym wszystkim Piątek? Długo jego występ można było określać mianem "dyskretnego". W końcówce Polak starał się być aktywnym. Raz jego rajd faulem zatrzymał jeden z rywali, w samej końcówce napastnik próbował przeciąć mocne zagranie w polu karnym, ale był minimalnie spóźniony.