Mimo pojawiających się w ostatnim czasie plotek, organizatorzy igrzysk olimpijskich w Mediolanie nie zamierzają przeprowadzać zawodów w łyżwiarstwie szybkim na wolnym powietrzu. Legendarny tor w Baselga di Pine zostanie niebawem zakryty.
Międzynarodowa Unia Łyżwiarska (ISU) od lat prowadzi politykę nakazującą organizatorom najważniejszych imprez przeprowadzanie ich pod dachem. Ostatnio Puchar Świata na odkrytym torze rozegrano w listopadzie 2018, gdy zawody gościło japońskie Tomakomai. Był to jednak wyjątek.
W ostatnim czasie zaczęły pojawiać się głosy, że podobny ISU może zrobić dla Baselga di Pine – malowniczo położonego toru o długiej historii. W 2026 roku panczeniści będą walczyć na nim o medale olimpijskie. "Rzeczywiście, w fazie aplikacyjnej zrodził się pomysł organizacji konkursu w plenerze, ale nie zostanie on zrealizowany. Rywalizacja odbędzie się w Baselga di Pine, a tor zostanie zadaszony" – przekazał nam rzecznik imprezy, Luca Casassa.
Będzie to pewna rewolucja w historii toru, który – choć doskonale znany łyżwiarzom – Puchar Świata ostatni raz gościł w sezonie 2007/08. Wówczas okazał się szczęśliwy dla reprezentantów Polski, a Katarzyna Bachleda-Curuś, Karolina Ksyt i Luiza Złotkowska wywalczyły brązowy medal w drużynie.
Nie da się jednak ukryć, że zadaszenie toru będzie sporym plusem dla zawodów. Staną się one bardziej sprawiedliwe. – Jeśli warunki pogodowe są neutralne, nie ma jakiejś kolosalnej różnicy między torem krytym i otwartym. Problem pojawia się, gdy aura jest zmienna – opowiada Złotkowska, która w karierze miała okazje wielokrotnie jeździć na obu typach aren.
– To bardzo nie fair, gdy na początku pada śnieg, później jest przerwa na czyszczenie lodu, robi się pogodnie i druga część zawodów odbywa się w zupełnie innych okolicznościach – zaznacza. – Dla mnie, filigranowej zawodniczki, starty na otwartym torze były ciężkie. Mały podmuch wiatru powodował, że musiałam pożytkować znacznie więcej energii niż zazwyczaj – wspomina.
Przykładów niesprawiedliwości wynikających z rywalizacji w plenerze jest mnóstwo. W 2018 roku, gdy ISU zdecydowała się przeprowadzić wielobojowe mistrzostwa świata (!) na stadionie w Amsterdamie, Sverre Lunde Pedersen stracił złoto przez... deszcz.
Norweg prowadził w "generalce" przed ostatnią konkurencją. Do rywalizacji na 10 000 metrów przystąpił jednak w momencie, gdy na torze były kałuże. Upadł na siedemnastym okrążeniu, tracąc około 17 sekund. W klasyfikacji wieloboju Patrick Roest wyprzedził go natomiast o... niespełna osiem.