Kontrowersyjny system elektronicznego pomiaru spalonych skoków w dal pozostanie w lekkoatletyce. Po gradzie krytyki, jaka spadła na World Athletics po halowych mistrzostwach świata w Belgradzie, federacja zamierza użyć systemu także na MŚ w Eugene. – My także to wprowadzamy, ale trochę inaczej. Bo problemów z tym rzeczywiście jest niemało – przyznaje Filip Moterski, szef sędziów PZLA.
Rzadko kiedy zawody lekkoatletyczne zostawiają taki niesmak jak skoki w dal, które obejrzeliśmy podczas halowych MŚ w Belgradzie. Choć zdaniem wielu – jak na przykład znakomitej zawodniczki Shary Proctor – to wprost skandal. A winnym tego jest nowy system pomiaru, czy odbicie było sprzed belki, czy spalone. Do tej pory odpowiadało za to oko sędziego i plastelina, która musiała zostać naruszona. A teraz, jak zdecydowała World Athletics, jest to oko kamery. Oko, które kilka razy widziało próbę spaloną, podczas gdy oczy całego świata widziały ważną.
– W efekcie zawody, które aparatura miała wyraźnie przyspieszyć, przeciągały się. Momentami do horrendalnych rozmiarów, więc efekt innowacji był odwrotny od zamierzonego. Aparatura miała być też niepodważalnym argumentem, miała zamknąć kontrowersje. Oba czynniki przez SEIKO nie zostały spełnione, tylko wzmogły się. Rewolucja zaliczyła falstart – martwi się Filip Moterski, szef sędziów PZLA i potwierdza, że mimo to system SEIKO będzie używany także podczas lipcowych MŚ w Eugene i – być może – w Diamentowej Lidze. Choć redakcja "Athletics Weekly" kilka tygodni temu napisała, że do mistrzostw nie będzie żadnych testów. Bo wszystko podobno działa bez zarzutu.
I am confused. How is this a foul? When will they stop changing the rules in our event? What even is this rule? pic.twitter.com/AifEKvnAXG
— Shara Proctor (@SharaProctor) March 20, 2022
– World Athletics zezwala na użycie innej aparatury niż ta od firmy SEIKO. Na rynku jest już kilka firm i ich oprogramowania działają w różny sposób. Te, które mamy w PZLA, pozwalają na nałożenie linii granicznej i precyzyjne określanie naoczne, czy skok był spalony. Uważamy, że nasze kamery są bardziej wiarygodne o tych, jakich użyto w Serbii. Ale co z tego? Kluczową sprawą jest miejsce, w którym należy je zainstalować i sposób, w jaki powinno się je skalibrować. Takie precyzyjne wytyczne są określone do fotofiniszu na mecie biegów. Jest tam czarny znacznik, ustawiamy, tyle. Przy belce do skoku w dal niczego takiego jeszcze nie ustalono. Tymczasem nawet jeden milimetr w tę czy tamtą może mieć kluczowe znaczenie dla ważności danej próby – wyjaśnia Moterski.
Mimo wszystko, działacz nie jest jednoznacznie przeciwny rewolucji. Kamera widzi to, co wiele razy pomijało ludzkie oko. Zwłaszcza że wiele razy zdarzało się, iż but – pomimo ewidentnie spalonego skoku – nie zostawiał na plastelinie żadnego śladu.