| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
Emerytura coraz bliżej, a oto do gabloty wpadło kolejne trofeum. Raków Częstochowa pod wodzą Marka Papszuna obronił Puchar Polski, a teraz szykuje się do finałowej fazy walki o mistrzostwo Polski. – Chcemy wycisnąć z tego okresu maksa – mówi Papszun w rozmowie z TVPSPORT.PL.
Mateusz Miga, TVPSPORT.PL: – Raków obronił Puchar Polski. Nie mieliście chyba zbyt wiele czasu na fetowanie tego sukcesu?
Marek Papszun: – To prawda, bo przed nami intensywna końcówka sezonu, a my ciągle mamy o co grać. W towarzystwie najważniejszych osób w klubie zjedliśmy wspólną kolację i trzeba było jechać do Częstochowy, bo na drugi dzień mieliśmy zaplanowany trening.
– Piwko, lampka wina?
– Symbolicznie uczciliśmy tę wygraną. Zresztą szampan strumieniami lał się już na boisku i to jest normalna sprawa. Nie ma z tym żadnego problemu, bo w dzisiejszych czasach świadomość zawodników jest na zupełnie innym poziomie. Wiedzą, o co grają i na co mogę sobie pozwolić.
– Gablota w Rakowie jest coraz mocniej wypełniona. Pan też ma w domu miejsce, gdzie przechowuje kolejne medale?
– Nie mam na razie takiego specjalnego miejsca. Trzeba przyznać, że tych nagród jest coraz więcej i w przyszłości trzeba będzie pomyśleć o jakimś dedykowanym miejscu. Na razie kolejne nagrody są po prostu ustawiane na komodach i żona pilnuje tych tematów. W przyszłości może staną przy kominku, obok fotela bujanego i będzie to miejsce wspomnień.
– No to już niedługo, bo pan sam zapowiada – w co ja osobiście nie wierzę – że za trzy lata kończy karierę. Co musi się stać, by uznał pan, że osiągnął wszystko, co sobie zaplanował?
– Ja mam faktycznie taki plan, to nie są nieprzemyślane opowieści. Zawsze staram się planować o krok do przodu. Oczywiście, w świecie sportu nie wszystko da się zaplanować, ale na pewne rzeczy mamy wpływ. Prawda jest taka, że jeśli ktoś powiedziałby mi, że jako wicemistrz Polski obronimy Puchar Polski, a na trzy kolejki przed końcem będziemy w walce o mistrzostwo, uznałbym, że to niepoważny człowiek, który nie ma żadnej wiedzy na temat piłki. A jednak tak się to potoczyło i nie wiemy, co będzie dalej. Fajnie byłoby wycisnąć z tego okresu maksa. By jak najlepiej wykorzystać ten czas.
– Nazwie pan ten maks po imieniu?
– W wewnętrznych rozmowach, np. z właścicielem klubu, nie ukrywałem swoich ambicji. Rok temu powiedziałem Michałowi, że chciałbym zdobyć mistrzostwo Polski i liczę na stworzenie ku temu odpowiednich warunków. Żeby tytuł mistrzowski był realnym celem. Wiadomo, że to, co się dzieje w tym sezonie, jest trochę na wyrost, bo mistrzowskich ambicji jeszcze nie mieliśmy, ale może to jest ten moment? Jesteśmy niby blisko, ale wciąż bardzo daleko. Jeśli w tym roku się nie uda, za rok spróbujemy ponownie. Nie wiem, czy klub będzie miał takie możliwości i aspiracje, ale ja przed pójściem na emeryturę chcę zdobyć mistrzostwo.
– Wróćmy do meczu finałowego. Do przerwy prowadziliście 2:0. Pan też wyznaje teorię, że to niebezpieczny wynik, bo zespół prowadzący dwoma bramkami może stracić koncentrację?
– Ja na ten wynik patrzę przez pryzmat siatkówki. Tam często zdarza się, że zespół prowadzący w setach 2:0 ostatecznie przegrywa 2:3. Wiadomo, że tam struktura jest trochę inna, bo zawsze gra się do wygranych trzech setów, ale ten scenariusz często się powtarza. Jedna drużyn prowadzi 2:0, w pewnym momencie trzeciego seta zaczyna przegrywać, a kolejne sety to już gładka porażka. Rywal łapie kontakt i obraz gry zmienia się całkowicie. Podobnie jest w piłce. Dwie bramki przewagi to dużo, ale też mało. To pewnego rodzaju dysonans. Gdy prowadzisz 2:0, często nie dowozisz tego wyniku. W odpowiedzi na stratę pierwszego gola pojawia się panika, zespół źle reaguje, a rywale – mówiąc kolokwialnie – łapią wiatr w żagle. To naturalny element gry, a czynnikiem decydującym jest tu psychika.
– Czuł pan w przerwie, że trzeba popracować nad głowami piłkarzy? Zresztą Lech na początku drugiej połowy odpowiedział bramką, a jednak nie daliście się złapać.
– Gdy nie strzeliliśmy gola na 3:0, dopadła mnie dygresja, że jeszcze będziemy mieli w tym meczu kłopoty. Wbrew niektórym opiniom, wcale nie uważam, że Lech gra obecnie słabiej. Mam wrażenie, że w poniedziałek zagrali bardzo dobry mecz. Na pewno zagrali lepiej niż z nami w Poznaniu. Przegrali jednak, bo my też zagraliśmy lepiej niż w tamtym meczu. Dużo lepiej. Szczególnie jeśli chodzi o fazę przejściową. Może nie mieliśmy zbyt wielu okazji do zdobycia gola, ale byliśmy w nich bezwzględni. Ale mogliśmy być jeszcze skuteczniejsi. Deian Sorescu miał sytuację na 3:0 i mógł to zamknąć. W zasadzie była to łatwiejsza sytuacja niż ta, z której gola strzelił później Ivi. Zresztą Ivi był też bliski gola z rzutu wolnego. W jego przypadku często jest to egzekucja i teraz mogło być podobnie, bo Mickey van der Hart nawet się nie ruszył, ale piłka ostatecznie nie trafiła w bramkę. Uważam, że mogliśmy zamknąć ten mecz do przerwy. Lech tylu okazji nie miał, moim zdaniem nie wypracował sobie żadnej klarownej. Nawet sytuacja, w której strzelili gola, była nieco przypadkowa, bo Dawid Kownacki strzelał, ale po prostu trafił Amarala w głowę.
Oczywiście wiedziałem, że Lecha stać na odpowiedź, bo mają klasowych zawodników, którzy są w dobrej formie. Krytykuje się Maćka Skorżę za pozostawienie Amarala na ławce, ale Kownacki grał w finale bardzo dobry mecz. Jakub Kamiński w pierwszej połowie był kapitalny, dopiero po przerwie nieco opadł z sił. W Poznaniu nie grał tak dobrze. Ishak też wyglądał teraz dużo lepiej. Karlstrom podobnie, zresztą ten chłopak zrobił ostatnio straszny postęp. My jednak realizowaliśmy swój plan i byliśmy w tym meczu bardzo bezwzględni.
– Finał stał na wysokim poziomie, ale cała piłkarska Polska zastanawia się, co pan notował przy trzecim golu. Wszyscy siedzący na ławce wyskoczyli w geście radości, a pan kontynuował pisanie. Co to było? Lista zakupów?
– Haha, nic nadzwyczajnego. Szykowałem po prostu zmiany, scenariusz na dalszą część meczu. Zawsze mam to rozpisane, ale i tak są elementy, których nie przewidzisz. Nie planowałem np., że Sorescu zejdzie już w przerwie, ale dzięki temu miałem w drugiej połowie trzy przerwy na zmiany, co umożliwiło mi lepsze zarządzanie meczem. I bramka padła w momencie, gdy planowałem właśnie kolejne zmiany. Uważam jednak, że kluczowa zmiana była ta wcześniejsza, gdy na boisko weszli Niewulis i Musiolik.
Zagadka - co Marek Papszun notował po trzecim golu dla @Rakow1921? 👀 #LPORCZ #Puchar1000Drużyn pic.twitter.com/EHoPVHdr8m
— Polsat Sport (@polsatsport) May 2, 2022
– Bramka sprawiła, że zmienił pan te zapiski czy po prostu kontynuował zapisywanie zaplanowanego wcześniej scenariusza?
– Tak, pisałem to, co już wcześniej miałem w głowie. Bramka w zasadzie tylko przyspieszyła kolejną zmianę, w ramach której Arak wszedł za Iviego. Chciałem wpuścić świeższego zawodnika, choć tym razem wyszło jak wyszło. Kuba wszedł na boisko przemotywowany, udzieliły mu się emocje i zachował się w nieodpowiedzialny sposób. Już nie chodzi o nasz zespół, ale też o zdrowie rywala, bo Filip Marchwiński mocno oberwał.
– W finale Pucharu Polski byliście górą. Jak pańskim zdaniem wpłynie to na losy walki o tytuł mistrzowski? Wygrana w finale doda wam pewności sił? A może to Lech będzie podwójnie zmotywowany, by odbić sobie w lidze?
– Trudno mi powiedzieć, jak Lech podejdzie do tego tematu, bo to są odrębne rozgrywki. Wierzę, że nasze podejście, nawet w przypadku przegranego finału, by się nie zmieniło. Nie ma się jednak co oszukiwać, że lepiej wygrać niż przegrać. Wszyscy w klubie są pogodniejsi, więc atmosfera pracy w ciągu tygodnia jest lepsza. Automatycznie trzeba jednak zwiększyć także czujność, by w nasze szeregi nie wkradło się rozprężenie. Widzę jednak, jak świadomy jest ten zespół. Jak dobrze potrafił zarządzać meczem na Stadionie Narodowym. Mówiliśmy o niebezpiecznym wyniku 2:0, a przecież mecz nie skończył się wygraną Lecha 3:2, a naszym zwycięstwem 3:1. To też o czymś mówi. W marcu w Poznaniu też dowieźliśmy wynik. A w Szczecinie potrafiliśmy go odwrócić. To trzy ważne momenty tej rundy. Na początku sezonu nie potrafiliśmy robić tego typu rzeczy. We wrześniu zeszłego roku prowadziliśmy z Lechem 2:0, ale nie potrafiliśmy zamknąć tego meczu jak w finale. Wtedy skończyło się więc remisem, a teraz naszą wygraną.
– Rośnie drużyna, ale zawodnicy też. Zastanawiałem się ostatnio, kto u was zrobił ostatnio największy postęp i aż mnie głowa rozbolała. Gutkovskis, Wdowiak, Tudor, Lederman… Długo można by wymieniać. Czyj postęp sprawił panu największą satysfakcję?
– Ja widzę to podobnie. Każdy z tych chłopaków uczynił ostatnio duży postęp. Największą satysfakcję dają mi piłkarze, którzy jeszcze niedawno byli ciśnięci w mediach. Taki Gutkovskis na przykład. W Szczecinie dał nam bardzo ważną bramkę. W finale też. I mówię tylko o konkretach, a ja ceniłem go już wcześniej. Ciągle w niego wierzyłem, a media i kibice rozliczali go głównie za brak skuteczności. Z takich historii jestem zadowolony najbardziej. Z rozwoju chłopaków, którzy jeszcze niedawno byli spisywani na straty. Ile razy słyszałem: "szukajcie napastnika"? A teraz okazuje się, że ci, którzy są w naszym zespole, osiągają z nami historyczne sukcesy. Bolało mnie, że nie docenia się Musiolika czy Araka. Nikt nie sięga głębiej, by zrozumieć ich roli w zespole, a ja uważam, że zawsze można na nich liczyć. Musiolik dał w finale bardzo dobrą zmianę, podniósł intensywność naszej gry. W Szczecinie też grał bardzo dobrze. Miał bardzo udaną pierwszą połowę, świetnie wychodził na pozycję, ale zespół nie dostarczał mu piłek. A powinien mieć ze trzy okazje bramkowe. Na takie szczegóły się jednak nie patrzy. Pisze się za to, że znów nie strzelił, znów źle przyjął piłkę itd. Cieszą mnie też powroty zawodników po dłuższej przerwie, jak Petrasek czy Niewulis. Udało się ich odbudować, a nie było to proste, bo podczas ich nieobecności zespół poszedł do przodu. A jednak udało im się w niego na nowo wejść. Nadążyli za tym i to też jest super.
– Wojciech Cygan został zapytany w Lidze+ Extra, czy Ivi Lopez odejdzie z Rakowa za pięć milionów euro. Co to znaczy? Odejdzie za mniejsze pieniądze, za większe czy zostanie w Rakowie?
– Trudno mi powiedzieć, bo nie wiem, jakie ma propozycje. Nie wiem też, na co Ivi umówił się z właścicielem klubu, a wiem, że Michał coś mu obiecał. Widzimy, w jakiej Ivi jest dziś formie i jak bardzo się rozwinął. To wydawało się abstrakcyjne, że zawodnik z przeszłością w La Liga może się rozwinąć w Polsce, ale tak właśnie jest. Myślę, że będzie miał mnóstwo propozycji, a może jednak zdecyduje się pozostać w Rakowie? To pewnie będzie zależało od ostatecznych rozstrzygnięć. Może będzie chciał zostać z nami i powalczyć w pucharach?
– Wiadomo, że to tylko forma zabawy, ale czy dziś Ivi jest najlepszym piłkarzem w lidze?
– Liczby pokazują, że tak, ale ja bym popatrzył na to szerzej. Zwróćmy uwagę, że Ivi nie jest czystym, rasowym napastnikiem. On ma do wykonania szereg innych zadań. Biorąc pod uwagę jego kompleksowość oraz formę, w której się obecnie znalazł, zapewne trzeba go wpisać do top 3 naszej ligi.
– W kwietniu stuknęło panu w Rakowie sześć lat, a prezes Radomiaka Sławomir Stępniewski przekonuje, że dla piłkarzy jest lepiej jeśli pracują z różnymi trenerami. Jest pan w stanie to skomentować?
– Haha, dobrze, że nie słyszał tego Alex Ferguson, bo by się obraził na pana Sławka. Ciekawa teoria… Wiadomo, jak to w piłce. Można stawiać różne tezy, a później próbować je obronić. Jeśli pan Sławek tak uważa, jeśli twierdzi, że to jest dobre dla klubu, to trzeba to robić, zmieniać trenerów, byle była skuteczność tych działań. Zobaczymy, co życie przyniesie. Wierzę jednak, że była szersza argumentacja tych działań. Nie słyszałem tej wypowiedzi, bo muszę przyznać, że nie zajmowałem się tym tematem. Wiem, że doszło do zmiany trenera, co wywołało pewną burzę.
– Teraz przed wami mecz z Cracovią, wyjazd do Lubina i na koniec Lechia. Trzy mecze, trzy finały. Który z nich jawi się panu jako potencjalna pułapka?
– Każdy z tych meczów może być... łatwy lub trudny. Przypominam sobie mecz remisowy ze Śląskiem u nas. Mało kto spodziewał się zapewne, że będzie to dla nas taki trudny mecz. I w druga stronę. Bruk-Bet miał ostatnio bardzo dobry okres, a my jechaliśmy do nich mocno przetrzebieni. Spodziewaliśmy się trudnego meczu, a ostatecznie wygraliśmy dość łatwo 3:0. Jak widać, nigdy nie wiadomo, co się za rogiem czai.
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. w likwidacji (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* (1004 firm) oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP (88 firm), w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.