Po awansie Liverpoolu i Realu Madryt do finału Ligi Mistrzów, obszernego wywiadu TVPSPORT.PL udzielił były bramkarz tych klubów – Jerzy Dudek. Legendarny golkiper The Reds zdradził m.in. komu będzie kibicował w finale, kto jest faworytem oraz który piłkarz powinien otrzymać Złotą Piłkę.
Adrian Janiuk, TVPSPORT.PL: – Komu będzie pan kibicował w finale Ligi Mistrzów?
Jerzy Dudek (zwycięzca Ligi Mistrzów z 2005 roku): – Znajomi, przyjaciele czy rodzina znowu zadają mi to pytanie. W 2018 roku również mnie o to pytali, a teraz robią to ponownie. Jest to dla mnie duży dylemat. Spędziłem świetny czas zarówno w Liverpoolu, jak i w Madrycie. Natomiast koszula Liverpoolu jest bliższa mojemu ciału, dlatego będę ściskał kciuki za The Reds. Bardzo się jednak cieszę, że Real stanął na wysokości zadania i wyeliminował po drodze tak silne zespoły jak PSG, Chelsea i Manchester City. Przyjemnie będzie po raz kolejny zobaczyć w finale drużyny, w których grałem.
– Jest pan legendą Liverpoolu i większym sentymentem darzy pan ten klub?
– The Reds darzę największym sentymentem ze wszystkich zespołów, w których miałem przyjemność występować. Odniosłem tam największe sukcesy w karierze. Muszę powiedzieć, że była to dla mnie bardzo dobra szkoła życia. Anglia, Liverpool – to wszystko, czego tam doświadczyłem było wyjątkowe i zostanie we mnie do końca życia.
– Spodziewał się pan, że Villarreal będzie w stanie sprawić tyle trudności Liverpoolowi w rewanżu?
– Doceniam to, czego piłkarze Unaia Emery’ego dokonali w tym sezonie Ligi Mistrzów. Wielki respekt należy się Villarrealowi za postawę na europejskich salonach. Potrafili się przeciwstawić wielkim zespołom, które były faworyzowane w starciach z nimi. Emery udowodnił, że potrafi dokonywać wręcz cudów, patrząc na potencjał jaki posiada. Dwumecz z Juventusem był wręcz popisowy. Nie chcę powiedzieć, że zniszczyli drużynę Wojtka Szczęsnego, ale rozpędzili się w pewnym momencie bardzo mocno i pewnie rozprawili się z Juve. Pokazali nie tylko świetną grę w defensywie, jak w przypadku rywalizacji z Bayernem Monachium, ale grali widowiskowo w ofensywie. Na uwagę zasługuje fakt, że Emery potrafi ten zespół rewelacyjnie ustawić. Taktyka odgrywa tam kluczową rolę.
– Pana zdaniem Villarreal powinien dostać rzut karny pod koniec pierwszej połowy? Po meczu trwała zażarta dyskusja na ten temat w mediach.
– Sytuacja z rzutem karnym jest z tych 50 na 50. W tym przypadku nastąpiła indywidualna interpretacja sędziego i VAR-u. Mówiąc o tym zdarzeniu zapewne nie będę obiektywny, bo całym sercem byłem za Liverpoolem. Z perspektywy bramkarza mogę powiedzieć, że Alisson po prostu zablokował drogę do bramki zawodnikowi, który próbował go minąć. Dostał piłką w klatkę piersiową i to było argumentem dla sędziów, żeby nie przyznawać rzutu karnego gospodarzom. Futbol kreuje tego typu polemikę, ale jestem zdania, że gdyby ta "jedenastka" została odgwizdana, byłaby bardzo mocno naciągana.
– Czyli o żadnym skandalu nie może być mowy?
– Absolutnie nie! Wielokrotnie jesteśmy świadkami decyzji sędziów np. o podyktowaniu rzutów karnych po dotknięciu piłki ręką. Niosą one za sobą wiele kontrowersji. Werdykty o przyznaniu karnych często są dla wielu niezrozumiałe. Przepisy przepisami, bo je tak naprawdę znamy, ale interpretacja różnych arbitrów często się różni. Przypomnę, że w meczu rewanżowym Realu z Chelsea, nasz sędzia Szymon Marciniak odgwizdał rękę przy golu Marcosa Alonso. Z kolei później w spotkaniu Lecha Poznań z Legią Warszawa ręki nie widział. Są to bardzo wrażliwe kwestie, ale piłka nożna jest niezwykle dynamiczną grą i niektóre wątpliwości nigdy tak naprawdę nie zostaną do końca wyjaśnione.
– Real rzutem na taśmę doprowadzał do dogrywki w spotkaniach z Chelsea i Manchesterem City. Oni mają to w DNA czy zadecydował po prostu łut szczęścia?
– To musi być DNA Realu Madryt. W pewnym momencie także mówiło się o Liverpoolu, że potrafimy wychodzić z trudnych sytuacji, wracając do meczu w momencie, gdy nikt już w to nie wierzy. O tych zespołach nie można powiedzieć, że decyduje szczęście. Tylko w tym sezonie w przypadku Realu zdarzyło się to już kilka razy. To jest po prostu DNA tak wielkich zespołów, jak Real czy Liverpool. To jest wykreowane przez magię najlepszych piłkarzy czy też Santiago Bernabeu. Oni już niejednokrotnie, wydawałoby się, byli w beznadziejnej sytuacji, ale nie poddawali się, bo wiedzieli, że przyjdzie moment na odwrócenie losów spotkania. U nas w Liverpoolu na Anfield było podobnie. Real po prostu może poszczycić się zwycięskim DNA. To jest część tego klubu.
– Był pan zdziwiony, że tak doświadczony i klasowy zespół jak Manchester City wypuścił awans do finału w takich niebywałych okolicznościach?
– Nie tylko oni musieli obejść się smakiem. Byłem na meczu z PSG na Bernabeu czy z Chelsea i dało się dostrzec, że te zespoły miały dużą przewagę. Mam na myśli organizację gry i konstruowanie akcji. Można powiedzieć, że w każdym aspekcie te drużyny były lepsze. Każdy błąd na tym poziomie jest bardzo kosztowny i te trzy zespoły się o tym przekonały. Określam to tak, że jeżeli nie zabijesz króla, to on zabije ciebie. Real jest jak lew, który był raniony przez rywali, ale ostatnim machnięciem niszczy przeciwników. Tak było z Królewskimi, którzy byli na kolanach i wydawało się, że nie mieli argumentów, żeby to odwrócić. Real czaił się do samego końca i zadawał decydujące ciosy. Gdy traci jako pierwszy gola, wtedy wszyscy się budzą – piłkarze i kibice na Bernabeu. Wtedy tworzy się coś niewiarygodnego. Panuje tam jakaś wyjątkowa aura, która niesie zawodników. Real potrafi stworzyć coś magicznego nawet, gdy pozornie jest na kolanach. Przekonali się o tym Pochettino, Tuchel i Guardiola, czyli światowa śmietanka trenerów. Ich zespoły miał kontrolę przez większość spotkania, ale w pewnej chwili ją straciły i nie były w stanie odzyskać.
– Nokautowanie jest specjalnością piłkarzy Carlo Ancelottiego?
– Idealnie można to przełożyć na ring bokserski. Pięściarz przez cały pojedynek atakuje i ma ogromną przewagę, ale nadzieje się na jeden cios i kręci mu się w głowie. Tak samo jest z przeciwnikami Realu, którzy nie byli w stanie wrócić do rywalizacji. Nie jest to przypadek – Real tak już po prostu ma. Ancelotti potrafi znakomicie zmotywować swoich podopiecznych. Wie, jak do nich trafić, a często nie jest to proste zadanie.
– Karim Benzema po takich meczach jak te ostatnie w Lidze Mistrzów i w takiej formie jest faworytem do zdobycia Złotej Piłki? Ma przewagę nad Robertem Lewandowskim?
– Robert jeszcze do niedawna prowadził w klasyfikacji strzelców Ligi Mistrzów. Karim włączył jednak piąty bieg i strzelił kolejne ważne gole w meczach z City. Benzema swoją odpowiedzialnością oraz przywództwem boiskowym przekonał chyba wszystkich, że nadaje się do tego, żeby zdobyć Złotą Piłkę. W tej chwili jest największym faworytem do zdobycia tej prestiżowej nagrody. Może mu zagrozić jeszcze Mohammed Salah. Finałowy mecz również zadecyduje o tym, do kogo w efekcie powędruje Złota Piłka. Jestem jednak zdania, że faworytem jest Benzema. "Lewy" niestety już jakiś czas temu odpadł z tej rywalizacji.
– Czym Benzema pana przekonuje?
– Przede wszystkim gra nadzwyczajnie w rozgrywkach, które tak naprawdę szczególnie się liczą w świecie futbolu, czyli w Lidze Mistrzów. W fazie pucharowej Karim dokonuje wręcz niemożliwego. Wydaje mi się, że Benzema przeskoczył wszystkich konkurentów do tej nagrody. Chociażby rzut karny wykonany w stylu Panenki w pierwszym meczu z City. W tak ważnej chwili potrafił w ten sposób go wykonać – wielka klasa. Wcześniej, przecież zepsuł aż trzy karne na cztery. Presja była na nim ogromna, a mimo to nic sobie z tego nie robił. To mogło zadecydować o losach awansu. Widać, że czuje odpowiedzialność za wynik i za zespół. Wydaje się, że osiągnął apogeum swojej kariery. A może w kolejnym sezonie będzie jeszcze lepszy. Nikt nie wie, gdzie jest jego szczyt. Sky is the limit – jak mawiają Anglicy.
– Kto jest faworytem w finale? Czy można go w ogóle wskazać?
– Bardzo trudno jest wskazać faworyta w takim meczu. Jeżeli weźmiemy pod uwagę styl gry i fakt, jak Liverpool potrafi dominować, to angielski zespół jest solidniejszy. The Reds są lepsi w defensywie, choć zdaję sobie sprawę, że brzmię dość kontrowersyjnie, bo Thibaut Courtois jest najlepszym bramkarzem w tej edycji Ligi Mistrzów. Ratował i trzymał Real przy życiu wielokrotnie. Belg po prostu musi trafić do jedenastki sezonu, bo Królewscy dzięki niemu są w finale.
– Co będzie kluczowe w finale?
– Bardzo prawdopodobne, że indywidualności. Real słynie z ataku i środka pola. Vinicius Junior z każdym meczem jest coraz bardziej pewny siebie. W decydujących momentach chodzi właśnie o pewność siebie, bo wiadomo, że umiejętności poszczególnych zawodników stoją na najwyższym poziomie. Kto komu zabierze więcej tej pewności siebie – będzie kluczowe. Nie odważę się jednak wskazać Liverpoolu jako faworyta po tym, czego Real dokonał w ostatnich meczach. Historia pokazała, że nawet jeśli są słabsi od rywali, to potrafią odwrócić losy rywalizacji. Faworyta w tym finale nie ma.
5 - 0
Inter Mediolan
2 - 1
Arsenal Londyn
4 - 3
FC Barcelona
3 - 3
Inter Mediolan
0 - 1
Paris Saint-Germain
2 - 2
Bayern Munchen
1 - 2
Arsenal Londyn
3 - 2
Paris Saint-Germain
3 - 1
FC Barcelona
4 - 0
Borussia Dortmund