Koszmar dziejący się w Bośni zaczął się zaraz po zimnej wojnie, a jeszcze w latach 80. możliwa wydawała się perspektywa przemian prowadzących docelowo do wprowadzenia modelu państwa stosunkowo umiarkowanego ideologicznie, nawet z łagodnym prozachodnim zwrotem. Jednym z przykładów tych starań miały być zimowe igrzyska olimpijskie.
Zimą 1984 Sarajewo gościło olimpijczyków i było to wydarzenie bez precedensu, bo nigdy nie zdarzyło się, by komuniści odpowiadali za organizację takich zawodów. Ten komunizm nie był jednak radykalny. Dyktator Josip Broz Tito dbał, by nie uniezależniać się zbytnio od Związku Radzieckiego. Nie odpowiadał mu radykalizm Stalina, a później odrzucał kolejne odmiany sowieckiego komunizmu. Wolał przyciągać do Jugosławii zachodnie inwestycje, miał nawet dobre relacje z prezydentem USA Harrym Trumanem.
Jugosławia pod rządami Tito miała być krajem wielonarodowym, bez podziałów i konfliktów na tle narodowościowym i religijnym. Bośniacy, Chorwaci, Serbowie, Słoweńcy, Macedończycy i Albańczycy świetnie się tam odnajdywali, ale... do czasu. A Tito szczycił się długo tym, że w jego kraju są dwa alfabety, trzy języki, cztery religie, pięć narodów, sześć republik.
Igrzyska olimpijskie miały być symbolem tego otwarcia na świat, pokazania, że kraj komunistyczny, mimo innej ideologii, nie musi zamykać się na Zachód, może być częścią świata i nie musi zdawać się na łaskę ZSRR. Igrzyska były znaczące również dlatego że udało się zachęcić do rywalizacji sportowców z USA i ZSRR, a przecież przed wcześniejszymi imprezami tej rangi państwa kapitalistyczne i komunistyczne bojkotowały się nawzajem.
Szkółka wybawieniem
Był sobie niejaki Predrag Pasic , przed laty kapitan FK Sarajewo, zdobywca tytułu mistrzowskiego z 1985 roku. Chciał stworzyć pozory normalności, namiastkę zwykłego życia w okolicznościach niezwykłych, czyli wtedy gdy była wojna na Bałkanach. Uznał na przekór, że to dobry czas, by
otworzyć szkółkę piłkarską Bubamara, czyli po polsku Biedronka - od piłki w biało-czarne łaty.
W książce "Mecz to pretekst" jest opis, jak jego inicjatywa się rozwijała. Dookoła szerzyła się przemoc, trudno było wręcz ujść z życiem w tych realiach, gdy co i raz spadały bomby i granaty na budynki cywilne. Ale i tak, mimo tego całego zła, do hali przychodziło 200 chłopców. Chcieli chociaż na kilka godzin uwolnić się od traumy, która naznaczyła ich dzieciństwo, a de facto je odebrała. Futbol był więc swoistą odtrutką.
Strach był wtedy stałym uczuciem, a nienawiść pchała wielu do agresji. Pasic w szczerej i przejmującej wypowiedzi ujął, jak duża była skala animozji, jak nacjonalizmy dzieliły ludzi na lepszych i gorszych, wielu naznaczając piętnem wroga. On bał się Serbów zabijających Bośniaków, ale gdzie indziej - choćby w Mostarze, to Chorwaci byli ofiarami muzułmańskich ekstremistów.
Reprezentacja ofiarą trzech federacji
Nadzieją na przywrócenie poczucia solidarności oraz silnej identyfikacji było powstanie piłkarskiej reprezentacji Bośni i Hercegowiny, która pierwszy oficjalny mecz rozegrała w 1993 roku, jednak trwająca wojna pokrzyżowała te plany i sprawiła, że na dobre zaistniała w rozgrywkach międzypaństwowych dopiero w 1996.
W XXI wieku Bośnia i Hercegowina miały stopniowo okrzepnąć jako państwo, ale pewne problemy pozostały. Sport nie zawsze musi być gwarancją soft power. Nie był bowiem tą "miękką siłą", gdy w 2011 dały o sobie znów znać napięcia etniczne.
FIFA zawiesiła bośniacką federację argumentując, że jest jednak zasada: jedno państwo, jedna federacja. I do tej pory Bośniacy mieli... trzy federacje, by nie skłócać Boszniaków, Serbów i Chorwatów. Wkrótce problem został rozwiązany, ale kosztowało to wszystkich dużo nerwów.
Obecnie Bośnia i Hercegowina jest pełnoprawnym członkiem FIFA. Jakoś uporano się z tą niespotykaną chyba gdzie indziej strukturą zarządzania krajowym związkiem piłkarskim. Teraz jednak napięcia mogą znowu wzrosnąć, bo tego właśnie chce zdesperowany Putin.