| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
Sezon wchodzi w decydującą fazę. Choć Jagiellonia nie zapewniła sobie jeszcze matematycznie utrzymania, to już snuje plany. Ma w tym pomóc dyrektor sportowy Łukasz Masłowski, który w rozmowie z dziennikarzem TVPSPORT.PL opowiedział o zamierzeniach białostoczan.
Łukaszowi Masłowskiemu nieobcy jest zawód dyrektora sportowego. Ma za sobą takie doświadczenie m.in. w Wiśle Płock. Wiódł ostatnio spokojne życie, ale zimą zgłosił się do niego szef rady nadzorczej Jagiellonii Białystok Wojciech Strzałkowski i nowy prezes Wojciech Pertkiewicz. Masłowski dostał propozycję objęcia posady szefa pionu sportowego.
W rozmowie z TVPSPORT.PL opowiada o zarządzaniu w kryzysie, zmniejszeniu kadry Jagiellonii Białystok, ustabilizowaniu sytuacji finansowej i szansach na przedłużenie kontraktów z najważniejszymi zawodnikami.
Robert Bońkowski, TVPSPORT.PL: – Jak żyje się na Podlasiu?
Łukasz Masłowski, dyrektor sportowy Jagiellonii: – Klimat na razie mi odpowiada.
– Ten sportowy też?
– O sportowym będę mógł powiedzieć coś więcej po zakończonej rundzie. Wtedy przyjdzie czas szybkiego podsumowania ostatnich miesięcy.
– Ale audyt w klubie udało się zrobić.
– Nie był to pełen audyt, ale pozwolił nam dowiedzieć się więcej o tym, w jakim miejscu jesteśmy.
– A w jakim byliście?
– Najkrócej mówiąc, to nie jesteśmy zadowoleni z miejsca w tabeli. Tak też było w lutym. Dlatego zdecydowaliśmy się coś z tym zrobić i pozyskaliśmy trzech piłkarzy, w tym dwóch z ligi ukraińskiej, wykorzystując przepisy, które nam to umożliwiały… A wracając do pytania, to muszę powiedzieć, że Podlasie jest piękne. Zostałem bardzo dobrze przyjęty.
– Czasu na zwiedzanie chyba brakuje, bo jest tu dużo pracy?
– Wiedzieliśmy, w co wchodzimy z prezesem Pertkiewiczem. Było dużo roboty od początku, a niektóre sprawy spadły na nas niespodziewanie. To jednak normalne, tak jest zawsze.
– Zarządzanie klubem w kryzysie nie należy do łatwych. Wiódł pan sobie spokojne życie, więc po co panu taka harówka?
– Chyba brakowało mi po prostu adrenaliny. Do tego wkradała się życiowa rutyna. Jagiellonia nie jest zwyczajnym klubem. To zespół z ogromnym potencjałem i długą historią. Skoro poproszono mnie i prezesa Pertkiewicza o to, byśmy tu przyszli, to pewnie wymagała tego sytuacja. Podjęliśmy rękawicę. Chcę podkreślić, że to nie jest tak, iż wszystko w Jadze jest niepoukładane. Do poprawy są tylko pewne elementy, bo klub działa poprawnie. Puchary i medale w gablocie nie wzięły się z niczego. Teraz w pewnym sensie klub jest w kryzysie.
Jacek Zieliński: szanujemy punkt, bo wywieźliśmy go z twierdzy lidera
– Jak zarządza się taką spółką?
– Adoptujemy się. Każdy ma płaszczyznę, na której działa. Mnie przypadły w udziale kwestie sportowe. Staramy się wszystko poukładać, ale na to potrzeba czasu, bo kryzys wiąże się między innymi z dużą liczbą kontraktów oraz z dużą liczbą piłkarzy wypożyczonych. Mamy zbyt wielu piłkarzy, a to generuje duże koszty. Weryfikujemy zawodników.
– Będziecie rezygnować z niektórych?
– Oczywiście, że tak. Mamy już wstępną listę z nazwiskami zawodników, których prawdopodobnie nie będzie w Jagiellonii w przyszłym sezonie. Czekamy do końca rozgrywek.
– Czy na przykład, jak nazywają go kibice, wiecznie młody Przemysław Mystkowski jest na takiej liście?
– Przemkowi kończy się kontrakt i to jest jeden z tych piłkarzy, przy których mamy znak zapytania, co do jego przyszłości w klubie. Nie jest to jednak takie pewne, że Przemka w przyszłym roku w Jagiellonii nie będzie.
– Są też tacy, których chcecie sprzedać?
– Oczywiście. Do tego są tacy, którym kończą się kontrakty. Chcielibyśmy doprowadzić do sytuacji, że w przyszłym roku w Jagiellonii łącznie z akademią i drugim zespołem, będzie około 70 piłkarzy. Maksymalnie. To około 25 zawodników mamy dziś ponad stan.
– Grigoryan, Gual i Diego Santos. Trójka nowych, ale na razie przydatnych jest dwóch. Tego pierwszego nawet trudno ocenić.
– Wszystko przez uraz, który go ogranicza. Mamy jednak szczęście, że Gual i Diego dobrze czują się w Białymstoku.
– Mogą zostać dłużej?
– Wiele wskazuje na to, że liga ukraińska nie wystartuje, więc można przyjąć z dużym prawdopodobieństwem, że w przyszłym sezonie będziemy oglądać Marca Guala i Diego Santosa w barwach Jagiellonii. Chcę poinformować kibiców z Białegostoku, że z Diego jesteśmy już po słowie, a z Gualem mamy dżentelmeńską umowę. Będziemy chcieli podjąć rozmowy, by zostali z nami.
– A gdyby wybrali inny klub?
– Na to również jesteśmy gotowi. Prowadzę rozmowy z innymi, którzy mogliby ich zastąpić. Gual i Santos, to piłkarze niskobudżetowi. Nie kosztują nas zbyt wiele, ale nie wiadomo, jakie będą ich żądania od przyszłego sezonu.
– A jak w końcu będzie z kontraktem Imaza? Prawdą jest, że chcecie mu zaproponować nieco ponad 10 tys. euro miesięcznie?
– Otrzymał od nas znacznie wyższą ofertę kontraktu, która jest, uwzględniając kondycję finansową klubu, bardzo dobra. Jest to też kontrakt zabezpieczający nas. Znamy wartość Jesusa zdrowego i Jesusa w formie. Razem z prezesem bardzo chcemy go w Jagiellonii. Nadal rozmawiamy.
– Medal zawsze ma dwie strony.
– Nie wiemy do końca, czy jest to zadowalająca oferta dla Jesusa. Jeśli podpisze, to pewnie tak, jeśli nie, to oznacza, że być może ma propozycję z innego klubu.
– A co z buforem bezpieczeństwa klubu?
– Chcemy po prostu, by piłkarz był wynagradzany za to ile gra i jak gra podczas spotkań. Pieniądze będą leżały na boisku.
– A czy Jakub Lutostański podpisze kontrakt?
– Temat Kuby jest zamknięty. Zdecydował, że nie chce zostać w Jagiellonii. Jak na jego poziom sportowy, to otrzymał ponadprzeciętną ofertę. Szkoda, bo Jagiellonia jest klubem, w którym ścieżka awansu z zespołu juniorskiego do pierwszej kadry jest dużo krótsza, niż w innych klubach.
– Średnia zdobytych punktów na mecz Piotra Nowaka wynosi 0,92. To mniej, niż mieli jego poprzednicy. Wiosną trener miał pecha, bo było sporo kontuzji, które osłabiały zespół, ale czy ma teraz pewną posadę?
– Przyjdzie czas podsumowania pracy latem, gdy skończymy sezon. Piotr Nowak ma przede wszystkim zadanie do wykonania, to utrzymanie, a jest ono prawie zapewnione. Pogłoski o jego zwolnieniu są wyssane z palca. Nawet nie podejmowaliśmy z władzami takiego tematu.
Co dalej ze specyficznym piłkarzem? Legia musi znaleźć rozwiązanie w sprawie Uzbeka
– Długofalowy plan… Co pan chce osiągnąć w tym klubie?
– Chciałbym zostać mistrzem Polski. Mam nadzieję, że będziemy szli w tym kierunku. To nie jest plan na następny sezon, a raczej na kilka kolejnych lat. Przede wszystkim musimy uporządkować kadrę. Chcemy ograniczyć te wydatki w budżecie. Chcemy też umiejętnie wprowadzać piłkarzy z akademii do drugiego zespołu, a później do pierwszego. Tak, by co sezon dostarczani byli kolejni młodzi zawodnicy.
– A z seniorskiego na zachód?
– Oczywiście, że tak.
– Kogo w przyszłym sezonie może zabraknąć?
– Kilka klubów jest zainteresowanych Miłoszem Matysikiem. Są też inni, którzy mogą opuścić Jagiellonię.
– A Karol Struski?
– Na przykład. Wracając, to przygotowujemy też nowy program akademii, tak by młodzi przechodzili odpowiedni proces włączania do starszych drużyn. To musi jednak trochę potrwać. Dajemy sobie dwa lata na te zmiany. Myślę, że w trzecim roku możemy spodziewać się efektów w pierwszej drużynie.
– Zajmuje się pan również działem analiz i skautingu?
– Tak. Dzięki temu dużo podróżuję po Polsce. Jeżdżę na mecze i oglądam. Dział po przejęciu przeze mnie będzie liczył ze mną sześć osób. Będziemy skupiać się na młodych Polakach. Będą to też piłkarze polscy występujący w zagranicznych akademiach. Sporo takich jest w Anglii i Niemczech. Tam nie zawsze jest dla nich miejsce. Chcielibyśmy, by ci młodzi trafiali do nas. Za zagraniczny skauting będzie odpowiedzialny Grzegorz Mańkowski, który pochodzi z Białegostoku i jest sentymentalnie związany z klubem.
– Przeszła panu przez głowę myśl, że Jagiellonia spadnie z ligi?
– Przychodząc tutaj, mówiłem, że dla mnie najważniejsze będzie utrzymanie. Kilka razy serce mi zadrżało, ale jestem już dobrej myśli. Powoli przygotowujemy się do nowego sezonu. Brakuje nam niewiele, a rozegramy jeszcze dwa mecze. Utrzymanie jest niemal pewne.