{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
PKO Ekstraklasa. Seria nieudanych transferów jedną z przyczyn spadku Wisły Kraków
Przemysław Chlebicki /
Wisła Kraków po 26 latach żegna się z Ekstraklasą. Jedną z głównych przyczyn spadku jest niewątpliwie ostatnia polityka transferowa. W ciągu sezonu do drużyny trafiło aż dwudziestu zawodników. Tych, którzy faktycznie wzmocnili zespół, było jednak niewielu.
Co dalej z Brzęczkiem? "Musimy zachować chłodną głowę"
Przed startem sezonu z polityką transferową Wisły Kraków wiązano duże nadzieje. Nowym dyrektorem sportowym klubu został bowiem Tomasz Pasieczny, były skaut Arsenalu oraz West Bromwich, który niegdyś pełnił tę funkcję także w Cracovii. Stolicę Małopolski opuściło wówczas aż szesnastu zawodników, wliczając również wypożyczenia oraz uzupełnienia składu. Wydawało się, że nowy dyrektor dostanie wolną rękę w poszukiwaniu wzmocnień. Obiecująco zapowiadał się także wybór trenera – Petera Hyballę zastąpił Adrian Gula. Transfery również wydawały się trafne – zarówno te przed, jak i po zatrudnieniu nowego dyrektora.
Najlepszy letni transfer wyfrunął po kilku miesiącach
Latem 2021 roku do Krakowa zawitało aż jedenastu nowych piłkarzy. Sześciu Polaków, pięciu obcokrajowców. Nie zabrakło młodych talentów (Mateusz Młyński, Hubert Sobol, Mikołaj Biegański) oraz zawodników z doświadczeniem w zagranicznych ligach (Aschraf El Mahdioui, Matej Hanousek, Dor Hugi, Jan Kliment, Michal Skvarka). Wisła pozyskała również wracającego po latach do drużyny Alana Urygę oraz Pawła Kieszka, dla którego był to powrót do kraju po piętnastu latach. Uzupełnieniem składu miał być były bramkarz Odry Opole, Kacper Rosa.
Jak się okazało, najlepszym transferem okazał się El Mahdioui. Zawodnik z przeszłością w juniorach Ajaksu miał doskonały przegląd pola i mimo pozycji defensywnego pomocnika często był łącznikiem obrony z atakiem. Nie miał świetnych liczb – strzelił jednego gola w 16 meczach. Jego przygoda z Wisłą jednak nie trwała długo. Po kilku miesiącach trafił do arabskiego Al-Taawoun za 2,4 miliony, co uważano za negocjacyjny majstersztyk. Jak się jednak okazało, w rundzie wiosennej mógłby okazać się bardzo przydatny drużynie...
Czytaj też:

Byli selekcjonerzy reprezentacji Polski mieli trudne powroty na ławkę trenerską. W większości zawodzili
A jak się spisali pozostali? Zacznijmy od bramkarzy. Kieszek nie spisywał się najlepiej na początku sezonu. Zastąpiono go Biegańskim, który zachował czyste konto przeciwko Górnikowi (0:1) i od tamtej pory występował w większości spotkań. Tak sytuacja wyglądała aż do kwietnia, gdy doświadczony bramkarz wrócił na stałe między słupki. I uratował Wisłę przed szybszym spadkiem dzięki dobrym występom przeciwko Cracovii (0:0) i Jagiellonii (0:0). Z kolei Rosa nie dostał ani jednej szansy, ale z założenia miał być trzecim zawodnikiem na tej pozycji.
Obrońców do Krakowa trafiło wtedy tylko dwóch. Alan Uryga wystąpił w zaledwie trzech spotkaniach, gdyż w trakcie przygody z klubem doznał dwóch długotrwałych kontuzji. Z kolei Matej Hanousek grał regularnie – opuścił tylko dwa ligowe mecze i zaliczył pięć asyst. Trzy z nich jednak jeszcze w sierpniu. Potem grał przeciętnie – po lepszych występach przytrafiały mu się słabsze. I taką dyspozycję utrzymał praktycznie do końca rozgrywek.
Najwięcej zawodników trafiło do ofensywy. Patrząc na statystyki strzeleckie oraz ich postawę, można stwierdzić, że żaden nie sprostał oczekiwaniom. Kliment i Skvarka strzelili po dwa gole, choć grali regularnie. Drugi zaliczył pięć asyst, ale raczej nie można powiedzieć, by każda z nich wynikała z umiejętnie wypracowanych akcji. Tyle samo asyst miał Hugi, który także nie wyróżniał się na tle ligowców. Młyński częściej wchodził z ławki, ale poza golem w pierwszym meczu nic nie pokazał. Z kolei Sobol po siedmiu końcówkach meczów odszedł na wypożyczenie do pierwszoligowego Stomilu.
Czytaj też:
PKO BP Ekstraklasa. Jerzy Brzęczek skomentował spadek Wisły Kraków. "Biorę to na siebie"
Pół miliona w błoto?
Zimowe transfery nie okazały się na tyle skutecznymi wzmocnieniami, by Wisła była pewna o utrzymanie w lidze. Dlatego doszło do kolejnych, tym razem ośmiu ruchów. Tym razem wszyscy spośród zawodników byli zagraniczni. Największe nadzieje wiązano z macedońskim telentem Enisem Fazlagiciem, za którego zapłacono pół miliona euro. Miał być bowiem następcą El Mahdiouiego. W Krakowie jednak spisywał się gorzej niż w Żilinie. Nie był ani kreatywny, ani skuteczny w defensywie.
Pozostali zawodnicy również nie mieli być tylko uzupełnieniami składu. Następcą Yawa Yeboaha miał był Momo Cisse, wypożyczony ze Stuttgartu. Po golu w Pucharze Polski jednak już nic nie pokazał. Zawodem okazał się także transfer Sebastiana Ringa, który wystąpił tylko pięć razy. Z kolei hiszpański napastnik Luis Fernandez zdobył trzy bramki, ale najbardziej "zabłysnął" uderzeniem w twarz Damiana Michalskiego z Wisły Płock.
Elvis Manu, Joseph Colley, Marko Poletanović i Zdenek Ondrasek mieli dobre mecze, ale także nie utrzymywali formy na dłużej. Brakowało bowiem zawodnika, który mógłby być "zastrzykiem" jakości. Taki piłkarz przyszedł dopiero w kwietniu. Nie było już wtedy w klubie ani Pasiecznego, ani Guli, a trenerem był Jerzy Brzęczek. Wówczas do Krakowa trafił na wypożyczenie gruziński skrzydłowy z Dynama Kijów, Georgij Citaiszwili. Nie można mu odmówić aktywności, poza tym strzelił gola i zaliczył dwie asysty. To dość, patrząc na statystyki innych ofensywnych graczy Wisły w ostatnim czasie.
Krakowska wieża Babel
Wisła w ciągu ostatniego roku zakontraktowała bądź wypożyczyła łącznie aż dwudziestu zawodników. Część się kompletnie nie sprawdziła, część miała przebłyski. Tylko nieliczni okazali się prawdziwymi wzmocnieniami. Ale jednego w klubie już nie ma, a drugi trafił do Krakowa dopiero w kwietniu, gdy drużyna była już w rozsypce i stała się kandydatem do spadku. Który właśnie nastąpił.
Patrząc jednak na ogół transferów Wisły, można wywnioskować, że pod względem sportowym spadek był nieunikniony. Na większość z pozyskanych zawodników konsekwentnie stawiano, a pozytywnych efektów ich gry nie było widać. Trzeba także dodać, że w pierwszej drużynie jest obecnie aż siedemnastu obcokrajowców. Raczej mało który pozostanie w klubie po spadku z ligi. Choć to chyba lepiej dla Wisły, gdyż większość z nich raczej nie będzie dobrze wspominana po latach.
Najbliższe okno transferowe będzie trudne dla władz klubu, który będzie musiał nie tylko się wzmocnić, ale także zaoszczędzić sporo pieniędzy. Ale z drugiej strony – Wisła wciąż będzie atrakcyjnym kierunkiem dla wielu polskich zawodników – głównie ze względu na wypracowaną przez lata markę. Jedno jest pewne – drużynę czeka kolejna przebudowa, bardziej drastyczna niż rok temu. Ale czy bardziej skuteczna? To się okaże dopiero po następnym sezonie.