Jekaterina Kniazewa jest Rosjanką, wychowywała się w Moskwie. Uzyskała tytuł mistrza sportu Federacji Rosyjskiej w gimnastyce artystycznej. W 2015 roku przyjechała do Polski, gdzie dzisiaj pełni funkcję prezesa akademii dla dzieci. W rozmowie z TVPSPORT.PL opisuje przebytą przez siebie drogę oraz genezę putinowskiego reżimu. – Nie chcę mieć z Rosją nic wspólnego – wyznaje.
– Jak to się stało, że Rosjanka z Moskwy, mistrzyni sportu Federacji Rosyjskiej zdecydowała się zamieszkać w Polsce?
– Wszystko zaczęło się w 2014 roku po aneksji Krymu przez Rosję. Zdecydowałam, że wyjeżdżam, ale jeszcze nie wiedziałam gdzie. Najpierw zdecydowałam się na Turcję. Była blisko, łatwo dostępna. Mimo że język turecki od rosyjskiego różni się radykalnie, język rosyjski wystarczał, żebym pracowała jako tancerka, animatorka. Było tam niewielu Polaków, ale kilku poznałam. Podobało mi się jak mówią. Spodobał mi się piękny język. W pierwszej chwili wydawało mi się, że te osoby mówią po rosyjsku i pomyślałam wtedy, że będę uczyć się języka polskiego, bo powinno być łatwo. Zdecydowałam, że przyjadę do Polski na studia. Dowiedziałam się, że w porównaniu do innych krajów Unii Europejskiej studia w Polsce są tanie. Mama chciała, żebym zdecydowała się na Niemcy lub Czechy. Siostra mieszkała już w Czechach i powiedziała, że mi odradza, bo tam jest straszna ksenofobia, nie chcą obcokrajowców. Mogłam pojechać do Niemiec, ale tam z kolei ja nie chciałam, bo mama naciskała. A ja chciałam iść swoją ścieżką.
– To bardzo ciekawe co powiedziałaś o twojej motywacji do wyjazdu – że była nią aneksja Krymu. Z mojej perspektywy Rosjanie generalnie przyjęli zajęcie Krymu jako coś naturalnego, bo umówmy się, że i tak jeszcze przed aneksją Rosja miała tam bardzo duże wpływy.
– Jeszcze jak chodziłam do szkoły, miałam silne poczucie narodowej tożsamości. Myślałam: ja jestem Rosjanka z Moskwy. Określenia jak "Rosja dla Rosjan " to była dla mnie normalka. Ale potem dorastałam, rosła moja świadomość. Dużo rozmawiałam z mamą, która jest bardzo przeciwna działaniom wojennym. Jak Rosja zajęła Krym, po prostu nie podobała mi się inwazja na kraj, który jest niepodległy, stanowi sam o sobie. W dzieciństwie jeździłam na Ukrainę na obozy sportowe. Tam było zawsze spokojnie.
– Gdzie dokładnie jeździłaś? To był Krym, a może wschód Ukrainy?
– Kilka razy odwiedziłam Krym, m.in. Sewastopol. Nie tylko odbywały się tam obozy i turnieje, ale jeszcze mieszkała tam śp. siostra mojej babci, bliska mi osoba. Na Krymie odwiedziłam kilka miast. Odwiedziłam również Charków. Porozumiewałam się tam po rosyjsku, nigdy nie było z tym problemu. Dlatego właśnie zajęcie Krymu uznałam za strasznie niesprawiedliwe.
– Pamiętam, że gdy zdecydowałam się później na przylot do Polski, Rosjanie ostrzegali, że nas w Polsce nienawidzą. Na przykład nie wpuszczą mnie do kawiarni, bo dla Rosjan wejście zakazane. Potem przekonałam się jaka to bzdura.
– Jak śledzę rosyjskie media, to rzeczywiście dominuje narracja, że Polska to kraj rusofobiczny.
– Uważam, że Polska nigdy nie była takim krajem. Oczywiście teraz ten stosunek się znacznie pogorszył przez eskalację ataku Rosji na Ukrainę. Moi znajomi z Rosji mówili, żebym w Polsce w ogóle nie wspominała, skąd jestem, bo sobie tam nie poradzę. Jak przyjechałam i poznałam pierwsze osoby z Polski, reakcja była bardzo miła. Sympatia mieszała się z zaskoczeniem, że jestem z Rosji, a nie z Ukrainy, bo "to coś nowego".
– Znalazłem raport z 2018 roku, według którego w Rosji jest 750 tysięcy policjantów. Czy u was czuć tę kontrolę władzy na co dzień?
– Zdecydowanie tak. W Moskwie się bałam, gdy widziałam policjanta. Przemoc wobec obywateli jest tam na porządku dziennym. Mogą cię złapać, pobić i nic z tym nie zrobisz. Nawet nie masz szans poszukać sprawiedliwości. W Polsce jest zupełnie inaczej. Tutaj nie boję się policjantów, tam się bałam. OK, wiadomo – nigdzie nie jest idealnie, wszędzie znajdą się skrajne przypadki. Natomiast w Rosji – jeszcze raz powtórzę – przemoc służb mundurowych wobec obywateli jest czymś w zasadzie normalnym.
– Władimir Putin doszedł do władzy w 1999 roku. Zakładam, że tego nie pamiętasz, bo byłaś małym dzieckiem. Dzisiaj jesteś już po studiach, a Putin dalej jest u władzy. On miał swoje kryzysy. Katastrofa Kurska, wojna w Czeczenii, zamach na Dubrowce, Biesłan. Z każdego kryzysu Putin wychodzi obronną ręką. Jak widzi się obrazki z Rosji, te wielotysięczne wiece poparcia, można odnieść wrażenie, że Putin będzie rządził do końca życia. Jak to wytłumaczyć?
– Propaganda. To wszystko propaganda. Moja rodzina, odkąd pamiętam, zawsze była przeciwko Putinowi. Byłam wychowywana w duchu, że rządy Putina są złe. Jak wyłonił się Aleksiej Nawalny jako kontrkandydat dla Putina, w mojej opinii większość albo chociaż połowa Rosjan go popierała. To, jak Putin postąpił z Nawalnym, jest sygnałem dla ludzi, którzy go popierali. "Wy możecie skończyć jak Nawalny". Trzeba zdać sobie sprawę, że rosyjskie społeczeństwo nie jest czarno-białe. 1/4 może rzeczywiście wierzy, że na Ukrainie są naziści i ta wojna jest słuszna. Kolejna 1/4 w to nie wierzy, ale woli siedzieć cicho, bo się boi. U kolejnych istnieje syndrom wyparcia, bo jak czegoś nie widzą na żywo, to tego nie ma, wszystko to kłamstwo. Kolejni co odważniejsi lądują na przesłuchaniach albo wędrują na długo do aresztu, który w praktyce jest jak więzienie. Cała rosyjska machina propagandy działa tak, że tego nie widać. Widać tylko popierających Putina. Możemy i powinniśmy nazywać cały ten reżim najgorszymi określeniami, jakie tylko przyjdą nam do głowy, ale trzeba przyznać, że ich system jest skuteczny. Władza w normalnym kraju zmienia się wtedy, gdy pojawi się silny kontrkandydat polityczny. W Rosji nawet jak się taki pojawi, kończy jak Nawalny.
– Czy mieszkając w Moskwie byłaś naocznym świadkiem pacyfikacji? Albo świadkiem innej tego typu sytuacji, która groziła twojemu bezpieczeństwu?
– Wydaje mi się, że nie. Moja rodzina chyba też nie. Chyba, że mnie chronili w dzieciństwie przed tego typu rzeczami i mi o nich nie mówili. Nawet teraz mój brat prosi mamę i siostrę, by nie manifestowały swoich poglądów, bo może im coś grozić. Za zwykły wpis w mediach społecznościowych można pójść do więzienia. Ostatnio mój brat przyznał mi się w rozmowie telefonicznej, że gdyby tylko mógł wyjechać na zachód, to pierwszą rzeczą, którą by zrobił, byłoby napisanie w mediach społecznościowych całej prawdy – że Putin to zbrodniarz wojenny. Ale teraz tego nie zrobi, bo boi się o swoją rodzinę. W ten sposób wolność Rosjan jest ograniczana.
– Byłaś studentką Uniwersytetu im. Iwana Fiedorowa w Moskwie. Czy taki Uniwersytet to też jest sojusznik Putina i siedlisko propagandy?
– Studiowałam tam do 2014 roku. Wtedy jeszcze nie było tak źle. Wręcz pamiętam, że o ile nie było zajęć stricte z polityki, to analizowaliśmy wtedy mechanizmy propagandy, nawet podawaliśmy przykłady. Wydaje mi się, że odbywało się to bez potępienia zjawiska. Uczyliśmy się jak odtwarzać propagandę. Jak już Rosja zaanektowała Krym, to przyjęto to na chłodno. Mówiono "Krym nasz, Krym nasz", ale bez wgłębiania się w szczegóły tej de facto wojny. Ja już wtedy dużo pracowałam, miałam wtedy swoją szkółkę gimnastyczną i starałam się żyć z dala od polityki. Teraz to jest trudne.
– Wspomniałaś wcześniej o syndromie wyparcia. Mamy do czynienia z makabrycznymi doniesieniami. O mordowanych cywilach, w tym kobietach i dzieciach. Bestialskich gwałtach na nich. Trudno sądzić, by wszyscy Rosjanie żyli w takiej bańce, żeby nie zdawali sobie sprawy chociaż z części tych zjawisk.
– To jest zdecydowanie wyparcie. Powiem ci przykład: koleżanka mojej mamy zwróciła się do niej ze skargą na temat moich wpisów w mediach społecznościowych, gdzie krytykuję działania Rosji. Mówi mojej mamie, że to wstyd mieć taką córkę. Że jak można wychować dziecko, któremu wstyd jest być Rosjanką.
– Uporządkujmy. Twoja mama nadal mieszka w Rosji.
– Tak, mieszka w Moskwie.
– Jak wygląda twoja komunikacja z mamą? Nie chcę wnikać w wasze prywatne rozmowy, ale czy pojawia się w nich temat wojny i wszystkiego co się wokół niej dzieje?
– Zawsze. Stosujemy pewne środki ostrożności. Uważamy na to, gdzie rozmawiamy. Usuwamy wiadomości. To kwestia bezpieczeństwa mojej mamy i brata, którzy tam zostali, ponieważ nie wierzę, że coś mi tutaj może grozić ze strony rosyjskich służb. A przynajmniej mam taką nadzieję. Martwię się o moją rodzinę. Brat jest powściągliwy, uważa na wszystko. Mama jest odważna. Nie chce milczeć. W naszych rozmowach bardzo ostro krytykuje reżim Putina. To ja czasem mówię "mamo, spokojnie", żeby nie było później problemów.
– A jak śledzisz jeszcze rosyjskie media, to nie przeraża cię, że w rosyjskiej telewizji państwowej jest debata analizująca możliwość użycia broni nuklearnej? Czy jeszcze mieszkając w Rosji, zauważałaś taką agresywną narrację?
– Aparat państwowy stara się, by od najmłodszych lat budować w obywatelu poczucie siły. Rosjanie i Rosjanki na lekcjach historii uczą się, że Rosja i ZSRR nigdy nie przegrywają. Jest to propaganda sukcesu w najczystszej postaci. Jak wracałam ze szkoły i mówiłam mamie co było na lekcjach, to odpowiadała, że nie, to nie tak było. Mama mi mówiła, że druga wojna światowa zaczęła się w 1939 roku, a nie 1941. W rosyjskich podręcznikach druga wojna światowa zaczęła się w dniu napaści III Rzeszy na Związek Radziecki. U nas to się nazywa wielką wojną ojczyźnianą. Niedawno był "Dzień Pobiedy", więc ten temat wraca. Kiedyś nosiłam w tym dniu takie charakterystyczne pomarańczowo-czarne wstążki (wstążka Świętego Jerzego – red.). Dzisiaj jeśli jeszcze to gdzieś znajdę, to wyrzucę.
– W związku z tym rozumiem, że na przykład słowo o zbrodni Stalina w Katyniu to abstrakcja.
– U nas nie ma w ogóle takiego tematu. Według programu nauczania Rosja wszystko wygrywała, zawsze była po właściwej stronie i nigdy nie zrobiła nic złego. Ostatnio miałam zabawną sytuację z ukraińskimi dziewczynami, które są w mojej szkole gimnastyki artystycznej. Słuchałyśmy piosenek, akurat była moja playlista. W pewnym momencie zaczął lecieć z głośników rapowy utwór "Rosja, Rosja" o tym jaka Rosja jest wielka, potężna, wspaniała. Wszystkie zaczęłyśmy się z tego śmiać. To jest właśnie kwintesencja tej propagandowej narracji. Interpretacja roku 1945 też jest zero-jedynkowa. Związek Radziecki przegonił nazistów aż do Berlina. Ani słowa o grabieżach, gwałtach. Uczy się, że ZSRR bohatersko pokonał nazizm, a na przykład "niewdzięczna Polska" tego nie docenia.
– Właśnie na takiej narracji Putin buduje swój polityczny kapitał. W Rosji nigdy nie było tajemnicą, że on chce mieć Ukrainę pod sobą. Putin chce poczucia potęgi, bo chce być przeciwwagą dla Gorbaczowa i Jelcyna, którzy w Rosji są uważani za bardzo słabych, spolegliwych prezydentów. Putin to straszny człowiek. Jego nieco aktorska poza, sposób mówienia.
– A co z historią po drugiej wojnie światowej? Czy porusza się u was temat inwazji na Afganistan?
– W ogóle. Chodziłam do szkoły sportowej, więc w moim programie lekcje historii były drugorzędne, ale pamiętam, że z tej części historii po drugiej wojnie światowej poruszaliśmy właściwie tylko temat prezydentów. A jeszcze wracając na chwilę do drugiej wojny światowej, rosyjskie uwielbienie do poczucia zwycięstwa widać na przykładzie oblężenia Staliningradu. Wiadomo, ogromne straty, cierpienie milionów ludzi. W Rosji niezbyt się o tym aspekcie mówi. Czy ludzie cierpieli, czy nie, najważniejsze jest zwycięstwo. Kiedy zamieszkałam w Polsce, pojechałam do Muzeum Auschwitz. Wszystko tam zrobiło na mnie kolosalne wrażenie. Dzisiaj te demony budzą się w Rosji.
– Chyba nikt nie sądził, że jeszcze zobaczymy ostrzeliwaną rakietami europejską stolicę.
– Jedna z ukraińskich pracownic w mojej akademii wytatuowała sobie flagę Ukrainy. Powiedziała, że nie wróci na Ukrainę aż do momentu, gdy jej kraju nie opuści ostatni rosyjski żołnierz. Bo gdy rosyjski żołnierz zobaczy ten tatuaż, to nie będzie się o nic pytał, tylko zrobi jej od razu krzywdę. To jest przerażające.
– Właśnie, ty pracujesz na co dzień z dziećmi m.in. z Ukrainy. Twoje niektóre pracownice też są z Ukrainy. Pracujesz jako – podkreślmy to jeszcze raz – mistrzyni sportu Federacji Rosyjskiej w gimnastyce artystycznej. Jakie trzeba spełnić warunki, żeby otrzymać taki tytuł?
– Ścieżka jest długa. Trzeba jeździć na turnieje i zdobywać tzw. klasy sportowe. Trzeba ćwiczyć i jeździć na turnieje kwalifikacyjne ze swoimi układami. Gdy już się osiągnie daną klasę sportową, otrzymuje się z ministerstwa certyfikat – legitymację. Najpierw jest pierwsza klasa sportowa, potem klasa juniora. Potem otrzymuje się status kogoś, kto aspiruje do bycia mistrzem sportu. Z klasy juniorskiej przechodzi się na seniorską, Jeśli zdobędzie się wystarczającą liczbę punktów na dwóch turniejach - na przykład mistrzostwach Moskwy - to otrzymuje się taki tytuł. Moskwa jest wielka, jest tam ogromna konkurencja. Trzeba być w TOP 3, żeby spełnić kryteria. Jak już zostaną one spełnione, trener wysyła dokumenty do ministerstwa. Potem przez następny rok trzeba zdobyć taką samą liczbę punktów jaka jest wymagana i wtedy otrzymuje się status mistrza sportu. Co ważne, nie trzeba już w tym ostatnim roku zajmować miejsca w czołówce, tylko wystarczy po prostu zdobyć daną liczbę punktów na turniejach w ciągu całego roku. Dostałam wtedy pamiątkowy medal.
– A oprócz medalu, czy z racji bycia mistrzynią sportu przysługiwały ci jakieś nagrody? Na przykład finansowe?
– Żadnego stypendium. W Rosji przysługują one tylko reprezentantom kraju. W Polsce na tej podstawie mogłabym nie zaliczać wychowania fizycznego na studiach, ale nawet nie próbowałam się o to starać, bo za dużo zachodu. Z korzyści no to na pewno wpis w CV. Każda polska szkoła gimnastyki chciała mnie przyjąć z otwartymi ramionami, bo mieć u siebie rosyjską mistrzynię sportu to nobilitacja z racji wielkich tradycji Rosji w tym sporcie. PR-owo taka szkoła mocno zyskuje. Łatwo mi było o pracę.
– Na pewno śledzisz poczynania rosyjskich sportowców. Szanowane postaci w świecie sportu jak Powietkin czy Pluszczenko manifestują poparcie dla zbrodniczej działalności Putina. Spośród gimnastyków jest też Iwan Kulak, który prezentował symbol "Z" na podium MŚ w Dausze. Z czego według ciebie to wynika?
– Linoj Aszram – izraelska mistrzyni olimpijska z Tokio w gimnastyce artystycznej powiedziała, że gdyby Izrael prowadził takie działania jak Rosja, to by je popierała. To przywiązanie do proputinowskiej trenerki.
– O właśnie. A może idąc dalej, to kwestia przywiązania do organów państwowych, które biorą takiego sportowca i jego sztab trenerski pod opiekę? Może nawet jakaś podświadoma wdzięczność za stworzone warunki.
– Wcześniej powiedziałam o zasadach przyznawania stypendium. Być może jest to właśnie przyczyna takich poglądów. Reprezentacja jest uzależniona od trenera głównego, który z reguły rządzi w sposób despotyczny i sportowiec w trosce o własne interesy nie może wychodzić przed szereg.
– Popierasz wykluczenie rosyjskich sportowców?
– Trudno powiedzieć. Jeśli jest sportowiec, który przykleja sobie "zetkę", to trudno wtedy go nie wykluczyć. Natomiast już Andrieja Rublowa, jednego z czołowych tenisistów świata jest mi szkoda. Napisał na kamerze "Nie dla wojny". Został wykluczony mimo jednoznacznego stanowiska. Według mnie na każdego rosyjskiego sportowca należy patrzeć indywidualnie. Nie ma tutaj jednoznacznej odpowiedzi.
– Przed 24 lutego czytałem, że Putin nie zdecyduje się zaatakować Ukrainy na pełną skalę, ponieważ około czterdziestu milionów Rosjan ma więzy krwi z Ukraińcami. Tymczasem to nie zatrzymało rosyjskiego prezydenta. Słowianin morduje Słowianina.
– Ofiarami Rosji są Ukraińcy, podkreślmy to jeszcze raz. Na drugim planie Putin wyrządził krzywdę nam wszystkim. Jak powiedziałeś – Słowianin morduje Słowianina. Pamiętam sprzed 2014 roku, że mieliśmy bardzo przyjazne stosunki z Ukrainą. Nawet aneksja Krymu w moim odczuciu nie zmieniła tego, że z Ukraińcami i Ukrainkami bardzo dobrze się dogadywałam.. Teraz czuję przed nimi wstyd. Wstyd mi patrzeć im w oczy, bo wiem, że Rosja na Ukrainie dokonuje ludobójstwa. W sensie praktycznym nie mam z tym nic wspólnego, nie mogę jej powstrzymać, ale przez rosyjskie obywatelstwo czuję na sobie piętno. Obawiam się, że to będzie piętno na całe życie.
Rano 24 lutego zadzwoniłam do swojego prawnika i powiedziałam, że ma zrobić wszystko, bym mogła otrzymać polskie obywatelstwo, ponieważ chcę zrezygnować z rosyjskiego. Nie chcę mieć na sobie właśnie tego piętna. Kiedyś zarejestrowałam się w Warszawie na wybory prezydenckie. Miałam głosować na Aleksieja Nawalnego, ale Nawalny zaapelował, by je zbojkotować, więc ostatecznie nie poszłam. Możemy mówić, że Rosjanie są źli i to jest racja, ale to nie zmienia faktu, że ja też jestem Rosjanką. Nie można wszystkich wrzucać do jednego worka.
– Po 24 lutego opublikowałaś w swoich mediach społecznościowych emocjonalny post, w którym potępiłaś Rosję i otworzyłaś się w kwestii historii swojej rodziny. Powiedz szczerze: zrobiłaś to z potrzeby serca, czy po prostu bałaś się o utratę klientów w swojej firmie?
– Rzadko się wypowiadam w prywatnym tonie. Oddzielam życie prywatne od pracy. Kiedy zaproponowałam taki post, moi pracownicy mówili, żeby tego nie robić. Nie powinnam zwracać uwagi na to, że jestem Rosjanką. Ale ja się nigdy nie kryłam ze swoim pochodzeniem, jak i nie ukrywałam swojego stanowiska na temat wojny na Ukrainie. Uznałam, że to musi wybrzmieć. Tym bardziej, że mam dużo znajomych z Rosji na Facebooku. Zapytałeś o motywację: była taka i taka. Moi pracownicy się obawiali, ponieważ wycofało się od nas kilku sponsorów z racji tego, że jestem Rosjanką. Powiedzieli, że gdyby była inna władza przy zarządzie, to nie byłoby takiego ruchu, ale w takim wypadku muszą się wycofać.
– Ćwiczysz z dziewczynkami z Ukrainy. Czy ich rodzice mieli obiekcje co do twojego pochodzenia?
Nie, z tej strony nie było żadnych problemów. Pewnie z tego powodu, że zdążyłam wzbudzić ich zaufanie, nie kryjąc się z tym, że potępiam politykę Rosji. Nawet jak nikt się nie pytał wprost. Jednak w internecie pojawiło się kilka komentarzy, że trzeba przestać przyprowadzać dzieci do akademii, bo prezesem jest Rosjanka. Też były komentarze, że miasto powinno przestać wynajmować mi lokal. Przecież to głupota, bo kogo oni chcieliby ukarać – mnie czy te dzieci, dla których pracujemy?
– W Rosji pozostała twoja rodzina. Już powiedziałaś, że się o nich boisz. Zakładam, że jednak chciałabyś kiedyś wrócić do Rosji choćby z tego względu.
Nie chcę. Nie chcę już nigdy wrócić do Rosji. Zakorzeniłam się w Polsce. Nawet jeśli kiedyś zaproponują mi pracę w Stanach Zjednoczonych albo na Malediwach, zostaję tutaj. Czuję się Polką i tutaj jest moje miejsce na ziemi.
– A co z rodziną?
– Przed 24 lutego mieli przyjechać do Polski. Właściwie już wszystko było gotowe, ale nastąpił dzień ataku i polski Konsulat przestał wydawać Rosjanom jakiekolwiek wizy. Sytuacja jest o tyle trudna, że tam w Rosji jest jak jest, ale jak mieszkasz całe życie w kraju, w którym masz pracę i dom, trudno zostawić to wszystko. Chciałabym mieć swoich bliskich przy sobie, ale trzeba pokonać szereg przeszkód zarówno praktycznych i formalnych.
– Obraz, który wyłania się z twoich słów jest bardzo przykry. Oprócz tego, że Putin wyrządził potworną krzywdę Ukraińcom, swoimi zbrodniami postawił mur między Rosją a cywilizowanym światem. Ci, którzy wyjechali, zostawili tam swoich bliskich. Ty jesteś takim przykładem.
– Putin podzielił nas wszystkich. Ludzie z mojej firmy zostawili na Ukrainie rodziny i dochodzi do mnie, co tam się dzieje. Powtórzę – jest mi wstyd patrzeć im w oczy. W większości wyznajemy tę samą wiarę, mówimy praktycznie tym samym językiem, bo wielu Ukraińców świetnie mówi po rosyjsku. Niedawno widziałam fragment jakiegoś nagrania video, gdzie starsza Ukrainka mówi, że Rosjanin już nigdy nie będzie "kolegą" Ukraińca. Nigdy. Dla mnie to jest straszne.
– Puentą naszej rozmowy jest to, że czas nie zagoi tych ran. Nawet jeśli wojna wkrótce się skończy, narody zostały podzielona na następne pokolenia.
– Tak. Nie da się już wrócić do tego, co było. Ukraińcy będą żyć z tym bólem, jaki wyrządza im Rosja i pewnie jeszcze długo będzie wyrządzać, a Rosjanom pozostanie to piętno i wstyd.
Jekaterina Kniaziewa – Rosjanka od 7 lat mieszkająca w Polsce, była studentka Uniwersytetu im. Iwana Fiedorowa w Moskwie, mistrz sportu Federacji Rosyjskiej. Obecnie prezes Future Academy, gdzie koordynuje zajęcia z gimnastyki artystycznej oraz cheerleadingu.