{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Jelena Wialbe wyrzucona z Rady FIS. Caryca Putina bez wstydu pojawiła się na obradach
Michał Chmielewski /
Obradujące w trybie hybrydowym władze Międzynarodowej Federacji Narciarskiej (FIS) wybrały w czwartek nowych członków Rady. Świat sportów zimowych odetchnął z ulgą. Jelena Wialbe, zwana Carycą Putina, nie została wybrana na kolejną kadencję.
Kongres, który właśnie trwa, jest pełen politycznych wojenek. W wyborach prezesa FIS doszło do skandalu, ponieważ urzędujący Johan Eliasch i jego zarząd nie chcieli zgodzić się, aby przy głosowaniu pojawiła się opcja sprzeciwu dla jego nazwiska. Był jedynym kandydatem, ale na kartach wystarczyło zaznaczyć tylko jego nazwisko. Największe federacje, w tym Polska, zniechęcone do Szweda chciały przede wszystkim zmienić formułę i dodać opcje "na nie" i "wstrzymuję się od głosu". Podobno atmosfera była tak napięta, że część opozycji zagroziła FIS nawet założeniem sprawy sądowej. Ostatecznie Eliasch został wybrany.
Ale to był dopiero początek podgrzewania atmosfery obrad. W sali bowiem, już przy głosowaniu na członków kolejnej kadencji Rady FIS, znalazła się "Caryca Putina", czyli była rosyjska biegaczka Jelena Wialbe. Ta sama, która jako wysoko postawiona urzędniczka w krajowej federacji potrafiła publicznie rugać zawodniczki po ich złych startach. Ta sama, która pojawiała się na trasach biegowych z papierosem, o posturze niczym nie przypominającej byłej wybitnej sportsmenki. Ale wygląd to żaden problem. Problemem było to, co mówiła i za kim wstawiała się po napadzie Rosji na Ukrainę. A były to sformułowania skandaliczne. Wialbe jednak nie mogła zachować się inaczej, jeżeli jej futerał telefonu jest zdobiony wizerunkiem prezydenta kraju, a na niektóre okazje swoje ciało dekorowała koszulką z podobnym portretem.
– Nie rozumiem, dlaczego miałabym nie kandydować? – pytała publicznie, będąc wiosną u zwieńczenia dotychczasowej kadencji w Radzie. Sam fakt, że pomimo zawieszenia Rosji i Białorusi (z czym zwlekano) mogła nadal pełnić swoją funkcję, uważano za skandal. Te słowa były już przekroczeniem granicy. Kolejnej.
– Kandydatura Wialbe? Nie chce mi się nawet o tym rozmawiać. To jest nieprawdopodobne i to, jak świadczy to o władzach FIS, proszę sobie samemu dopowiedzieć. Jeżeli Wialbe zostanie wybrana, będziemy stanowczo protestowali. Tak po prostu nie można – uważał Jan Winkiel, sekretarz PZN.
Wybory, które przeprowadzono w czwartek, szczęśliwie przyniosły wynik niekorzystny dla persona non grata. Delegaci zagłosowali na nią 48 razy, najmniej ze wszystkich kandydatów. Choć sam fakt, że aż tylu było "za" pozostawieniem Wialbe w strukturach, jest dla tej federacji kompromitujący. Do takiego stanu rzeczy jednak środowisko narciarskie zdążyło się już przyzwyczaić. I w dużej mierze winę za to ponosi sam Eliasch. To jego prywatne relacje z Rosjanami, według części opinii, miały w największej mierze decydować o opieszałej i mało stanowczej polityce wobec Rosjan i Białorusinów.
Inną z ważnych decyzji obrad było rozszerzenie nazwy organizacji. Skrót FIS zostaje, jednak od teraz to oficjalnie nie tylko federacja narciarska, ale również snowboardowa.