{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Energa Basket Liga. "Osiemnastka" Śląska! Wrocławianie mistrzem Polski po dwudziestu bolesnych latach. Odradzali się w 2. lidze
Antoni Cichy /
Koszykarski Śląsk Wrocław pokonał Legię Warszawa i po raz osiemnasty w historii został mistrzem Polski. Na ten dzień wrocławianie czekali dwadzieścia lat.
Rollercoaster emocji na koniec ligi. Mistrzostwo po 20 latach
Czytaj też:

Energa Basket Liga. Łukasz Kolenda: wielu z nas pierwszy raz jest w finale. To niesamowite doświadczenie
Hala Stulecia pękała w szwach jak za dawnych czasów, bilety wyprzedały się już po trzech minutach, a te vipowskie osiągały – jak na realia polskiej koszykówki – astronomiczne ceny. Ba, pod halą zorganizowano specjalną strefę kibica, bo chętnych było dużo więcej niż mogą pomieścić trybuny. Dało się czuć coś wyjątkowego. Że jak nie dziś, nie tu, w tym magicznym miejscu, w piątkowy wieczór, jak nie z Andrejem Urlepem na ławce trenerskiej, i wreszcie Travisem Tricem na parkiecie, to kiedy?
I stało się. Po ostatniej syrenie Hala Stulecia eksplodowała z radości. Wiwatowała. Po dwudziestu latach – długich, morderczych, trudnych – Śląsk znów jest najlepszy w Polsce. Wrocław ponownie stał się stolicą polskiej koszykówki. Jak długo nią będzie? O tym nikt w ten wieczór nawet nie zamierza myśleć, bo dwadzieścia lat czekania to zbyt długo, by nie cieszyć się chwilą.
Sukces rodził się w bólach
W ostatnich tygodniach zagrało wszystko. Ale tego piątkowego wieczoru mogło nie być. Paradoksalnie, nie byłoby go bez fatalnego początku sezonu, bez zmiany trenera i powrotu legendarnego Andreja Urlepa. Potem w play-offach Śląsk po dwóch ćwierćfinałowych meczach przegrywał z Zastalem Zielona Góra 0:2. Wygrał dwa razy u siebie i w decydującym meczu na wyjeździe. A w półfinale po dwóch sensacyjnych zwycięstwach nad Czarnymi w Słupsku doznał druzgocącej porażki w Orbicie. 60:123 wyglądało nierealnie i bolało. Kibice wychodzili już w czwartej kwarcie ze spuszczonymi głowami, pytając się, jak do tego doszło?

Dwa dni później Hala Stulecia znów wypełniła się po brzegi kibiców pełnych nadziei. Ale ta gasła z każdą minutą. Czarni ponownie byli nieugięci, a w końcówce wręcz bawili się grą w koszykówkę. Wrocławianie nie istnieli, gubili się, tracili piłkę, nie potrafili wyprowadzić akcji. Jak po takich dwóch porażkach mieli zwyciężyć w Słupku? Jakoś zwyciężyli. Na parkiecie raz jeszcze rządzili Trice i spółka.
Urlep wrócił do Wrocławia w październiku po czternastu latach. Rzucił koło ratunkowe. Bo w końcu kto, jak nie on? Człowiek, który zdobył z WKS-em cztery złote medale, prowadził klub w czasach świetności, kiedy Hala Stulecia pękała w szwach tak jak w ten piątkowy wieczór. Po siedmiu ligowych spotkaniach Śląsk miał ledwie dwa zwycięstwa, a przed sobą rywalizację w EuroCupie. Zjawił się Słoweniec i wrocławianie zaczęli wygrywać.
– Muszę powiedzieć jedną rzecz. Nie ma żadnej magii. Jest tylko praca. Trzeba wytłumaczyć zawodnikom, czego się od nich wymaga i jak mają grać – odparł w swoim stylu w rozmowie z TVPSPORT.PL. Nie jest chętny do wywiadów. Udziela głównie tych, których musi. Ale jeśli ktoś go nie kocha, to musi szanować. A we Wrocławiu i kochają, i szanują.
Śląsk zniknął z ligi. Przetrwały rezerwy
Sukcesu mogło nie być, ale mogło też nie być Śląska. I przez moment, wcale nie tak krótki, nie było w najwyższej klasie rozgrywkowej. Tuż przed sezonem 2008/09 – dokładnie pięć dni przed jego rozpoczęciem – ówczesny właściciel Waldemar Siemiński uznał, że już nie chce dalej inwestować w dawną koszykarską potęgę. Śląsk nie rozegrał meczu o Superpuchar Polski, a w po czterech ligowych kolejkach wycofał się z ligi. Siedemnastokrotni mistrzowie kraju wycofują się – w mieście z takimi koszykarskimi jak sztylet wbity prosto w serce.
Przetrwały drugoligowe rezerwy. I tak, powoli, mozolnie, odradzał się Śląsk. Po trzech latach awansował do I ligi, a po roku wrócił do elity. W międzyczasie w PLK występował... inny Śląsk. Przemysław Koelner, znana postać w sportowym środowisku w stolicy Dolnego Śląska, wypożyczył prawa do nazwy i posługiwania się znakami handlowymi. Nabył licencję dla swojego WKK i przez sezon Śląsk – albo twór nazwany Śląskiem, jak powiedzieliby wierni kibice – na nowo znalazł się w koszykarskiej elicie. Po roku Koelner już nie otrzymał licencji i przygoda szybko się skończyła.
W tym czasie prawdziwy Śląsk przebijał się przez niższe szczeble rozgrywkowe. Aż w 2013 roku awansowali do PLK. Tyle że nie zagrzali w niej miejsca na długo. Minęły trzy lata i wrocławianie znów nie zgłosili się do rozgrywek. Znów przetrwały rezerwy. Druga liga, pierwsza, awans na wyciągnięcie ręki i przegrana w finale play-offów. Szczęśliwie, przed sezonem 2019/2020 Śląsk otrzymał zaproszenie od PLK. I został w niej do dzisiaj. Siódmy w trakcie rozgrywek przerwanych przez koronawirusa, trzeci przed rokiem i teraz z osiemnastym tytułem
Wrocław znów pokochał koszykówkę
To miasto było spragnione takich chwil. Bilety wyprzedane w trzy minuty – lepszego dowodu nie ma. Pełna Hala Stulecia, pełne tramwaje, zapach popcornu po trybunami jak za dawnych lat. I ten sam Andrej Urlep na ławce trenerskiej. Kiedy wrocławianie wracali do europejskich pucharów, grali początkowo w Orbicie, ale nawet ta nie zapełniała się. Może początkowo, potem spowszedniało. Na mecz w Hali Stulecia tuż przed Świętami przyszły jednak tłumy. Bo wracały wspomnienia, nawiązania do Macieja Zielińskiego, do Dominika Tomczyka, do nieodżałowanego już Adama Wójcika, który odszedł w 2017 roku. Bo to, co piękne, kojarzyło się z przeszłością, a nie teraźniejszością.
– Myślę, że trzeba przestać żyć tym, co było kiedyś. To już się zdarzyło i nie wróci. Należy stworzyć coś nowego, oprzeć to na nowych ludziach. Maciek Zieliński to legenda Śląska, Maciek to po prostu Śląsk, jego historia, ale on już nie będzie grał. Trzeba stworzyć nową kulturę kibicowania i wszystko przyjdzie, wszystko przed Śląskiem. Ma potencjał i zobaczymy, co się zdarzy – apelował przed meczami w europejskich pucharach Kamil Chanas, który spędził wiele lat we Wrocławiu.
I miał rację. Wrocław już nie żyje tym, co było dwadzieścia lat temu. Żyje tym, co jest dziś, tu i teraz. Tym, na co czekał dwadzieścia lat. A ci, którzy z dzieciństwa pamiętają zapach popcornu, światowe firmy w Hali Stulecia, popisy Macieja Zielińskiego i po dwudziestu latach znów usiedli na trybunach, powiedzą kiedyś, że pamiętają też finał z 2022 roku, Travisa Trice'a i Aleksandra Dziewę. Bo bez Trice'a Śląsk mistrzem by nie został. "MVP" – to skandują, kiedy jest przy piłce, kiedy staje na linii rzutów osobistych. Travisa w przyszłym roku pewnie już nie będzie, za dobrze się zaprezentował (w końcu MVP całej ligi). Ale w historii Śląska zostanie.
Adam Wójcik patrzy z góry
Ten sukces ma jeszcze jeden wymiar. Wzruszający. W piątkowy wieczór koszulkę z "10" znów założył Wójcik. 23-letni Jan Wójcik. Syn Adama Wójcika. Legendy Śląska Wrocław, która 26 sierpnia 2017 roku zmarła na białaczkę. Nikt w dzieciństwie bliźniaków, Jana i Szymona, nie przymuszał, żeby rzucali do kosza.
– W domu nie było nawet piłki do koszykówki. I któregoś dnia, gdy byli w trzeciej klasie szkoły podstawowej, poprosili, żeby zaprowadzić ich na treningi. Trafili do WKK, który wskazał nam Krzysztof Walonis, a jemu mogliśmy zaufać. […] Nie przymuszamy ich, sami podjęli decyzję, że chcą grać w kosza. Pięć lat wcześniej niż ich ojciec, w wieku ośmiu lat – mówiła nam żona Adama Wójcika, Krystyna przed jego corocznym memoriałem.
W 2020 roku w dniu trzeciej rocznicy śmierci Adama Wójcika Śląsk ogłosił, że w drużynie zagra jego syn, Jan. Po niespełna dwóch lata został mistrzem Polski. Tata na pewno byłby dumny.
Wójcik znów na parkiecie – jakże symboliczne. Urlep znów na ławce. I znów ta Hala Stulecia wypełniona po brzegi. Dwadzieścia lat minęło, jest inaczej, ale jakby trochę tak samo. Ta noc we Wrocławiu będzie magiczna.