Liga Narodów. Noty za mecz z Polska – Walia. Świetny występ Jakuba Kamińskiego
Reprezentacja Polski przed meczem z Walią (fot. 400mm.pl)
Mateusz Miga
Trzeba było ratować ten mecz i udało się. Reprezentacja Polski przegrywała z Walią 0:1, ale dzięki dobrym zmianom udało się odwrócić wynik spotkania. Jak wypadli wybrańcy Czesława Michniewicza?
Trudno powiedzieć, czy tak wyobrażał sobie debiut w dorosłej reprezentacji Polski. Pracy nie miał bowiem zbyt wiele. Pierwszą interwencję zanotował w 22. minucie, gdy pewnie złapał uderzoną z dystansu piłkę. Przy golu dla Walii nie miał zbyt wiele do powiedzenia. Obronienie tej piłki byłoby interwencją klasy światowej. Czujny w bramce do samego końca. W doliczonym czasie gry zanotował dość niepewne piąstkowanie po rzucie rożnym, na szczęście strzał Walijczyka był niecelny.
Nie był motorem napędowym naszej drużyny, ale dał to, czego od niego się oczekuje czyli jakość. Dobrze czytał grę i zazwyczaj był ustawiony we właściwym miejscu. Uratował nas przed stratą bramki po pół godzinie gry, blokując strzał rywala. Mecz skończył z żółtą kartką.
Nim skończył się pierwszy kwadrans, już miał na koncie kilka wygranych pojedynków powietrznych. W walce o górne piłki był bezbłędny, ale po ziemi już nie zawsze było tak kolorowo. Mimo to, mnóstwo ważnych interwencji i tradycyjnie już najmocniejszy punkt naszej defensywy.
W 20. minucie błysnął szybkością i odbiorem. Pognał za rywalem i przerwał bardzo groźnie wyglądającą akcję gości. Ale sam też pakował nas w tarapaty, jak w 31. minucie, gdy goście po nieudanej próbie rozegrania wyszli z groźnym atakiem. Do końca meczu już bez większych błędów.
On się nigdy nie zmieni. Chętny do gry do przodu, czasem zbyt odważny, go idzie sam na dwóch, trzech rywali. I chaotyczny w tyłach. Ten balans byłby zdecydowanie na plus, gdyby nie tylko jedno dośrodkowanie zakończyło się golem. Wcześniej, jak już dobrze wrzucił to koledzy nie potrafili wykorzystać. Ale nie brakowało też zagrań w niewłaściwy sektor pola karnego.
Asekurował Puchacza z lewej strony boiska. W swoim stylu ruchliwy, odbierający sporo piłek. Zanotował efektowną interwencję blokując strzał Burnsa z woleja. W 35. minucie miał okazję do zdobycia gola i powinien ją wykorzystać, ale strzał z lewej nogi był słaby i niecelny. Pod koniec pierwszej połowy świetny długim podaniem uruchomił Puchacza.
Grał najniżej spośród trójki środkowych pomocników. Starał się przyspieszać grę, ale było tego zdecydowanie za mało. To on był najbliżej Williamsa, gdy ten oddał strzał dający rywalom prowadzenie. Ewidentnie nie jest w najlepszej formie, ale ma za sobą trudny sezon. Bywał dość ewidentnie spóźniony.
Mecz mógł zacząć od asysty, ale potem często wsadzał nas na minę. Goście dwukrotnie mieli okazję po jego startach. Za pierwszym razem było to niecelne podanie, za drugim nieudana próba dryblingu. Potrafił też bezrefleksyjnie zagrać do tyłu, do obstawionego Jana Bednarka. Szukał małej gry z kolegami, ale mało było ku temu okazji. Za mało było u niego kreatywności.
Powinien rozpocząć mecz od zdobycia bramki, ale w czwartej minucie zepsuł dośrodkowanie Klicha. Miał momenty, gdy błysnął techniką czy balansem ciała. Potrafił wtedy wyraźnie przyspieszyć naszą grę, ale było tego za mało
Wydaje się, że Czesław Michniewicz liczył na więcej. Buksa stoczył niezliczone fizyczne pojedynki z obrońcami rywali i różnie było z ich skutecznością. Nie zawsze był w stanie utrzymać piłkę z przodu, zdarzyło się też, że nie trzymał linii spalonego. Nic nie tłumaczy go za zmarnowanie okazji, którą miał po świetnej akcji Puchacza. Był w tej sytuacji spóźniony i nie zdążył wepchnąć piłki do siatki.
Nie miał w środę szczęścia pod bramką rywali. Miał u boku kolegę w linii ataku, więc chętnie cofał się lub schodził do boku i to tam rozpoczął akcję, po której powinien strzelić bramkę. W 21. minucie ograł przeciwnika, ruszył z lewej strony, wpadł w pole karne, ale strzał został zatrzymany przez bramkarza. Problem z celnością pozostał do końca meczu, ale i tak był wiodącą postacią naszej drużyny i miał wydatny udział przy golu na 2:1.
Nie poprawił naszej jakości w środku pola. Chciał za bardzo, a wychodziły z tego niepotrzebne problemy. Miał trudności z podjęciem właściwej decyzji. Rozkręcał się z minuty na minuty, ale na to nie było czasu.
Na fladze Walii dumnie pręży się czerwony smok, a w środowy wieczór wejście smoka zaliczył Jakub Kamiński. Piłkarz Wolfsburga wykazał się tym, czego brakowało kolegom z drużyny – odwagą i precyzją. Po zagraniu Puchacza długo się nie zastanawiał, tylko posłał piłkę w długi róg bramki gości. Miał też udział przy drugim golu dla biało-czerwonych.
Najlepszy prezent ślubny sprawił sobie sam, wykorzystując jedyną okazję do zdobycia gola, jaką miał w tym meczu. Piłkarz Charlotte był świetnie ustawiony, więc wystarczyło dopaść do piłki i z bliska wpakować ją do siatki. Niby proste, ale bez nosa do bramek, mogłoby się nie udać.