W szarym PRL-u drugoligowy Radomiak wyjechał na egzotyczne tournée do Syrii, gdzie akurat wybuchła wojna. – Graliśmy 15 kilometrów od strefy walk. Słyszeliśmy bomby i widzieliśmy dym – opowiada uczestnik tamtej eskapady.
Bernard Bojek to dziś ceniony trener i wychowawca młodzieży na Lubelszczyźnie. Przed jego oczami przeszły setki piłkarzy. Prowadził nawet reprezentanta Polski: Damiana Szymańskiego. Jako jeden z pierwszych dostrzegł też talent Jarosława Niezgody. Trenował również coraz lepiej poczynających sobie teraz w Ekstraklasie: Karola Struskiego (Jagiellonia Białystok) oraz Łukasza Łakomego (Zagłębie Lubin).
Bojek to kibic i były piłkarz Radomiaka. W 1982 z zespołem "Warchołów" wyrwał się z szarzyzny i wyjechał na szalone tournée do Syrii. A rok wcześniej wybuchło tam powstanie islamistów powiązane z wojną w sąsiednim Libanie. W lutym 1982 doszło do Masakry w Hamie. Według różnych danych zginęło od 2000 do 40 tysięcy. Na przełomie listopada i grudnia tego samego roku, tylko 46 kilometrów od tego miasta Radomiak grał z Karame Homs...
Skąd piłkarze Radomiaka wrócili w nowych butach? Kto był fanem radzieckich szampanów? Ile dni jedzie się z Radomia do Aleppo? Czyje nazwiska skandowali syryjscy kibice? A gdzie doping nadzorowali żołnierze z kałachami? Z kim Zbigniew Boniek przegrał w karnych? Ile kosztuje pistolet w Aleppo? Co "przefajnego" mieli Węgrzy? No i na czym dorobił się Jan Błaszczyk?
I kto w trakcie wojny w Syrii opuścił hotel, żeby kupić colę i orzeszki?
Krystian Juźwiak (SPORT.TVP.PL): – No to jak pan wspomina ten 1982?
Bernard Bojek: – To pamiętny dla mnie rok, bo akurat wtedy dostałem propozycję gry w Radomiaku. Marek Wojdaszka, kolega, który poszedł tam dwa lata wcześniej, przyjechał do Puław z trenerem i ofertą gry w Radomiu. Zabrali mnie na mecz mistrzowski. Obejrzałem i wiedziałem, że dam radę. W ten sposób dołączyłem do drugoligowego zespołu.
Urodziłem się w Radomiu i od zawsze kibicowałem tylko Radomiakowi. Jak grali na Lubelszczyźnie, to jeździłem na ich mecze. Albo do Lublina na Motor, albo do Świdnika na Avię.
– Zagraniczne wyjazdy nie były wtedy codziennością.
– Nie, ale na przełomie listopada i grudnia byliśmy na fajnej wycieczce w Syrii. Jechaliśmy przez całą Europę: Węgry, Jugosławię, Turcję. Stacjonowaliśmy w Aleppo. Przepiękne miasto, a wiemy, co się tam stało nie tak dawno temu. Zagraliśmy mecz z reprezentacją syryjskiej armii i kilkoma miejscowymi zespołami. To było przede wszystkim spotkanie z zupełnie inną kulturą. Także sportową. Byliśmy tam nauczycielami. Wróciliśmy do Polski krótko przed świętami, a że zahaczyliśmy o największy targ w Europie, to każdy przyjechał obładowany cytrusami, których w Polsce nie było, a niektórzy kożuchami z Turcji.
Pan pytał o te zagraniczne wyjazdy. W Radomiaku mieliśmy trochę szczęścia do takich wojaży. Rok później, w 1983, pojechaliśmy do Magdeburga. Było podobnie jak z Syryjczykami. Najpierw oni gościli u nas, a potem my z rewizytą pojechaliśmy do "enerdówka". Wszyscy na tym zyskali. Sportowo, bo graliśmy sparingi, a poza tym każdy kupił sobie nowe buty. Niech pan sobie wyobrazi. W Polsce stan wojenny, a my w nowych butach!
– A jak doszło do syryjskiej eskapady?
– To nieprawdopodobna sytuacja. Nasi działacze współpracowali z Syryjczykami. Zespół z Aleppo był w Radomiu dwa lub trzy lata wcześniej. Radomiak dostał więc zaproszenie na rewizytę. Ale wiadomo, była Polska Ludowa i niełatwo wyjechać.
– Kluczowy był paszport.
– Oficjalnie nikt się polityką nie interesował, ale każdy był za Solidarnością. Ponoć nas prześwietlali, a jak prześwietlali to trochę obawy były, że ktoś z nas może mieć złe notowania albo jakiś występek na sumieniu. Skończyło się na strachu. Wszyscy co mieli jechać przeszli przez sito bezpieki i każdy dostał paszport.
– Oprócz działaczy pewnie jechał z wami tzw. bezpiecznik?
– Jechało wtedy chyba pięciu działaczy. Prezes, dwóch trenerów, kierownik, lekarz, ale przedstawiciela służb nie było. Za to jak jechaliśmy rok później do "enerdówka", to dali nam "bezpiecznika". Pewnie bardziej się bali, że ktoś zostanie we wschodnich Niemczech niż Syrii. A to był trochę absurd, bo do NRD to można było ot tak pojechać, nawet na dowód.
– Radomiak miał być w Syrii rok wcześniej, ale oficjalnie z powodu "obfitych opadów deszczu" nie pojechaliście. Faktycznie to Syria była pogrążona już w wojnie.
– Jak to było w 1981, to nie wiem, bo wtedy jeszcze grałem w Wiśle Puławy. A w Syrii deszczów żadnych nie było! Jak już coś spadało to bomby. Graliśmy mecz 15 kilometrów od strefy walk – w Homs. W trakcie słyszeliśmy wybuchy i widzieliśmy smugi dymu. Tam toczyły się regularne walki. Na boisko eskortowało nas wojsko. To było na południu, w pobliżu granicy z Libanem. Ale człowiek był młody. Nie za bardzo się bał. Jechać za granicę, tego się chciało najbardziej! To było okno na świat. My się tylko cieszyliśmy. Nie mieliśmy żadnych obaw.
– Wedle tego co opisał Szymon Janczyk dla "Weszło", to zakład Radoskór zasponsorował autokar i paliwo, ale jak się skończyło, to musieliście się na nie zrzucać.
– Tak jest z każdą legendą. W każdej jest tylko ziarno prawdy. Zrzutka na paliwo to bajka. Niczego takiego nie pamiętam. Mogło być "coś" dla policjantów, ale to były zrzutki po 10 dolarów. A za 5 można było kupić 50 kilogramów cytryn! Nie oszukujmy się, takie wyjazdy to było Eldorado. Jeszcze stanęliśmy sobie w Turcji. Każdy handlował, czym mógł. Obrotni jeszcze budżet podreperowali. Na paliwo się nie składaliśmy, ale mieliśmy problem z powrotem. Wiza była w jedną stronę. Turcy nie chcieli więc nas wpuścić. Zawrotka na granicy! Dwa dni koczowaliśmy w hali sportowej w Syrii. Spaliśmy na ławkach, ale co to dla sportowców! Porządku to tam nie było. W weekend nie było konsula i musieliśmy czekać do poniedziałku.
– Byliście zaprawieni, bo spanie w autokarze i podróż przez całą Europę musi zahartować.
– Pięć dni w drodze! Teraz to można zatrzymać się przy autostradzie i wziąć prysznic. My skorzystaliśmy z natrysków dopiero w Jugosławii dzięki uprzejmości miejscowego klubu, a tak to... Na szczęście miejsc było dużo, bo czterdzieści, a nas dwudziestu paru. Jeden przy drugim spał wtulony, ale daliśmy radę. Kierowców było dwóch. Praktycznie cały czas jechali. Nie było tak jak teraz, że osiem godzin i pauza.
– A jakie były sposoby na nudę?
– Zatrzymaliśmy się w Budapeszcie. Dwie albo trzy godziny wolnego. Mieliśmy przygotowaną walutę, bo znaliśmy trasę. Na Węgrzech były fajne czekolady! A potem, oby jak najszybciej do Istambułu, na targ. Jan Błaszczyk, kolega najbardziej doświadczony w wyjazdach zagranicznych, miał dwie skórzane walizy. Jak go zobaczyłem na parkingu w Radomiu, to nawet zastanawiałem się, po co mu takie torby. A on miał górę garniturów! Jeździł po znajomych i kupował takie niezużyte. Później sprzedawał je w Turcji i Syrii. Obłowił się nieźle, bo w Syrii garnitur kosztował 10 razy tyle, co w Polsce!
– To nie czasy Unii Europejskiej i strefy Schengen. Jak pogranicznicy reagowali na wasz autobus?
– Najbardziej kontrolowali nas między Turcją a Syrią. Nie pogranicznicy! To byli żołnierze z bagnetami! Porządnie nas sprawdzili. Ze cztery godziny staliśmy. Przy wjeździe i wyjeździe tak samo. Ale działacze byli przygotowani. Mieli proporczyki i gadżety Radoskóru. Celnicy zerkali do bagażników i na kanistry z paliwem. W demoludach nie było poważnych kontroli, bo był Układ Warszawski, a my jako sportowcy byliśmy traktowani jako ambasadorzy Polski ludowej.
– Pierwsze spostrzeżenie po wjeździe do Syrii to…?
– Już w Turcji zmienił się krajobraz. Widać było inną, nieznaną nam kulturę. Inne zabudowania. Inne stadiony. Trawa jak na Saharze. Tylko kępki. Zamiast trybun betonowe wały. No i te pomarańcze! Wszędzie frukty! Owoce na ulicy! I wszystko tanie. No, a przede wszystkim kibice syryjscy, którzy fetowali nasze zwycięstwa!
– Ponoć Syryjczycy byli zakochani w Bońku i Szarmachu.
– Tak jest! Krzyczeli: – Boniek! Boniek! Boniek! To był wtedy jeden z najlepszych piłkarzy na świecie. O Szarmachu mniej słyszałem. Raz w hotelu ktoś z obsługi zagadał o niego. A z Bońkiem też mam kilka historii.
– To słucham z wypiekami na twarzy.
– W 1981 roku miałem możliwość grania z Bońkiem w Widzewie. Przebywali wtedy w Puławach na obozie. Widzew zagrał nawet sparing z moją Wisłą. Trenerem łodzian był Jacek Machciński. Po meczu podszedł: – Zbyszek Boniek zwrócił na ciebie uwagę. Jutro gramy z Błękitnymi Kielce. Przyjdź, to zagrasz.
I tak wystąpiłem w jednej drużynie z Bońkiem, Władkiem Żmudą, Włodkiem Smolarkiem i Markiem Piętą. Józek Młynarczyk akurat narzekał na nerw kulszowy. W trakcie pobytu Widzewa w Puławach miałem wiele sesji rzutów karnych z Bońkiem. A że byłem lepszym bramkarzem, bo za dzieciaka trochę broniłem, to często wygrywałem.
Potem, w 2015, prawie 40 lat później, spotkałem się ze Zbyszkiem na trawie Stadionu Narodowego. Moja drużyna przegrała w finale turnieju "Z podwórka na stadion" o Puchar Tymbarku po rzutach karnych, a Zbyszek pocieszał chłopaków i brał ich nawet na ręce.
– Boniek i Bojek – fonetycznie jest podobnie. Skorzystał pan na tym?
– Nie, bo u nas nie było numeru 20. Kluby miały wtedy koszulki ponumerowane od 1 do 18. Tylko reprezentacja mogła sobie pozwolić na więcej. Z grą nie było najgorzej, ale kolor włosów nie ten. Trener Jurand Lubawy, który grał z ojcem Zbyszka w Polonii Bydgoszcz, powtarzał: – Rudy biegał taki szkaradny.
– Radomiak był odbierany przez pryzmat naszych reprezentacyjnych sukcesów?
– Polonia! Polonia! – tak skandowali kibice! Byliśmy reprezentantami Polski! Musieliśmy też dostosować się do standardów. Wtedy był boom na polską piłkę. W Argentynie mogliśmy przecież zostać nawet mistrzami świata, gdyby nie te problemy liderów!
– Na trybunach był terror. Ludzie siedzieli, a przed nimi na bieżni stali z kałachami. Nikt nie mógł pisnąć, ruszyć ręką, pełna kontrola – opowiadał Józef Antoniak w "Weszło".
– Na koronach stadionów, tam, gdzie flagi i maszty, rzeczywiście był kordon żołnierzy z karabinami. Trener mógł to lepiej widzieć, bo był bliżej. My z boiska nie zwracaliśmy na to uwagi, ale tak rzeczywiście było. Na nas – piłkarzach – to nie robiło jednak aż takiego wrażenia.
– To jeszcze jeden cytat z Antoniaka: – Poruszaliśmy się raczej z przewodnikiem i obstawą rządową, niektórym udało się jednak urwać z hotelu, żeby pooglądać sklepy. Czy pan był w tej grupie, która wybrała zwiedzanie?
– Oczywiście! Nie bałem się niczego! Wszedłem do klubu nocnego. To kosztowało 10 dolarów! Co? Być gdzieś i nic nie zobaczyć!? Spotkałem nawet dwie Polki, które "zajmowały-się-wiadomo-czym", ale to było tylko zwykłe spotkanie. Kupiłem sobie jeszcze colę i orzeszki. Wróciłem o północy. Dwie godziny mnie nie było. Tak jak zapowiedziałem Markowi Wojdaszce wychodząc z hotelu.
Powiem szczerze: wiedziałem, że podczas powrotu nie będą nas sprawdzać. Oprócz cytrusów kupiłem sobie jeszcze pistolet za 10 dolarów. Starter zwykły, ale wyglądał jak rewolwer. Taką mam pamiątkę z Syrii.
– Wyszedł pan zwiedzać Aleppo dla rozrywki?
– To nie było tak, że poszedłem się napić. Jak ktoś chciał piwo, to było w hotelu, ale obowiązywała też dyscyplina. Każdy wiedział, że jest w Syrii. Nieopodal spadały bomby, a poza tym czuliśmy się tam jak reprezentacja Polski. Trzeba było trzymać fason. Nasze zachowanie było więc wzorowe. Nawet kelnerzy byli w szoku jak mówiliśmy, że zamawiamy tylko jedno.
– Dobre piwo mieli Syryjczycy?
– Nie jestem smakoszem. Wtedy nawet go nie piłem. Lubiłem bardzo coca-colę, a jeśli chodzi o alkohol, to wolałem radzieckiego półsłodkiego szampana. No, ale w zespole Radomiaka byli piwosze. Starszyzna. Wiem, że próbowali w Syrii i u Turka. W Polsce to różnie bywało. Zdarzało się, że puszczały niektórym wodze fantazji i zamiast jednego wypijali sześć, ale w Syrii to było zachowanie klasa.
– Jeszcze o sprawach czysto sportowych. Co reprezentowali sobą syryjscy piłkarze?
– Dopóki im starczało sił, to trzymali 0:0. A po 30. minutach robiliśmy, co chcieliśmy. Dużo łatwiej było z nimi grać niż w naszej lidze. W Polsce zespoły były już zdyscyplinowane, umiejące się ustawić, a Syryjczycy dopiero uczyli się kopać. My byliśmy tam nauczycielami. Drugoligowy Radomiak okazał się lepszy od tamtejszych ekstraklasowych drużyn. Raz tylko wynik nie był na naszą korzyść. Ot, żeby gospodarzom było milej. Później poszliśmy razem na kolację.
– A co jedliście? Kuchnia też mogła być ciekawym doświadczeniem.
– Oj tak! My przyzwyczajeni do schabowych i mielonych. No, w 1982 to jednak bardziej mielonych niż schabowych. A tam głównie wołowina! Jak się nałożyło dużo tych ich przypraw – a tego nie brakowało – i popiło kompotem, to było nawet zjadliwe. A po pięciu dniach podróży z konserwami wszystko się jadło. Pamiętam, że mieliśmy sporo hermetycznie pakowanego chleba. A w drodze powrotnej to w Turcji kebaby! Później jeszcze Węgry. Mieli tam takie przefajne cytryny w płynie, ale przecież każdy już kupił w Syrii i Turcji co najmniej worek, a wiadomo, że owoc to owoc.
– Pan zdobył dwie bramki z Karame Homs. To był zespół z miasta, które wcześniej zostało zbombardowane.
– Rozmawialiśmy o Bońku i Szarmachu. W tym meczu strzeliłem szczupakiem, tak w stylu Andrzeja. On był moim idolem i starałem się go naśladować. Szczegółów tego spotkania nie pamiętam, a proszę mi wierzyć, że pamiętam nawet pierwszy swój mecz w juniorach Wisły Puławy! Na pewno to było przy granicy z Libanem. Jechaliśmy tam w eskorcie wojska, a w trakcie meczu były odgłosy walk.
– Rozmowy z trenerem, wychowawcą młodzieży nie mogę zakończyć innym pytaniem niż: czy podróże kształcą?
– Dzięki piłce zjechałem Europę. Będąc juniorem byłem z reprezentacją województwa lubelskiego na zimowym obozie w Pamparowie w Bułgarii. W 1974 z juniorami Wisły Puławy pojechałem na obóz do rumuńskiego Braszowa. Po 30 latach wróciłem do tego miasta. Zaprowadzili mnie do prezydenta klubu i dali pokój na stadionie. Podróże otwierały mi oczy! Poznałem nowe rzeczy, kultury. Przenoszę to na swoich podopiecznych. W 1999 zabrałem dwie drużyny do Holandii na turniej w Almere i chłopcy grali z Ajaxem i Feyenoordem. Damiana Szymańskiego, bohatera meczu z Anglią, zawiozłem na Alpen Cup w Austrii. Staram się pokazać chłopcom, że piłka nożna to coś więcej niż kopanie. Oprócz futbolu uczą się historii, geografii i języka. Ba, ja nawet trochę rozumiem rumuński!
***
Bernard Bojek
Urodzony 15.09.1957 w Radomiu. Wychowanek Wisły Puławy. Były zawodnik Radomiaka. Po zakończeniu kariery założył w 1994 roku Puławiaka Puławy, klub, którego jest do dziś sekretarzem i trenerem.
Wyniki Radomiaka w Syrii: Ittihad Aleppo 2:0, reprezentacja Aleppo 1:2, Yarmouk Armenska 4:2, Karame Homs 5:2. Najlepszym strzelcem tournée był Marek Wojdaszka – 5 goli.
6 - 1
Walia
2 - 5
Francja
1 - 3
Hiszpania
1 - 2
Belgia
1 - 1
Szwajcaria
4 - 3
Islandia
4 - 1
Walia
4 - 0
Holandia
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. w likwidacji (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* (1028 firm) oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP (93 firm), w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.