| Piłka ręczna / ORLEN Superliga
To już dziś! Finałowy mecz Pucharu Polski piłkarzy ręcznych między Łomżą Vive Kielce a Orlen Wisłą Płock zbliża się wielkimi krokami. Bohaterem poprzedniej "świętej wojny" był Andreas Wolff. W sobotę bramkarz Vive "skradnie show" po raz kolejny? Transmisja od godz. 18:10 w Telewizji Polskiej.
Wróćmy na początek do wspomnianego ostatniego meczu Vive z Wisłą z 24 maja. Do starcia doszło w Płocku, a stawką było mistrzostwo Polski. Układ był prosty – żeby zdobyć tytuł, Vive nie mogło przegrać więcej niż jednym golem. I nie przegrało, choć na początku drugiej połowy Wisła prowadziła już 16:11. Kielczanie odwrócili losy spotkania głównie za sprawą Wolffa, który bronił jak natchniony. W całym meczu Niemiec odbił aż 18 rzutów, w tym cztery rzuty karne. Miał 47 proc. skuteczności interwencji.
Dla osób niezaznajomionych z handballem – to wynik fenomenalny. Choć procent skutecznych parad nie zawsze determinuje ocenę gry golkipera w meczu, to powszechnie za przyzwoity występ uznaje się taki, w którym bramkarz odbija co trzeci rzut, czyli ma skuteczność na poziomie zbliżonym do 33 proc. Przeciwko Wiśle Wolff zatrzymał nie co trzeci, a praktycznie co drugi rzut.
– To był jeden z najlepszych meczów piłki ręcznej, w których grałem. Są takie mecze, że grasz super, ale są też takie, że rywale oddają 30 rzutów i wszystko wpada do bramki. To sport. Cieszę się, że pomogłem drużynie – stwierdził po meczu.
Te słowa miały dużą wagę. W głosie Wolffa słychać było satysfakcję, ale i ulgę, bo minione 13 miesięcy było dla niego trudnym okresem. W tym czasie poznał ciemne i jasne strony bramkarskiego losu.
Cofnijmy się o wspomniane 13 miesięcy, do kwietnia 2021. Vive niespodziewanie zostało wtedy wyeliminowane z Ligi Mistrzów przez francuskie Nantes już w 1/8 finału. Porażka była tym bardziej bolesna, że kielczanie doznali jej na własnym terenie (31:34). Po meczu podkreślano, że "różnicę" zrobili bramkarze – ci z Nantes odbili w sumie 15 rzutów, a ci z Kielc tylko siedem. Wolff zatrzymał pięć z 31 prób rywali. Miał 16 proc. skuteczności.
Na pomeczowej konferencji nastroje były minorowe. Wolff był przybity. Gdy mówił, nie mógł powstrzymać łez. – To ja jestem odpowiedzialny za tę porażkę. Koledzy dzielnie walczyli, zdobyli 31 bramek, ale straciliśmy aż 34. To bardzo dużo. W całym spotkaniu odbiłem tylko pięć piłek. Czasem brakowało mi po prostu szczęścia. Przepraszam kolegów z drużyny, że ich zawiodłem – mówił.
Słaby występ przeciwko Nantes sprawił, że na Niemca spadła fala krytyki. I nie stało się to po raz pierwszy. Z jego przenosinami do Polski wiązane były ogromne oczekiwania. Gdy w 2017 roku ogłaszano jego transfer, pisano: w Kielcach zagra Manuel Neuer piłki ręcznej. Nie było to porównanie na wyrost – ledwie rok wcześniej Wolff poprowadził bowiem reprezentację Niemiec do złota mistrzostw Europy i brązu igrzysk w Rio. W obu turniejach był liderem zespołu. Tego samego oczekiwano po nim w Vive, zwłaszcza, że po tym jak karierę zakończył Sławomir Szmal, Kielcom brakowało golkipera ze światowego topu. ,strong>Wolff miał rozwiązać wszelkie problemy, ale tak się nie stało. Przez dwa lata jego forma falowała. W PGNiG Superlidze grał świetnie, ale zawodził tam, gdzie miał przechylać szalę na korzyść Vive – w Lidze Mistrzów.
Przełknięcie goryczy porażki z Nantes zajęło mu dużo czasu. Sprawy nie ułatwiła też utrata roli kapitana zespołu – tę w sierpniu przejął Alex Dujshebaev. W nowy sezon Wolff wszedł jednak z optymizmem, choć początek znów był bardzo trudny – w pierwszym meczu Ligi Mistrzów z Dinamem Bukareszt odbił tylko pięć na 37 piłek, a Vive przegrało 29:32. Znów spadła na niego krytyka. – To nie jest pierwszy mecz, w którym zawodzi, zwłaszcza jeśli chodzi o mecze o stawkę. Fakt jest taki, że Vive nie miało wsparcia w bramce – mówił w rozmowie z TVPSPORT.PL były kapitan kieleckiej drużyny Grzegorz Tkaczyk.
W kolejnych meczach nie szło mu wcale lepiej – prawie całe spotkanie z Veszprem przesiedział na ławce, w meczu z Zaporożem wychodził tylko na rzuty karne, a przeciwko Flenbsurgowi znowu odbił ledwie pięć piłek. Przełom nastąpił pod koniec roku. W dwumeczach z Porto, PSG i Barceloną oraz "świętej wojnie" z Wisłą notował po minimum dziewięć udanych interwencji. Choć procent jego skutecznych parad nie zawsze przekraczał wspomniane na początku 33 proc., to Niemiec był na posterunku właśnie wtedy, kiedy potrzebował tego jego zespół. Błysnął zwłaszcza w rywalizacji z Barcą i Porto, notując w nich kolejno 23 i 25 obron.
Niezły finisz roku był dobrym zwiastunem przed drugą częścią sezonu. Ta jest jak na razie najlepszym okresem Wolffa w Kielcach. Zaczęło się od 16 interwencji i 40-procentowej skuteczności w wyjazdowym meczu z Flensburgiem (33:25). Później było 17 parad w starciu z Dinamo (37 proc.), 13 przeciwko Montpellier (48 proc.) i 18 w spotkaniu z Wisłą (47 proc.). – Dlaczego dziś wygraliśmy? Odpowiedź jest prosta: Andi Wolff – stwierdził po drugim z tych meczów lider obrony Vive Tomasz Gębala.
Zwycięstwem nad Montpellier kielczanie zapewnili sobie udział w turnieju Final4 Ligi Mistrzów. Wysoka forma Wolffa stała się zaś argumentem, dla którego Vive uznawane jest za faworyta do jego wygrania. To spora zmiana, bo jeszcze na początku sezonu bramka była zdaniem ekspertów tą pozycją, na której mistrzowie Polski przegrywali rywalizację z innymi wielkimi firmami świata handballu.
Zanim jednak Vive wyleci do Kolonii na Final4 (18-19 czerwca), czeka ją trzecia w tym sezonie odsłona "świętej wojny". Wisła jak żaden inny zespół "leży" Wolffowi. Statystyki ma imponujące: w siedmiu spotkaniach przeciwko Nafciarzom odbił aż 81 piłek, czyli średnio ponad 11 na mecz. To wszystko przy skuteczności zbliżającej się do 39 proc. (38,8). Czy w sobotę po raz kolejny przechyli szalę na korzyść kielczan?
🇩🇪 @andi_jo_wo w siedmiu dotychczasowych meczach z 🔵⚪️🔵 @SPRWisla:
— Maciej Wojs (@m_wojs) June 3, 2022
➡️ 81 skutecznych interwencji 🐺
➡️ średnio 11 parad na mecz 👏
➡️ 38,8 proc. skuteczności 💪
➡️ 11 obronionych rzutów karnych 😲
➡️ 39,3 proc. skuteczności przy karnych 😵💫
Jak wypadnie w sobotę? pic.twitter.com/a6d6aXZ2Hm
19 - 25
Zepter KPR Legionowo