{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Energa Basket Liga. Michał Lizak: miasto ponownie oszalało na punkcie koszykówki. Nie możemy zmarnować tego sukcesu
Jakub Kłyszejko /
Przyszłość trenera Andreja Urlepa, budżet na kolejny sezon, trudne momenty sezonu, szczere słowa do kibiców, powrót magii Śląska i wiele więcej. Prezes koszykarskiego mistrza Polski odpowiedział na nasze pytania. – Ludzie, którzy przychodzili do Hali Stulecia 20 lat temu z rodzicami, teraz zabierali własne dzieci. Marzyli o tym, aby pokazać swoim najbliższym Śląsk zdobywający kolejny tytuł – powiedział Michał Lizak.
Jakub Kłyszejko, TVPSPORT.PL: – Październikowa rozmowa, a mówiąc wprost, "telefon do przyjaciela" Andreja Urlepa była absolutnym ruchem va banque z waszej strony?
Michał Lizak, prezes Śląska Wrocław, koszykarskiego mistrza Polski: – Teraz mogę opowiadać niesamowite historie, jakie to było mistrzowskie posunięcie i że byliśmy pewni końcowego sukcesu. Ale nie o to chodzi. Wtedy wykonaliśmy ten ruch, ponieważ potrzebowaliśmy osoby, która spełni kilka warunków. Po pierwsze – doskonale zna polską ligę. Po drugie – wie, jaka jest sytuacja w Śląsku i we Wrocławiu, zna specyfikę tego klubu i miasta. I wreszcie po trzecie, dla której Śląsk Wrocław nie jest tylko kolejnym miejscem pracy czy trampoliną do dalszych sukcesów. Nie ukrywam, że patrząc na historię Urlepa we Wrocławiu, to wielokrotnie Andrej sprawdzał się w roli "strażaka" i nieraz pomagał już Śląskowi. Z jego powrotów rodziły się mistrzowskie tytuły. Okazało się, że teraz pojawił się kolejny.
– Jakie w tamtym momencie mieliście oczekiwania wobec trenera i drużyny?
– Najważniejsza była diagnoza i odpowiedź na podstawowe pytanie: dlaczego ten zespół nie grał na miarę swoich możliwości? Od początku mówiliśmy, że po brązowym medalu z poprzedniego sezonu zwiększyły się nasze apetyty. Celem tej drużyny będzie minimum obecność w finale. Temu też służyły rozgrywki EuroCup. Chcieliśmy pozyskać graczy, którzy mieli zagwarantować wysoki poziom w pucharach. Dzięki temu zdobywaliśmy doświadczenie, ogrywaliśmy się i podnosiliśmy jakość całej organizacji. Liczyliśmy, że to zaprocentuje w najważniejszym momencie sezonu.
– Ale musi pan przyznać, że drużyna ewidentnie była rozbita.
– Tak bym tego nie określił. Drużyna początkowo nie grała na miarę oczekiwań i swojego potencjału. Nie mieliśmy rozbitego zespołu, tylko taki, który trzeba było postawić na nogi.
– Kiedy pierwszy raz pomyślał pan, że Śląsk stać w tym sezonie na walkę o najwyższe cele?
– Od pierwszej rozmowy z Andrejem. Wiedzieliśmy, że dla tej drużyny nie ma rzeczy niemożliwych. Nasz wynik w EuroCup mógł być też nieco lepszy. Byliśmy bardzo blisko sprawienia ogromnej niespodzianki, jaką byłoby zwycięstwo z Partizanem w Belgradzie. Zabrakło jednego udanego zagrania… Przypomnę, że pojechaliśmy tam bez Travisa Trice’a. Te mecze pokazały, że Śląsk grający na miarę swoich możliwości, potrafi być groźny dla każdego. Andrej podkreślał, że tylko wtedy, gdy dajemy z siebie wszystko i nie uważamy, że samo się wygra, możemy sprostać każdemu rywalowi. Potem okazało się, że dokładnie tak było.
– Co było momentem przełomowym tego sezonu?
– Było ich wiele. Na pewno jednym z nich był powrót do współpracy z trenerem Andrejem Urlepem. Istotna była również diagnoza, jaką postawiliśmy po kilku treningach. Zdawaliśmy sobie sprawę, że muszą pojawić się korekty w składzie. Początkowo myśleliśmy o zmianie jednego zawodnika. Później okazało się, że pojawiło się ich więcej. Diagnoza była bardzo pomocna, ale najważniejsza była jej realizacja. Graliśmy tak, jak chcieliśmy.
– Wiedzieliście, jakie umiejętności ma Travis Trice. Spodziewał się pan, że Amerykanin pokaże aż tak wiele?
– Zdawaliśmy sobie sprawę, że jest zawodnikiem, który potrafi zrobić wiele. Wiedzieliśmy też, że gdyby nie EuroCup, to prawdopodobnie nawet dużo większe pieniądze nie byłyby w stanie skusić go do transferu do Polski. Travis okazał się świetnym koszykarzem, ale też człowiekiem ze świetnym charakterem do sportu. Kiedyś jeden trener powiedział mi, że koszykarze dzielą się na zawodników i graczy. Różnica jest taka, że zawodnicy zawodzą, a gracze grają. W przypadku Trice’a trzeba używać słowa gracz przez duże G. W najtrudniejszych momentach potrafił poprowadzić drużynę i był liderem z prawdziwego zdarzenia.
Czytaj też:
Śląsk Wrocław po 20 latach znów na tronie. Łukasz Koszarek przyznaje: zasłużyli na mistrzostwo
– Pojawiały się choćby przez moment minimalne szanse na zatrzymanie Trice’a?
– Trzeba zdać sobie sprawę ze specyfiki miejsca, w jakim jesteśmy. My jako polska koszykówka i my jako Śląsk grający w EuroCup. Zawodnicy często decydują się na grę w EuroCup nawet za mniejsze pieniądze i w słabszej lidze. To nie świadczy o tym, że chcą w tym samym miejscu zarabiać więcej. Rozgrywki z 18 meczami, świetni przeciwnicy z najmocniejszych lig i wiele innych czynników sprawia, że ten puchar jest dla nich łakomym kąskiem. Oni chcą trafić właśnie tam. Wyrównywanie oferty Murcji nie byłoby najistotniejsze. My okazaliśmy się dla Travisa idealnym miejscem do spełnienia tego, czego oczekiwał – czyli znalezienia się w Hiszpanii. Niestety dla kibiców zakochujących się w koszykarzach, taka sytuacja będzie się u nas powtarzała. Największe gwiazdy będą przychodziły do Wrocławia, mam nadzieję grającego w EuroCup po to, aby potem wylądować w Hiszpanii, Francji lub we Włoszech. Nie interesują ich nawet duże podwyżki w Polsce, ale występy w tamtejszych ligach. Na tym polega magia EuroCup. Wracając do pytania, nawet przebicie oferty Murcji nie pomogłoby nam. Ten klub wielokrotnie promował graczy na pozycji Travisa. Facundo Campazzo był tam wypożyczony z Realu Madryt. U nich miał zbierać doświadczenie i budować swoją pozycję. Potem został liderem euroligowego projektu Realu i trafił do NBA. We Wrocławiu Trice otrzymywał niewspółmierną pensję do tego, co zarabiał w poprzednich latach. Najistotniejsza była dla niego walka w EuroCup, rywalizacja z europejskimi potentatami i budowanie siebie.
– Co pomyślał pan sobie po przegranym 60:123 meczu z Czarnymi Słupsk?
– Pomyślałem, że nigdy wcześniej w czymś takim nie uczestniczyłem i prawdopodobnie już nie będę uczestniczyć. To było niewytłumaczalne. Proszę pamiętać, że graliśmy w niedzielę, a we wtorek było już kolejne spotkanie. Krótka przerwa mocno nam pomogła. Skupiliśmy się na tym, co trzeba zrobić, aby przygotować się do kolejnego wyzwania. Zdawaliśmy sobie sprawę, że po czymś takim ciężko przekonywać zawodników, że wydarzyło się coś strasznego. Oni doskonale o tym wiedzieli.
– Wyszliście z 0:2 w ćwierćfinale, wygraliście piąty mecz w Słupsku, potem zdobyliście halę Legii w finale. Jaka była największa siła Śląska w najtrudniejszych momentach sezonu?
– Chcę wierzyć w to, że doświadczenie i gra z poważnymi rywalami w pucharach. Nie baliśmy się żadnego przeciwnika. W Europie może nie wygraliśmy za wiele, ale byliśmy w stanie niwelować duże przewagi. Wszystko dało nam wiele pewności siebie. W takich momentach hartowała się drużyna. To zawsze najbardziej mnie cieszyło. Mieliśmy świetnego lidera, ale wygrywaliśmy całym zespołem. Dorośliśmy do tego, aby radzić sobie w trudnych momentach.
– Doświadczenie i wcześniejsze sukcesy trenera Urlepa były bezcenne w takich sytuacjach?
– Oczywiście, że tak. Andrej zawsze potrafił rozmawiać z zawodnikami o rzeczach, które kiedyś przechodził i mówił, że w każdej sytuacji możemy sobie poradzić. Mieliśmy też doświadczonych graczy. Wielu z nich widziało różne historie w sportowym życiu. Dopóki w play-offach nie przegrasz decydującego spotkania, to masz szansę na wszystko. Złożyło się na to wiele czynników, a na koniec napisaliśmy piękną historię. Spięliśmy klamrą 20 lat i Wrocław w końcu jest pełnoletni. Miasto ponownie oszalało na punkcie koszykówki.
– Ważniejsze z waszego punktu widzenia było mistrzostwo Polski czy ponowne rozkochanie w baskecie miasta i regionu?
– Nie można tego rozdzielać. Jestem szalenie dumny z naszych kibiców. Serce rosło, gdy widziałem pełną Halę Stulecia. Ludzie, którzy przychodzili tu 20 lat temu z rodzicami, teraz zabierali własne dzieci. Marzyli o tym, aby pokazać swoim najbliższym Śląsk zdobywający mistrzostwo Polski. Była to podobna magia. Jestem szczęśliwy, że mieliśmy okazałe zakończenie i celebrację. Mistrzostwo smakowało wybornie. Udało się nam odbudować sferę kibicowską. Na piąty ćwierćfinał do Zielonej Góry wybrało się około 700 osób. Żadnego z osiągnięć nie wolno nie docenić.
Czytaj też:
Energa Basket Liga. MVP rozgrywek odchodzi ze Śląska Wrocław. Travis Trice zagra w UCAM Murcia
– Co musicie zrobić, aby w kolejnym sezonie zainteresowanie koszykówką było jeszcze większe?
– Kluczowe jest granie w Europie. Wierzę, że zbudujemy mocny skład i pokażemy kibicom, że nie byliśmy uzależnieni od Travisa Trice’a. Kiedyś Wrocław regularnie bił się o mistrzostwo Polski. Poniekąd spadł nam kamień z serca, że udało się wywalczyć ten 18. tytuł. Z drugiej strony chwila szczęścia bardzo szybko zmieniła się w ogromną odpowiedzialność. Nie możemy zmarnować tego sukcesu. Nie chciałbym, żeby kibice kiedykolwiek musieli tak długo czekać na kolejne medale.
– Niedawno gościli u was przedstawiciele Euroligi. Jak przebiegała wizytacja? Macie już potwierdzone miejsce w EuroCup?
– Do 5 czerwca można było złożyć aplikację na kolejny sezon. Zrobiliśmy to i aspirujemy, aby tam wystartować. Dyrektor zarządzający Euroligą był pod wrażeniem Hali Stulecia. Znał ten obiekt, ale komplet kibiców zrobił na nim ogromne wrażenie. Otrzymaliśmy gratulacje za wywalczenie mistrzostwa. Niebawem zapadną wszystkie decyzje. Liczymy, że najpóźniej do 25 czerwca będziemy już wszystko wiedzieć. Podczas oficjalnego biznesowego lunchu z dyrektorem EuroCup rozmawialiśmy również o tym, aby Wrocław mógł liczyć na trzyletnią licencję. Zrobimy wszystko, aby spełnić wszystkie warunki. Chcielibyśmy uczestniczyć w długofalowym projekcie i budować markę Śląska w Europie.
– Istnieje szansa, aby wszystkie wasze mecze były rozgrywane w Hali Stulecia?
– Powrót do Hali Stulecia był możliwy dzięki inwestycjom prezydenta Jacka Sutryka oraz przychylności gospodarzy obiektu. Prezes Jakub Grudniewski zrobił wszystko – łącznie z przesuwaniem zaplanowanych imprez, by w play-off Śląsk grał w jego obiekcie i aby też tutaj mógł celebrować osiemnastkę. Jestem mu za to szalenie wdzięczny. Bo to był nasz ogromny atut w tym sezonie. Jednak Hala Stulecia nie jest przeznaczona wyłącznie dla sportu i Śląska. Wiele terminów jest zajętych. Naszym priorytetem jest rozegranie wszystkich spotkań w pucharach oraz najbardziej prestiżowych w Energa Basket Lidze. Będziemy o to walczyć. Już teraz próbujemy rezerwować wolne terminy. Postaramy się tak dopasować kalendarz, aby tych spotkań było jak najwięcej. Na pewno nie będą to wszystkie mecze. Naszym domem będzie również Hala Orbita. Prezes Dariusz Kowalczyk zamawia właśnie nowy parkiet do swojego obiektu, by spełnić najwyższe wymagania koszykarskie, abyśmy czuli się tam jak najlepiej. Będziemy zawieszeni między dwoma obiektami, ale wierzę, że oba będą naszymi twierdzami nie do zdobycia.
Czytaj też:
Energa Basket Liga. Andrzej Urban: ma być to mój pomysł, a nie kopia pracy innych. Chcę budować swoją markę
– Kibice zastanawiają się, co z przyszłością trenera Urlepa. Jak przebiegają wasze rozmowy?
– To oczywiste, że po tak udanym sezonie trener otrzymał wiele nowych propozycji pracy. Z tego co wiem, to nie są oferty jedynie z Europy. My jako Śląsk niemalże z marszu przystąpiliśmy do rozmów z trenerem. Rozmawialiśmy o dalszej współpracy, teraz jesteśmy na etapie negocjacji. To sprawa kilku, może kilkunastu kolejnych dni.
– Dopytam od razu, jak trener odniósł się do waszej propozycji?
– O to trzeba pytać trenera. Rozmawiamy i dopóki nie będzie sakramentalnego "tak" lub podania sobie ręki i zakończenia współpracy, nie chcę się odnosić do sprawy.
– Na dzisiaj jest bliżej czy dalej?
– Moje odczucia nie mają tu żadnego znaczenia. Jutro trener może dostać świetną ofertę, której Śląsk nigdy nie przebije i zrobi się bardzo daleko. Może się też okazać, że wymarzonej propozycji nie ma. Daliśmy sobie kilka dni na to, aby skonkretyzować nasze oczekiwania i możliwości. Po tym okresie podejmiemy decyzję.
– Wasi gracze również otrzymają wiele ofert. Kibice muszą przygotować się na kadrową rewolucję, czy jest szansa na zatrzymanie kilku zawodników?
– Nawiążę do EuroCup. Zagraniczni i polscy gracze przychodzą do Śląska, bo nasz klub ma być dla nich oknem wystawowym. Chcemy zatrzymać najbardziej wartościowych Polaków, ale druga strona medalu jest zupełnie inna. Zależy nam, aby najlepsi polscy koszykarze trafiali do Wrocławia i wiedzieli, że mogą stąd potem wyruszyć w Europę. Chcielibyśmy takiej dynastii z zawodnikami, którzy będą tu grać latami, ale to jest trudne do zrealizowania. Polacy otrzymali oferty, ale zdajemy sobie sprawę, że ich marzeniem są Hiszpania, Włochy i duże pieniądze w Europie. Nasza liga tego im nie zaoferuje. Wiemy, że sukces w Energa Basket Lidze kosztuje nas to, że gwiazdy będą łakomym kąskiem dla większych i silniejszych w Europie. Chcielibyśmy zatrzymać trzon zespołu, zarówno krajowy, jak i zagraniczny. Będziemy reagować na to, co przyniesie rynek. Najważniejsze jest zdroworozsądkowe podejście. Musimy pilnować budżetu, jaki mamy. We Wrocławiu nikt nie będzie budował zespołu na kredyt. Mamy bolesne doświadczenia z przeszłości i zrobimy wszystko, aby podobnych wypadków uniknąć.
– No właśnie, jak mocno musiałby zwiększyć się wasz budżet, abyście mogli jeszcze lepiej zaprezentować się w pucharach?
– Bazuję przede wszystkim na pewnych i podpisanych umowach. Po sukcesie otwierają się nam drzwi na współpracę z kolejnymi firmami. Nie wydajemy pieniędzy, których nie mamy. Opieramy się na tym, co jest już zagwarantowane. Priorytetem jest niedoprowadzenie do sytuacji, w której przez finanse nasz projekt mógłby się zachwiać. Na dzisiaj mogę powiedzieć, że budżet będzie większy. Nie pozwolę sobie na określanie tego procentowo ani kwotowo. Liczę, że będziemy w stanie stworzyć silniejszy zespół. Śląsk ma mieć drużynę, która spełni marzenia kibiców oraz aspiracje miasta. A te zawsze są wysokie! Zdajemy sobie z tego sprawę i wiemy, że ciąży na nas olbrzymi odpowiedzialność i presja. Ale taki jest właśnie Śląsk Wrocław!