Robert Kubica szykuje się do drugiego w życiu występu w 24-godzinnym wyścigu na Circuit de la Sarthe w Le Mans. W zeszłym roku nieszczęśliwie załoga z udziałem Polaka nie dojechała do mety po awarii na ostatnim okrążeniu rywalizacji. 37-latek wraca do Francji, by dokończyć to, czego nie udało się zrobić przed rokiem. W rozmowie z TVP Sport opowiedział jednak nie tylko o legendarnej rywalizacji, ale też o Formule 1, młodych talentach w motorsporcie, a nawet o... ukochanej drużynie AC Milan, która odzyskała po latach mistrzostwo Włoch.
Rafał Majchrzak, TVP Sport: – Robert, zaczniemy od innej strony, od wspomnień. 6 czerwca 2017 roku, pięć lat temu testowałeś w Walencji Lotusa E20 i wsiadłeś po raz pierwszy od lat do samochodu Formuły 1. Jak dziś myślisz o tym dniu, gdy wracasz do niego pamięcią? To wtedy stało się jasne, że możesz wrócić do cyklu MŚ.
Robert Kubica, kierowca Prema Orlen Team: – Rzeczywiście. Nie zapisuję tego typu dat do kalendarza. Nie mam pamięci do statystyk, natomiast nie da się ukryć, że przypomniałeś wyjątkowy dzień w moim życiu. Życie to słowo-klucz. Moja kariera sportowa to całe życie. Ale w tamtym dniu nie chodziło o sport, o karierę. To był pierwszy krok w kierunku to, co będzie dalej.
Race Preview Time ⬇️ #LeMans24!
— PREMA (@PREMA_Team) June 5, 2022
Discover the most important race in #endurance history with Robert Kubica!
�� https://t.co/7dg7UlWiyP#lemans #lm24 #wec pic.twitter.com/Ud5Zt3RvoH
– Nawet wspominał o tym w rozmowie z nami Lorenzo Colombo. "Od Roberta uczę się ludzkiej strony Le Mans. O to, kiedy spać, kiedy się przygotować do jazdy, bowiem nawet takie szczegóły są ważne. Jest dla mnie jak starszy brat. Rozmawiamy w tym samym języku, bo jego włoski jest perfekcyjny, mówi jak native speaker". Zbliżyło was to, że umiecie się porozumiewać po włosku?
– Na pewno. Ważne jest to, żeby w takiej serii, jak WEC, mieć odpowiednich partnerów. Kiedy jesteś "młodym wilkiem", walczysz o to, by wyrobić sobie pozycję. Są tego plusy i minusy, bo z kolei doświadczenie i nauki ze sportowego życia pozwalają spojrzeć lepiej na całą sytuację. Louis i Lorenzo są w pogoni, ja jestem doświadczony – to taka mieszanka. Dzięki temu zestawieniu z młodymi kierowcami, potrafię odnaleźć się w ich sytuacji.
Często staram się pokazać moje podejście, mówię to, czego jestem pewny. Jestem szczerym człowiekiem, walę prosto z mostu to, co myślę. Możliwe, że teraz tego chłopaki nawet nie rozumieją, a pojmą dopiero za dziesięć lat. Ale też byłem młody i miałem inne podejście niż dzisiaj. Natomiast myślę, że ważne jest mieć w załodze kogoś, kto gra zespołowo, a nie tylko na swoje konto. Nie mówię, że to robią.
Live on stage! ��#pesage #lemans #lm24 pic.twitter.com/6HSuzbO9YG
— PREMA (@PREMA_Team) June 3, 2022
Cieszy się ze scudetto Milan ����, cieszy się też Robert #Kubica!
— Rafał Majchrzak ���� (@RMnaTT) May 22, 2022
Gratulacje od Polaka ���� pojawiły się na jego story na Instagramie.#F1pl #F1 pic.twitter.com/sbAlCvuIg8
– Skoro przy drużynowych aspektach jesteśmy, ty jesteś w stanie dziś stwierdzić, że Louis Deletraz to kierowca, z którym masz najlepsze stosunki, jeśli chodzi o zespołowych kolegów? Porównując to z Nickiem Heidfeldem, Witalijem Pietrowem, George'em Russellem, ale też pamiętając, że F1 i WEC to różne serie...
– Zawsze pracujesz na konto zespołu, czy to w F1, czy to w "długich dystansach". Ale kiedy jeździsz sam, a nie dzielisz auta z kimś, to masz inne podejście. Tutaj ich nie da się porównać. W Formule 1 czy DTM pracowałem też dla siebie, liczyły się punkty, które sam zdobyłem. W WEC czy European Le Mans Series razem pracujemy na rzecz załogi i to nasze konto jest ważne. Partner z ekipy jest punktem odniesienia, ale pozytywnym.
W F1 jest to też możliwe, ale np. od Nicka chciałem się jak najwięcej nauczyć, lecz uczyłem się dla siebie. Wszystko zależało od tego, jak ja sobie poradzę. To ode mnie zależał wynik, nie od niego. Spotykam się czasem z kierowcami, którzy nawet woleliby dojechać na ósmym miejscu i pokonać partnera z ekipy, zamiast być na trzeciej pozycji i z nim przegrać, bo np. wygrał lub był drugi. To dla mnie dziwne podejście.
– Czego ty jesteś w stanie się nauczyć zatem od Deletraza i Colombo?
– To zależy. Ja postrzegam wyścigi długodystansowe w szerszej perspektywie. Nie jest dla mnie najważniejsze, by przejechać dany zakręt na treningu najszybciej, jak się potrafi i na ile jest to możliwe. Młodzi ludzie podchodzą do tego inaczej.
Szczerze? Czasem zazdroszczę im tego wigoru, samego faktu bycia młodszym. Zazdroszczę tego, że nie myślą tak bardzo o wszystkim. Ja jestem kierowcą, który angażował się też w sprawy pozatorowe, interesowały mnie technikalia. Niekoniecznie zawsze idzie to w parze ze sportem. Z nimi jest inaczej niż ze mną, gdzie w F1 nauczyłem się takiego bardzo "wiedzowego" stylu, że musiałem wszystko wiedzieć o samochodzie i nie miał żadnych sekretów.
– Ty jeszcze jesteś głodny wrażeń w innych seriach, masz chęć ich odkrywania? Patrząc na to, że Ferrari wchodzi do klasy Hypercar w WEC w 2023 roku, czy to w "endurance" jest raczej dalej twoje miejsce?
– Powiem ci szczerze... po startach w Williamsie w 2019 roku nadal mam w sobie poczucie, że F1 to "królowa sportów motorowych". Nie ma serii, która mogłaby się zbliżyć do niej pod względem prestiżu. Startowałem w DTM, European Le Mans Series, a teraz jestem w WEC. Pokazało mi, że mimo doświadczenia, wciąż są serie, które mogę odkrywać, dzięki którym stanę się jeszcze lepszym kierowcą. Te lata pokazały mi prymat F1, ale – jako pasjonat motorsportu – dostrzegam, że jest życie poza F1.
Cieszę się, że jestem w wyścigach długodystansowych. Zaczęła się nowa era, producenci chętnie wchodzą do tej serii: tak jak wspomniane Ferrari, a także Peugeot już aktywny w tym roku. Wejdzie tu wiele nowych marek, być może 2023 roku stanie się jednym z ciekawszych sezonów w historii. Zawsze czy to w klasie LMP1, czy teraz w Hypercarach będzie tak, że o wygraną będą walczyli ci najwięksi: Audi, Peugeot, Toyota, wcześniej też Porsche. Fanów czeka naprawdę dobry okres.
– Czyli to nie ty będziesz "kolejnym Polakiem w F1", a raczej ktoś z grupy Maciej Gładysz, Mateusz Kaprzyk, Roman Biliński, Kacper Sztuka czy wspierany przez ciebie Tymek Kucharczyk?
– Zadałeś podchwytliwe pytanie. Natomiast wchodziłem już tam tyle razy...
– Właściwie trzy razy, jeśli pomyślimy o wyścigowych debiutach i powrotach. Węgry 2006, Australia 2019, Holandia 2021...
– Dużo tego było. Na pewno "nigdy nie mówmy nigdy". Podchwytliwość pytania wynika z tego, że moje życie wiązało się z motorsportem i poznałem go bardzo dokładnie. Na pewno jednak długo jeszcze poczekamy na następnego Polaka w F1, droga przed tym jest długa. Te młode chłopaki, o których wspominasz, powinni się skoncentrować na tym, by w wieku 14, 15 lub 16 lat stawać się coraz lepszym kierowcą.
Mają ogromną konkurencję i dużo nauki przed sobą. Ja im życzę, by stali się zawodowymi kierowcami. A widzę, że to możliwe. Znam wielu moich kolegów z dzieciństwa czy lat kartingu, którzy nie dostali się do wyścigów Grand Prix. Nie byli słabi, tylko po prostu im się nie udało. Ja, idąc aż do F1, byłem sam, natomiast powiodło mi się. Teraz trzymam kciuki za wszystkich młodych, bo dostrzegam, że jest ich naprawdę dużo. Mamy utalentowaną młodzież.
– Śledzisz wyniki Tymka? To 16-latek, którego wspierasz, który m.in. ścigał się w kartingowych mistrzostwach świata za kierownicą gokarta Birel ART spod marki KUBICA KART. Zwycięstwo oraz cztery podia dają mu, mimo roli debiutanta, drugie miejsce w generalnej klasyfikacji, za Nikolą Cołowem, którym opiekuje się Alpine i Fernando Alonso.
– Dla mnie nie jest zaskoczeniem, że Tymek tak świetnie sobie radzi. Dwa lata temu wymieniłem się wiadomościami z moim znajomym. Powiedziałem, że młody będzie sobie radził jeszcze lepiej w bolidach niż w kartingu. Ma jeszcze przed sobą pracę do wykonania, ale "skilla" mu nie brakuje. Ma talent, ale to nie wszystko.
Teraz przed nim ważny okres – na pewno dobrze zaczął, przywiózł kilka dobrych wyników.