10 czerwca mija 20 lat od porażki Polaków z Portugalią (0:4). Na mistrzostwa świata do Azji biało-czerwoni polecieli pełni nadziei na wywalczenie świetnego rezultatu, tymczasem już po drugim spotkaniu mogli pakować walizki. – Moi zawodnicy pokazali się naprawdę z bardzo dobrej strony. To nie był mecz do jednej bramki – mówił w rozmowie z TVPSPORT.PL selekcjoner reprezentacji Polski w latach 2000-2002, Jerzy Engel.
Wojciech Papuga, TVPSPORT.PL: – Patrząc z perspektywy czasu, Portugalia była do pokonania, mimo jednostronnego wyniku? W końcu pana zespół oddał aż 16 strzałów, a rywale – którzy byli w gronie faworytów do tytułu – sensacyjnie nie przebrnęli nawet przez fazę grupową.
Jerzy Engel: – Portugalia z pewnością była najsilniejsza w naszej grupie, indywidualnie miała najlepszych piłkarzy. Ale jak się okazuje – nie gwarantuje to awansu do fazy pucharowej mistrzostw świata. Zdawaliśmy sobie sprawę przed mundialem, że będzie to nasz najgroźniejszy przeciwnik. Natomiast nie mam pretensji do żadnego z zawodników za porażkę z Portugalią. Zagrali naprawdę bardzo dobre spotkanie. To się dało oglądać, bo to nie był mecz do jednej bramki, mimo że wynik mógł sugerować coś innego.
– Czy były sytuacje, które – pana zdaniem – mogły odmienić losy meczu?
– Tak. Były momenty, które zadecydowały o końcowym wyniku. Chodzi mi tu głównie o sytuację z 59. minuty spotkania, kiedy sędzia nie uznał gola Pawła Kryszałowicza na 1:1. To był moment, w którym pokazaliśmy, że jesteśmy w stanie zdobyć bramkę. Wielka szkoda, bo gdyby uznano nam tamto trafienie, dodałoby nam ono energii na resztę meczu. Druga rzecz: wiadomo było, że jeżeli stracimy drugiego gola, to w jakimś sensie pęknie serce polskiego zespołu i wielkiej roli na tym turnieju już nie odegramy. W dużej mierze zadecydowały też indywidualne błędy.
– Czyli uważa pan, że nie było faulu Kryszałowicza na strzegącym bramki Portugalczyków, Victorze Baii?
– Sędzia spokojnie mógł uznać gola, bo był on prawidłowy. Nie było żadnego faulu. Zresztą rozmawiałem z Pawłem Kryszałowiczem, który mówił mi, że bramka powinna zostać jak najbardziej uznana.
– A jakie podejście prezentowali pana podopieczni przed meczem? Czy stracili nieco pewności siebie po porażce z Koreą Południową (0:2 – przyp. red.), czy jednak była pełna mobilizacja i przekonanie, że można Portugalię pokonać?
– Wiedzieliśmy, że to dla nas spotkanie ostatniej szansy. Mobilizacja była pełna, zawodnicy byli przygotowani do meczu. Oczywiście "dzień konia" miał Pedro Pauleta, ale też nie wszyscy piłkarze dobrze czuli się w deszczu. Osobiście bardzo przykro wspominam wynik, niemniej uważam, że sam sposób rozgrywania przez nas meczu był dobry.
– Przy stanie 0:2 była wiara w zespole, że można coś jeszcze w tym meczu ugrać?
– To są takie momenty, że nikt od razu nie przyzna się, że już wtedy czuł, że jest po wszystkim. Wiedzieliśmy, że z takim przeciwnikiem nie będzie łatwo o sytuacje bramkowe, a mimo to potrafiliśmy oddać 16 strzałów – tyle samo zresztą, co rywale. To też pokazuje, że obie drużyny grały ładnie dla oka.
– W porównaniu do meczu z Koreą Południową dokonał pan jednej korekty personalnej. W wyjściowym składzie znalazło się miejsce dla Pawła Kryszałowicza, a kontuzjowanego Jacka Bąka na środku obrony zastąpił Tomasz Hajto.
– Z pewnością to, co mnie zawiodło, to to, że kontuzję w meczu z Koreą Południową złapał Jacek Bąk. To on był bowiem szykowany na grę przeciwko Paulecie. Wszak znali się z francuskich boisk. Dlatego właśnie mieliśmy już przygotowywany wariant na mecz z Portugalią, że Jacek będzie grał na niego. Ale niestety, musieliśmy szukać innych rozwiązań i postawiłem na Tomka Hajtę, który akurat w tych deszczowych warunkach nie czuł się chyba najlepiej.
– Przeszliśmy też na bardziej ofensywne ustawienie względem meczu z Koreą Południową. 4-3-3 jasno sugerowało, że od początku gramy o pełną pulę.
– Tę reprezentację wszyscy kochali za to, że grała ofensywnie, odważnie. Dlatego nonsensem było przechodzenie na zmasowaną obronę i szukaniu ratunku w postaci kreowania jakiś pojedynczych okazji, kiedy przez całe eliminacje – od początku tworzenia tej drużyny – prezentowaliśmy ofensywny futbol.
– Na koniec: wygrana ze Stanami Zjednoczonymi (3:1 – przyp. red.) w meczu na otarcie łez pokazała, że mogliśmy więcej osiągnąć w turnieju. Żałuje pan, że ci, którzy zagrali tak dobre spotkanie z Amerykanami, nie dostali szansy w starciach ze współgospodarzem turnieju i Portugalią?