{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Skoki jak tenis? Pertile fantazjuje, ale to miałoby sens. Tylko nie tak jak myśli
Michał Chmielewski /
Trwa lato, ale dyrektor Pucharu Świata Sandro Pertile nie daje zapomnieć o skokach narciarskich. Głośnym echem odbił się jego ostatni wywiad dla OA Sport, w którym nie tylko wyraził "zadowolenie ostatnim sezonem", ale również nakreślił kierunki rozwoju dyscypliny. Porównując ją do tenisa. A to ostatnie ma sens, jednak nie tak, jak myśli Włoch. My proponujemy konkret: zmiana systemu punktowania na wzór WTA i ATP.
Odkąd FIS zatwierdziła ostatecznie kalendarz Pucharu Świata w skokach na sezon 2022/23, środowisko nie przestaje spierać się, czy kierunek rozwoju nakreślony przez federację jest słuszny. Przypomnijmy bowiem, że po raz pierwszy w historii zimowa dyscyplina sportu zostanie rozegrana w hybrydowych warunkach. I to w Wiśle, która w dniach 4-5 listopada (najwcześniej w dziejach) przeprowadzi inaugurację cyklu. Skoczkowie będą najeżdżać na próg po lodowym rozbiegu, czyli takim jak zazwyczaj. Lądować mają już jednak na igelicie, czyli tych samych zielonych matach co podczas lipcowego Letniego Grand Prix.
Sandro Pertile fantazjuje: tenis ma mączkę, trawę i hard. "Skoki mogą iść tym tropem!"
O plusach i minusach tego rozwiązania więcej naszym zdaniem pisaliśmy W TYM TEKŚCIE (KLIKNIJ).
Niezależnie od "za" lub "przeciw" zawodników, decyzja jest już ostateczna. Ma bezpośredni związek z MŚ w piłce nożnej, które swoim nietypowym terminem zagarnęły czas antenowy w okresie roku, jaki zwyczajowo przypadał narciarstwu. I z którym to narciarstwem globalnie z pewnością wygra walkę o widza.
Sandro Pertile, wciąż uczący się tej roli dyrektor PŚ, stwierdził nieoczekiwanie w rozmowie z OA Sport, że ten nietypowy pomysł chciałby utrzymać.
– Może skoki mogłyby być jak tenis i też odbywać się na różnych nawierzchniach, dzieląc sezon na kilka odcinków? Tam jest mączka, twarde, trawa, a u nas byłyby warunki całkowicie letnie, hybrydowe jak w Wiśle i całkowicie zimowe, jak dotąd w PŚ. W ten sposób moglibyśmy podzielić kalendarz i otwierać nowe horyzonty. Wyjść ze skokami do regionów, gdzie trudno o śnieg – wytłumaczył Włoch.
Statystyk i ekspert Paweł Borkowski zwraca na Twitterze uwagę, że myślenie o egzotycznych kierunkach w chwili, gdy nawet tradycyjne ośrodki skoków ledwo przędą, jest kuriozalna. Pomysł "tenisowej" reformy dyscypliny również budzi zastrzeżenia i z pewnością wywoła protesty środowiska, które jest przyzwyczajone do aktualnego podziału lato-zima. FIS zresztą w ostatnich latach zrobił wiele, aby zmarginalizować cykl Letniego GP. Wydaje się, że na krok wstecz o dekadę lub dwie jest już niemożliwy do realizacji. A na pewno nie z pomocą półśrodków, na jakie często (niestety) decydują się władze FIS-owskiej wierchuszki.
Jednak pomijając wątek nawierzchni i inne zdumiewające wnioski Pertile z wywiadu dla OA Sport, to samo nawiązanie skoków do świata tenisa nie jest tak nieracjonalne. Także, jeśli spojrzeć na stale malejącą liczbę państw chętnych do poważnej zabawy w światowej elicie.
Skoki narciarskie jak tenis? Tak, ale pomówmy o reformie Pucharu Świata
W tenisie jednocześnie – tak jak w skokach – odbywają się turnieje różnej rangi. Zawodnicy zbierają punkty do jednego (!) rankingu: odpowiednio WTA lub ATP. Tyle tylko, że mniejsze turnieje oferują mniejszy dorobek punktowy. Na koniec roku mamy jednak jasny ogląd, kto był najlepszym graczem danego okresu. W skokach też jednocześnie odbywają się różne konkursy: PŚ, Puchar Kontynentalny i FIS Cup. Różnica polega na tym, że wszystkie mają oddzielne klasyfikacje, a tajemnicą poliszynela jest, że kondycja imprez niższej rangi pozostawia wiele do życzenia. Nie ma tam pieniędzy, nie ma transmisji, nie ma prestiżu. Skoczkowie wyróżniający się w drugiej lidze "z automatu" dostają nominacje do elity, na co liczą i o czym marzą. W ten sposób omijają zawody "kontynentalne". Tak mimochodem tracą szanse na dalsze punktowanie do tamtej klasyfikacji, co – po prawdzie – nieszczególnie ich martwi. Finalnie końcowy ranking Pucharu Kontynentalnego nie ma nic wspólnego z oglądem najlepszych zawodników tych zawodów. Przeciętny kibic często w ogóle nie wie, kto osiągnął tam sukces.
A gdyby tak FIS również prowadził tylko jedną klasyfikację sezonu – właśnie wzorem tenisa?
Sprawni statystycy z łatwością obliczą, jak zmieniłby się ranking PŚ, gdyby punkty do tego zbierali również zawodnicy w drugiej bądź trzeciej lidze. Możliwości rozgraniczenia punktacji jest mnóstwo, to kwestia do ustalenia. Czy wygrana w COC odpowiadałaby 10. miejscu w PŚ, czyli 26 punktom? Czy jednak 20., czyli 11 pkt? Czy punktować na zapleczu powinno wówczas pięciu, dziesięciu czy piętnastu skoczków? W FIS nie brakuje mądrych głów, które ułożyłyby ten świat po nowemu.
ARGUMENTY ZA JEDNĄ KLASYFIKACJĄ SEZONU SKOCZKÓW:
1. Zwiększenie atrakcyjności drugoligowych zawodów i nadanie im poważnej rangi.
2. Zwrócenie uwagi stacji TV na produkt, być może wart wówczas pokazania na antenie.
3. Ułatwienie w porównaniu aktualnego potencjału zawodników – kibicom oraz trenerom ekip, wybierającym skład na imprezy mistrzowskie.
4. Zawodnicy wracający po kontuzjach nie skakaliby "o pietruszkę" niżej, tylko od razu trafiali do rywalizacji o Kryształową Kulę.
5. Dodatkowy argument dla organizatorów potencjalnych zawodów COC i FIS Cup, aby kreować i posiadać taki produkt na własnej skoczni zamiast z niego rezygnować.
6. Ułatwienie rywalizacji "w elicie" mniej zamożnym drużynom, którym nie zawsze jest po drodze na PŚ, np. z uwagi na koszt wyjazdu.
Pomysłów, które mogłyby uzdrowić wymierającą globalnie dyscyplinę, nie brakuje. Nie wszystkie również zakładają tak duże zmiany w regulaminach jak wspomniana wyżej. Warto naśladować sporty istotne globalnie. Jednak w sposób przemyślany. W przeciwnym razie skoki, od dłuższego czasu tonące w swoich wewnętrznych problemach, mogą już nigdy nie wyjść na powierzchnię. Niestety wielkich nadziei na takie działania nie ma. Szczególnie, gdy Pertile po jednej z najbardziej przykrych dla fanów zim idzie do mediów, mówiąc:
– Moim zdaniem to był udany sezon.