Taça Independência 1972 miało być godnym upamiętnieniem sto pięćdziesiątej rocznicy uzyskania niepodległości przez Brazylię, a był wyłącznie pretekstem do promowania kandydatury Joao Havelange'a na przewodniczącego FIFA. Oprócz tego zyski chciała mieć rządząca krajem junta wojskowa. Ten zapomniany po latach turniej miał większy wpływ na światową piłkę nożną niż można się było spodziewać.
Ponad wszystkimi
Brazylia od końca lat pięćdziesiątych była piłkarską potęgą. Oprócz potknięcia w Anglii w 1966 roku przywoziła z każdych finałów mistrzostw świata do 1970 roku złoty medal. Z reakcjami kibiców na przyjazd reprezentantów tego kraju mogły równać się jedynie występy koszykarzy Harlem Globetrotters lub gwiazd sceny muzycznej. Nie inaczej było podczas wizyty Brazylijczyków w Warszawie w czerwcu 1968, gdy piłkarzom towarzyszyła na każdym kroku masa fanów, a na Stadionie Dziesięciolecia zebrało się aż 70 tysięcy.
Złoto z zakładów toto
Współpraca na linii rząd - Brazylijska Konfederacja Sportowa układała się świetnie. Funkcję szefa organizacji, która była protoplastą znanej Brazylijskiej Konfederacji Piłki Nożnej, pełnił wówczas João Havelange. Prawnik i uczestnik zawodów pływackich podczas igrzysk w Berlinie w 1936 roku oraz reprezentant kraju w piłce wodnej w Helsinkach w 1952 roku zaczął karierę działacza, co zrozumiałe, od dyscyplin wodnych. Jego zdolności pozwoliły mu jednak szybko objąć kuratelę nad całym sportem w Kraju Kawy.
Havelange odnalazł się idealnie w nowej politycznej rzeczywistości. Ważnym źródłem dochodu organizacji ze sportowych struktur stał się totalizator, gdzie można było obstawiać wyniki spotkań piłkarskich. Oprócz tego spore zyski przynosiły wspomniane wyjazdy na zagraniczne tournee. Stawki za jeden mecz wahały się wtedy od 30 do 50 tysięcy dolarów.
Okazało się rychło, że krajowe poletko było dla Brazylijczyka za małe. Zaczął marzyć o przewodzeniu światowemu futbolowi. Celem było więc zwycięstwo w wyborach na prezydenta FIFA w 1974 roku. Sternikiem tej organizacji był wówczas Stanley Rous. Jego zasługi dla kodyfikacji zasad gry są niepodważalne, lecz w innych dziedzinach decyzje Anglika były, delikatnie mówiąc, kontrowersyjne.
Największe zarzuty pod jego kierunkiem dotyczyły europocentryzmu. Przewodniczący nie dostrzegał trendów politycznych na świecie, w tym procesu dekolonizacji. W Afryce i w Azji pojawiło się wiele niepodległych państw, których reprezentacje miały aspiracje pokazania się w światowym czempionacie. Format mistrzostw świata pozostawał jednak niezmieniony, podobnie jak system eliminacji.
Rous był również niezdecydowany w kwestii Republiki Południowej Afryki. Kraj, który miał politykę apartheidu był wykluczony z wszelkich międzynarodowych organizacji. W FIFA było inaczej. Rous po wizycie w tym państwie uznał, że nie ma powodów do usunięcia RPA ze struktur. Wszystkie afrykańskie reprezentacje po poznaniu zasad kwalifikacji do mistrzostw świata 1966, które nie uwzględniały ani jednego miejsca dla drużyny ze swego kontynentu, a jedynie szansę na takowe po barażach, przedstawiły inny pomysł. Gdy spotkały się z odmową, to zbojkotowały imprezę.
RPA została ostatecznie wyrzucona z FIFA, a w finałach mistrzostw świata w 1970 roku dano osobne miejsca Afryce i Azji. Państwa pozaeuropejskie wciąż miały jednak w pamięci poprzednie poczynania kierownictwa i wyrażały niechęć. Havelange wyczuł te nastroje i zaczął kampanię wyborczą na kilka lat przed decydującym głosowaniem. Odwiedził multum krajów, często korzystał z popularności Pelego, by zyskać przychylność i poparcie różnych federacji. W większości przypadków to się udawało.
Dookoła świata
Wśród obietnic składanych przez Havelange’a była też ta o powiększeniu finałów mistrzostw świata do 20 zespołów. Miało to zapewnić udział większej liczbie drużyn z Afryki i Azji. Brazylijczyk potrzebował okazji do prezentacji tej idei. Głównym pretekstem mogła być sto pięćdziesiąta rocznica ogłoszenia niepodległości przez jego ojczyznę, przypadająca na rok 1972. Zorganizowano okolicznościowy turniej...
To wydarzenie przyćmiło rozmiarami nawet ówczesne mundiale. Dwadzieścia reprezentacji rywalizowało na 12 stadionach w całym kraju, a koszt imprezy przekraczał pięć milionów dolarów. Inwestycje dotyczyły również aren zawodów, które rok przed planowanym startem odwiedził nawet Rous. Mimo szykującej się rywalizacji wyborczej wyrażał podziw dla inicjatywy przyszłego konkurenta.
Takich nastrojów nie podzielali tylko rodacy Rousa, którzy ze względu na sprzeciw klubów odrzucili zaproszenie na tę imprezę. W zastępstwie wysłano więc prośbę do Hiszpanów, którzy wycofali się jednak mimo odpowiednich gwarancji finansowych. Brak chęci udziału w turnieju wyrazili również Niemcy, Włosi, Austriacy i Holendrzy. Najczęściej podawanym powodem były kwestie finansowe, lecz przypuszcza się, że te wszystkie odmowy wynikały z niechęci do rządzącej Brazylią junty.
Havelange nie ustawał jednak w wysiłkach, by zebrać dwadzieścia drużyn. I to mu się udało. Afryka wystawiła wspólną reprezentację, podobnie jak federacja CONCACAF. Do Brazylii przyjechało też siedem zespołów z Europy, między innymi Francja, ZSRR, Jugosławia, Czechosłowacja i Portugalia. Nie udało się jednak zachęcić do gry Pelego. Wybitny piłkarz zakończył karierę reprezentacyjną rok przed startem Pucharu Niepodległości i nikt nie był w stanie skłonić go do zmiany decyzji.
Sportowy triumf, organizacyjna porażka
Puchar Niepodległości był podzielony na dwie fazy. W pierwszej rywalizowało 15 reprezentacji. Awans do rundy finałowej uzyskiwali jedynie zwycięzcy trzech grup. Mecze te nie cieszyły się zbytnią popularnością kibiców. Stadiony zapełniły się co najwyżej w połowie. Z kolei faworyci dali radę. Po dwóch tygodniach grupy wygrali Argentyńczycy, Jugosłowianie i Portugalczycy. Największe wrażenie zrobił występ tych ostatnich, z Eusebio w składzie. Cztery mecze, cztery zwycięstwa.
Cieniem na działalności Brazylijczyka kładą się jednak liczne zarzuty korupcyjne. Pojawiały się już na początku lat dziewięćdziesiątych, ale dowody przyszły dopiero podczas wielkiego śledztwa FIFA w połowie poprzedniej dekady. Havelange i członkowie jego rodziny otrzymywali łapówki od marketingowej firmy ISL odpowiedzialnej za dystrybucję praw telewizyjnych do finałów mistrzostw świata.
Brazylijczyk zmarł w wieku 100 lat w rodzimym Rio de Janeiro. Los chciał, że stało się to w trakcie igrzysk olimpijskich w tym mieście. Nie zdecydowano się na uczczenie jego pamięci. Mimo wszystko przetrwała ona dłużej niż ta o turnieju, który zaprowadził go na szczyt.