| Piłka nożna / Liga Mistrzów

"Po śmierci córki chciałem wyskoczyć przez balkon. Karabach mnie uratował". Wilde-Donald Guerrier rozlicza się z przeszłością

Wilde-Donald Guerrier (L) w Karabachu przeżył najpiękniejsze i najgorsze chwile (fot. Getty)
Wilde-Donald Guerrier (L) w Karabachu przeżył najpiękniejsze i najgorsze chwile (fot. Getty)

Kariera Wilde-Donalda Guerriera to materiał na film. I byłyby w nim sensacyjne zwroty akcji i momenty zdecydowanie bardziej dramatyczne. Największym sukcesem Haitańczyka była gra w Lidze Mistrzów. Największą tragedią śmierć małej córeczki. Wszystko przydarzyło się w czasie występów w Karabachu Agdam. – Dla ludzi z terenów objętych wojną byliśmy siłą, nadzieją i przetrwaniem. Dla mnie Karabach był ratunkiem po odejściu dziecka – przyznaje w rozmowie z TVPSPORT.PL były zawodnik Wisły Kraków.

DALSZĄ CZĘŚĆ PRZECZYTASZ POD REKLAMĄ
Krew, śmierć i futbol idący w świat. Karabach, którego nie znała Europa

Czytaj też

Gracze Karabachu zawsze podkreślają, że Górski Karabach należy do Azerbejdżanu. Ormianie uważają inaczej. A dzieci na tym cierpią (fot. Getty)

Krew, śmierć i futbol idący w świat. Karabach, którego nie znała Europa

Wilde-Donald Guerrier dał poznać się polskiej publice podczas barwnego pobytu w Wiśle Kraków. Potem przez Alanyaspor trafił do Karabachu Agdam, w którym stał się pierwszym Haitańczykiem w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Pobyt w Azerbejdżanie to mieszanka najlepszych z najgorszymi wspomnieniami. W trakcie gry w Karabachu, Guerrierowi i jego żonie, Zuzannie, zmarła córka, Miah-Mannette.

Nigdy nie byłem tak bezradny, jak po śmierci córki. I nigdy nie zapomnę zachowania trenera Karabachu, Gurbana Gurbanowa. Czułem że jest dla mnie jak ojciec. Do dziś żałuję, że go zawiodłem – szczerze przyznaje Wilde-Donald. – Gdybym był tak odpowiedzialny, jak jestem teraz, moja kariera potoczyłaby się zupełnie inaczej – dodaje. Zapraszamy na rozmowę o pięknych chwilach, największych błędach i wyniesionych nauczkach, radzeniu sobie ze śmiercią i piłkarzach, który widzą błędy innych, a swoich już nie. Przed Wami Wilde-Donald Guerrier jakiego nie znacie.


Jakub Pobożniak, TVP SPORT: – Już przed wywiadem powiedziałeś mi, że tęsknisz za Karabachem. Nadal oglądasz jego mecze?
Wilde-Donald Guerrier: – Oglądam. Mecz z Lechem widziałem i spodziewałem się dużo więcej po Karabachu, bo znam ten zespół i znam mentalność Gurbana Gurbanowa. To trener, który ani nie umie przegrywać, ani cieszyć się ze źle rozegranych wygranych meczów. 1:0 dla Lecha to za mała przewaga. Myślę, że to Karabach przejdzie dalej, bo Gurban to człowiek, który ma mentalność żołnierza i wie, jak zrobić z zawodników żołnierzy. Nikt nie umie tak motywować jak on.

– Gurbanow musiał zrobić na tobie wrażenie, że zaczynamy od niego.
– Gurbanow to Karabach. A Karabach to Gurbanow. Każdy się go tam słucha. Z małej drużyny zrobił potężny jak na tamte warunki zespół. Drużynę, która choć ma sukcesy, ciągle jest nienasycona, ciągle jest głodna sukcesów. Gdy kończy się głód, nie ma szans wygrać nic więcej. To Karabachowi nie grozi. Byłem tam kilka lat i widziałem, jak z dnia na dzień zespół staje się coraz bardziej profesjonalny. Wszystko to jego zasługa.

– To dlatego trener pracuje w klubie już prawie piętnaście lat? W Polsce takiego przypadku nie da się znaleźć.
– I Gurbanow miał dużo ofert spoza Azerbejdżanu, ale nigdy nie chciał wyjechać. On jest dumny z tego, że reprezentuje Azerbejdżan, że reprezentuje Górski Karabach. To człowiek z charakterem, dla którego słowo jest święte. Prawdziwy ambasador. Dzięki niemu Karabach jest klubem, który zawsze chce osiągać więcej. Wszyscy darzą go szacunkiem, traktują wręcz jak Boga. Byłem tam przez cztery lata, i szybko dowiedziałem się, że mecze i wyniki tego klubu oznaczają coś więcej niż w innych przypadkach. Gurbanow zawsze mówił, że nie gramy tylko dla nas i kibiców, ale że gramy dla ludzi z terenu, na którym jest wojna. Że nic nie daje im takiej radości jak wygrane drużyny, która stamtąd pochodzi. Że jesteśmy ich siłą, ich nadzieją i ich przetrwaniem.

Krew, śmierć i futbol idący w świat. Karabach, którego nie znała Europa

Czytaj też

Gracze Karabachu zawsze podkreślają, że Górski Karabach należy do Azerbejdżanu. Ormianie uważają inaczej. A dzieci na tym cierpią (fot. Getty)

Krew, śmierć i futbol idący w świat. Karabach, którego nie znała Europa

Wilde-Donald Guerrier i Gurban Gurbanow (fot. 400mm)
Wilde-Donald Guerrier i Gurban Gurbanow (fot. 400mm)

– Byłeś w Agdamie? Miejscu, z którego wywodzi się klub?
– Tak. Zostaliśmy tam zabrani zaraz po tym, gdy zakończyła się wojna (zawieszenie broni podpisano w listopadzie 2020 roku – przyp. red.). Niektórzy piłkarze mieli tam rodziny, inni zdecydowali się z nimi pojechać, by przekonać się, co przeszli tam ludzie. Muszę ci przyznać, że po wizycie tam, zrozumiałem o co tak naprawdę gram w Karabachu. To dało mi jeszcze większy głód, większą wolę walki. Wiem co to wojna. Wiem, co to życie w skrajnej biedzie. Jestem z Haiti. Tam wielu ludzi żyje tak, że trudno nazwać to życiem. Ale walczą o lepsze jutro. W Karabachu zobaczyłem to samo.


– Wstrząsnęło to tobą?
– Rozumiem biedę. Znam ją. Powtarzam o tym żonie, dzieciom. Gdy teraz nie smakuje im jedzenie i chcą je zostawić albo wyrzucić, zawsze mówię im, że w moim kraju bardzo dużo dzieci, takich jak one, mogą o tym pokarmie tylko pomarzyć. Że to co mają moje dzieci to błogosławieństwo. Mówię im: w Haiti wielu twoich rówieśników nie ma w domu dostępu do pitnej wody, a ty chcesz wyrzucić spaghetti, bo ci nie smakuje. Wiem, co to bieda i myślę, że dlatego jeszcze bardziej ruszyło mnie też to, co widziałem w Agdamie. Widziałem, co zrobiły tam miny. Widziałem zniszczone budynki, ruiny. I dziecięce buciki, które zapewne zostały jedyną pamiątką po kimś, kto stracił tam życie. Wiele dzieci, takich jak moje, straciło tam życie. Takich obrazków się nie zapomina. To sprawiło, że chciałem – i myślę, że moi koledzy mieli tak samo – że chcieliśmy jeszcze bardziej walczyć dla tych ludzi.

– Ta świadomość czyni Karabach Agdam jeszcze mocniejszą drużyną?
– Karabach to nie tylko drużyna. To społeczność. I czujesz to w klubie. Tu nikt nie pracuje, bo musi. Każdy, od trenera, przez masażystów, fizjoterapeutów, kucharzy, ochroniarzy, aż po sprzątaczki jest tam, bo znaczy to dla niego coś więcej niż tylko praca w klubie sportowym. To nie jest tak, jak w Wieczystej, gdzie zależy tylko właścicielowi, a każdy stara się to wykorzystać. W Karabachu każdy działał dla dobra zawodników, dla dobra klubu i dla dobra Agdamu.

– Niesamowite jest to, że kilkaset kilometrów od Górskiego Karabachu jest Baku i zupełnie inne życie.
– Niektórzy mogą o tym zapomnieć. Ale ja zawsze uważałem się nie za piłkarza, a żołnierza. Walczę za Haiti, nie z pomocą broni, a z pomocą moich nóg. Walczę o honor państwa, bo przede wszystkim jestem Haitańczykiem. A piłka nożna jest sposobem na wyrażanie mojej wierności temu państwu. Prawdziwi żołnierze też walczą. Za kraj. To jest ich metoda wspierania ojczyzny. Wstępują do armii i walczą za kraj. Gdyby kiedyś na Haiti wybuchła wojna, też bym się nie wahał i wziął do ręki karabin. Być może zginął za ojczyznę. Nie dlatego, że nie szanuję życia, tylko dlatego, że ojczyzna to najważniejsza rzecz. To coś, co ma się w żyłach.

Tak wyglądają dziś ulice Górskiego Karabachu (fot. Getty)
Tak wyglądają dziś ulice Górskiego Karabachu (fot. Getty)

– I choć w Baku pewnie tego nie zobaczysz, tak samo jest z Karabachem. To nie tylko nazwa i herb. Karabach ma wiele znaczeń. To cierpienie, ból, ludzkie tragedie. Ten ląd doświadczyło tak wiele złych rzeczy. A my, za pomocą piłki nożnej dawaliśmy im radość, szczęście i wiarę w lepsze jutro. Gurban Gurbanow przed każdym meczem mówił nam, że Agdam to miasto, w którym jest wojna.

– Kiedy jego przemowy zrobiły na tobie największe wrażenie?
– Pamiętam, jak graliśmy mecz w Lidze Mistrzów. Naszym rywalem było Atletico Madryt, a oni walczą jak nikt. Gurban Gurbanow zabrał nas na odprawę. Pokazał wideoanalizę rywala, powiedział jak mamy grać i poprosił, żebyśmy jeszcze chwilę zostali w szatni. "Nie robicie tego dla siebie nie robicie tego dla klubu. Teraz pokaże wam, dla kogo to robicie" – powiedział. I włączył nagranie z Agdamu. Płaczące dzieci, bombardowanie miasta, pogrzeby, żałoba. "Ci ludzie zaczną się uśmiechać, jak będą widzieć, że ich Karabach gra z wielkim Atletico, jak Karabach będzie strzelał gole" – dodał. Człowieku... Wyszliśmy na Atletico, jakbyśmy byli Barceloną. Prowadziliśmy, po mojej asyście. Skończyło się 1:1.


– Chyba umiem sobie wyobrazić skalę takiej motywacji.
– Stary... Gurban Gurbanow to trener o wielkiej charyzmie. Nazywałem go "Guardiolą" albo drugim ojcem. Zwłaszcza, gdy trzeba było coś załatwić. Miał do mnie słabość. Pamiętam, jak potrzebowałem pieniędzy chwilę przed terminem wypłaty. Chciałem kupić wymarzony samochód, tyle, że powiedzieli mi, że to nie może czekać. Poszedłem do menedżera klubu, Asifa Asgarowa i poprosiłem o przyspieszenie zapłaty. Odmówił. Piętro wyżej swój gabinet miał Gurbanow. Gdy usłyszał moją prośbę westchnął tylko "Oj, Donny, Donny" – bo tak do mnie mówił – i wykręcił telefon. "Asif, ile Donny chce? Daj mu". I dostałem wszystko przed czasem. Trener postawił mi jeden warunek. "Donny. Jedna rzecz. Masz być najlepszy w kolejnym meczu". I byłem. Gurbanow to był prawdziwy boss. Gladiator. Nigdy się nie uśmiechał, ale czułeś, że jest dla ciebie jak ojciec. Dopóki go nie zawiedziesz. Do teraz żałuję, że ja go zawiodłem.

– W jaki sposób?
– Wróciłem zbyt późno ze zgrupowania reprezentacji Haiti. Zaspałem na samolot. Potem były inne komplikacje przy powrocie, opóźnienie, wygaśnięty czas ważności testu na koronawirusa. Dotarłem dużo po czasie. Gurban był zły, miał prawo. Dostałem karę finansową i miałem być zesłany do rezerw. Postawiłem się i powiedziałem, że albo jedno, albo drugie. I skończyłem na Cyprze. Piłkarsko nie żałuję jednak ani chwili spędzonej w Karabachu. Bo wszystkie największe sukcesy odniosłem właśnie tam. To tam doświadczyłem Ligi Mistrzów jako pierwszy Haitańczyk, to tam zagrałem w Lidze Europy. Tęsknię za czasem tam spędzonym. Widzisz, nawet na Instagramie dalej mam zdjęcie w koszulce Karabachu. Tak ważne to dla mnie wspomnienia.

Wilde-Donald Guerrier walczy o piłkę z Diego Godinem z Atletico Madryt (fot. PAP/EPA)
Wilde-Donald Guerrier walczy o piłkę z Diego Godinem z Atletico Madryt (fot. PAP/EPA)

– Grałeś tam dwukrotnie. Co sprawiło, że pomiędzy trafiłeś na chwilę do Neftchi Baku?
– Tak to jest, gdy wierzy się agentom. Negocjowałem przedłużenie kontraktu z Karabachem. Agent mówił, żebym czekał, bo może w międzyczasie pojawią się inne oferty. Czekałem, czekałem – i skończyło się na tym, że podpisałem dużo gorszą umowę z Neftchi. Ale zagrałem tam dobry sezon i wróciłem do Karabachu, tyle, że na gorszych warunkach. Zawsze powtarzam, że człowiek uczy się na błędach. A ja popełniłem ich sporo.

– Który błąd był twoim największym?
– Hmm... Największym ten, że nie podpisałem przedłużenia kontraktu z Karabachem, gdy mogłem to zrobić, przez co wylądowałem w Neftchi. Drugim to, że posłuchałem się agenta, który namieszał mi w głowie, bo mogłem trafić do Sportingu Braga. Tam wszystko było gotowe, ale usłyszałem, że chce mnie Sporting Lizbona, przeciwko któremu grałem w Lidze Europy. Na Instagramie do przejścia tam namawiał mnie sam Nani (Guerrier wyciąga telefon i pokazuje wiadomości – przyp. red.). Tyle, że trener, który mnie chciał, pożegnał się z pracą zanim zaczęły się konkrety. I tak przepadła i Lizbona, i Braga, której kazałem czekać. Z Karabachem stało się tak samo. Gdybym był bardziej odpowiedzialny w tamtym momencie kariery, ta potoczyłaby się jeszcze lepiej.

– Jakie było twoje najlepsze wspomnienie z Karabachu?
– Liga Mistrzów, mecz z Atletico. 1:1 po mojej asyście. I w Lidze Europy z Arsenalem. Przegraliśmy 0:1, ale to uczucie, kiedy grasz z taką drużyną, na takim stadionie, wiedząc skąd się wywodzisz, i jakie były twoje początki. To jest coś niesamowitego. Z drugiej strony najgorszy mecz też rozegraliśmy na pięknym stadionie. Pierwszy mecz w fazie grupowej Ligi Mistrzów, z Chelsea. Przegraliśmy 0:6. Przed meczem każdy był podekscytowany. A wyszedł z tego koszmar.

Wilde-Donald Guerrier walczący o piłkę z Laurentem Koscielnym z Arsenalu (fot. Getty)
Wilde-Donald Guerrier walczący o piłkę z Laurentem Koscielnym z Arsenalu (fot. Getty)

– Największy koszmar przeżyłeś jednak w Azerbejdżanie poza boiskiem.
– I to sytuacja o której nie da się zapomnieć. Najgorsze z najgorszych wspomnień. Śmierć własnego dziecka to coś, na co nigdy nie jest się gotowym. Pamiętam, jakby wydarzyło się to wczoraj. Powoli szykowałem się do treningu, ale jeszcze zajmowałem się drugą córeczką, Coco. Bawiłem się z nią, a gdy zrobiła się senna, położyłem ją do łóżeczka. Obok była Miah-Manette. Pamiętam, że zwróciłem uwagę, że ma czkawkę. Poprosiłem żonę, Zuzę, która robiła mi śniadanie, żeby się nią zaopiekowała. Wszystko wróciło do normy, Miah też się położyła. Zjadłem śniadanie, wziąłem prysznic, i tuż przed wyjściem na trening powiedziałem żonie, żeby sprawdziła, co z małą. A Miah już nie żyła. Próbowałem ją resuscytować, próbowałem coś zrobić. I nic. Nigdy nie byłem tak bezradny.

– Mogę ci tylko współczuć.
– Nie wierzyłem w to przez kolejne dni. Byłem przekonany, że Miah śpi, że to długi sen. Tydzień później, miesiąc później dalej wmawiałem sobie, że to tylko sen. Nawet gdy wzięliśmy ją na autopsję, bo tego wymagały od nas azerskie służby, żeby sprawdzić, czy przy czymś nie zawiniliśmy, czy nie zawinił ktoś inny, miałem wrażenie, że znowu jakby się przeciągnęła. Miah miała problem przez wirusa opryszczki. Zainfekował on mózg i czasem sprawiał, że miała niekontrolowane ruchy. Myślałem, że taki znów się wydarzył. Tak bardzo nie chciałem w to wierzyć, że moje dziecko nie żyje.

– Pamiętam, że kilka dni później zagrałeś w meczu Ligi Mistrzów. Skąd miałeś na to siłę?
– Gdy Miah odeszła, zadzwoniłem do klubu. Trener Gurbanow zachował się wówczas fantastycznie. Wsiadł w auto, przyjechał i powiedział mi: "Donny, bardzo mi przykro. Jeśli Karabach może ci jakoś pomóc, pomożemy. Nie martw się o klub. Klub jest teraz dla ciebie. Zostań z rodziną tyle, ile potrzebujesz. Jeśli będziesz potrzebował miesiąc, zostań miesiąc. Jeśli pół roku, zostań pół roku. O nic się nie martw. Wszystko ci zapłacimy. Tam jesteś najbardziej potrzebny".

– Ty postanowiłeś jednak wrócić do treningu. To było najlepsze rozwiązanie?
– Zostałem w domu przez dwa dni. Ale czułem, że moja głowa eksploduje. Że potrzebuję piłki, żeby na chwilę nie myśleć o tym, co się stało. Porozmawialiśmy z żoną i stwierdziliśmy, że najlepsze dla nas będzie, jak wrócę do treningu. Czułem się otępiony, jakby w depresji. Chciałem wyskoczyć przez balkon i dołączyć do mojego dziecka. Przy życiu trzymała mnie tylko reszta rodziny, którą też musiałem się przecież opiekować.


Wilde-Donald Guerrier ze swoimi dziećmi: Chloe Seven i Wilde-Donaldem juniorem

Karabach mnie uratował. Na boisku nie mogłem o tym zapomnieć, ale mogłem przez chwilę skupić się na czymś innym. Gdy wróciłem na trening, Gurbanow spytał się mnie, czy jestem gotowy, żeby znaleźć się w kadrze na mecz Ligi Mistrzów. Powiedziałem, że jestem, ale on stwierdził, że jeszcze nie wystawi mnie do gry. Odparłem mu, że najlepsze, co może dla mnie zrobić, to dać mi zagrać, to dać mi uwierzyć, że wszystko jest normalnie. Skupić się na spełnieniu marzenia, jakim zawsze była gra w Lidze Mistrzów.

– I był to mecz z Atletico. Ten, w którym wypadliście najlepiej. – Tak było... Pamiętam, że zaraz po meczu musiałem wrócić do tego, co mnie spotkało. Chcieliśmy pochować Miah w Polsce. Władze klubu razem z trenerem zaoferowały pomoc. Musieliśmy wynająć samolot, zamknąć ciało w trumnie i tak je przetransportować. A potem nie mogliśmy tej trumny już otworzyć, pozwolić reszcie rodziny się pożegnać. O pogrzebie i tak zrobiło się głośno, choć nie zaprosiłem żadnego dziennikarza, nikogo spoza rodziny. Chciałem uwiecznić ten moment, zrobić zdjęcie. A potem mogłem przeczytać, że nagrywam wideo z pogrzebu córki. Tak powiedział Jakub Rzeźniczak.

– Musiało was to dotknąć.
– Wiem, że jestem szalony, niektórzy uważają mnie za dziwaka, ale naprawdę mam dobre serce. Nigdy nie powiedziałbym złego słowa o tobie, twojej rodzinie i bliskich. Nigdy nie skrytykowałbym twojego życia, choćbyś robił coś źle. Bo jest twoje, a ja mam swoje. Moja mama, mój największy wzór, zawsze powtarzała: "zanim znajdziesz drzazgę w oku bliźniego, sprawdź swoje". Zanim coś powiesz, sprawdź, czy nie popełniłeś większych błędów w życiu. Nie byłem zły na Kubę, ale moja żona była wściekła. Pytała, jak to możliwe, że ktoś w ogóle się na ten temat wypowiada. I że robi to kolega z drużyny. Gdybym sam chciał opowiadać o Kubie, opowiedziałbym dużo rzeczy, ale to nie moja sprawa, jak wygląda jego życie. Po co miałbym mu to robić. Szanuję Rzeźniczaka jako piłkarza. Znam jego charakter, znam jego mentalność. Jest inna niż moja. Tyle.

Wilde-Donald Guerrier i Jakub Rzeźniczak (fot. 400mm)
Wilde-Donald Guerrier i Jakub Rzeźniczak (fot. 400mm)

– To dlatego mówisz, że choć w Polsce masz wielu znajomych, to nie masz polskich przyjaciół?
– Jesteśmy różni, to fakt. Na Haiti każdy ma w sobie nutę luzu, szaleństwa. W Polsce ludzie są dużo bardziej zamknięci i często nie szanują kogoś za inny sposób życia. Jeśli nie myślę i nie zachowuję się jak oni, to już jestem poddawany krytyce. Jest Kuba Rzeźniczak i jestem ja, Donny. Jesteśmy różni. I ja to akceptuję. Pamiętam sytuację, jak przyszedłem na stadion Wisły obejrzeć mecz i przesiedziałem i przegadałem go z jednym kibicem. Potem napisał mi wiadomość. "Spodziewałem się, że potraktujesz mnie jak inni. Wszyscy śmieją się, że jestem gruby, wytykają palcem. Ty byłeś inny. Pokazałeś, że nie warto się przejmować. Chciałbym umieć być taki, jak ty". Powiedziałem mu tylko, żeby był sobą i lubił siebie. U was tego czasem brakuje. Mnie doprowadziło to w miejsce, w którym jestem. A łatwo nie miałem. Gdybym w Haiti wbił sobie do głowy, co ludzie o mnie myślą, nigdy byśmy nie porozmawiali, nigdy nie zagrałbym w Wiśle Kraków, nigdy nie zagrałbym w Lidze Mistrzów.

– Jak trudna była twoja droga z Haiti do miejsca, w którym jesteś teraz?
– Gdy byłem dzieckiem, w Haiti obowiązywała jedna zasada. Grałeś w reprezentacji, jeśli byłeś synem kogoś bogatego. Najlepiej ze stolicy, Port-au-Prince. Gdybym wtedy zaprzątał sobie tym głowę, nigdy bym do kadry nie trafił. A teraz jestem jej kapitanem. Wiedziałem, że talent może otworzyć mi drzwi. Na tym się skupiłem. Do teraz dostaję wiadomości od młodych chłopaków z Haiti. "Co zrobić, żeby dostać się do kadry. Nie pomógłbyś mi załatwić jakiejś szansy?". Zawsze mówię: nie. To ty daj sobie szansę, a dopiero później oczekuj czegoś od innych. To dla ciebie trudne, bo sam sprawiasz, że tak jest. Ja doszedłem do miejsca, w którym jestem, bo nigdy nie mówiłem sobie, że coś jest niemożliwe. A nie zaczynałem w stolicy, tylko w wiosce, siedem-osiem godzin od Port-au-Prince. I zawsze mówię to chłopcom w Haiti. Wszystko, co osiągnąłem, zrobiłem za sprawą wiary w siebie, pracy i odrobiny szaleństwa.


– Tego szaleństwa to była więcej niż odrobina. Pamiętam jak Franciszek Smuda mówił w Wiśle, że przez ciebie zwariuje. – To prawda, mógł zwariować. Byłem młody, beztroski. Gdy kończyłem trening w Myślenicach, jechałem do galerii handlowej, by coś zjeść i kupić ciuchy. Chodziłem do klubów, niektóre na pewno kojarzysz (śmiech – przyp. red.). Nigdy nie dawałem sobie czasu na odpoczynek, ale rano na treningu, zawsze byłem zawodnikiem, który da z siebie jeszcze więcej, niż potrafi. Gdybym już wtedy był tak zdyscyplinowany jak teraz, moja kariera byłaby jeszcze większa.

– Z drugiej strony, gdybyś posłuchał się mamy, to kariery w ogóle by nie było.
– To prawda. Chciała, żebym został księdzem, jak mój brat. Dlatego nigdy nie miałem butów do gry. Naprawdę nie chciała, żebym był piłkarzem. Nie wyszło. Pamiętam, jak spotkaliśmy się z bratem w Rzymie, przed meczem Karabachu z Romą. I się zaczęło. "Dlaczego masz tatuaże, dlaczego farbujesz włosy? Bóg tego nie chce" – mówił mi. A ja Biblię znam, czytałem ją w domu. Wiedziałem, że nie ma w niej nic o tatuażach. Bóg chce tylko żebyś dbał o swoje ciało i żebyś miał czystą duszę, bo w dzień sądu zostanie dusza, a ciało zniknie. Od tego czasu o tatuażach nie rozmawiamy. A mam też takie z Matką Boską.


– Jestem religijnym człowiekiem. W Haiti do kościoła chodziłem codziennie. Codziennie. A mama sadzała mnie nieopodal księży. Wiara do dziś jest dla mnie bardzo ważna. Czasem jeszcze do Częstochowy. Wierzę w to. Wierzę, że każdy popełnia błędy, ale dostaje też kolejny dzień, by je naprawić. By uzyskać przebaczenie. Wiem, że popełniłem bardzo dużo błędów, wiem też, że wielu nie popełniłem. Ale wszystkiego jestem świadomy. A inni są jak Kuba. Obwinia innych, ale nigdy nie widzi winy w sobie.

– A jak mówi twoja mama...
– Najpierw zobacz drzazgę w oku swoim. Ale to tyle o nim. Nie będę wypominał mu jego błędów. To jego sprawa. Może kiedyś to zrozumie.

– Wracamy do "polskiej mentalności"?
– Nie, nie. Ale wiesz, jest jeszcze jedna rzecz, jakiej nie umiem w Polsce zrozumieć. Czasem staram się być miły dla ludzi. Mówię im dzień dobry na drodze, czy w windzie, a oni nie odpowiadają. Wszyscy są zamknięci. Najchętniej założyliby słuchawki albo udawali, że nikt do nich nic nie powiedział. Czasem powiem komuś na ulicy "cześć", a mężczyźni patrzą, jakbym miał jakiś problem, a dziewczyny od razu myślą, że flirtuję. A przecież nie o to chodzi. Pamiętam też sytuację, gdy do Karabachu przyjechali dziennikarze z Polski, a ja powiedziałem im, że mógłbym zagrać dla Legii Warszawa. To przecież moja praca. I należy to respektować. Potem na ulicy w Krakowie spotkałem kibica Wisły. "K***a, idź do Legii, czarny ch***" – usłyszałem. I nie reagowałem. Potem wyciągnął banana i zaczął przede mną wymachiwać. Dalej nic nie zrobiłem. Podszedł do mojego auta. Wtedy powiedziałem mu: jeśli dotkniesz mojego auta albo kogoś z mojej rodziny, bo byłem tam z żoną i wujkiem, źle się to dla ciebie skończy. I nie żartowałem. Nie bałem się konsekwencji. Tacy są ludzie. Dasz im pół powodu, a oni źle o tobie będą mówić i źle się zachowywać. I bardzo lubię Kraków, mam tu dużo znajomych, ale tak jakoś jest, że większość to obcokrajowcy.

– Jednemu ze znajomych nawet załatwiłeś grę w reprezentacji Haiti.
– W Haiti mam naprawdę dobre znajomości (śmiech – przyp. red.). Gdybym chciał, żebyś został rzecznikiem prasowym reprezentacji, to byś nim został. Ludzie czują do mnie respekt, wiedzą kim jestem i liczą się ze mną. Pamiętam, że Emmanuel Sarki miał problem z regularną grą w Wiśle, więc zaproponowałem mu, żeby zagrał dla reprezentacji Haiti. Myślał, że żartuję, a ja wcale nie żartowałem. Zadzwoniłem do prezydenta (był nim były muzyk Michel Martelly – przyp. red.), a ten powiedział, że to dobry pomysł, tylko trzeba wykombinować, jak można wręczyć Sarkiemu paszport. Stwierdziłem, że da się to załatwić. Pogadałem z nim, z jego agentem i zagrał dla mojej kadry.


– Ale ta historia o dziadku chyba była zmyślona.
– Usłyszałem od niego taką samą historię, że miał dziadka w Haiti. Ale czy to prawda? Kto to wie (śmiech – przyp. red.). Faktycznie, mamy w kraju sporo Emmanuelów, ale to jedyny trop.

– A to, że dziadek miał 132 lata mogło być prawdą?
– Może to było trochę za dużo (śmiech – przyp. red.). Słyszałem też, że przez tą wypowiedź już później dla Haiti nie zagrał. Ale powiem ci jedno. W mojej rodzinie ludzie żyją długo. Ciocia miała 103 lata, a prapradziadek miał 100 lat i pochodził z Francji. Miał na nazwisko Figaro. Może mam więc coś wspólnego z gazetą "Le Figaro". Mama kazała mi to sprawdzić, ale nigdy nie wiedziałem, jak się do tego zabrać.

– Na razie zabierasz się do negocjacji z nowymi klubami. Skończyłeś z Wieczystą. Co cię skłoniło, żeby w ogóle tam wylądować? – Perturbacje z poprzednim klubem. Apollon Limassol nie płacił mi na Cyprze, a gdy chciałem rozwiązać kontrakt zaczął robić problemy. Po zerwaniu umowy długo nie mogłem odzyskać certyfikatu piłkarza. Tak straciłem kilka fajnych ofert, jak choćby tę z Pogoni Szczecin. Gdy zamknęło się okienko, odezwał się Franz Smuda – i tak jakoś się potoczyło. Nie zagrałem zbyt dużo, bo miałem kontuzje, ale czułem się, że gra tam jeszcze nie była dla mnie.

– Po roku w Wieczystej uważasz, że na taki rozdział w niższych ligach jeszcze za wcześnie?
– Zdecydowanie. Mam jeszcze z dwa lata profesjonalnej kariery. Nie więcej. Chcę to wykorzystać.

– A gdyby odezwała się Wisła Kraków? Powinni wiedzieć, że jesteś tutaj, a ty też dobrze znasz ich sytuację.
– Tyle mówiłem o Karabachu, a najlepszy czas w karierze spędziłem w Wiśle. To tam wszystko się zaczęło. Do Wisły mam szczególny sentyment. I chętnie pomógłbym jej wrócić do Ekstraklasy. Gdybym dostał ofertę, pewnie bym się zgodził. I to za nieduże pieniądze. Nikt się jeszcze nie odezwał, choć wiedzą, że teraz mieszkam w Krakowie. Choć niedługo, jak dobrze pójdzie, to może się znowu zmienić.

Wilde-Donald Guerrier w Wiśle wspominany jest z sentymentem (fot. PAP)
Wilde-Donald Guerrier w Wiśle wspominany jest z sentymentem (fot. PAP)

– A może znów Azerbejdżan?
Wiesz, jak tak sobie myślę, jak tu z tobą rozmawiam, to jeszcze bardziej uderza mnie, jak żałuję, że nie gram już dla Karabachu. Dopóki Gurban Gurbanow tam będzie, to będzie klub pełen sukcesów. To mój największy błąd w życiu, że nie byłem wystarczająco zdyscyplinowany, że nie zrobiłem wszystkiego, żeby się podporządkować, żeby słuchać się Gurbana. Gdybym skorzystał ze wszystkich jego rad, grałbym w czołowych ligach Europy. Jeśli miałbym okazję wrócić teraz do Karabachu, zrobiłbym to nawet za darmo. A najchętniej nigdy bym z niego nie odchodził, bo tam cieszyłem się piłką. Zrobiłem w życiu wiele błędów. I za każdy z nich zapłaciłem ja, moja rodzina i moja kariera.

– Na jej koniec będzie kolejny powrót do Krakowa czy wyprowadzka na Haiti?
– Kraków i Haiti to moje dwa domy. Jest jedna rzecz, której jestem pewien – i powiedziałem to żonie. Gdy umrę, a umrę w wieku 77 lat, chcę być pochowany na Haiti. Ona już to wie.

Lech Poznań – Karabach. El. LM [SKRÓT]
Lech Poznań – Karabach Agdam. El. Ligi Mistrzów [SKRÓT] (fot. PAP)
Lech Poznań – Karabach. El. LM [SKRÓT]

Zobacz też
Barcelonie grozi odjęcie punktów w Lidze Mistrzów!
Wojciech Szczęsny i Robert Lewandowski (fot. Getty)

Barcelonie grozi odjęcie punktów w Lidze Mistrzów!

| Piłka nożna / Liga Mistrzów 
Spędzili 27 godzin w toalecie, by... obejrzeć finał LM
Kibice Paris Saint-Germain (fot. Getty)

Spędzili 27 godzin w toalecie, by... obejrzeć finał LM

| Piłka nożna / Liga Mistrzów 
Minister sprawiedliwości Francji grzmi po zamieszkach w Paryżu
Zamieszki w Paryżu (fot. Getty Images)

Minister sprawiedliwości Francji grzmi po zamieszkach w Paryżu

| Piłka nożna / Liga Mistrzów 
Świetna oglądalność finału Ligi Mistrzów w TVP!
Piłkarze Paris Saint-Germain w finale Ligi Mistrzów wygrali z Interem Mediolan 5:0 (fot. Getty Images)

Świetna oglądalność finału Ligi Mistrzów w TVP!

| Piłka nożna / Liga Mistrzów 
Kolejne zatrzymania ws. paryskich zamieszek po finale LM
Zamieszki w Paryżu (fot. Getty Images)

Kolejne zatrzymania ws. paryskich zamieszek po finale LM

| Piłka nożna / Liga Mistrzów 
Polecane
wyniki
Wyniki
31 maja 2025
Piłka nożna

Paris Saint-Germain

Inter Mediolan

07 maja 2025
Piłka nożna

Paris Saint-Germain

Arsenal Londyn

06 maja 2025
Piłka nożna

Inter Mediolan

FC Barcelona

30 kwietnia 2025
Piłka nożna

FC Barcelona

Inter Mediolan

29 kwietnia 2025
Piłka nożna

Arsenal Londyn

Paris Saint-Germain

16 kwietnia 2025
Piłka nożna

Inter Mediolan

Bayern Munchen

Real Madryt

Arsenal Londyn

15 kwietnia 2025
Piłka nożna

Aston Villa

Paris Saint-Germain

Borussia Dortmund

FC Barcelona

09 kwietnia 2025
Piłka nożna

FC Barcelona

Borussia Dortmund

Najnowsze
Laskowski o Probierzu: zagrał va banque i wszystko stracił
tylko u nas
Laskowski o Probierzu: zagrał va banque i wszystko stracił
| Piłka nożna / Reprezentacja 
Michał Probierz (fot. PAP)
Hurkacz zagra o ćwierćfinał. Z kim i o której mecz Polaka?
Kiedy gra Hubert Hurkacz w 2. rundzie ATP  S-Hertogenbosch 2025? O której mecz Hurkacz – Lajal? (12.06.2025)
nowe
Hurkacz zagra o ćwierćfinał. Z kim i o której mecz Polaka?
| Tenis / ATP (mężczyźni) 
Oficjalnie: Fornal w nowym klubie. Zagra dla mistrza kraju!
Tomasz Fornal (fot. Getty Images)
Oficjalnie: Fornal w nowym klubie. Zagra dla mistrza kraju!
| Siatkówka 
Polacy zaczynają grę w Euro U21! O której i gdzie oglądać mecz?
Polska U21 – Gruzja U21. O której godzinie dzisiaj mecz Euro U21? Gdzie oglądać na żywo w TV i online?
Polacy zaczynają grę w Euro U21! O której i gdzie oglądać mecz?
| Piłka nożna / Reprezentacja U21 
Mielcarski: Probierz doprowadził do rozłamu w kadrze [WIDEO]
fot. PAP
Mielcarski: Probierz doprowadził do rozłamu w kadrze [WIDEO]
| Piłka nożna / Reprezentacja 
Dzikie karty na Tour de Pologne rozdane
Rozdano dzikie karty na Tour de Pologne (fot. Getty Images)
Dzikie karty na Tour de Pologne rozdane
| Kolarstwo / Tour de Pologne 
"Ulało się ego". Dobitny komentarz byłego reprezentanta [WIDEO]
Robert Lewandowski, Michał Probierz (fot. Getty Images)
"Ulało się ego". Dobitny komentarz byłego reprezentanta [WIDEO]
| Piłka nożna / Reprezentacja 
Do góry