Kariera Wilde-Donalda Guerriera to materiał na film. I byłyby w nim sensacyjne zwroty akcji i momenty zdecydowanie bardziej dramatyczne. Największym sukcesem Haitańczyka była gra w Lidze Mistrzów. Największą tragedią śmierć małej córeczki. Wszystko przydarzyło się w czasie występów w Karabachu Agdam. – Dla ludzi z terenów objętych wojną byliśmy siłą, nadzieją i przetrwaniem. Dla mnie Karabach był ratunkiem po odejściu dziecka – przyznaje w rozmowie z TVPSPORT.PL były zawodnik Wisły Kraków.
Wilde-Donald Guerrier dał poznać się polskiej publice podczas barwnego pobytu w Wiśle Kraków. Potem przez Alanyaspor trafił do Karabachu Agdam, w którym stał się pierwszym Haitańczykiem w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Pobyt w Azerbejdżanie to mieszanka najlepszych z najgorszymi wspomnieniami. W trakcie gry w Karabachu, Guerrierowi i jego żonie, Zuzannie, zmarła córka, Miah-Mannette.
– Nigdy nie byłem tak bezradny, jak po śmierci córki. I nigdy nie zapomnę zachowania trenera Karabachu, Gurbana Gurbanowa. Czułem że jest dla mnie jak ojciec. Do dziś żałuję, że go zawiodłem – szczerze przyznaje Wilde-Donald. – Gdybym był tak odpowiedzialny, jak jestem teraz, moja kariera potoczyłaby się zupełnie inaczej – dodaje. Zapraszamy na rozmowę o pięknych chwilach, największych błędach i wyniesionych nauczkach, radzeniu sobie ze śmiercią i piłkarzach, który widzą błędy innych, a swoich już nie. Przed Wami Wilde-Donald Guerrier jakiego nie znacie.
Najlepsze rozmowy odbywają się zwykle w najdziwniejszych miejscach. Niebawem, na @sport_tvppl Wilde-Donald Guerrier ���� o życiu, kobietach, błędach, wierze, śmierci, z którą zetknął się w Karabachu. O wielkiej sile @FKQarabaghEN i tym, czy dziadek Sarkiego mógł mieć 132 lata ���� pic.twitter.com/A2B1sIr32x
— Jakub Pobożniak (@JPobozniak) July 8, 2022
– Byłeś w Agdamie? Miejscu, z którego wywodzi się klub?
– Tak. Zostaliśmy tam zabrani zaraz po tym, gdy zakończyła się wojna (zawieszenie broni podpisano w listopadzie 2020 roku – przyp. red.). Niektórzy piłkarze mieli tam rodziny, inni zdecydowali się z nimi pojechać, by przekonać się, co przeszli tam ludzie. Muszę ci przyznać, że po wizycie tam, zrozumiałem o co tak naprawdę gram w Karabachu. To dało mi jeszcze większy głód, większą wolę walki. Wiem co to wojna. Wiem, co to życie w skrajnej biedzie. Jestem z Haiti. Tam wielu ludzi żyje tak, że trudno nazwać to życiem. Ale walczą o lepsze jutro. W Karabachu zobaczyłem to samo.
– I choć w Baku pewnie tego nie zobaczysz, tak samo jest z Karabachem. To nie tylko nazwa i herb. Karabach ma wiele znaczeń. To cierpienie, ból, ludzkie tragedie. Ten ląd doświadczyło tak wiele złych rzeczy. A my, za pomocą piłki nożnej dawaliśmy im radość, szczęście i wiarę w lepsze jutro. Gurban Gurbanow przed każdym meczem mówił nam, że Agdam to miasto, w którym jest wojna.
– Kiedy jego przemowy zrobiły na tobie największe wrażenie?
– Pamiętam, jak graliśmy mecz w Lidze Mistrzów. Naszym rywalem było Atletico Madryt, a oni walczą jak nikt. Gurban Gurbanow zabrał nas na odprawę. Pokazał wideoanalizę rywala, powiedział jak mamy grać i poprosił, żebyśmy jeszcze chwilę zostali w szatni. "Nie robicie tego dla siebie nie robicie tego dla klubu. Teraz pokaże wam, dla kogo to robicie" – powiedział. I włączył nagranie z Agdamu. Płaczące dzieci, bombardowanie miasta, pogrzeby, żałoba. "Ci ludzie zaczną się uśmiechać, jak będą widzieć, że ich Karabach gra z wielkim Atletico, jak Karabach będzie strzelał gole" – dodał. Człowieku... Wyszliśmy na Atletico, jakbyśmy byli Barceloną. Prowadziliśmy, po mojej asyście. Skończyło się 1:1.
– Grałeś tam dwukrotnie. Co sprawiło, że pomiędzy trafiłeś na chwilę do Neftchi Baku?
– Tak to jest, gdy wierzy się agentom. Negocjowałem przedłużenie kontraktu z Karabachem. Agent mówił, żebym czekał, bo może w międzyczasie pojawią się inne oferty. Czekałem, czekałem – i skończyło się na tym, że podpisałem dużo gorszą umowę z Neftchi. Ale zagrałem tam dobry sezon i wróciłem do Karabachu, tyle, że na gorszych warunkach. Zawsze powtarzam, że człowiek uczy się na błędach. A ja popełniłem ich sporo.
– Który błąd był twoim największym?
– Hmm... Największym ten, że nie podpisałem przedłużenia kontraktu z Karabachem, gdy mogłem to zrobić, przez co wylądowałem w Neftchi. Drugim to, że posłuchałem się agenta, który namieszał mi w głowie, bo mogłem trafić do Sportingu Braga. Tam wszystko było gotowe, ale usłyszałem, że chce mnie Sporting Lizbona, przeciwko któremu grałem w Lidze Europy. Na Instagramie do przejścia tam namawiał mnie sam Nani (Guerrier wyciąga telefon i pokazuje wiadomości – przyp. red.). Tyle, że trener, który mnie chciał, pożegnał się z pracą zanim zaczęły się konkrety. I tak przepadła i Lizbona, i Braga, której kazałem czekać. Z Karabachem stało się tak samo. Gdybym był bardziej odpowiedzialny w tamtym momencie kariery, ta potoczyłaby się jeszcze lepiej.
– Jakie było twoje najlepsze wspomnienie z Karabachu?
– Liga Mistrzów, mecz z Atletico. 1:1 po mojej asyście. I w Lidze Europy z Arsenalem. Przegraliśmy 0:1, ale to uczucie, kiedy grasz z taką drużyną, na takim stadionie, wiedząc skąd się wywodzisz, i jakie były twoje początki. To jest coś niesamowitego. Z drugiej strony najgorszy mecz też rozegraliśmy na pięknym stadionie. Pierwszy mecz w fazie grupowej Ligi Mistrzów, z Chelsea. Przegraliśmy 0:6. Przed meczem każdy był podekscytowany. A wyszedł z tego koszmar.
– Największy koszmar przeżyłeś jednak w Azerbejdżanie poza boiskiem.
– I to sytuacja o której nie da się zapomnieć. Najgorsze z najgorszych wspomnień. Śmierć własnego dziecka to coś, na co nigdy nie jest się gotowym. Pamiętam, jakby wydarzyło się to wczoraj. Powoli szykowałem się do treningu, ale jeszcze zajmowałem się drugą córeczką, Coco. Bawiłem się z nią, a gdy zrobiła się senna, położyłem ją do łóżeczka. Obok była Miah-Manette. Pamiętam, że zwróciłem uwagę, że ma czkawkę. Poprosiłem żonę, Zuzę, która robiła mi śniadanie, żeby się nią zaopiekowała. Wszystko wróciło do normy, Miah też się położyła. Zjadłem śniadanie, wziąłem prysznic, i tuż przed wyjściem na trening powiedziałem żonie, żeby sprawdziła, co z małą. A Miah już nie żyła. Próbowałem ją resuscytować, próbowałem coś zrobić. I nic. Nigdy nie byłem tak bezradny.
– Mogę ci tylko współczuć.
– Nie wierzyłem w to przez kolejne dni. Byłem przekonany, że Miah śpi, że to długi sen. Tydzień później, miesiąc później dalej wmawiałem sobie, że to tylko sen. Nawet gdy wzięliśmy ją na autopsję, bo tego wymagały od nas azerskie służby, żeby sprawdzić, czy przy czymś nie zawiniliśmy, czy nie zawinił ktoś inny, miałem wrażenie, że znowu jakby się przeciągnęła. Miah miała problem przez wirusa opryszczki. Zainfekował on mózg i czasem sprawiał, że miała niekontrolowane ruchy. Myślałem, że taki znów się wydarzył. Tak bardzo nie chciałem w to wierzyć, że moje dziecko nie żyje.
– Pamiętam, że kilka dni później zagrałeś w meczu Ligi Mistrzów. Skąd miałeś na to siłę?
– Gdy Miah odeszła, zadzwoniłem do klubu. Trener Gurbanow zachował się wówczas fantastycznie. Wsiadł w auto, przyjechał i powiedział mi: "Donny, bardzo mi przykro. Jeśli Karabach może ci jakoś pomóc, pomożemy. Nie martw się o klub. Klub jest teraz dla ciebie. Zostań z rodziną tyle, ile potrzebujesz. Jeśli będziesz potrzebował miesiąc, zostań miesiąc. Jeśli pół roku, zostań pół roku. O nic się nie martw. Wszystko ci zapłacimy. Tam jesteś najbardziej potrzebny".
– Ty postanowiłeś jednak wrócić do treningu. To było najlepsze rozwiązanie?
– Zostałem w domu przez dwa dni. Ale czułem, że moja głowa eksploduje. Że potrzebuję piłki, żeby na chwilę nie myśleć o tym, co się stało. Porozmawialiśmy z żoną i stwierdziliśmy, że najlepsze dla nas będzie, jak wrócę do treningu. Czułem się otępiony, jakby w depresji. Chciałem wyskoczyć przez balkon i dołączyć do mojego dziecka. Przy życiu trzymała mnie tylko reszta rodziny, którą też musiałem się przecież opiekować.
– Musiało was to dotknąć.
– Wiem, że jestem szalony, niektórzy uważają mnie za dziwaka, ale naprawdę mam dobre serce. Nigdy nie powiedziałbym złego słowa o tobie, twojej rodzinie i bliskich. Nigdy nie skrytykowałbym twojego życia, choćbyś robił coś źle. Bo jest twoje, a ja mam swoje. Moja mama, mój największy wzór, zawsze powtarzała: "zanim znajdziesz drzazgę w oku bliźniego, sprawdź swoje". Zanim coś powiesz, sprawdź, czy nie popełniłeś większych błędów w życiu. Nie byłem zły na Kubę, ale moja żona była wściekła. Pytała, jak to możliwe, że ktoś w ogóle się na ten temat wypowiada. I że robi to kolega z drużyny. Gdybym sam chciał opowiadać o Kubie, opowiedziałbym dużo rzeczy, ale to nie moja sprawa, jak wygląda jego życie. Po co miałbym mu to robić. Szanuję Rzeźniczaka jako piłkarza. Znam jego charakter, znam jego mentalność. Jest inna niż moja. Tyle.
– To dlatego mówisz, że choć w Polsce masz wielu znajomych, to nie masz polskich przyjaciół?
– Jesteśmy różni, to fakt. Na Haiti każdy ma w sobie nutę luzu, szaleństwa. W Polsce ludzie są dużo bardziej zamknięci i często nie szanują kogoś za inny sposób życia. Jeśli nie myślę i nie zachowuję się jak oni, to już jestem poddawany krytyce. Jest Kuba Rzeźniczak i jestem ja, Donny. Jesteśmy różni. I ja to akceptuję. Pamiętam sytuację, jak przyszedłem na stadion Wisły obejrzeć mecz i przesiedziałem i przegadałem go z jednym kibicem. Potem napisał mi wiadomość. "Spodziewałem się, że potraktujesz mnie jak inni. Wszyscy śmieją się, że jestem gruby, wytykają palcem. Ty byłeś inny. Pokazałeś, że nie warto się przejmować. Chciałbym umieć być taki, jak ty". Powiedziałem mu tylko, żeby był sobą i lubił siebie. U was tego czasem brakuje. Mnie doprowadziło to w miejsce, w którym jestem. A łatwo nie miałem. Gdybym w Haiti wbił sobie do głowy, co ludzie o mnie myślą, nigdy byśmy nie porozmawiali, nigdy nie zagrałbym w Wiśle Kraków, nigdy nie zagrałbym w Lidze Mistrzów.
– Jak trudna była twoja droga z Haiti do miejsca, w którym jesteś teraz?
– Gdy byłem dzieckiem, w Haiti obowiązywała jedna zasada. Grałeś w reprezentacji, jeśli byłeś synem kogoś bogatego. Najlepiej ze stolicy, Port-au-Prince. Gdybym wtedy zaprzątał sobie tym głowę, nigdy bym do kadry nie trafił. A teraz jestem jej kapitanem. Wiedziałem, że talent może otworzyć mi drzwi. Na tym się skupiłem. Do teraz dostaję wiadomości od młodych chłopaków z Haiti. "Co zrobić, żeby dostać się do kadry. Nie pomógłbyś mi załatwić jakiejś szansy?". Zawsze mówię: nie. To ty daj sobie szansę, a dopiero później oczekuj czegoś od innych. To dla ciebie trudne, bo sam sprawiasz, że tak jest. Ja doszedłem do miejsca, w którym jestem, bo nigdy nie mówiłem sobie, że coś jest niemożliwe. A nie zaczynałem w stolicy, tylko w wiosce, siedem-osiem godzin od Port-au-Prince. I zawsze mówię to chłopcom w Haiti. Wszystko, co osiągnąłem, zrobiłem za sprawą wiary w siebie, pracy i odrobiny szaleństwa.
– Wracamy do "polskiej mentalności"?
– Nie, nie. Ale wiesz, jest jeszcze jedna rzecz, jakiej nie umiem w Polsce zrozumieć. Czasem staram się być miły dla ludzi. Mówię im dzień dobry na drodze, czy w windzie, a oni nie odpowiadają. Wszyscy są zamknięci. Najchętniej założyliby słuchawki albo udawali, że nikt do nich nic nie powiedział. Czasem powiem komuś na ulicy "cześć", a mężczyźni patrzą, jakbym miał jakiś problem, a dziewczyny od razu myślą, że flirtuję. A przecież nie o to chodzi. Pamiętam też sytuację, gdy do Karabachu przyjechali dziennikarze z Polski, a ja powiedziałem im, że mógłbym zagrać dla Legii Warszawa. To przecież moja praca. I należy to respektować. Potem na ulicy w Krakowie spotkałem kibica Wisły. "K***a, idź do Legii, czarny ch***" – usłyszałem. I nie reagowałem. Potem wyciągnął banana i zaczął przede mną wymachiwać. Dalej nic nie zrobiłem. Podszedł do mojego auta. Wtedy powiedziałem mu: jeśli dotkniesz mojego auta albo kogoś z mojej rodziny, bo byłem tam z żoną i wujkiem, źle się to dla ciebie skończy. I nie żartowałem. Nie bałem się konsekwencji. Tacy są ludzie. Dasz im pół powodu, a oni źle o tobie będą mówić i źle się zachowywać. I bardzo lubię Kraków, mam tu dużo znajomych, ale tak jakoś jest, że większość to obcokrajowcy.
– Jednemu ze znajomych nawet załatwiłeś grę w reprezentacji Haiti.
– W Haiti mam naprawdę dobre znajomości (śmiech – przyp. red.). Gdybym chciał, żebyś został rzecznikiem prasowym reprezentacji, to byś nim został. Ludzie czują do mnie respekt, wiedzą kim jestem i liczą się ze mną. Pamiętam, że Emmanuel Sarki miał problem z regularną grą w Wiśle, więc zaproponowałem mu, żeby zagrał dla reprezentacji Haiti. Myślał, że żartuję, a ja wcale nie żartowałem. Zadzwoniłem do prezydenta (był nim były muzyk Michel Martelly – przyp. red.), a ten powiedział, że to dobry pomysł, tylko trzeba wykombinować, jak można wręczyć Sarkiemu paszport. Stwierdziłem, że da się to załatwić. Pogadałem z nim, z jego agentem i zagrał dla mojej kadry.
Donald Guerrier ak Emmanuel Sarki nan wout pou Montego Bay #Grenadye #ALASO #CARIBBEANCUP pic.twitter.com/t52uR71sWx
— Jean Pierre Etienne (@jpehaiti) November 10, 2014
– A może znów Azerbejdżan?
Wiesz, jak tak sobie myślę, jak tu z tobą rozmawiam, to jeszcze bardziej uderza mnie, jak żałuję, że nie gram już dla Karabachu. Dopóki Gurban Gurbanow tam będzie, to będzie klub pełen sukcesów. To mój największy błąd w życiu, że nie byłem wystarczająco zdyscyplinowany, że nie zrobiłem wszystkiego, żeby się podporządkować, żeby słuchać się Gurbana. Gdybym skorzystał ze wszystkich jego rad, grałbym w czołowych ligach Europy. Jeśli miałbym okazję wrócić teraz do Karabachu, zrobiłbym to nawet za darmo. A najchętniej nigdy bym z niego nie odchodził, bo tam cieszyłem się piłką. Zrobiłem w życiu wiele błędów. I za każdy z nich zapłaciłem ja, moja rodzina i moja kariera.
– Na jej koniec będzie kolejny powrót do Krakowa czy wyprowadzka na Haiti?
– Kraków i Haiti to moje dwa domy. Jest jedna rzecz, której jestem pewien – i powiedziałem to żonie. Gdy umrę, a umrę w wieku 77 lat, chcę być pochowany na Haiti. Ona już to wie.
5 - 0
Inter Mediolan
2 - 1
Arsenal Londyn
4 - 3
FC Barcelona
3 - 3
Inter Mediolan
0 - 1
Paris Saint-Germain
2 - 2
Bayern Munchen
1 - 2
Arsenal Londyn
3 - 2
Paris Saint-Germain
3 - 1
FC Barcelona
4 - 0
Borussia Dortmund
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. w likwidacji (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* (1009 firm) oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP (88 firm), w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.