Przejdź do pełnej wersji artykułu

PKO Ekstraklasa. Adam Majewski: nie mam pojęcia, jak długo będę pracował w Stali Mielec

/ Maciej Domański i Mikael Ishak (fot. 400mm.pl/Patryk Pindral) Maciej Domański i Mikael Ishak (fot. 400mm.pl/Patryk Pindral)

Stal Mielec w sobotę rozpocznie trzeci z rzędu sezon w PKO Ekstraklasie. Drużyna utrzymała się w przedostatniej kolejce poprzednich rozgrywek. Wszystko wskazuje na to, że również teraz czeka ją walka o pozostanie w lidze. – Wiosną poszliśmy z zarządem "po bandzie", bo chcieliśmy oddłużyć klub – tłumaczy trener Adam Majewski. Transmisja spotkania Lech – Stal w sobotę w TVP.

DLACZEGO WARTO OGLĄDAĆ EKSTRAKLASĘ? MAMY AŻ 11 POWODÓW!

Czytaj też:

Artur Boruc (fot. Getty Images)

PKO Ekstraklasa. Artur Boruc nie czuje się legendą Legii? "Nigdy nie pchałem się na piedestał

Maciej Rafalski, TVPSPORT.PL: – Latem Stal przeszła kolejną rewolucję kadrową. Jak bardzo te zmiany utrudniają panu pracę?
Adam Majewski: – Rok temu było nieco inaczej, bo przyszedłem w momencie, gdy większość ruchów została już wykonana. Tym razem to była w pełni świadoma decyzja moja i władz klubu. Teraz chcemy zbudować zespół, który będzie funkcjonował tutaj dłużej niż jeden sezon. Oczywiście, nie jest też tak, że zamierzaliśmy pozwolić na odejście wszystkich tych zawodników. Niektórzy dostali propozycje od bogatszych klubów, z którymi nie byliśmy w stanie konkurować. Zbudowaliśmy drużynę na miarę naszego budżetu.

– Przygotowania przebiegały zgodnie z planem?
– Pod względem organizacyjnym tak, nie było żadnych zakłóceń. Inaczej wyglądało to w kwestii budowania drużyny, bo zawodnicy dołączali do nas w trakcie przygotowań. Kadra początkowo była wąska, dlatego w sparingach najpierw wystawialiśmy podstawowy skład, a po przerwie można było zobaczyć wielu młodych zawodników.

– To koniec transferów? Czy ktoś jeszcze dołączy do Stali?
– Szukamy piłkarza na pozycję numer "dziesięć". To samo miejsce na boisku dodatkowo chcielibyśmy obsadzić jeszcze młodzieżowcem. Do tego przydałby nam się jeszcze jeden stoper.

– Ta konieczność ciągłego przebudowywania drużyny nie jest dla pana męcząca?
– Nie chcę narzekać. Od początku wiedziałem, na co się piszę. Zdawałem sobie sprawę z możliwości klubu i tego, na jakich zasadach będzie trzeba funkcjonować. Tak jak już wspomniałem, jeśli plan się powiedzie, to za rok tak wielkie zmiany nie będą już potrzebne.

– Znów wskazuje się was jako jednego z kandydatów do spadku...
– Wszyscy patrzą na dużą przebudowę zespołu i na to, że w tamtym sezonie utrzymaliśmy się w przedostatniej kolejce. Biorąc pod uwagę takie elementy, to można postrzegać nas jako kandydata do spadku. Na szczęście to rozstrzygnie się na boisku. Przywykłem już do tych opinii dziennikarzy i ekspertów. To nie jest jednak etap, na którym trzeba się martwić czy przejmować. Mam nadzieję, że sprawimy niespodziankę. Jestem optymistą. Uważam, że zebraliśmy zawodników dobrze dobranych pod względem charakterologicznym. Niektórzy mają mniejsze doświadczenie w Ekstraklasie, inni większe. Część z nich chce coś sobie udowodnić. Wiem, że nie ma u nas wielkich nazwisk, ale nie szukaliśmy ich. Cieszy mnie także to, że zdecydowana większość zawodników przyszła w dobrej formie fizycznej. Nikt nie wraca po poważnej kontuzji, nikogo nie trzeba odbudowywać.

– Jesień poprzedniego sezonu była w waszym wykonaniu bardzo dobra. Dlaczego wiosną to się zmieniło i mieliście aż tak duże kłopoty?
– Z pewnością nikt nie spodziewał się, że Stal w pierwszej rundzie zdobędzie tyle punktów. To rozbudziło apetyty. Zimą opuścili nas Fabian Piasecki i Koki Hinokio, do tego z powodu problemów zdrowotnych nie grał Mateusz Mak. Każdy z nich był podstawowym zawodnikiem, trudno było zastąpić trzy tak ważne postaci. Wraz z władzami klubu pojechaliśmy "po bandzie" i zdecydowaliśmy, że musimy oddłużyć klub. Nie dokonaliśmy poważnych wzmocnień, a efektem tego były problemy. Nie spodziewaliśmy się jednak, że będzie aż tak ciężko. Z drugiej strony, nasza gra wcale nie była fatalna. Czasami po prostu brakowało skuteczności, w niektórych sytuacjach zawiedli sędziowie.

– W trakcie minionego sezonu kilka razy skrytykował pan arbitrów. Po meczu z Lechią (przegranym przez Stal 2:3 – przyp.red) powiedział pan nawet, że "może komuś nie pasuje, żeby Stal grała w Ekstraklasie". To był komentarz pod wpływem emocji?
– Nikogo nie chcę posądzać, nie uważam, że ktoś robił coś celowo. Wiadomo jednak, że dla zainteresowania lepiej jest, by w lidze występowały kluby z dużych miast. Oczywiście nie jest tak, że tylko Stal była pokrzywdzona pomyłkami arbitrów, nie chcę też zrzucać na to winy za nasze porażki. Wiem, że praca sędziego jest trudna. Jeśli jednak ktoś się na to decyduje, to musi robić wszystko, by wywiązać się z zadania. Nie chcę już do tego wracać. Zaczynamy nowy sezon, wierzę, że błędów będzie jak najmniej.

– Co chciałby pan poprawić w grze drużyny w porównaniu do minionego sezonu?
– W pierwszej kolejności chcę… w pełni zbudować ten zespół. Przerwa była krótka, ale sparingi pokazały, że idziemy w dobrym kierunku. Na pewno nie zamierzamy ograniczać się do obrony, z czasem nasza gra ma wyglądać coraz atrakcyjniej. W tej chwili to jednak tylko założenia. Po pierwszych kolejkach sezonu zobaczymy, w którym miejscu stoimy. Wtedy będzie można dokonać pewnych korekt i zweryfikować założenia.

– W końcówce minionego sezonu pojawiły się spekulacje dotyczące pana przyszłości. Obawiał się pan o posadę?
– Te doniesienia do mnie docierały, ale nie przejmowałem się tym. Mieliśmy zadanie do zrealizowania, na tym trzeba było się skoncentrować. Na pewne rzeczy nie mam wpływ. Gdyby władze klubu podjęły decyzję o zakończeniu współpracy, to musiałbym to zaakceptować. Wiedziałem jednak, jaką pracę wykonałem wspólnie ze sztabem szkoleniowym i piłkarzami. Byłem przekonany, że się utrzymamy. Ostatecznie, zapewniliśmy sobie pozostanie w lidze po golu Mateusza Matrasa w doliczonym czasie gry w przedostatnim spotkaniu ze Śląskiem Wrocław. Tamta sytuacja najlepiej oddawała nasz charakter. Przez cały sezon nie odpuszczaliśmy.

– To był pana pierwszy sezon w roli pierwszego trenera w Ekstraklasie. Czego on pana nauczył?
– Jeśli chodzi o boiskowe zaskoczenia, to nie było żadnego zaskoczenia. Byłem w tej lidze jako piłkarz, później jako asystent. Myślę, że praca w każdym klubie się różni. Mam na myśli możliwości finansowe i organizacyjne. Wszystko determinuje to, jak szeroką masz kadrę, jaki jest budżet. W każdych realiach trzeba się odnaleźć. Na pewno zaskoczeniem i wyzwaniem było to, że musiałem przebudowywać zespół kilkakrotnie. Jak pokazuje wynik, dałem radę.

– To, że drużynie udało się utrzymać w drugim sezonie z rzędu, mocno wpłynie na pewność siebie?
– Tak, ale nie można też przywiązywać do tego zbyt wielkiej wagi, bo w szatni nie zostało zbyt wielu graczy z poprzednich rozgrywek. Ten trzon jest jednak doświadczony – są m.in. Krystian Getinger, Mateusz Mak, Mateusz Matras czy Maciej Domański. Wierzę, że nowi ze swoim głodem gry dobrze wkomponują się w zespół i pomogą w osiągnięciu celu.

– Na początku zagracie z Lechem, który ma za sobą katastrofalny występ w eliminacjach Ligi Mistrzów. Porażka z Karabachem Agdam będzie miała wpływ na wasze starcie?
– Ostatnie dni nie są dla nich najlepsze. Lech najpierw przegrał mecz o Superpuchar Polski, a następnie odpadł z walki o Ligę Mistrzów. To nie oznacza jednak, że cokolwiek się zmienia. Wiadomo, jakim potencjałem dysponuje drużyna z Poznania. Podchodzimy do naszych rywali z szacunkiem. Znamy swoje miejsce w szeregu, ale mamy także plan, który mam nam pomóc w zdobyciu punktów.

– Przed ubiegłym sezonem Stal regularnie zmieniała trenerów. Pan pozostał na stanowisku i zaczyna pracę w drugim sezonie z rzędu. Czuje pan wsparcie władz klubu?
– Na pewno o naszej współpracy mogę wypowiadać się tylko dobrze. Wiem, na co się umówiliśmy i do czego zmierzamy. Mam też jednak świadomość, że wszystko jest uzależnione od tego, czy będziemy zdobywać punkty. Nie mam pojęcia, jak długo będę pracował w Stali.

Unable to Load More

Najnowsze

Zobacz także