{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
PKO Ekstraklasa. Fatalny początek sezonu Lecha Poznań. Nic nie funkcjonuje jak należy
Jakub Ptak /
Przegrany Superpuchar z Rakowem można było tłumaczyć faktem, że Lech Poznań stawia wszystkie siły na rywalizację z Karabachem; klęskę w Azerbejdżanie – smutnym stanem polskiego futbolu. Dla fatalnego spotkania ze Stalą trudno natomiast znaleźć sensowne wytłumaczenie. Mistrz Polski rozpoczął sezon najgorzej, jak tylko mógł. A mecze o być albo nie być w Europie już za kilka dni.
Trener mistrzów Polski bez ogródek. "Zabrakło nam jakości"
W tym sezonie mieliśmy zobaczyć starego, dobrego, mistrzowskiego Lecha, ulepszonego o pomysły przedstawiciela holenderskiej szkoły futbolu, Johna van den Broma. Mecze z Karabachem i Stalą przypomniały natomiast o czasach niedawnych i chętnie "zapomnianych" przez fanów z Poznania. Kolejorz grał niczym u schyłku kadencji Dariusza Żurawia. Był zbyt wolny, wręcz apatyczny i bardzo przewidywalny, tak jakby wierzył, że wygra niezależnie od stylu i intensywności. Poza tym nie wystrzegł się błędów.
Lech ma obecnie problemy w każdej formacji. O bramkarzu Arturze Rudko napisano już wiele niekorzystnych słów. Podobnie jak o defensywie, która w spotkaniu ze Stalą pozwalała gościom na zbyt dużo. Środek pola, jeszcze nie dawno wielki atut mistrza Polski, teraz jest wręcz dominowany przez rywali. Skrzydłowi robią dużo szumu, ale z reguły jest on nieefektywny. Grający na dziesiątce Joao Amaral jest na razie bez formy. Atak? Najlepszym komentarzem jest bilans z dotychczasowych spotkań – tylko dwa gole w czterech meczach. Przy dziewięciu straconych.
Mistrzowie Polski zatracili zatem wszystkie atuty, które pozwoliły im na zdobycie tytułu. Choć to dopiero początek sezonu, to już jest bliski roztrwonienia najważniejszego kapitału zyskanego w poprzednich rozgrywkach – możliwości gry w europejskich pucharach. To nie jest najlepsza laurka dla van den Broma. Trudno wprawdzie obwiniać Holendra za całą sytuację. Jest on Poznaniu dopiero od miesiąca i widać, że wciąż uczy się Lecha i polskiej piłki. Świadczą o tym chociażby niektóre eksperymenty taktyczne. Jeszcze trudniej będzie jednak wytłumaczyć trenera, gdy jego klub na starcie sezonu przegra niemal wszystko, co się da.
Lipiec obnaża również inny, rzekomy atut Lecha. To szeroka i silna kadra. Trudno jednak mówić o szerokiej kadrze, gdy zaczyna brakować zmienników na newralgicznych pozycjach. Pogłębia się problem na środku defensywy. Nadal kontuzję leczy Bartosz Salamon, a przed meczem ze Stalą Mielec wypadł Antonio Milić. Zdrowych jest zatem tylko dwóch stoperów – Lubomir Satka i Maksymilian Pingot. Ten drugi zaliczył w sobotę debiut w Ekstraklasie, ale przed nim jeszcze dużo pracy. Klub od kilku miesięcy nie potrafi uzupełnić tej pozycji wartościowym stoperem, dlatego van den Brom musi ratować się rozwiązaniami awaryjnymi, przesuwając tam Alana Czerwińskiego i Nikę Kwekweskiriego. Efekt, jak na razie, przeciętny.
Sypie się również środek pola. Tu też kołdra staje się coraz krótsza. Radosław Murawski i Jepser Karlstroem jako jedni z niewielu zagrali w każdym meczu. W meczu ze Stalą ten pierwszy musiał zejść z boiska jeszcze przed przerwą, natomiast Szwed pod koniec również miał problemy. Jeśli dodamy do tego niedawne kłopoty ze zdrowiem Afonso Sousy i Daniego Ramireza oraz dłuższą kontuzję Adriela Ba Loui, można się zastanawiać, czy nie popełniono błędów w przygotowaniu fizycznym, skoro w tak krótkim czasie pojawiło się tyle urazów i chorób.
Trudno wskazać zawodnika, który jest w formie. Jednym z najlepszych wydaje się Michał Skóraś, bodaj najaktywniejszy gracz Lecha ze Stalą. Co z tego, skoro w ofensywie pudłuje na potęgę. Kiepsko w ataku wyglądał ostatnio też jego lider, Mikael Ishak. Po niezłym meczu z Karabachem fatalnie w sobotę zagrał Kristoffer Velde. Słabo w tym tygodniu wypadali Joel Pereira i Pedro Rebocho. Zmiennicy również zawodzą, czego najlepszym przykładem jest Barry Douglas. Tuż po wejściu na boisko w Poznaniu stracił piłkę, co kosztowało Lecha stratę drugiej bramki.
Lech popełnia nowe błędy i nie uczy się na błędach z przeszłości. Pierwsza bramka dla Stali to niemal kopiuj-wklej goli z meczu obu drużyn z wiosny 2021. Wtedy Kolejorz w absurdalny sposób wypuścił z rąk zwycięstwo. Teraz mistrz Polski również się skompromitował. Zaczyna powtarzać się scenariusz z poprzednich lat, gdy Kolejorz sięgał po tytuł. W 2010 i 2015 roku Lech sięgał dna tabeli po nieudanych jesiennych meczach. Teraz ogląda pozostałe zespoły z samego dołu już na samym starcie. Pal licho, że nie rozegrano jeszcze całej kolejki. Ten obrazek to kolejny sygnał alarmowy przy Bułgarskiej. Ile ich jeszcze potrzeba, żeby Lech się obudził?