Robert Lewandowski zagra w Barcelonie, ale będzie zarabiał mniej niż w Bayernie – od kilku dni możemy wszędzie przeczytać taką informację. Jeśli chodzi o suche liczby wpisane w kontrakt, to tak, jest to prawda. Tyle że dzięki temu ruchowi Polak wreszcie będzie miał szansę stać się "produktem globalnym", a to już niedługo powinno się przełożyć na lukratywną umowę sponsorską.
Dlaczego Lewandowski zamienił Bayern na Barcelonę, możemy się tylko domyślać. Powody miał co najmniej trzy – pierwszy to poszukiwanie nowych wyzwań, drugi ciepłego klimatu, a trzeci chęć wzmocnienia własnej marki (czyt. wartości marketingowej).
Czy w takiej kolejności? Nie wiemy, często zresztą jedno wiąże się z drugim. Choćby przegrana pół roku temu walka z Lionelem Messim o Złotą Piłkę – Lewandowski nie dostał jej też m.in. dlatego, że po prostu przyznający nagrodę nie cenią Bundesligi i nie wyróżniają jej piłkarzy. Trochę sport, a trochę marketing.
Robert Lewandowski with his individual and team trophies of 2020 [�� Säbener 51] pic.twitter.com/9GDiNWDP79
— Bayern & Germany (@iMiaSanMia) October 29, 2020
Bez względu na to, czy ktoś lubi Lewandowskiego, czy nie, nikt nie zarzuci mu, że w swojej karierze nie kieruje się logiką i nie wykonuje przemyślanych kroków. Tę zależność zna więc na pewno. A że w zaczynającym się sezonie zarobi netto 3 mln euro mniej (9 przy proponowanych przez Bayern nadal 12) z tytułu kontraktu? To i tak tylko pozorna strata, ponieważ z monachijczykami miał umowę jeszcze tylko na rok, a w Barcelonie dostał trzyletnią.
W kolejnym rankingu "Forbesa" spadnie więc o kilka pozycji, chyba że...
Najpierw jednak zestawienie. Polak nie załapał się do czołowej 50 najlepiej zarabiających sportowców świata za okres od maja 2021 do maja 2022. Znalazło się w niej pięciu piłkarzy, poniżej ich miejsca w całym rankingu:
1. Lionel Messi – 130 mln dolarów
3. Cristiano Ronaldo – 115 mln
4. Neymar – 95 mln
33. Mohamed Salah – 45 mln
35. Kylian Mbappe – 43 mln.
W zestawieniu samych przedstawicieli tej dyscypliny we wrześniu 2021 roku Polak był szósty. Kwoty są trochę inne, bo i od tego czasu u kilku z nich sporo się zmieniło:
1. Cristiano Ronaldo – 125 mln dolarów
2. Lionel Messi – 110 mln
3. Neymar – 95 mln
4. Kylian Mbappe – 43 mln
5. Mohamed Salah – 41 mln
6. Robert Lewandowski – 35 mln.
Co łączy wyprzedzającą go piątkę, oczywiście oprócz faktu, że żaden choć przez chwilę nie grał w Bundeslidze? Zarobki z kontraktów reklamowych. U Messiego i Ronaldo to aż (dane z zestawienia z maja 2022) po 55 mln dolarów, u Neymara 25 mln, u Salaha 18 mln, u Mbappe 15 mln.
Lewandowski w najlepszym roku inkasował "tylko" ok. 8 mln dolarów, przede wszystkim od Nike, Huaweia i Head & Shoulders. Można się spierać o różne rankingi, ale chyba nikt nie ma wątpliwości, że piłkarsko co najmniej nie ustępuje Neymarowi, Salahowi i Mbappe, tymczasem ich nazwiska wyceniane były dwukrotnie (a w przypadku Brazylijczyka trzykrotnie) wyżej.
Podstawowa różnica między czołową piątką a nim – sposób traktowania przez partnera technicznego. Każdy choć trochę wyróżniający się piłkarz świata ma z takim umowę. Część po prostu dostaje w jej ramach za darmo obuwie, ochraniacze, bieliznę termiczną itd. Część, jak Lewandowski, oprócz sprzętu dostaje pieniądze za bycie twarzą marki.
By mieć swoją linię odzieżową RL9, musiał stworzyć ją sam, rozpoczynając w zeszłym roku współpracę z marką 4F. Przy wielkim szacunku dla polskiego producenta, który rozwija się w fantastycznym tempie, skala jego działań jest nieporównywalna z gigantami.
Szaleństwem byłoby oczekiwać, że kiedykolwiek może on zagrozić Nike i Adidasowi. Kroku temu duetowi w XXI wieku dotrzymać nie mogli nawet tacy potentaci jak Puma i Reebok, wcześniej idący z nim dość równo.
Co więcej, już pod koniec 2020 roku 4F zaatakowało nowe rynki, w kontekście transferu Lewandowskiego kluczowe. Otworzyło bowiem pierwsze sklepy w Portugalii, a w Hiszpanii pojawiło się w wielobrandowych. Próba podboju Niemiec, z których pochodzą Adidas czy Puma, pomimo obecności w kilku miejscach, byłaby zdecydowanie trudniejsza i bardziej ryzykowna. Południowo-Zachodnia Europa to już zupełnie inna para kaloszy.
– Dysponujemy technologią i jakością marek takich jak Nike czy Adidas, ale z ceną od 30 proc. do 40 proc. niższą – deklarował przy wchodzeniu na tamten rynek Marcos Novais, reprezentujący OTCF na Półwyspie Iberyjskim.
Nie oceniając, na ile prawdą są słowa o technologii i jakości, faktem jest, że pierwsze kroki wykonano z dużym wyprzedzeniem. Teraz ludzie w Portugalii i Hiszpanii przechodząc ulicą zobaczą sklepy, w których sprzedawane są ubrania z sygnaturą RL9, reklamowane uśmiechniętym Lewandowskim.
Co ważne, Lewandowskim, który gra u nich albo tuż obok. O ile Portugalczycy namiętnie oglądają ligę hiszpańską, o tyle ilu z nich widziało choć 1/3 albo nawet i 1/4 meczów Bayernu w poprzednim sezonie? Policzyć ich można pewnie na palcach jednej ręki. Dwie dłonie wystarczą do analogicznego zliczenia Hiszpanów.
To oczywiście z przymrożeniem oka, ale fakty są takie, że o ile w Polsce Bayern ma potężną renomę, o tyle na Półwyspie Iberyjskim nie. U nas wynika ona z mizerii rodzimej piłki, geograficznej bliskości i przede wszystkim obecności "Lewego". Tam są Porto, Benfica, Real, Barcelona, Atletico, Valencia, Sevilla itd., a swoich zawodników kraje iberyjskie mają właściwie w każdym najlepszym klubie zagranicznym. Plus gigantyczne zainteresowanie futbolem lokalnym, u nas z kolei przecież znikome.
Wybór więc akurat Barcelony to strzał w dziesiątkę dla producenta, ale trudno nie spodziewać się, że i nie dogłębnie przeanalizowany przez Lewandowskiego. Nie znamy szczegółów jego umowy z 4F, ale niewątpliwie ma w niej zagwarantowany wysoki procent od zysków ze sprzedaży kolekcji RL9. Nieporównanie wyższy, niż swoim twarzom proponują giganci, co oczywiście nie oznacza, że Polak choćby jeszcze w trakcie gry w piłkę zdąży zrównać się z Messim czy Ronaldo w liczbach bezwzględnych z tego tytułu.
– Lewandowski został postawiony w sytuacji bez wyjścia. Kontynuowanie relacji z marką, która nie tylko utrzymuje obecność na rynku rosyjskim, ale pojawia się również w kontekście domniemanego zaangażowania w sprawy związane bezpośrednio z wojną, byłoby dla Lewandowskiego skazą wizerunkową nie do naprawienia – mówił Wirtualnym Mediom Adam Miecznikowski, chief strategy officer firmy Publicis Poland.
I choć Huawei oczywiście szybko zaprzeczył doniesieniom prasy i zapewniał, że z wojną nie ma nic wspólnego, nie da się nie zgodzić z powyższą analizą. Lewandowski musiał zerwać tę współpracę z przyczyn wizerunkowych, a zrobił to też, albo i przede wszystkim, z czystej przyzwoitości oraz poczucia solidarności z ofiarami.
Co więcej, już wówczas w jego głowie na pewno rozwijał się bądź już był rozwinięty plan zamienienia Bayernu na Barcelonę. Do nas pierwsze sygnały go dotyczące dotarły na początku kwietnia. Po potwierdzeniu ich w kilku niezależnych od siebie źródłach, bliskich zawodnikowi, 11 kwietnia opublikowaliśmy artykuł pt. "Robert Lewandowski porozumiał się z Barceloną" dodając w nim, że o swojej decyzji poinformował już władze Bayernu.
W normalnych okolicznościach zawodnik takiego formatu związałby się z innym producentem elektroniki lukratywnym kontraktem najwyżej kilka tygodni po zerwaniu poprzedniego. I Lewandowski oferty na pewno dostał od razu, mimo to od rozstania z Huawei minęły cztery miesiące, a wciąż nic nowego nie podpisał.
Jeśli ktoś umie czytać między wierszami, to we wtorek, przy oficjalnym potwierdzeniu transferu przez Barcelonę, zrozumiał też, dlaczego tak długo z tym zwleka. I można być pewnym, że nowy sponsor będzie musiał wyłożyć zdecydowanie więcej niż 5,5 mln euro, które w ciągu trzech lat mieli Lewandowskiemu przelać Chińczycy.