Multimedalista najważniejszych lekkoatletycznych imprez nie zamierza siedzieć cicho. Marcin Lewandowski w rozmowie z TVPSPORT.PL skrytykował działania Polskiego Związku Lekkiej Atletyki. Padły mocne słowa.
Filip Kołodziejski, TVPSPORT.PL: – Dlaczego zakończyłeś karierę "po cichu" bez wielkiego pożegnania?
Marcin Lewandowski: – Przez całą karierę zrobiłem dużo dla PZLA i kraju. Szkoda, że od żadnego przedstawiciela władz związku nie otrzymałem nawet telefonu z podziękowaniami. Moje stosunki z Polskim Związkiem Lekkiej Atletyki nigdy nie były idealne. Do najgrzeczniejszych nie należałem. Walczyłem o swoje. Mówiłem często jaki tam jest bałagan. Mimo wszystko uważam, że można odłożyć dumę na bok. W serwisie internetowym PZLA nie było nawet krótkiej wzmianki o tym, że odchodzę.
– Oczekiwałeś czegoś więcej niż lakonicznego wpisu?
– Nie chciałem żadnych cudów i oficjalnego pożegnania. Wiedziałem, że byłoby to sztuczne.
– Ale niesmak pozostał?
– Był zawsze. Dla mnie PZLA nigdy dobrze nie funkcjonował. Mojego brata – Tomasza – też źle potraktowano. Gdy odchodził, nikt nie chciał go zatrzymać. Teraz doceniają go w wielu regionach świata. Typowo polskie zachowanie. Czy ja też czułem się niedoceniony? Nie, bo zasuwałem dla kibiców i samego siebie. Podkreślałem to na każdym kroku. Zasłużyłem sobie na wszystko, co dostałem. Otrzymywałem pieniądze ministerialne, a nie związkowe. Czasami potrzebowałem dodatkowej pomocy, a ta się nie pojawiała. Najgłośniejsza afera była ze stypendiami. Poradziłem sobie bez wsparcia. Mimo wszystko pierwszy raz po dziesięciu latach tyrania chciałem dostać coś w zamian. Nie prosiłem o kwoty z kosmosu. PZLA dostawał duże sumy do wykorzystania, ale nie zgodzili się na pomoc.
– Żałujesz, że nie dotrwałeś do mistrzostw świata w Eugene?
– To była trudna sytuacja. Wiedziałem, że małymi krokami zbliża się mój sportowy koniec. Byłem bliżej zakończenia kariery, niż dalej. Wszystko miało jednak wyglądać w inny sposób. Chciałoby się zakończyć przygodę ze sportem w trakcie pierwszej, historycznej Diamentowej Ligi w Polsce. Tym bardziej po mistrzostwach świata. Ale nie mogłem czekać. Są rzeczy ważne i ważniejsze. Sytuacja losowa na to nie pozwoliła. Najważniejsze jest dla mnie zdrowie rodziny. Doszło do niebezpiecznego wypadku córki podczas ćwiczeń gimnastycznych. Obiecałem sobie, że dopóki nie wróci do pełnej sprawności, nie mogę podróżować i wyjeżdżać na obozy. Chcę ją wspierać psychicznie i fizycznie. Ostatni czas kosztował nas wiele. Nie wyobrażam sobie innej decyzji. Naprawdę niczego nie żałuję.
– Przed tobą nowe wzywania. Jak czujesz się jako ekspert telewizyjny?
– Wymarzona fucha! Znam się na lekkiej. Wiem więcej niż przeciętny kibic. Mam nadzieję, że udaje się przekazać coś ciekawego. Chciałbym się zakotwiczyć w tej roli na dłużej. Próbowałem też komentowania, ale to zdecydowanie bardziej wymagające. Trzeba być dobrze przygotowanym.
– Komentowałeś zmagania młodych lekkoatletów. Chcesz zadbać o ich przyszłość?
– Akcja ze stypendiami, którą wywołałem, odbiła się szerokim echem. Poszła lawina i działacze poczuli presję. Doszło do spotkania z ministrem sportu podczas gali "Złotych Kolców". Udało się wywalczyć środki również dla innych. Są sportowcy, którym bardziej się to należało. Na przykład Patryk Dobek osiągnął sukces życia – medal mistrzostw Europy – i dostawał nieco ponad tysiąc złotych. Śmiech na sali. Wprowadzono nowy podpunkt w ustawach, który ma chronić sportowców. Teraz jest oddzielny budżet dla profesjonalistów, chcących trenować mimo wypadków losowych albo z trudną sytuacją życiową. Jestem dumny, że się udało.
POV: komentujesz lekkoatletykę z Lewym i na ekranie pojawia się bieg na 1500 metrów. Mogę wyłączyć mikrofon 😂@sport_tvppl #Jerusalem2022 pic.twitter.com/qVYDim0TMW
— Michał Chmielewski (@chmiielewski) July 6, 2022
– Często mówi się o aferach. Dlaczego tak jest?
– PZLA nie jest dla sportowców. To zawodnicy walczą, by związek miał dobrze. Takie odnoszę wrażenie. Nie jestem jedyną osobą z takimi odczuciami.
– Nieporozumienia mogą negatywnie wpływać na rozwój talentów...
– Głośno mówię o tym, co w związku nie gra, żeby poprawić niedogodności. Jeśli pojawią się gruntowne zmiany, to to przyciągnie młodzież.
– Obawiasz się o następców po odejściu twoim i Adama Kszczota?
– Pojawiają się nowe nazwiska, ale musimy uzbroić się w cierpliwość. Do poziomu mistrzowskiego mają jeszcze kawałek drogi. Dobrze, że na bieżąco pojawiają się kandydaci. Kacper Lewalski i Krzysztof Różnicki pokazali, że stać ich na świetnie bieganie. Gdy biłem rekord Polski juniorów w 2006 roku, mówiłem, że przetrwa wiele lat. W 2022 roku okazuje się, że dwie osoby mnie wyprzedziły. O ponad dwie sekundy. Kosmiczne wyniki!
– Robiłeś już sportowy rachunek sumienia?
– Analizuję karierę na bieżąco.
– Jaki był najlepszy moment?
– Jednego nie wybiorę. Nie ma opcji. Życzę każdemu sportowcowi, by był w takiej sytuacji i nie umiał podjąć wyboru. Zdobyłem kilkanaście medali najważniejszych imprez świata. Jest nad czym myśleć.
– A najgorszy?
– Kryzysy się pojawiały, ale motywowały do cięższej pracy. Stałem się dużo lepszym sportowcem i człowiekiem. Najtrudniejsza i najsmutniejsza chwila to igrzyska w Tokio. Nie chodziło o brak medalu. Ludzie mają większe tragedie niż awans do olimpijskiego finału. Chodzi o to, że poświęciłem dwanaście lat życia, by powalczyć na tej imprezie. Czułem, iż Japonia będzie należała do mnie. Niestety, nie wyszło, mimo życiowej formy. Mogłem nawet atakować rekord Europy. Wróciłem na tarczy z zerwaną łydką. Najważniejszy moment w sportowej karierze nie wyszedł tak, jakbym oczekiwał.
– Teraz już możesz się otworzyć. Zdradzisz więcej o rywalizacji z Norwegami?
– Bracia Ingebrigsten są bardzo specyficzni. Osiągnęli wielkie rzeczy w sporcie. Nie zmienia to jednak faktu, że mają zupełnie inne życie prywatne niż moje. Grają przed kamerami. Porównuję ich do show "Kardashianek". Mają dziwne zaczepki i komentarze. Nie brałem tego nigdy do siebie. Znałem ich od prywatnej strony, są zupełnie inni. Jedno robią w mediach, drugie piszą i mówią osobiście. Wiem, że wcześniej się na mnie wzorowali, chcieli być tacy jak ja i bardzo mnie szanowali. To najlepsze podsumowanie kariery.
– Jakie masz marzenia?
– Chcę być nadal szczęśliwym mężem, ojcem, przyjacielem. Muszę też zakotwiczyć się w nowym miejscu. Być może w roli eksperta na stałe albo walcząc z dopingiem. Jest jeszcze firma Adidas, z którą współpracuję od szesnastu lat. Możliwości finansowe zawsze są kluczowe. Jestem na sportowej emeryturze, ale nie mogę siedzieć w miejscu przez kolejnych piętnaście lat. Nie boję się ciężkiej pracy. Chcę jedynie godnie żyć. Do tego dążę.