Najprościej byłby powiedzieć, że trzeba serwować świetnie, by pokonać USA. To może jednak nie wystarczyć. Należy zrobić wszystko dobrze, by liczyć na zwycięstwo z Amerykanami – mówi przed półfinałem Ligi Narodów, który biało-czerwoni zagrają z USA, Nikola Grbić, szkoleniowiec reprezentacji Polski siatkarzy.
Sara Kalisz, TVPSPORT.PL: – Zastanawia mnie, czy w chwilach, kiedy zespół przegrywa i gwałtownie traci punkty występują u pana nerwy, czy jest pan zadaniowcem, odcina emocje? Nawiązuję do czwartego seta meczu z Iranem.
Nikola Grbić: – Nie mam czasu na rozważanie scenariuszy. Jestem skupiony wyłącznie na tym, co dzieje się na boisku. To oczywiste, że nie było tak na początku. To przyszło z doświadczeniem. Wiem, że to brzmi "buńczucznie", że nigdy nie mam takich momentów, ale po prostu staram się nie przewidywać. Chcę dać z siebie wszystko w danej chwili i staram się tego nauczyć również moich graczy. Nie chcę, by skupiali się na konkretnym momencie meczu, a na kolejnej akcji jakby była niezależna od wszystkiego. To według mnie najlepsza opcja. Drugi scenariusz to pozwolenie na dojście do głosu niepewności, strachowi i obawie przed popełnieniem błędu.
– Co pan myślał w czasie czwartego seta meczu z Iranem?
– Czwartego seta nie zaczęliśmy dobrze, dlatego od razu wziąłem czas. Powiedziałem, że pięć punktów zdobytych przez Iran to pięć punktów z naszych własnych błędów. To nie był dobry kierunek. Trudno było jednak wrócić. W takich chwilach próbuje się czegoś nowego, czyli zazwyczaj graczy z ławki, licząc na to, że wniosą nową energię. Czasami nawet jeśli ona się pojawia, to rywal jest już zbyt pewny siebie, by go dogonić.
W tie-breaku powiedziałem chłopakom, by spróbowali być tak dobrzy, jak tylko mogą być w tym konkretnym momencie, by byli precyzyjni. Podkreśliłem fakt, że zaczynają od stanu 0:0. Dodałem, że nic wcześniej się nie wydarzyło, ważne jest to, co dopiero się wydarzy.
– Czy mecz z Iranem był dobrym sprawdzianem założeń, które miał pan o graczach, szczególnie tych wchodzących z ławki?
– Karol Kłos pojawił się w Gdańsku na boisku, by kilka razy zaserwować. Nie wyszło to najlepiej. Mylił się, nie stwarzał zagrożenia. W środę zagrywał dobrze. W trzecim secie pojawił się przy stanie 16:14 i pomógł w break poincie. Dodatkowo miał serię w tie-breaku.
Tomasz Fornal w poprzednim meczu z Iranem odwrócił losy spotkania wchodząc z ławki. Nie powtórzył tego w kolejnym starciu. Nie można więc sądzić, że w każdym przypadku wszystko ułoży się tak, jak wcześniej, to byłoby zbyt łatwe. Moi gracze są gwiazdami w swoich klubach. Pozostawanie na ławce przez 45 minut i oczekiwanie na szansę, by wykonać jedną zagrywkę, jest dla nich czymś nowym i trudniejszym niż gra od początku meczu. Potrzebują czasu, by zaadaptować się do tej roli. Nie oznacza to, że będzie ona stała, ale w niektórych momentach może być wymagana. .
– Największy plus i największy minus meczu z Iranem?
– Jeśli chodzi o minus, to to, że nie zagraliśmy tak, jak przez większość Ligi Narodów. Wiem jednak, dlaczego tak się stało. Byliśmy nerwowi, nieprecyzyjni, co związane było wyłącznie z kwestią panowania na emocjami. Gdybyśmy wygrali drugi set, w którym było kilka sytuacji, które były niejednoznaczne, a nie mogłem ich sprawdzić, na przykład skrócona zagrywka Karola Butryna, mecz zakończyłby się szybkim 3:0. Tym samym myślelibyśmy, że jesteśmy świetni.
Dobrze więc, że "cierpieliśmy" na boisku, wiele nie szło po naszej myśli, by następnie w najważniejszym momencie wejść na nasz nominalny poziom. To w perspektywie jest dużo cenniejsze niż gładkie wygranie 3:0, bo dużo więcej uczy. Dzięki temu zyskujemy "przeciwciała" na kolejną trudną boiskową sytuację. Kiedy następnym razem pojawi się problem, siatkarze pomyślą, że już coś takiego przeżyli i mimo to wygrali. To doda pewności siebie.
Odbyłem też ciekawą rozmowę z Bartoszem Kurkiem. Powiedział mi, że przez ostatnie lata często było tak, że w czasie pierwszych faz turniejów czy przygotowań do docelowej imprezy nie było tego boiskowego cierpienia. Kiedy zespół miał zagrać najważniejszy mecz sezonu czy czterolecia, nagle nie było wspomnianych "przeciwciał" i siatkarze nie wiedzieli co robić, gdy przegrywają.
– Pojawiał się Antoine Brizard, robił trzy asy i można było tylko rozłożyć ręce.
– Tak, to dotyczyło igrzysk czy nawet do finałów Ligi Narodów, gdzie nie było wielkich kłopotów. Zespół zawsze grał dobrze, dopiero przy najważniejszym sprawdzianie pojawiały się kłopoty. Dlatego właśnie wolę, by drużyna napotykała na trudności w procesie dochodzenia do finału, by później powiedzieć sobie, że przy najważniejszym sprawdzianie nie wydarzy się nic, czego do tej pory się nie przeżyło. Dobrze jest wspólnie pocierpieć, by na koniec wygrać.
– Drużyna USA jest specyficzna. Ma problemy na prawym skrzydle, ale ma też na lewym Aarona Russella. Dodatkowo ma charakterologiczną bombę, która jest Erik Shoji, jednego z najlepszych rozgrywających na świecie, czyli Micah Christensona, i świetnego środkowego Davida Smitha. To będzie trudniejszy rywal niż Iran, prawda?
– To będzie jak kolejny finał. Musimy dobrze zagrać. To brzmi prosto, ale w rzeczywistości tak nie jest. Czasami nie da się grać dobrej siatkówki przeciwko silnej drużynie. Nasz sobotni rywal, podobnie jak Francja czy Włochy, potrafi sprawić przeciwnikom problem w przyjęciu, bloku i obronie, de facto w każdym elemencie. Grając z USA można serwować dobrze, sprawiać, że Amerykanie będą cierpieć w przyjęciu, ale na koniec oni i tak zdobędą punkt.
Trudno grać z silnymi drużynami, ale to też bardzo cenne doświadczenie, bo pomaga zauważyć, co można zrobić lepiej. Nagle widzi się wyraźniej, że jeśli rywal punktuje, to blok nie jest tak idealny, jakby mogło się na początku wydawać. W meczu z Iranem przykładowo nie popełnialiśmy błędów taktycznych, ale kiedy piłka wracała do nas, nie wiedzieliśmy co z nią zrobić. Mieliśmy problemy techniczne.
Kiedy wygrywa się łatwo, nie uczy się wiele. Gdy walczy się ze wszelkich sił o zwycięstwo, jest to cenniejsze. Najprościej byłby powiedzieć, że trzeba serwować świetnie, by pokonać USA. To może jednak nie wystarczyć. Należy zrobić wszystko dobrze, by liczyć na zwycięstwo z Amerykanami.
– Skład będzie taki sam jak z Iranem?
– Nie wiem, zobaczymy (śmiech).
– Co do składu, to czy był pan zaskoczony, że musiał pan podać tak wcześnie szeroką grupę na mistrzostwa świata?
– Byłem bardzo zaskoczony. Nie rozumiem tego. Pojawił się ten sam problem co z VNL. W ciągu dwóch meczów może wydarzyć się wszystko – niestety łącznie z kontuzjami poszczególnych graczy. Przy podanym szerokim składzie na mistrzostwa świata, nie mam już możliwości rotacji. Siatkarz z urazem nie zagra, a ja nie mogę go wymienić na innego. Jeśli miałby koronawirusa, to takiego problemu by nie było, można dokonać roszady. Nie mogę tego zrozumieć. Przed Ligą Narodów skład również miał być podany wcześnie. Do samych rozgrywek straciliśmy Norberta Hubera i Wilfredo Leona. Nic nie mogłem zrobić mimo że powód absencji tych dwóch graczy był stricte medyczny, nie było tak, że po prostu zmieniłem zdanie.
W tych kwestiach nie ma dialogu, rozmowy o najlepszych rozwiązaniach dla drużyn. Na razie nie mogę tego zmienić, muszę się zaadaptować.
– Na liście znalazł się Wilfredo Leon. To oznacza, że szanse powrotu na mistrzostwa świata rosną?
– Rozmawialiśmy w czwartek. Dochodzi do siebie trochę szybciej niż oczekiwano. Nie było więc złym pomysłem, by umieścić go w szerokim składzie, choć nadal nie mamy stuprocentowej pewności co do tego, czy będzie na tyle zdrowy, by pojechać na mistrzostwa świata. Nie zmienia to faktu, że szanse na to są niewielkie, musiałoby dość do cudownego ozdrowienia. Nie brał udziału w stricte siatkarskim treningu przez dwa miesiące, nie grał meczów. Musi wejść w system gry kadry, a zostało na to dwa i pół tygodnia treningów. Sporo tych potencjalnych trudności, prawda? On o tym wie i my o tym wiemy. Jeśli bym go jednak nie umieścił na liście, to byłby koniec. Nie byłoby odwrotu, a tej perspektywy nie chciałem i sobie, i jemu odbierać.
Zaproponowałem mu, by do nas dołączył. Mamy miejsce, trzy boiska, maszyny, na których mógłby trenować i ludzi, którzy mu pomogą. Wiele się nie zmieniło, ale nie chcę jeszcze wszystkiego przekreślać.
Czytaj również:
– Polski trener w… Iranie. Wojciech Janas: finalizacja umowy zajęła nam trzy dni dni
– Problemy reprezentacji Polski siatkarzy przed finałami Ligi Narodów. Hala bez klimatyzacji, siłownia bez sprzętu i brak obiadu
– Wilfredo Leon: wciąż wierzę, że zdołam dojść do dobrej formy przed MŚ