Polscy tyczkarze na eliminacjach zakończyli udział w mistrzostwach świata w Eugene. – To moje pierwsze mistrzostwa świata bez medalu – mówił Piotr Lisek. W mocnych słowach postawę biało-czerwonych skomentował Władysław Kozakiewicz, mistrz olimpijski z 1980 roku.
Filip Kołodziejski, TVPSPORT.PL: – Trudna chwila dla polskiego skoku o tyczce?
Władysław Kozakiewicz: – Na formę, którą prezentował Lisek w ostatnich tygodniach, nie było żadnych szans na awans. Świat uciekł Polakom. Zostaliśmy bardzo, bardzo w tyle. Piotr skacze 20-30 centymetrów niżej niż rekord życiowy. Nie ma co szukać wysokiego miejsca w mistrzostwach. Niby minimum jest zrobione, ale niedosyt pozostał.
– Co zawiodło?
– Piotr najlepsze lata ma za sobą. Zeszły rok też nie należał do najlepszych. Czas ucieka. Musi dużo trenować. W tym wieku techniki nie zmieni. Lisek musi zrozumieć, że nie dogoni czołówki. Nie widzę takiej opcji. Skacze pół metra mniej niż najlepszy na świecie. Wiadomo, że Armand Duplantis to cyborg, jak kiedyś Siergiej Bubka, ale sześć metrów to już minimum, by walczyć o okolice podium. 5,80 to przeciętny wynik w tych latach. Nogi u Piotra nie chodzą tak jak kiedyś. Siłą rzeczy wkradają się słabsze wyniki. W poprzednich latach zrobił swoje. I tak możemy być z niego. Musi przyjąć taką sytuację z pokorą. Nadal będzie skakał i wygrywał mistrzostwa kraju, ale na międzynarodowe zawody to za mało. Trzeba szukać nowych ludzi.
– Ostatni raz Lisek nie przeszedł eliminacji 9 lat temu – w trakcie halowych mistrzostwach Europy w Goeteborgu.
– To bolesna chwila. Nie miał siły nawiązać walki. Wszystko wskazuje na to, że to początek końca kariery Liska w skoku o tyczce. To "duży", bardzo ciężki zawodnik. Bardzo silny. Potrzebuje dużo więcej ćwiczeń i poświęconego czasu na treningi niż na przykład Duplantis. Szwed jest zdecydowanie szybszy. Trzyma się na tyczce dużo wyżej. Piotr ma bardzo twarde tyczki. Inni by się na nich pozabijali. Lżejszym sportowcom jest dużo łatwiej utrzymać formę przez więcej lat. U Liska często zawodziła technika. Dawał w skokach dużo siły. W tej chwili nie ma jej już tak dużej. Dyspozycja na wygrywanie uciekła. Młodzież zaczyna wygrywać. Każdy dochodzi do takiego momentu.
– Nie za wcześnie na wróżenie końca kariery?
– On zaczął osiągać sukcesy później niż ja. Miałem 20 lat, gdy stałem się najlepszy na świecie. Wiodłem prym. Inni musieli się dopasowywać do mnie. Lisek goni. Organizm się zmęczył. Nie daje tyle, ile Piotr by chciał. 5,70 starcza na krajowe podwórko. Niestety, trudno o tym mówić, ale niewiele wskazuje na to, że Polak może mieć cel typu: "Będę mistrzem świata, Europy". Tak dobre czasy już za nami. Po startach w Monachium będziemy jeszcze mądrzejsi. Pamiętam, że gdy wyprzedzał mnie Bubka nie widziałem kłopotu, jeśli byłem drugi-trzeci. Jednak w momencie, w którym zajmowałem 5-6 miejsca zrozumiałem, że powoli trzeba odpuszczać. Życie sportowców jest niewdzięczne. Nie możemy śpiewać do końca życia jak gwiazdy sceny albo grać do ostatnich dni jak aktorzy.
– Dlaczego świat nam uciekł?
– Mają zupełnie inne tyczki. Jest też technika, która odpowiada młodszym. Lisek skacze "polską techniką". Pozostali wykorzystują tyczkę w inny sposób. Czołowi zawodnicy nie są "turami", a latają płynnie i wysoko. Nie można aż tak mocno wykorzystywać własnego ciała.
– Śledził pan sytuację Pawła Wojciechowskiego?
– Skok o tyczce jest sportem niebezpiecznym. Jeśli robi się błędy, niektórzy nie chcą ryzykować. Trudno skakać wysoko, jeśli przestaje się wierzyć. Wejście na nowo do czołówki jest wymagające. Widziałem, jak Paweł wypuszczał tyczkę w pełnym wygięciu z rąk. Takie zachowania grożą pobytem w szpitalu.
Eugene: PV (el.) - =19. Piotr Lisek 5.50 i odpada =24. Robert Sobera 5.50 i odpada (Duplantis, Nilsen i Zernikel przeszli przez eliminacje bez strącenia, awans dało 5.75).
— Athletics News (@Nedops) July 23, 2022