| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
Miedź zaczęła grę w PKO Ekstraklasie od remisu z Radomiakiem Radom 1:1. W sobotę beniaminek rozegra kolejne spotkanie. Kapitan Szymon Matuszek wierzy, że zespół z Legnicy zacznie prezentować się na miarę możliwości. – To tylko trema związana z debiutem – wyznał w wywiadzie z TVPSPORT.PL, podczas którego porozmawialiśmy także o jego występach w Górniku Zabrze i pobycie w Realu Madryt. Transmisja spotkania Miedź – Warta w TVP.
Maciej Rafalski, TVPSPORT.PL: – Jak oceniasz pierwszy mecz Miedzi po powrocie do Ekstraklasy?
Szymon Matuszek: – Nasza gra wyglądała inaczej niż zakładaliśmy. Nie pokazaliśmy pełni potencjału. Każdy chciał zacząć sezon od wygranej. Zremisowaliśmy, ale jeśli chodzi o naszą grę, to liczyłem, że będzie lepiej. Może to jednak tylko jakaś trema związana z debiutem? Wierzę, że w sobotę będzie już tak, jak wszyscy oczekują.
– A czego spodziewałbyś się po Miedzi? Co powinno być waszym atutem?
– Liczyłem, że pokażemy więcej tego, co robiliśmy w Fortuna 1. Lidze. Mam na myśli ładną, ofensywną grę i dużo składnych akcji. Wiem, że awansowaliśmy poziom wyżej, ale nie oznacza to, że nie możemy dalej prezentować się w ten sposób.
– W kadrze nie macie zbyt wielu ludzi z dużym doświadczeniem w Ekstraklasie.
– Tak to wygląda. To nie są jednak zawodnicy niedoświadczeni, tylko nieposiadający na koncie wielu występów na ekstraklasowych boiskach w naszym kraju. Może też trochę tego zabrakło w pierwszym spotkaniu? Przekonamy się niedługo.
– Często zwraca się uwagę na dużą liczbę obcokrajowców w waszym składzie. To rzeczywiście może okazać się kłopotem? Nie brakuje głosów, że mała liczba ludzi utożsamiających się z klubem była kluczowa choćby w przypadku spadku Wisły Kraków.
– W Polsce to zawsze głośny temat, ludzie lubią zwracać na to uwagę i do tego nawiązywać. W poprzednim sezonie obcokrajowców było nieco mniej, ale szatnia funkcjonowała dobrze. Zobaczymy, co wydarzy się teraz, jeśli pojawi się jakiś kryzys... Na ten moment nie chcę się nad tym zastanawiać. Liczę na to, że unikniemy jakichś bardzo trudnych chwil. Na treningach widać, że mamy duże możliwości.
– W takim razie na co stać was w tym sezonie?
– Zobaczymy niebawem. Uważam, że mamy większy potencjał niż kadra Górnika Zabrze, w którym grałem. Wówczas weszliśmy jednak do ligi na wielkim entuzjazmie. Tworzyliśmy monolit, w pewnym momencie zostaliśmy liderem. Przed sezonem skazywano nas na grę o utrzymanie, a rozgrywki skończyliśmy na czwartej lokacie. Apetyt wzrósł tak, że zaczęły pojawiać się głosy, że to miejsce jest... rozczarowaniem.
– Gdy przychodziłeś do Miedzi, to zakładałeś, że zameldujesz się z nią w Ekstraklasie?
– Kontrakt podpisałem na dwa lata. W pierwszym roku było trochę ciśnienia, które być może nam zaszkodziło. Z drugiej strony, przez cały tamten sezon byliśmy dość daleko od ścisłej czołówki, więc trudno mówić o jakimś wielkim rozczarowaniu. W poprzednim nie było już takiej presji. Było trochę zmian i oczekiwania nie były takie duże. Po pierwszych zwycięstwach presję zaczęliśmy wytwarzać w szatni sami.
– Współpracowałeś z wieloma trenerami. Teraz masz okazję przyglądać się Wojciechowi Łobodzińskiemu. Jak scharakteryzowałbyś tego szkoleniowca?
– Myślę, że każdy życzyłby sobie takiego startu w zawodzie. Już w pierwszym sezonie osiągnął sukces. Bardzo pomogło to, że jest tutaj od lat, zna struktury klubu, środowisko. Do tego jest po prostu ambitnym facetem, który otoczył się takimi samymi ludźmi. Właściwy dobór współpracowników odegrał tutaj również dużą rolę.
– Miedź to kolejny klub, w którym jesteś kapitanem. Dlaczego w różnych miejscach tak chętnie powierzają ci opaskę?
– Trudno wskazać jakąś jedną przyczynę. Jestem sobą, nikogo nie udaję, nie daję do zrozumienia, że chcę tej opaski. Nie jestem jakiś bardzo otwarty, nie potrzebuję być w centrum uwagi i nie krzyczę w szatni. Nie jestem typem człowieka, który potrafi wstać i wrzeszczeć. W pewnych względach rola kapitana też była dla mnie wyjściem ze strefy komfortu, bo niesie to za sobą pewne obowiązki. W szatni Miedzi tworzymy kolektyw, nie ma jakiejś dyktatury. Odpowiedzialność za atmosferę rozkłada się na parę osób.
– Dlaczego latem 2020 roku wybrałeś właśnie Miedź?
– Górnik zaproponował mi grę w drugim zespole i pracę w akademii. Dla mnie było jednak na to za wcześnie, miałem 31 lat. Końcówka tamtego okresu była dla mnie słaba, nie grałem zbyt wiele. Pojawiła się propozycja z Miedzi i uznałem, że perspektywa gry o awans to dobra opcja. Teraz wiem, że to był dobry wybór, bo przyczyniłem się do fajnego wyniku.
– Oferta Górnika nie uraziła cię? Nie byłeś jeszcze aż tak wiekowym zawodnikiem, by proponować grę w rezerwach...
– Wiele zawdzięczam zarówno trenerowi Marcinowi Broszowi, jak i Górnikowi. Wiem jednak, że w piłce nie ma sentymentów i tak było w tym przypadku. Wiadomo, że w Zabrzu spędziłem parę świetnych lat, udało się wywalczyć awans, zająć miejsce dające prawo gry w europejskich pucharach… W takich momentach zawsze trudno zmienia się otoczenie. Zwłaszcza, że był to klub, w którym wreszcie zostałem na kilka lat.
– Często zmieniałeś drużyny. Ten brak stabilizacji stawał się uciążliwy?
– Kiedyś było z tym łatwiej, bo nie było dzieci, a żona była jeszcze narzeczoną. Wtedy łatwiej jest ci się spakować i pojechać na wypożyczenie do Chojnic. Dzisiaj na pewno zdecydowanie lepiej czuję się, gdy mogę zostać dłużej w jednym klubie. Poza tym, jest to korzystniejsze dla rozwoju sportowego. Częste zmiany otoczenia nie pomagają w podnoszeniu umiejętności.
– Masz 33 lata. Ile czasu jeszcze możesz pograć na poziomie Ekstraklasy czy 1. ligi?
– Fizycznie czuję się dobrze. Dbam o siebie, bo wiem, że z moich nóg mogę utrzymać rodzinę. Kluczowe będzie to, czy będę unikał kontuzji. Teraz nie wskażę jednak tego, ile lat jeszcze będę grał profesjonalnie.
– W trakcie pierwszego półrocza w Miedzi mówiłeś o wielkim głodzie piłki. Wciąż go odczuwasz?
– Kiedyś Andrius Skerla z Jagiellonii Białystok powiedział, że im bardziej zbliżasz się do końca kariery, tym większą czujesz ochotę do gry. Tak jest też w moim przypadku. Wiesz, że kiedyś te mecze i treningi się skończą, dlatego czerpiesz z tego coraz większą radość.
– Kiedy patrzysz na karierę, uważasz, że można był zrobić coś inaczej? W młodym wieku trafiłeś do trzeciej drużyny Realu Madryt.
– Właśnie tamten moment uważam za decydujący. Mogłem zostać w Madrycie albo poszukać jakiegoś zagranicznego klubu. Wciąż była możliwość pozostania w Realu, ale zdecydowałem się na powrót do Ekstraklasy. Wtedy to było duże wydarzenie, bo do ligi wrócił młody piłkarz, który był w wielkim klubie. Wszyscy mi się przyglądali, często jakiś słabszy występ był krytykowany aż do przesady.
– Myślisz, że gdybyś został w Realu, to kiedyś mogłaby nadarzyć się szansa debiutu w pierwszym zespole?
– Nie powiem, że na pewno by to tego doszło, ale takie przypadki się zdarzają. Zwłaszcza w pierwszych rundach Pucharu Króla czołowe zespoły czasami stawiają na młodych. Kiedyś w kadrze Realu na jeden z meczów znalazł się Chema Anton, który występował razem ze mną. Cel minimum osiągnąłem, bo dzięki grze w piłkę mogłem utrzymać rodzinę, zabezpieczyć przyszłość po karierze. Jeśli jednak chodzi o grę w wielkich zespołach i reprezentację Polski, to tego nie udało się zrobić.