| Piłka nożna / PKO BP Ekstraklasa
W Cracovii gra drugi sezon. Początek pierwszego nie był dla niego zbyt udany, ale na wiosnę Mathias Hebo Rasmussen zaczął grać na miarę oczekiwań. Dziś jest jednym z liderów zespołu Pasów, który świetnie rozpoczął nowy sezon, wygrywając do zera trzy pierwsze mecze.
Mateusz Miga, TVPSPORT.PL: – Cracovia świetnie rozpoczęła nowy sezon. Trzy wygrane, zero straconych bramek. Jak do tego doszło?
Mathias Hebo Rasmussen: – Dobre pytanie. Gdy drużynę objął trener Jacek Zieliński, zaczęliśmy częściej wygrywać. Oczywiście, w poprzednim sezonie wciąż zdarzały się przegrane, ale można było równocześnie dostrzec pewien plan. W trakcie przygotowań do sezonu wykonaliśmy mnóstwo pracy, odbyliśmy wiele treningów taktycznych i już od dłuższego czasu, krok po kroku, zmierzamy w dobrym kierunku. Młodzież – Michał Rakoczy czy Jakub Myszor – szybko dorasta, dostają od trenera sporo minut i z meczu na mecz nabierają doświadczenia. Dobrze pressujemy jako cała drużyna i chcemy kontynuować obrany kierunek.
– Wasza postawa robi tym większe wrażenie, że przecież straciliście kilku liderów. Pelle van Amersfoort, Sergiu Hanca, wcześniej Marcos Alvarez, który też miał być ważną postacią. A początek sezonu stracił Jewhen Konoplanka.
– Tak jest w futbolu – gdy brakuje liderów, inni muszą wyjść przed szereg. W tym i ja. Zwróćmy uwagę, że Hanca był kapitanem, a Pelle wicekapitanem, więc faktycznie zmiany są spore. Ale życie nie znosi próżni. Świetny początek sezonu zaliczył choćby Jakub Jugas, który w poprzednich rozgrywkach miał kłopoty ze zdrowiem. Myślę, że Jakub może być stawiany innym zawodnikom za wzór profesjonalizmu. A gdy przed meczem z Legią ze składu wypadł Matej Rodin, świetnie zastąpił go David Jablonsky. Siłą Cracovii jest dziś nie tylko pierwsza jedenastka.
– Wspomniałeś, że dużo czasu poświęciliście na taktykę. Czy drużynie łatwo było przejść na system gry z trzema środkowymi obrońcami?
– Nie możesz ot tak przejść z jednego ustawienia na drugie. Trzeba wykonać sporo pracy i my nadal to szlifujemy. Dziś zrozumienie jest już znacznie lepsze. Obrońcy wiedzą, jak mają się poruszać w zależności od tego, co robi kolega. To jeszcze nie działa idealnie, ale z meczu na mecz jest lepiej. W starciu z Legią nie mieliśmy często piłki przy nodze, ale rywal i tak nie był zbyt groźny, bo trudno było przebić im się przez naszą drużynę. Poszczególne linie naszego zespołu poruszały się bardzo dobrze i ciągle byliśmy gotowi do szybkich kontr, co owocowało wieloma sytuacjami do zdobycia gola. Lubię mieć piłkę przy nodze, ale nie mam problemów i z taką grą.
– Jesteś w stanie cieszyć się z takiej gry? Gdy głównie biegasz za piłką.
– Dobrze wiem, co masz na myśli. Ale jeśli wygrywamy 3:0, taki styl gry mi nie przeszkadza. Każdy mecz jest inny. W starciu z Koroną mieliśmy piłkę i w ten sposób ich wykończyliśmy. A czasem, gdy rywal – tak jak my – chce grać w piłkę, warto mu ją oddać. I to jest OK. Mamy wielu szybkich piłkarzy. Makuch jest wysoki, ale dynamiczny. Do tego Myszor, Rakoczy, czy Kakabadze i Pestka, atakujący z drugiej linii. Miło jest mieć przewagę w posiadaniu piłki, ale jeszcze ważniejsze, by mieć kilka sposobów gry.
– W Polsce mówi się tak: "Oddajmy piłkę rywalowi, niech on się martwi, co z nią zrobić".
– Haha, czemu nie!
– Skąd w ogóle wziąłeś się w Polsce? To nie jest naturalny kierunek dla duńskich piłkarzy.
– Mam wspólnego agenta z Christianem Gytkjaerem, a on wyrobił sobie w Polsce bardzo dobre imię. Miałem wtedy dobry okres. Strzeliłem dwa gole FC Kopenhadze, a niedługo później trafiłem do siatki Odense, a te mecze zawsze wzbudzają zainteresowanie. Wkrótce pojawiło się kilka ciekawych opcji, w tym z czołowych klubów duńskich, ale też ze Szwecji czy Belgii. I nagle pojawiła się oferta z Polski. Christian przekonywał mnie, że to fajny pomysł, a ja chciałem sprobować czegoś nowego. Przyjechałem do Krakowa, by zobaczyć bazę treningową, miasto i poznać plan klubu na przyszłość. Wszystko zrobiło na mnie bardzo dobre wrażenie i uznałem, że chcę spróbować.
– W Cracovii grał też Nicolai Brock-Madsen, z którym grałeś na igrzyskach olimpijskich.
– Tak, a potem wiele razy spotykaliśmy się w rozgrywkach klubowych. On jednak był tu krótko i nie rozmawiałem z nim na ten temat. Christian to mój dobry kumpel, więc to on był moim informatorem. Mówił, że był pozytywnie zaskoczony waszą ligą. Podkreślał, że macie nowoczesne stadiony, na które przychodzi sporo ludzi. Zwracał też uwagę, że ludzie tu są bardzo pozytywni, a i podróże z Danii do Polski to prosta sprawa. W jego przypadku transfer do Ekstraklasy był strzałem w dziesiątkę, bo dziś jest w Serie A. Ja jestem w Polsce nieco ponad rok i też bardzo mi się tu podoba.
– Chcesz iść w jego ślady? Pokazać się w Polsce i zapracować na transfer do silniejszej ligi?
– Piłkarze ciągle mówią o kolejnym kroku, a ja… po prostu o tym nie myślę, bo tego nie da się przewidzieć. Dziś jestem szczęśliwy z gry dla Cracovii i nie wiem, co będzie dalej. Może spędzę tu wiele lat? Mój kontrakt obowiązuje jeszcze przez kilka lat, w Krakowie dobrze się czuję i chcę ciągle się rozwijać.
– Wróćmy na chwilę do wspomnianych igrzysk w Rio. Zagrałeś tam raz, w meczu z Brazylią, a na boisku pojawiłeś się pod koniec meczu, już przy stanie 0:4.
– Było już po wszystkim, ale i tak uważam, że to było super doświadczenie. Już przed meczem wiedzieliśmy, że to będzie coś niezwykłego, jeśli nie przegramy tego spotkania. Patrzyliśmy na nazwiska rywali. Neymar, Marquinhos, Gabriel Jesus, Augusto… Wszyscy z nich już wtedy grali w Serie A, Bundeslidze czy Premier League. Przegraliśmy wysoko, ale i tak mocno ten występ przeżywałem, bo wiedziałem, że cała rodzina jest ze mnie bardzo dumna. Fajnie było zagrać przeciwko takiemu piłkarzowi jak Neymar. W ogóle już samo uczestnictwo w igrzyskach to wielka sprawa. W Danii bardzo popularna jest piłka ręczna. Nasi szczypiorniści zdobyli w Brazylii złoto i świętowanie z nimi tego sukcesu było dla mnie wielkim przeżyciem.
– Na sukcesy z Cracovią jeszcze przyjdzie czas. Końcówkę poprzedniego sezonu miałeś udaną, ale wcześniej – moim zdaniem – nie wyglądało to najlepiej.
– Nie mam problemu ze szczerością i zgadzam się z tym stwierdzeniem. Nie byłem zadowolony z pierwszej połowy sezonu w moim wykonaniu. Można uznać, że zacząłem iść w górę, gdy w klubie pojawił się trener Zieliński. Wcześniej nie byłem w stanie wejść na swój właściwy poziom. W sparingach przed sezonem strzeliłem kilka goli, więc myślałem, że wszystko będzie dobrze, ale potem nie mogłem być z siebie zadowolony. Nie grałem regularnie...
– Na jeden mecz wylądowałeś nawet w rezerwach.
– Sam o to poprosiłem, bo brakowało mi gry. Kocham grać w piłkę, bez względu na to, czy to jest pierwszy zespół czy drużyna rezerw. Bardzo chciałem pokazać, na co mnie stać, ale nie było mi łatwo. Po raz pierwszy trafiłem do zagranicznej ligi i wszystko było nowe. Dość długo mieszkałem w hotelu, a moja rodzina – a mam małego synka – została w Danii. Nowy kraj, nowy język, nowe miasto, a do tego tęsknota za rodziną. Nie lubię narzekać, ale po prostu było mi trudno, a samotność dawała mi się we znaki. Dziś jest już znacznie lepiej, a odkąd trenerem jest Zieliński, gram w każdym meczu. Straciłem tylko sam początek jego pracy, z powodu Covidu. Teraz czuję, że jestem na dobrej drodze, ale wciąż mam sporo do pokazania.
– Zieliński odbudował twoją pewność siebie?
– Tak to widzę. Od początku widział, że bardzo mi zależy i mogę mu dać to, czego oczekuje. Lubię mieć piłkę przy nodze, ale bardzo ważne jest też zbieranie drugich piłek, szczególnie w Polsce. Musiałem więc popracować nad grą defensywną.
– Drugie piłki faktycznie są wyjątkowo ważne w Polsce?
– W Danii też zwraca się na to uwagę, ale tam liga jest bardziej taktyczna.
– Chodzi o to, by grać tak jak ty chcesz, a nie skupiać się na zbieraniu piłek straconych przez rywala?
– W Polsce też jest sporo taktyki, ale czasem czujesz, że piłka przelatuje nad głowami pomocników z jednej strony boiska na drugą. Gra jest za to dość dynamiczna, choć oczywiście nie jest to poziom Premier League. Ale najważniejsze, że możesz poczuć to coś. Piątkowy wieczór, komplet publiczności, wygrywasz 3:0… O to chodzi w futbolu.
– Gdy negocjowałeś z Cracovią, na pewno usłyszałeś, dlaczego cię chcą. Na co zwrócili uwagę?
– Szukali piłkarzy, którzy są w stanie kontrolować grę. Ale też takich, którzy dobrze czują się z piłką przy nodze, potrafią minąć rywala, stwarzając przewagę w środku pola. A to jest taka gra, jaką ja lubię.
– Negocjowałeś z Michałem Probierzem?
– Nie tylko. Czułem, że cały klub mnie chce. To były dobre negocjacje i jestem bardzo wdzięczny za tę szansę.
– Probierz i Zieliński to przeciwności?
– To chyba widać... Nigdy nie mówię źle o ludziach, ale ci trenerzy naprawdę są różni. Bardzo lubię Zielińskiego. Styl jego pracy, ale też to, jakim jest człowiekiem. On zawsze rozmawia z tobą tak samo, nie ważne czy grałeś w ostatnim meczu czy byłeś tylko rezerwowym. Jest w porządku, ale też potrafi powiedzieć wprost, jeśli czegoś mu w twojej grze brakuje. Drużyna szybko nabrała szacunku do niego. Chcemy dla niego grać, a on gotów jest nam pomagać. Mamy w drużynie wiele narodowości, a czujemy, że stanowimy jeden zespół. Team spirit to bardzo ważna sprawa. Przekonaliśmy się o tym choćby przy okazji meczu z Legią. To większy klub, a zawodnicy zarabiają znacznie więcej, ale to my wygraliśmy 3:0.
– Dziś syn jest już z tobą w Krakowie?
– To nie było takie proste, bo w dniu podpisania kontraktu z Cracovią... kupiłem dom w Danii. Teraz akurat jestem w Krakowie sam, bo moja partnerka z synem pojechali do Danii, ale w poniedziałek wracają do Polski i znów będziemy razem. Dziś rozłąka nie jest już dla mnie taka problematyczna, bo lepiej znam miasto, złapałem też wspólny język z kolegami z zespołu. Mieszkam na Kazimierzu, więc zawsze mogę po prostu wyjść na spacer, a dookoła zawsze dużo się dzieje.
– Dobrze wybrałeś.
– Zgadzam się. Mieszkam w okolicach ulicy Skawińskiej i mam wspaniały widok na rzekę, a w okolicy jest mnóstwo świetnych miejsc. To nie to samo, gdy mieszkasz w hotelu, a twoje życie mieści się w jednej walizce.
– W ostatnim czasie zdarzało się, że turyści z Europy zachodniej odwoływali wycieczki do Krakowa w obawie przed wojną na Ukrainie. Spotkałeś się z opiniami, że w Krakowie może być niebezpiecznie?
– Gdy wybuchła wojna, moja rodzina zwracała mi uwagę na to, że jestem blisko Ukrainy. Oczywiście, wojna to nic dobrego, ale przecież w Krakowie nic się nie dzieje. Polska jest w NATO, więc czuję się tu całkowicie bezpiecznie. Przekonywałem bliskich, że nie ma się czego bać. Krakowem zachwycał się każdy członek mojej rodziny, który tu przyjechał. Duńczycy rzadko się tu wybierają, częściej stawiają na Pragę czy Wiedeń, ale moim zdaniem Kraków to ta sama liga. Mój tata jest na każdym domowym meczu Cracovii. Przylatuje w piątek wieczorem, a w niedzielę jest już z powrotem w Danii. Fajnie, że mamy takie możliwości. A poza tym, ceny w Polsce są znacznie niższe niż w Danii
– Ktoś z twojej rodziny uprawiał profesjonalnie sport?
– O tak! Mój tata był zawodowym piłkarzem. Całą karierę spędził w kraju, ale w 1997 roku wyjechał na rok do ligi chińskiej. Mój starszy brat Jonas Hebo w wieku 15 lat trafił do Arsenalu! Spędził tam dwa lata, a potem wrócił do duńskiej ligi. Dziś zakończył już karierę i jest komentatorem telewizyjnym. Pracuje przy duńskiej ekstraklasie.
– Bardzo ciekawe. Co powiedziałby o twojej grze?
– Brat i tata nigdy nie są ze mnie zadowoleni w stu procentach. Po meczu z Koroną od wielu osób usłyszałem, że to był najlepszy występ pomocnika w Cracovii od dłuższego czasu, a oni kręcili nosami, że to i tamto mogłem zrobić lepiej. A więc także z tego powodu chcę, by każdy mój mecz był perfekcyjny. Wiem, że tata i brat chcą dla mnie jak najlepiej, dlatego stymulują mnie do dalszej pracy. I to jest w porządku.
– Wspomniałeś o kosztach życia w Danii. Są sporo wyższe niż w Polsce, a domyślam się, że ty dziś zarabiasz lepiej niż w Danii. To korzystna sytuacja.
– W Danii nie zarabiałem zbyt wiele, ale pieniądze nigdy nie były dla mnie najważniejsze. Jestem szczęśliwy, że dziś mogę pomóc finansowo mojej rodzinie, ale nie przyszedłem do Cracovii dla kasy. Oczywiście, to też jest ważne, jednak dla mnie liczyło się nowe wyzwanie.
– Wcześniej w Danii dość często zmieniałeś kluby.
– Tak, to były też wypożyczenia. Najwięcej czasu spędziłem w Lyngby. Moim pierwszym trenerem tam był Kasper Hjulmand, który dziś jest selekcjonerem reprezentacji Danii. Od początku wiedziałem, że da sobie radę, bo ma świetne podejście do zawodu i jest bardzo dobrym człowiekiem.
– I tak dotarliśmy do reprezentacji Danii. Każdy kibic pamięta, gdzie był, gdy Christian Eriksen stoczył tę niesamowitą walkę o życie.
– Miałem iść na ten mecz. Miałem już bilety, ale… poleciałem do Krakowa podpisać kontrakt z Cracovią. Wieczorem oglądałem mecz w hotelu. To było wydarzenie komentowane na całym świecie, ale u nas szczególnie, bo dla nas Eriksen jest jak Lewandowski u was. Christian jest uwielbiany nie tylko za to, jakim jest piłkarzem, ale też za to, jakim jest życzliwym i wspaniałym człowiekiem. Jego historia jest niesamowita. Rok temu leżał w zasadzie martwy na boisku, a dziś jest piłkarzem Manchesteru United! To były dla nas bardzo trudne chwile, ale też wyjątkowy czas. Czuliśmy wsparcie całego świata. W Polsce codziennie byłem pytany o Christiana. A nasza drużyna bardzo się scementowała, czego efektem był świetny występ na mistrzostwach Europy. To niesamowita historia.
– A ty i reprezentacja?
– Wielu dziennikarzy mnie o to pyta...
– Napisz odpowiedź i umieść na Instagramie.
– A niektórzy pytają, czy nie chciałbym grać dla Polski! Dania to mały kraj, a tymczasem nasza drużyna jest siódmą reprezentacją świata. Teoretycznie to się nie powinno wydarzyć.
– Przypominam, że znasz się z selekcjonerem.
– Tak, zawsze mogę do niego zadzwonić i się przypomnieć. A tak na serio. Mamy tylu świetnych pomocników. Wspominany Eriksen, Pierre-Emile Hoebjerg, Mathias Jansen… Oni wszyscy grają w najlepszych ligach w Europie. Oczywiście, gra w reprezentacji to moje marzenie i niczego nie można wykluczyć, ale dziś o tym nie myślę. Mamy świetną reprezentację i z niecierpliwością czekam na mistrzostwa świata.
– A Cracovia jest gotowa, by walczyć o tytuł?
– Zobaczymy, w futbolu nie wszystko da się przewidzieć. Nie musisz mieć najwyższego budżetu, by wygrać ligę. Wiem, że to nudne, ale musimy się skupiać na każdym najbliższym meczu.
– Nudne, ale prawdziwe.
– W Polsce nauczyłem się, że każdy mecz ma swoje życie. Patrz na Koronę Kielce. To beniaminek, a w poprzedniej kolejce pokonali Śląsk Wrocław. A na dzień dobry postawili się Legii. W Danii, jeśli beniaminek grałby w pierwszej kolejce z FC Kopenhaga, skończyłoby się na wyniku w okolicy 0:3, 0:4. Kopenhaga i FC Midtjylland to kluby, które mają znacznie wyższe budżety i znacznie lepszych piłkarzy od reszty zespołów. Gdy nie wygrają meczu, mamy wielką sensację. Jeden piłkarz FC Midtjylland zarabia tyle co cała drużyna w moim poprzednim klubie. A Polsce każdy mecz jest wyrównany. Nawet w poprzednim sezonie, gdy graliśmy z Termalicą czy Górnikiem Łęczna, musieliśmy dać z siebie wszystko, bo rywal nie był wiele słabszy, a do tego bardzo zdeterminowany. To największa różnica między naszymi ligami.