Weronika Nowakowska przez lata stanowiła o sile polskiego biathlonu, teraz zaś próbuje swych sił z drugiej strony ekranu. Właśnie została ekspertką TVP Sport W rozmowie z nami wspomina barwne momenty kariery, która po zajściu w bliźniaczą ciążę wisiała na włosku. – Trener powiedział, że jestem nienormalna. Byłam zdana na siebie i wróciłam, choć mówili mi, że to niemożliwe, choć nikt mi nie pomógł – wspomina Nowakowska, która rozlicza się też ze swoją "słynną" wypowiedzią do kibiców w Pjongczangu. Dwukrotna medalistka mistrzostw świata zdradza też plany na współpracę z TVP. Te są naprawdę ciekawe!
Weronika Nowakowska to jedyna polska biathlonistka, która zdobyła dwa medale mistrzostw świata. W 2015 roku wywalczyła srebro w sprincie i brąz w biegu pościgowym podczas czempionatu w Kontiolahti. Rok później postanowiła zajść w ciążę, lecz kariery bynajmniej nie zakończyła. Choć mało kto wierzył w jej powrót, Nowakowska miała jeden cel: pojawić się na igrzyskach olimpijskich w Pjongczangu i powalczyć o medal ze sztafetą. I choć medalu była bliska na trzech igrzyskach, to w Vancouver bieg indywidualny zakończyła na piątym miejscu, w Soczi w sprincie była szósta, zaś w rzeczonym Pjongczangu wraz z koleżankami zajęła siódme miejsce w biegu drużynowym.
Teraz Weronika staje po drugiej stronie ekranu, by na antenach Telewizji Polskiej komentować biathlonowe poczynania w Pucharze Świata. Przed startem pierwszego od lat biathlonowego sezonu pokazywanego w TVP, Nowakowska opowiada nam o czasach kariery i planach na dziennikarską przyszłość. Co czuła, gdy obejmowała sztafetę na prowadzeniu, a zakończyła bieg na igrzyskach na siódmym miejscu? Z jakimi przeciwnościami musiała mierzyć się, wracając po ciąży do zawodowego sportu? Gdzie tego upragnionego medalu była najbliżej? I w końcu – czy żałuje słów, które podzieliły biathlonowe środowisko? Przekonajcie się sami.
– Nie zawsze miałaś po drodze z mediami. Jak to jest, że teraz cię do nich ciągnie?
– Po prostu czuję, że zarówno w polskim sporcie, jak i mediach sportowych jest jeszcze sporo do zrobienia. I jest to takie moje marzenie. Pamiętam, że jak zdałam maturę, to zastanawiałam się, co robić z sobą dalej. Myślałam o szkole teatralnej, filologii francuskiej oraz dziennikarstwie i komunikacji społecznej właśnie. W końcu postanowiłam, że zostanę w sporcie i uczelnię dobrałam właśnie pod to, ale praca w mediach zawsze mnie pasjonowała. Cieszę się, że teraz mogę spełniać marzenia z przeszłości.
– Łatwiej się biathlon komentuje, czy go uprawia?
– Och, zdecydowanie łatwiej się gada o biathlonie. Chociaż oczywiście są sytuacje trudne, szczególnie kiedy nie ma tych wyników, takich jak byśmy sobie życzyli. Człowiek z jednej strony nie chce krytykować, tym bardziej, że zna postaci polskiego i światowego biathlonu, a z drugiej po prostu należy być obiektywnym. Komentarz, gdy są wyniki jest dużo przyjemniejszy, niż wtedy, gdy wyników nie ma.
– Nie tracą na tym znajomości? Czasem krytyka musi docierać do zawodników czy zawodniczek.
– Przyznam szczerze, że do tej pory nie miałam żadnej sytuacji spornej. Staram się bardzo dbać o zaufanie i oddzielać rozmowy prywatne od zawodowych. Oczywiście są informacje, którymi koleżanki się ze mną dzielą ale mamy uzgodnione z co z tego jest a co nie jest informacją na antenę. a co może niekoniecznie. Natomiast sam fakt, że wiem pewne rzeczy, pozwala mi obiektywnie niektóre rzeczy skomentować Nawet jeśli nie zdradzam szczegółów, uważam, że to duża wartość.
– Zawodnicy muszą radzić z krytyką, z krytyką musiałaś radzić sobie i ty. Co było trudniejsze? Powrót do biathlonu po narodzinach dzieci, czy radzenie sobie z krytyką podczas kariery?
– Krytyka krytyce nierówna. Rozwój internetu spowodował, że dużo więcej rzeczy do nas zaczęło docierać. Gdybym porównywała 2010 a 2018 rok, to te osiem lat było absolutną przepaścią jeśli chodzi o podejście kibiców. Musieliśmy uczyć się umiejętności chronienia się przed pewnymi rzeczami, które o nas mówiono czy pisano w sieci. Ale, odpowiadając na twoje pytanie – dużo trudniejszy był powrót do zawodowego sportu po urodzeniu bliźniąt. I to był to byłaby historia na jakiś bardzo długi film czy wywiad-rzekę.
– Było kilka zawodniczek, które wróciły. Pamiętam Annę-Karin Olofsson-Zidek, która biegała ze sporym już brzuszkiem, była Marie Dorin-Habert. Ale z Polski nikogo poza tobą.
– Marie Dorin-Habert wróciła w wielkim stylu, bo ona wtedy "wyciachała" mistrzostwa świata i to kilka miesięcy po porodzie. Były jeszcze Anastazja Kuzmina czy Daria Domraczewa. Natomiast jakbyśmy popatrzyli w Polsce, to raczej urodzenie dziecka równa się końcowi zawodowej kariery i ja też słyszałam takie głosy, że na pewno już nie wrócę. Jak wszyscy dowiedzieli się, że jestem w bliźniaczej ciąży, to po prostu postawili na mnie krzyżyk.
– Dlaczego w Polsce wszystkim wydawało się to bardziej niemożliwe niż w innych krajach?
– Myślę, że to są kwestie systemowe, związane z naszymi przekonaniami. Brak jest również programów wsparcia dla osób w takich specyficznych sytuacjach. I jest to wielki błąd. Wytrenowanie zawodniczki do poziomu kadry narodowej jest ogromną inwestycją czasową i finansowym. My bardzo łatwo rezygnujemy z kobiet, które decydują się na macierzyństwo, zupełnie jakby zostanie mamą odbierało szlifowane przez lata umiejętności. Nie rozumiem tego. Wytrenowanie kolejnej sportsmenki, która dojdzie do takiego poziomu, może pochłonąć dużo więcej zasobów, niż pomoc w powrocie po narodzinach dzieci. Bardzo łatwo odpuszczamy, tak jest pozornie mniej problemowo i najprościej wtedy powiedzieć "dziękuję, do widzenia".
– Co ci mówiono, gdy ogłosiłaś w kadrze, że chcesz urodzić dziecko?
– Trener stwierdził, że po prostu jestem nienormalna. Nienormalna, że się na to decyduje w takim momencie swojej kariery. Nienormalna, bo było to rok po tym, jak zdobyłam dwa medale mistrzostw świata i to był świetny moment na odcinanie kuponów po sukcesie. I nie wróżył mi powrotu po urodzeniu. Dziewczyny wiedziały, że chcę zajść w ciążę i co chwilę pytały, jak idzie "baby project". Dałam sobie cztery miesiące, żeby w tę ciążę zajść, później urodzić, wrócić do sprawności i pełnego sezonu przygotowań olimpijskich. Wszystko szczegółowo zaplanowałam. Nie przewidziałam jednak, że ciąża będzie bliźniacza – to trochę pokomplikowało moje plany. Jeszcze zanim ogłosiłam to publicznie, wystartowałam na mistrzostwach świata. W sztafecie zajęłyśmy czwarte miejsce.
– Choć sztafeta była sześcioosobowa.
– I o dziwo nas nie zdyskwalifikowali (śmiech – przyp.red) . Od razu po tej sztafecie ogłosiłam światu, że jestem w ciąży, że to koniec sezonu, ale że będę próbowała wrócić. Dopiero wtedy, gdy podjęłam próbę powrotu, przekonałam się, że w tym wszystkim jestem sama.
– Sama?
– Nikt nigdy nie zapytał mnie, w jaki sposób może mi pomóc utrzymywać formę w czasie ciąży, czy po urodzeniu. W zagranicznych zespołach to jest standard, u nas nikt nie wykonał nawet telefonu jak się czuję i czy czegoś potrzebuję. Dostałam za to telefon w czerwcu, z prośbą o zwrot nartorolek, na których w ciąży trenowałam. To było przykre. Sama dbałam o formę w ciąży, a po urodzeniu dzieci, cesarskim cięciu i rozstępie mięśnia prostego brzucha na czternaście centymetrów samodzielnie otoczyłam się sztabem fizjoterapeutów, który pomagał mi wrócić do zdrowia, a później treningów. Byłam zdana na siebie, aż do pierwszego startu w Pucharze IBU, gdzie wystartowałam najlepiej z Polek. Pod koniec zimy zdobyłam także medal mistrzostw Polski i to stało się dowodem, że zasłużyłam na powrót do kadry. Wróciłam, choć słyszałam, że to niemożliwe.
– Co bardziej cię motywowało, gdy zostałaś pozostawiona sama sobie? Igrzyska olimpijskie czy chęć pokazania, że można wrócić po macierzyństwie wbrew zachowaniom niektórych?
– I jedno, i drugie. Powrót po ciąży to był doskonały moment na weryfikację pewnych znajomości, przyjaźni, wsparcia sponsorów, bo też różne były reakcje na to, że schodzę ze sceny po to, by urodzić i że chcę po tym wrócić. To była wielka lekcja życiowa. Przede wszystkim jednak motywacją były igrzyska. Miałam ogromną wiarę i nadzieję na medal w sztafecie. Taki chichot losu, prawda?
– Kiedy było ci najtrudniej?
– Największy kryzys miałam rok po narodzinach dzieci, na przełomie sierpnia i września. Gdy wyjeżdżałam na zgrupowanie, sama byłam kierowcą. Wyruszałam w trasę wcześniej ze względu na dzieci, prowadziłam busa całą noc, a z tyłu małymi opiekowały się babcie. Na miejscu krótka drzemka i trening. Do tego nocne wstawanie. Gdy do tego na treningu nie szło, zastanawiałam się, czy idzie to w dobrym kierunku, czy podołam, czy jest to warte tylu poświęceń, nie tylko moich, ale i mojej rodziny. Pamiętam, że pisałam wtedy dziennik, napisałam w nim, że chciałabym choć na moment móc wejść w ciało moich koleżanek i poczuć jak to jest, bez dzieci, zarwanych nocy i zmęczenia. Żeby tylko jeść, spać i trenować. Łączenie ról bez taryfy ulgowej, na którą nie liczyłam i której nie chciałam na treningach było zadaniem arcytrudnym. Każdy kto ma dzieci może to sobie wyobrazić.
– Ale ten występ owiany został taką legendą, że ja, próbując sobie odświeżyć te zmagania, byłem przekonany, że to ty miałaś karną rundę.
– Doskonale rozumiem perspektywę kibica i silne przekonanie o tym kto to spierniczył. Powiedziałam już kiedyś, że gdybym biegła na trzeciej zmianie i zrobiła dokładnie to, co na czwartej, to też wyprowadziłabym sztafetę na pierwszym miejscu. Niewiarygodne, prawda? Rozumiem jednak, jak kibice tak to widzieli. Trochę zabrakło mi wtedy wsparcia i oceny na poziomie faktów ze strony dziennikarzy czy koleżanek z drużyny. Czułam się okropnie, wiedziałam, że zaczęłam na pierwszym miejscu, a skończyłam na siódmym. Nikomu nie życzę takiego uczucia, bo to jest połączenie wstydu, żal, gniewu i bezsilności. Dostałam łomot od kibiców ale czułam, że to nie do końca jest fair. Bronić się jednak wówczas sama nie mogłam i mówić wtedy tego, co mówię teraz, bo i tak byłoby to odebrane jako zrzucanie winy na innych. Zabrakło mi wtedy trochę ochrony plecków przez zespół, ale obiektywnie wiem, że swoją sławetną wypowiedzią wcale sobie nie pomogłam.
– "W d***e byliście i g***o widzieliście". To było za mocne.
– Nawet nie próbuję się bronić. Przemówiły przeze mnie emocje. I w tym wszystkim nawet nie chodziło o ten Pjongczang. Moja perspektywa była inna. Śmieszy mnie teoria, że to była moja reakcja na hejt za złe wyniki. Z hejtem mierzyłam się wiele razy – i byłam z nim oswojona. Powiedziałam, że "w d***e byliście i g***o widzieliście", bo nikt nie wiedział, ile musiałam przejść, by walczyć z tą sztafetą o medal. Bo nikt nie wiedział, kto jak mnie potraktował, gdy zaszłam w ciążę, gdy wracałam po ciąży, gdy mi mówiono, że nie dam rady, że się nie da, żebym nawet nie próbowała. Gdy nie przyznano mi funduszy, choć rok wcześniej wszyscy klepali mnie po plecach gdy zdobyłam medale mistrzostw świata. Wiele osób i instytucji, które powinny stanowić wsparcie, odwróciło się ode mnie. Sama walczyłam o to, żeby w Pjongczangu się znaleźć. I bardzo bolało mnie to, jak ktoś mówił, że pojechałam tam na wycieczkę.
– Pamiętasz całą wypowiedź?
– Powiedziałam dosłownie takie zdanie: "Zawsze powtarzam, że sport to jest tylko kawałek życia i teraz to potwierdzam. W momencie, który jest dla mnie bardzo trudny, bo wiem, że ja już medalu igrzysk olimpijskich indywidualnie nie zdobędę. A wszystkim tym, którzy uważają, że przyjechałam tutaj na wycieczkę, chcę powiedzieć, że w d***e byliście i g***o widzieliście". Oczywiście w sieci hulało ostatnie zdanie. A moja perspektywa była zupełnie inna. Czułam, że jest mi strasznie przykro, że nie ma tej formy, że nie ma tego medalu, że nie będzie już, bo to są moje ostatnie igrzyska. Już podjęłam decyzję. Ale wiedziałam, że ludzie nie wiedzieli, ile zrobiłam, żeby wrócić. Nie kwestionowałam krytyki za słabe występy, sama czułam, że byłam wtedy słaba. Zostało to jednak odebrane inaczej.
– I w sztafecie też nie pomogło.
– To w ogóle mnie nie usprawiedliwia, bo już byłam na tyle dojrzała i doświadczona, że powinnam była wiedzieć, jak takimi wypowiedziami można manipulować i po prostu powinnam była ugryźć się w język. Nie wytrzymałam. To było podyktowane do ludzi, którzy po prostu do mnie pisali, że mam wyp*******ć do garów, dzieci chować, a nie na wycieczki jeździć, a nie do kibiców, którzy krytykowali mój występ.
– Teraz opowiadasz o tym z uśmiechem. Czas pozwala zapomnieć, co się stało?
Sztafeta w Pjongczangu to najtrudniejsze sportowe doświadczenie w karierze i jedno z najtrudniejszych w życiu w ogóle. Nie sposób o tym zapomnieć. Mimo, że jest mi do teraz bardzo przykro, że nie byłam w stanie zawalczyć o więcej w Pjongczangu, odczuwam spokój. Myślę, że gdybym nie zdecydowała się na powrót, to zawsze bym miała taki niedosyt, że może mogłam spróbować. Że może mogłam jeszcze docisnąć ten rok, prawda? Zaryzykowałam i wiem, że bardzo mnie to doświadczenie umocniło. Najśmieszniejsze jest to, że potem niektórzy mówili czy pisali, że mnie brakuje.
– Chyba szybko się to zaczęło. A nasilenie pewnie było po mistrzostwach w 2020 roku w Anterselvie. Było podobnie, pierwsze miejsce po trzech zmianach – i finisz na siódmym.
– Dostawałam takie sms-y, również od członków polskiego zespołu, że gdybym to ja biegła na tych mistrzostwach, to medal by był. A ja sobie tylko pomyślałam, jak bardzo już bym w życiu nie chciała tego doświadczać. Że nie byłam już na to gotowa. Że ten temat jest zamknięty. Każdy, kto tego doświadczył, czy ja, czy Magda Gwizdoń wie, że trudno się po tym pozbierać.
– Były mistrzostwa świata w 2020 roku i siódme miejsce. Dwa lata później, na igrzyskach olimpijskich już czternaste. To jest realny obraz tego, jak wygląda teraz polski biathlon?
– Patrząc przez pryzmat całego sezonu Pucharu Świata. Taki był nasz poziom. To nie był wypadek przy pracy.
– A przez pryzmat potencjału ludzkiego?
– To teraz jest inny zespół niż nasz. Jestem bardzo daleka od tego, żeby opowiadać, że "za naszych czasów...". Nie lubię po prostu takiego gadania. Myślę jednak, że na taką czwórkę, jak Magda Gwizdoń, Krysia Guzik, Monika Hojnisz-Staręga i ja, jeszcze trochę poczekamy. W Pjongczangu była też Kamila Żuk, bardzo mocna, jeszcze niedoświadczona, ale silna. Myślę, że na taki kobiecy zespół, jaki miał do dyspozycji Adam Kołodziejczyk trzeba będzie trochę poczekać.
– A indywidualnie na co możemy w nowym sezonie liczyć? Przychodzi nowy-stary trener, Tobias Torgersen, który przygotowywał cię do igrzysk w Pjongczangu właśnie. Nadchodzi lepsze?
– To jest bardzo ważna zmiana dla dziewczyn. Ogromnym błędem było rezygnowanie z trenera Torgersena po Pjongczangu. Gdyby na sucho spojrzeć na tamten sezon, był on dość dobry, zwłaszcza, że trener objął nas dziewięć miesięcy przed igrzyskami. Miał więc bardzo mało czasu na zbudowanie zespołu. Nie boję się powiedzieć, że to był najlepszy trener, z jakim pracowałam. Biorąc pod uwagę i jego warsztat, i kompetencje miękkie. Pod jego wodzą największy progres zrobiła Kamila Żuk. Gdyby Tobias pracował w Polsce bez przerwy, Kamila byłaby w zupełnie innym miejscu niż teraz. W ciągu ostatnich czterech lat miała trzech trenerów, z których każdy miał inną myśl szkoleniową.
– Trudno tu mówić o jakiejś ciągłości.
– Co będzie najbardziej pasjonujące w tym sezonie biathlonowym? Jest jakaś rywalizacja, na którą najbardziej ostrzysz sobie zęby?
– Nie spodziewam się dużych przetasowań, jeśli chodzi o męski biathlon. Myślę, że będzie to raczej cały czas spektakl pomiędzy Norwegami a Francuzami. Pytanie, który z nich w tym roku będzie najsilniejszy? Jestem też ciekawa rywalizacji bez Białorusinów i Rosjan. Pewnie będzie to coś trochę innego, bo jednak jest kilka znaczących nazwisk, których nie zobaczymy, szczególnie w biathlonie kobiecym.
– Kto więc u pań będzie faworytem?
– Będzie bardzo ciekawie, jeśli chodzi o Szwecję i Norwegię. Elvira Oeberg może namieszać. Marketa Davidova cały czas się rozwija. Czasami trzeba jednego sezonu na stabilizację bardzo wysokiej formy – i to może być taki dla Czeszki. Karierę kontynuuje Dorothea Wierer. Ciekawa jestem czy będzie to już takie schodzenie ze sceny, czy jeszcze będzie w stanie powalczyć, bo było widać, że nie jest już lekko. Czekam na jakieś nowe nazwiska po igrzyskach. To też jest zawsze świetny na to czas. Część zawodniczek rezygnuję, wchodzą nowe, czasem zupełnie nieznane i czasami bardzo szybko pokazują super rezultaty, tak jak to u panów było między innymi ze Sturlą Holmem Laegreidem. Zresztą, niebawem będę miała okazję z nim porozmawiać.
– Właśnie, bo nie tylko jako ekspert u nas będziesz się udzielać.
– Jest to bardzo ekscytujące, że będę mogła spróbować się w szerszym spektrum zadań. Trochę się stresuję, ale to chyba normalne. Będę także reporterem, to dla mnie nowa rola. Będę komentować, a może kiedyś zobaczycie mnie jeszcze w innej roli (śmiech – przyp. red.). Czuję, że w tym projekcie jesteśmy w stanie wiele zrobić.
– Biathlon wraca do TVP Sport po długiej przerwie. Czego możemy się spodziewać?
– To będzie wiele więcej, niż tylko relacje z zawodów i studia telewizyjne. Będą reportaże zza kulis, a że trochę znajomości z czasów kariery zostało, sporo drzwi mamy otwartych. Byliśmy już na zgrupowaniu w Dusznikach, niebawem jedziemy do Norwegii podglądać naszą kadrę pań i spotkać się z tamtejszymi biathlonistami. Bardzo chcę pokazać wam, jak trenują Norwegowie, co sprawia, że są tak silni. Pomijając fakt, że mają wielkie tradycje i super rezultaty, myślę, że dużo możemy od nich uczyć systemowo. Mamy zaplanowane rozmowy, ze Sturlą Holmem Laegreidem, Tarjei Boe, Vetle Christiansenem, Sivertem Bakkenem. Do tego nasi zawodnicy i zawodniczki. Porównamy, wypytamy.
– Karabin zamieniłaś na mikrofon. Pytania będą łatwiejsze czy trudniejsze?
– Sama nie wiem. Jest to dla mnie nowa rola. Chciałabym, żeby te wywiady miały w sobie historię. To, że znam środowisko na pewno może w tym pomóc. Taka rola eksperta-reportera, wiedzieć coś, czego nie wie dziennikarz. I zrobić z tego użytek. Mam nadzieję, że z moją pomocą pokażemy wam, jak trudnym i wymagającym, ale jednocześnie pięknym sportem jest biathlon.
– Co jest w nim najpiękniejsze?
– To naprawdę niesamowicie emocjonujący, atrakcyjny i nieprzewidywalny sport, dlatego tak bardzo zyskuje na popularności. Tu zdecydowanie nie ma nudy, bo możesz szybko biec, a wiatr i tak pokrzyżuje ci plany na strzelnicy. Wiem, że ta dyscyplina ma swoich stałych fanów, ale wierzę też, że ci, którzy wciąż uznają ten sport za egzotyczny i niszowy, dadzą mu szansę. A jak już dadzą, to gwarantuję, że go pokochają.
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. w likwidacji (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* (1024 firm) oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP (93 firm), w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.