| Piłka nożna / Liga Konferencji
Daniel Bartl spędził w Rakowie trzy lata – przeszedł z drużyną drogę od 1. Ligi do wicemistrzostwa i Pucharu Polski. Obecnie piłkarz występuje w czeskiej Karvinie, aczkolwiek przyznaje, że wciąż kibicuje byłemu klubowi. W rozmowie z TVPSPORT.PL 33-latek wspomina czas spędzony w Polsce, a także dzieli się spostrzeżeniami przed meczem Slavia Praga – Raków Częstochowa (transmisja w TVP). Porównał także trenerów obu drużyn. – Gdy zagrasz słabszy mecz, Trpisovsky zrobi z ciebie idiotę. Wolę Papszuna, który dużo wymaga, ale ma większy szacunek do zawodników – przyznaje.
Przemysław Chlebicki, TVPSPORT.PL: – Co się u ciebie zmieniło przez rok od momentu, gdy odszedłeś z Rakowa?
Daniel Bartl, piłkarz MFK Karvina, wcześniej Rakowa Częstochowa: – Miałem jeszcze rok kontraktu w Rakowie, ale chciałem odejść. Wiedziałem, że to bardzo dobry klub i ma przed sobą sukcesy. Ale zdecydowały sprawy rodzinne. Jedna córka rozpoczęła szkołę, druga poszła do przedszkola... Uznałem, że to dobry moment na powrót do Czech. W rodzinne strony, do Ostrawy, po dwunastu latach. Czuję się szczęśliwy, rodzina jest szczęśliwa, żona ma pracę. Wszystko jest tak, jak powinno być.
– Ale pod względem sportowym chyba nie jest idealnie?
– To niestety prawda. Spadliśmy z ligi, a ja straciłem prawie cały sezon, bo zerwałem więzadło w kolanie. Niestety, takie czasem jest życie. W Karvinie jednak tworzy się nowa drużyna i mamy trenera, który szybko nas poukładał. Bardzo zależy nam na awansie i myślę, że powrót do najwyższej ligi nie zajmie nam dużo czasu.
– Widziałem, że początek sezonu macie niezły.
– To prawda, ale nadzieje są duże. I cieszę się ze swojej formy – w pierwszym miesiącu zdobyłem dwie bramki. Czuję się podbudowany i gra mi się dobrze. Do składu wchodzę powoli, gram po 30-40 minut. Mógłbym mówić, że chciałbym dłużej, ale zdrowie jest najważniejsze. Jeszcze potrzebuję czasu.
– Na początku rozmowy powiedziałeś o swoim odejściu z Rakowa, wspomniałeś o sprawach prywatnych. W końcówce przygody z klubem zmagałeś się jednak z kontuzjami. Czy obawiałeś się tego, że nie będziesz sobie radzić, patrząc na wzrost oczekiwań wobec drużyny?
– Trener zawsze na mnie liczył i wiedział, jakie mam umiejętności. Tylko niestety, trochę podupadłem na zdrowiu, pod koniec przez długi czas mierzyłem się z kontuzjami. Piłkarsko na pewno dostosowałbym się do drużyny, ale musiałbym mieć dobrą wydolność, by utrzymać się na poziomie Rakowa. Śledziłem drużynę i widziałem, jaki postęp zrobiła w ciągu roku – bardzo im kibicuję! Myślę, że teraz mają duże szanse, by wyeliminować Slavię i zagrać w grupie Ligi Konferencji.
– Gdy przychodziłeś do Częstochowy, klub dopiero co awansował do 1. Ligi. Czy po latach uważasz, że to, gdzie obecnie jest Raków, wtedy wydawało się nieprawdopodobne?
– Pamiętam rozmowę z dyrektorem klubu przed moim transferem. Powiedział mi wprost – w ciągu pięciu lat chcemy zostać mistrzem kraju. Początkowo traktowałem to z dystansem, ale okazało się, że faktycznie Raków do tego dąży. Tam wszyscy dają z siebie maksimum – od zarządu, przez trenera, do zawodników.
– Pięć lat minie z końcem obecnego sezonu.
– Dlatego uważam, że Raków za rok będzie najlepszym klubem w Polsce. Mam nadal kontakt z drużyną, widziałem ich mecze i widzę, że są bardzo mocni. Jeśli awansują do fazy grupowej i zdobędą mistrzostwo, będzie to ogromny sukces, ale jest to możliwe.
– Na początku przygody z Rakowem potrzebowałeś czasu, by się dostosować? Nie jest tajemnicą, że trener Papszun sporo wymaga od zawodników na treningach.
– Było trudno. Przychodziłem z klubu czeskiej ekstraklasy, w którym wszystko przebiegało spokojnie, powoli. W Rakowie od razu zauważyłem, że jest szybsze tempo. Nie byłem przyzwyczajony do tego, ale Tomas (Petrasek – przyp. red.) mi pomógł. Uspokoił mnie i powiedział, że Marek jest wymagający, ale warto u niego pracować. I teraz mogę przyznać, że tak dobrego trenera nigdy nie miałem. A prowadził mnie między innymi z Jindrich Trpisovsky, były szkoleniowiec Slavii Praga. Niedawno nawet powiedziałem w czeskich mediach, że z mądrzejszym trenerem nie pracowałem i bardzo dobrze go wspominam. Bo jest twardy, ale sprawiedliwy. Dzięki niemu sporo zawodników zrobiło duży postęp.
– Kto się rozwinął najbardziej?
– Bez wątpienia Kamil Piątkowski. Pamiętam jego pierwszy trening, to była masakra! Za każdym razem, gdy rozgrywał piłkę, trener musiał na niego gwizdnąć! Kamil bał się, był zagubiony. Nie umiał pokazać swoich umiejętności. Ale zanim odszedł do Salzburga, stał się naszym najlepszym zawodnikiem.
– Twoje trzy lata w Częstochowie były udane, ale miałeś też gorsze momenty. Kiedy było najtrudniej?
– Chyba na początku. W pierwszym meczu strzeliłem gola, zaliczyłem asystę i myślałem, że wszystko jest dobrze. Już mi mówili, że pewnie zaraz do mnie zadzwonią z Ekstraklasy. W drugim spotkaniu zostałem jednak zmieniony w połowie, a potem przez pięć kolejek nie pojawiłem się na boisku ani na minutę. Nie wiedziałem, o co chodzi. Zastanawiałem się, czy coś źle zrobiłem albo coś powiedziałem. Nie dawało mi to spokoju i poszedłem z tym do trenera. Mieliśmy szczerą rozmowę, w której usłyszałem, że muszę bardziej walczyć i starać się na treningach. To był przełomowy moment. Od tamtej pory było już lepiej.
– Można powiedzieć, że zapisałeś się w historii Rakowa. Klub cię doceniał, czego dowodem były podziękowania, które otrzymałeś w trakcie rozgrzewki, gdy już grałeś w Czechach.
– Było mi bardzo miło, nie spodziewałem się takiego pożegnania. Chłopaki nagrali mi film z podziękowaniami, przysłali wino. Cieszyłem się bardzo z tej niespodzianki. Takie chwile sprawiły, że wciąż kibicuję drużynie. Gdy tylko mam możliwość, oglądam ich każdy mecz. I kibicuję! Także w pucharach, mimo że teraz grają z czeskim klubem.
– Przed meczem ludzie z Rakowa pytali cię o Slavię?
– Z drużyny nie, ale jeden ze skautów się ze mną kontaktował. Ale był tak przygotowany, że nie musiałem za dużo mówić. Raków dobrze przeanalizował grę rywali, co było widać w meczu. Czescy dziennikarze potem pisali, że już dawno nikt nie rozpracował Slavii, z czym się zgadzam.
– A trener Slavii się z tobą kontaktował? Wspomniałeś, że pracowałeś z nim przez trzy lata.
– Spędziliśmy razem trochę czasu, ale gdy odchodziłem ze Slovana Liberec, nie mieliśmy najlepszych relacji. Szanujemy się, ale nie jesteśmy w bliskim kontakcie. Za to kilku zawodników Slavii się do mnie odezwało. Pytali mnie, jak wygląda Raków.
– Jaki jest prywatnie trener Trpisovsky?
– Jeśli należysz do jego ulubionych zawodników, to jest dobrze. Pyta o rodzinę, sprawy prywatne. Ale gdy zagrasz słabszy mecz, zrobi z ciebie idiotę. To obecnie najlepszy czeski trener i doceniam trzy lata pracy z nim. Ale wolę trenera Papszuna, który dużo wymaga, ale ma większy szacunek do zawodników.
– Czy w Czechach wciąż mówi się o Slavii jako o faworycie do awansu?
– Przed pierwszym meczem prawie wszyscy się spodziewali zwycięstwa Slavii, ale teraz jest wiele wątpliwości i obecnie często się mówi o tym, że Raków może wygrać. Moim zdaniem, prażanie nie mają "dziewiątki", która mogłaby sforsować obronę i to może się okazać decydujące. Choć Slavia gra u siebie, wierzę w zwycięstwo Rakowa.
– Jaki wynik typujesz?
– 1:1. Będzie to dla Rakowa trudniejsze spotkanie niż u siebie, ale liczę na jego awans.
Daniel Bartl (ur. 1989) – piłkarz Rakowa w latach 2018-2021, obecnie występujący w czeskiej Karvinie. Wcześniej grał także między innymi w Baniku Ostrawa, Mladzie Boleslav, Viktorii Żiżkov i Slovanie Liberec. W dwóch ostatnich klubach pracował z obecnym trenerem Slavii, Jindrichem Trpisovskym.