{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Ekstraraport nr 69. Jak Raków śmiał przegrać w Europie?
Mateusz Miga /
To co było internetowym żartem, staje się faktem. Wielki Raków boli coraz mocniej i jak on w ogóle śmiał przegrać ze Slavią, przecież to kompromitacja polskiej piłki.
NIEDAWNO GRALI W B KLASIE. "POSTRASZYMY KLUB Z EKSTRAKLASY"
Czytaj też:

PKO BP Ekstraklasa. Derby Poznania na stadionie przy Bułgarskiej! Warta w roli gospodarza
Internetowe forum wymiany opinii potrafi zaskakiwać.
W ostatnich dniach można było przeczytać, że choć Raków Częstochowa jest budowany niby z takim rozmachem, to ze Slavią przegrał po polsku. Że tą szansę po prostu trzeba było wykorzystać. Że Slavia to już nie to samo co kiedyś. Że po co to całe napinanie, skoro znów nigdzie się nie przebili. I w zasadzie nie ma się nad czym podniecać. Ktoś też stwierdził nawet, że ten Raków to jest całkiem spoko, ale wszystko psują media, które regularnie nad nim się rozpływają. No cóż, więc dołożę od siebie jeszcze jedną cegiełkę.
Przekora kibica potrafi zaskakiwać. Czy Raków różni się od większości polskich klubów? Tak, różni się. Od siedmiu lat ma tego samego właściciela. Od sześciu – trenerem jest ten sam człowiek. Od 2018 roku za sterami w klubie stoi Wojciech Cygan i choć w tym roku oddał stanowisko prezesa Adamowi Krawczakowi, pozostał w radzie nadzorczej i nadal jest jedną z najważniejszych osób w klubie. Przez przeciętny polski klub w takim okresie przewinęło się kilku trenerów, kilku prezesów, a i zmiany właścicielskie to nie jest nic wyjątkowego.
Większość drepcze, oni idą do przodu
Przeciętny polsku klub awansuje i spada. Wchodzi do pucharów, by potem przez kilka lat dołować. Albo zadowolony jest z wygodnej roli średniaka – nie grozi mu awans, nie grozi mu spadek. To rzadkość, bo jednak najczęściej kluby przeżywają lepsze i gorsze momenty. Legia zdobywa mistrzostwo, potem walczy o utrzymanie. Cracovia – raz piąta, raz czternasta. Lech – raz jedenasty, potem zdobywa tytuł. Większość klubów – dwa, trzy lata względnej stabilizacji, potem kurs w drugą stronę.
A Raków konsekwentnie od siedmiu lat idzie w górę. Nie ma już sensu przytaczać tych dokonań, bo każdy, kto choć trochę interesuje się polską piłką, musi je docenić. Dziś w Częstochowie mają drużynę, która jest w stanie realnie postawić się Slavii Praga. Tak, jest też w stanie z nią przegrać, ale po wyrównanej walce. Mimo kontuzji i kilku błędnych decyzji sędziego. Nie próbowali się prześlizgnąć przez tę Pragę – podjęli rękawicę, zagrali z Czechami w piłkę, ale w dogrywce stracili decydującą bramkę. Zdarza się
Raków wygrał pierwsze spotkanie 2:1, ale odpadł, więc przegrał "po polsku". No to, po jakiemu odpadł PSG w rywalizacji z Barceloną w 2017 roku? Przecież Edinson Cavani powinien po 1:6 automatycznie dostać polskie obywatelstwo. W trybie pilnym i na poduszkach.
Antypatyczny trener?
Raków w europejskich pucharach rozegrał dwanaście spotkań i przegrał tylko dwa z nich. Tracił bramki w trzech meczach, więc aż dziewięciokrotnie kończył bez straconego gola. O Raków nie musimy się bać, gdy leci do dalekiej Azji, Kaukaz czy na Słowacje. Z kim powinien wygrać – wygra. I zrobi to dwukrotnie, by łapać punkty do europejskiego rankingu. Lech Poznań w tym sezonie zdążył przegrać w Azerbejdżanie i na Islandii. W Reykjaviku potknęła się też Pogoń. Oczywiście, dziś to Lech jest w fazie grupowej, a nie Raków, ale to częstochowianie są dziś najbardziej regularnym zespołem i zaczynają to robić już na europejskim poziomie.
Przegrać ze Slavią? A jaki to wstyd jeśli skoro w ciągu ostatnich dwóch sezonów Czesi pokonywali Leicester City, Rangers, Bayer Leverkusen, OGC Nice, Fenerbahce, czy Panathinaikos? No tak, ale to Raków okrył swój kraj hańbą, bo odpadł po dogrywce. Kurcze, a potem śmiał wrócić do Polski i na wyjeździe – w mocno przebudowanym składzie – rozbić Śląsk Wrocław.
Skąd ta niechęć do Rakowa, która wychyla się z tylu kątów? Czy to faktycznie przez media? Raków jest zagłaskiwany? Osobiście, nie wydaje mi się i wierzę, że Raków oceniany jest obiektywnie. Dziennikarze dostrzegają sensowność tego projektu, dlaczego więc mieliby udawać, że jest inaczej? A i słabsze strony są wytykane, dość często zwraca się przecież uwagę, że w Rakowie gra bardzo niewielu Polaków, a młodzież u Marka Papszuna ma mocno pod górkę.
Część osób mówi, że to trener, że trener jest antypatyczny, ale nad tym argumentem nawet nie chce mi się pochylać. A może po prostu chodzi o kibicowskie animozje? Nie wiem, co jeszcze może do Rakowa zniechęcać, no bo nie przecież zwykła zazdrość. Nie, niemożliwe.
***
Nie lubię oceniać innych dziennikarzy, ale czasem coś mnie jednak zastanowi. W piątek poinformowaliśmy, że Arkadiusz Głowacki złożył wypowiedzenie i nie będzie już dłużej szefem skautów w Wiśle Kraków. Zrezygnował, bo czuł się odstawiony na boczny tor.
Chwilę później tę samą informację podał portal Interia. Nie powołali się na nas – ot przypadek, akurat ta informacja w tej samej chwili wpadła dziennikarzowi w ręce. Przypadek? (Nie sądzę).
Tytuł tej informacji: "Wisła zwalnia legendę? To musiał być cios dla Kuby!"
A potem już w treści: "Po ponad 22 latach legenda Wisły Kraków Arkadiusz Głowacki opuszcza klub. W ostatnim okresie był szefem skautów. Złożył wypowiedzenie, ale nie zostało ono jeszcze przyjęte. Ten rozwód jest spowodowany oszczędnościami. Wisła łata dziurę budżetową, wynikłą po degradacji z PKO Ekstraklasy".
Spróbujmy to zrozumieć. Głowacki złożył wypowiedzenie, ale rozwód jest spowodowany oszczędnościami. A więc Głowacki sam uznał, że budżet klubu jest w tak kiepskim stanie, że powinien odejść? Ale równocześnie – to Wisła zwalnia legendę, co jest ciosem dla Kuby. No ale generalnie chodzi o łatanie dziur budżetowej. A równocześnie – wypowiedzenie nie zostało jeszcze przyjęte (choć przyjmowane wcale być nie musi).
I czego tu nie rozumiecie?
Pomijając zagadkowość tego tekstu, przykre, że dziennikarze nie zawsze potrafią szanować pracy kolegów. Nawet jeśli dziennikarzowi Interii udało się natychmiast potwierdzić tę informację, wypadałoby napisać, kto podał ją jako pierwszy. Sorry, tym razem byłeś drugi, ale przecież za kilka dni możesz być pierwszy.