| Czytelnia VIP

Streaming. Strumień sportu, czyli transmisje jak rwący potok

Streaming znacznie ułatwił i rozpowszechnił oglądanie wydarzeń sportowych na urządzeniach mobilnych. (fot. Getty)
Streaming znacznie ułatwił i rozpowszechnił oglądanie wydarzeń sportowych na urządzeniach mobilnych. (fot. Getty)
Sebastian Muraszewski

Od 86 lat sport jest ważnym motorem rozwoju techniki audiowizualnej. Teraz przyszedł czas, by stał się częścią rewolucji streamingowej. Rewolucji, która daje nam możliwości, o których kilkanaście lat temu można było tylko pomarzyć. Ta wywołuje spore kontrowersje. Jak to z każdą rewolucją bywa.

DALSZĄ CZĘŚĆ PRZECZYTASZ POD REKLAMĄ

Piłka z satelity

Premier League obchodziła niedawno 30. rocznicę powstania. Rozgrywki te nie uzyskałyby w jednej dziesiątej tak dużej popularności, gdyby nie telewizja satelitarna. To dzięki pieniądzom ze Sky angielskie kluby miały szansę wejść na światowy poziom. Platformę założył Rupert Murdoch, teraz magnat na rynku medialnym. Patrzył na inne angielskie kanały z pogardą, twierdząc, że "telewizja, która oferuje tylko cztery programy, a na dwóch snooker", nie może być wysokiej jakości. Owszem, były próby uruchomienia brytyjskiej telewizji satelitarnej (BSB), ale pochłaniały czas ze względu na wybór nowoczesnej technologii. Koszty były przenoszone na klientów. Sky wygrał tę rywalizację ceną.

Murdoch również ponosił straty finansowe. Dlatego połączył się z wyżej wspominaną BSB, tworząc BSkyB. To wciąż nie poprawiało to sytuacji firmy. Konieczne okazało się postawienie na sport, co okazało się strzałem w dziesiątkę. Kwota zaoferowana przez przedsiębiorstwo robiła wrażenie, ale najlepsze kluby miały wątpliwości czy BSkyB da radę wywiązać się z obietnic. Tak się stało, a obecne kontrakty telewizyjne na Wyspach idą już w miliardy. Podobny przypadek mieliśmy w Polsce, gdzie Ekstraklasę sowitymi kwotami wsparł nadający naziemnie, a potem satelitarnie CANAL+.



Nie zawsze jest tak kolorowo. Sukces BSkyB chciało powtórzyć ITV Digital. Platforma zwana początkowo ONDigital, należąca do dwóch oddziałów największej komercyjnej telewizji na Wyspach, postawiła na nowoczesną wówczas technologię naziemnej telewizji cyfrowej. Wiązały się z tym większe koszty oraz mniejszy zasięg stacji w porównaniu z satelitarnymi odpowiednikami. Wielu klientów rezygnowało z tego powodu z oferty. Innym czynnikiem, który działał na niekorzyść ITV Digital, było piractwo. Śledztwo przeprowadzone kilka lat później przez dziennikarzy BBC wykazało, że za udostępnieniem kodów służących do złamania zabezpieczeń stała jedna z firm należących do Murdocha. BSKyB zarzucono więc działanie na szkodę konkurenta.

ITV Digital zaoferowało w roku 2000 setki milionów dolarów za prawa do transmisji piłkarskiej Championship, League One i League Two. Nie zachęciło to widzów i oglądalności meczów były mizerne. Władze sieci próbowały ubiegać się o zmniejszenie kwoty kontraktu o ponad 40%. Football League, odpowiadające za niższe dywizje rozgrywkowe, pozostawało jednak nieugięte. ITV Digital ogłosiło więc upadłość, a wiele klubów musiało przejść pod zarząd komisaryczny, nie będąc w stanie płacić za umowy z zawodnikami opartymi na spodziewanych przychodach z praw telewizyjnych. Późniejsze spory sądowe niewiele dały.



Nawet tam, gdzie nowi nadawcy spisali się finansowo bez zarzutu, nie brakowało głosów krytyki. Przed regularnymi transmisjami ligowe mecze rozpoczynano o jednej porze, choć zdarzały się oczywiście wyjątki. Obecnie weekendy piłkarskie w Europie trwają od piątku do poniedziałku, co jest zasługą BSkyB. Stacje chcą bowiem mieć jak najlepsze wyniki oglądalności, dlatego wpływają na kalendarz, by uniknąć nagromadzenia zbyt dużej liczby zmagań o tej samej godzinie. Kibice w różnych krajach wyrażali jednak oburzenie po zaplanowaniu spotkań w dni pracujące. Protesty odniosły skutek w Niemczech, bo tamtejszy związek piłkarski zrezygnował z meczów w poniedziałki, zostawiając furtkę jedynie pucharowiczom.

Innym problemem jest przeniesienie transmisji z imprez sportowych z ogólnodostępnych stacji do kodowanych. Te drugie mogły sobie pozwolić na znacznie wyższe oferty na przetargach, korzystając z abonamentów płaconych przez widzów. W Polsce spotkaliśmy się z tym wielokrotnie. Efekt tego zjawiska widać teraz w malejącej popularności krykieta w Anglii, gdzie niemal wszystkie rozgrywki dostępne są wyłącznie w BSkyB. Znacznie zmniejszyła się też liczba grającej młodzieży, a mecze testowe, niegdyś śledzone przez miliony, mają wyniki oglądalności porównywalne z powtórkami starych filmów. Częściowym rozwiązaniem tego problemu są listy ważnych wydarzeń tworzone przez rządy państw. Wymienione są na nich imprezy o szczególnym znaczeniu dla obywateli, z których transmisje mają być dostępne dla każdego.



Konieczne stało się uniemożliwienie odbioru przekazów nieuprawnionym. Problem piractwa satelitarnego jest dziś jednak mniejszy niż w przeszłości. Ważną sprawą pozostaje nadal zasięg danych satelitów. Wiązki sygnału nie znają co prawda granic państw i oczywiście można próbować je celowo ograniczać. W tak zwanym "spot beamie" nadają brytyjskie stacje, jednak większość nadawców nie chce ryzykować. Możliwe zatem jest, że ktoś będzie korzystał z lepszej zagranicznej oferty w kraju, gdzie takie usługi są droższe lub całkowicie zakazane. Tak jest w przypadku meczów piłkarskich zaczynających się o godzinie 15. w sobotę w Wielkiej Brytanii. Tamtejsze puby ściągają hurtowo dekodery z innych państw, w tym z Polski. Premier League przeciwdziała temu, ograniczając liczbę transmisji w zagranicznych stacjach do jednej, bądź wymagając emisji znaków wodnych pojawiających się w losowych miejscach na ekranie. Dotyka to więc również uczciwych widzów.

Podstawa wszystkiego

W tym szybkim postępie technologicznym przyszedł czas na Internet. Próba jego odkrycia przez MLB doprowadziła do jednego z najważniejszych przedsięwzięć w historii mediów. Baseballowa liga chciała utworzyć stronę www dla każdego z 30 zespołów. W tym celu powstała w 2000 roku spółka Major League Baseball Advanced Media, znana szerzej pod skrótowcem BAM. Oparcie się na podmiotach zewnętrznych zakończyło się jednak klęską. Nie inaczej było w przypadku transmisji audio skierowanych na rynek japoński. Inwestycja warta dziesiątki milionów dolarów przyciągnęła zaledwie kilkuset abonentów. Spółka była na minusie i konieczne stało się przeprowadzenie czegoś spektakularnego. Stworzonego w pełni samodzielnie. Było to możliwe dzięki 10 milionom dolarów ze współpracującej z MLB firmy Ticketmaster.

26 sierpnia 2002 trzydzieści tysięcy widzów było świadkami jednego z największych przełomów technologicznych początku XXI wieku. Najprawdopodobniej nie zdawali sobie z tego sprawy, obserwując w małym okienku transmisję z meczu New York Yankees - Texas Rangers z zawrotną przepustowością 280 Kb/s (w dzisiejszych czasach nawet dwudziestokrotnie większa wartość jest w stanie wzbudzić oburzenie widzów). Wyczyn BAM robił wrażenie, biorąc pod uwagę, że 20 lat temu streaming na żywo był uznawany za futurystyczny. YouTube powstał dopiero trzy lata później, nie mówiąc o innych portalach streamingowych, które są dziś liderami rynku.



Za ich sukcesem również stoi BAM. Firma prowadziła dalej transmisje z meczów baseballowych. Stało jednak przed nią wiele wyzwań. Kwestie licencyjne sprawiły, że jej działalność musiała zostać ograniczona do wybranych państw i regionów. Konieczne okazało się wprowadzenie mechanizmów geolokalizacyjnych, wykorzystywanych dziś powszechnie. Dany serwis może za ułamek ceny kupić prawo do emisji w danym regionie, bez potrzeby przepłacania za dostępność na całym świecie. Zresztą, gdyby tego chciał, to nic nie stoi na przeszkodzie pod względem technicznym. Również dzięki BAM. To ta firma jako pierwsza rozwinęła technologię używania sieci dostarczania zawartości do streamingu.

Fakt, że oglądamy film na jednym urządzeniu, a po zatrzymaniu możemy go obejrzeć od tego samego momentu na innym, to zasługa badań BAM. Jeszcze przed pojawieniem się smartfonów firma była gotowa do odtwarzania materiałów na sprzętach mobilnych i tych niebędących komputerami osobistymi, stawiając na jak najszerszą kompatybilność i dostępność. Z usług przedsiębiorstwa znanego jako BAM Tech, a obecnie Disney Streaming, czyli specjalnie wydzielonej części firmy, korzystały takie serwisy jak HBO Now, WWE Network, WatchESPN, NHL Network i Discovery+, a aktualnie jego kadry działają w ramach Disney+.

Wielcy gracze

W grupie serwisów oferujących legalny streaming transmisji sportowych możemy wyróżnić trzy: organizacje sportowe, giganci internetowi oraz dotychczasowi nadawcy telewizyjni. Ci pierwsi decydują się na to w celu zwiększenia zysków i pozycji marki, myśląc o całkowitym pozbyciu się pośredników w transmitowaniu organizowanych przez nich wydarzeń. Dodatkowo oferują nietuzinkowe możliwości dystrybucyjne jak sprzedaż dostępów wyłącznie do jednego meczu lub pakiety dla kibiców danych drużyn, którzy mogą śledzić poczynania ulubieńców w znacznie niższej cenie. Owszem, w ograniczonej formie robiono to jeszcze w erze przedinternetowej, ale to dopiero globalna sieć pozwoliła na pełną elastyczność.

Najbardziej znane platformy tego typu należą do wielkich amerykańskich lig zawodowych oraz do Formuły 1. Takie kroki podejmuje dziś każda większa organizacja sportowa. Międzynarodowy Komitet Olimpijski prowadzi Olympic Channel, a FIFA ma serwis FIFA+, gdzie można znaleźć archiwa z jej rozgrywek oraz transmisje meczów wielu światowych lig. Kibice spoza Polski mogą także śledzić spotkania ligowe na EkstraklasaTV. I tutaj mamy sedno największego problemu, z jakim mierzą się wymienione platformy - prawa transmisyjne. W wielu krajach należą one do innych podmiotów, stąd konieczność wprowadzenia ograniczeń geograficznych. W Stanach Zjednoczonych transmisje są często blokowane w danych regionach, by chronić interesy regionalnych stacji sportowych mających na nie wyłączność. Te stacje są największym atutem w ofercie sieci kablowych, stąd też nie myślą o uruchamianiu swych internetowych odpowiedników.



Streaming pozwolił na podjęcie inicjatywy w kwestii transmisji sportowych przez firmy, które nie miały wiele z tym wspólnego. Duże wrażenie robią działania Amazona, który dzięki Prime Video stał się jednym z bardziej liczących się nadawców sportowych. Wiadomo już, że amerykańscy użytkownicy platformy będą mogli obejrzeć czwartkowe mecze NFL do 2033 roku, oprócz spotkań rozpoczynających sezony i tych rozgrywanych w Święto Dziękczynienia. Być może nie tylko czwartkowe. Bardzo prawdopodobnym jest, że Amazon skłoni NFL do organizacji jednego z meczów w Czarny Piątek, czyli dzień po Święcie Dziękczynienia. Sklep internetowy chciałby bowiem wykorzystać tę okazję do większej promocji usług. Mówi się, że oferuje lidze w zamian ponad 100 milionów dolarów. Do takiego spotkania doszłoby jednak najwcześniej w przyszłym roku.

Nie byłaby to pierwsza zmiana w sportowej tradycji, jakiej dokonał Amazon. Prime Video zawarło intratny kontrakt z Francuską Federacją Tenisową, organizatorem turnieju wielkoszlemowego na kortach Rolanda Garrosa. Po tym, jak zrobiono dach nad kortem centralnym i zamontowano oświetlenie, możliwe stało się przeprowadzanie spotkań w porze wieczornej i nocnej. Amazon wykupił wyłączne prawa do ich transmisji we Francji, co było ciosem dla tamtejszej telewizji publicznej. Na godzinę 21. zaczęto więc planować najlepsze mecze do fazy ćwierćfinałowej. Wywołało to gniew kibiców i tenisistów. Ci pierwsi przez nowe regulacje i wprowadzenie godziny policyjnej ze względu na pandemię nie mogli wejść na trybuny większości nocnych spotkań. Tenisiści narzekali zaś na niskie temperatury i konieczność grania do późna, co rozbijało im tradycyjny rytm dnia. Amazon poszedł widzom na rękę w przypadku meczu Nadal-Djoković, udostępniając transmisję za darmo, ale jednak konieczne było założenie konta w Prime Video.

Podczas gdy miłośnicy piłki nożnej we Francji, Wielkiej Brytanii, Niemczech i Włoszech muszą abonować Prime Video, by ujrzeć wiele ważnych meczów, pasjonaci MLS już powinni przygotowywać się na subskrypcję Apple TV. Dziesięcioletnia umowa za dwa i pół miliarda dolarów zawarta między znaną firmą technologiczną a amerykańską ligą piłkarską jest jedną z najdroższych w historii mediów sportowych. Co ciekawsze, ma zasięg globalny. Serwis dysponuje już doświadczeniem w podobnych przedsięwzięciach, transmituje bowiem piątkowe mecze MLB. Porażkę na tej płaszczyźnie poniósł Disney. Firma zachowała prawa do transmisji telewizyjnych Indian Premier League przez najbliższe pięć lat, ale straciła możliwość streamingu tych rozgrywek. A tą drogą oglądało je dziesiątki milionów widzów...



Na wejście do sportu wciąż nie zdecydował się Netflix. Ma wiele treści sportowych, jak chociażby serial dokumentalny o NBA "Ostatni Taniec" oraz produkcję "Formuła 1: Jazda o życie", która bardzo zwiększyła globalną popularność serii. Mimo tego ten amerykański serwis nie podejmuje prób relacji na żywo. Wymagałoby to specjalnych przygotowań infrastruktury, bo czym innym jest oferowanie na serwerach multum klipów video, a czym innym transmisja, która musi działać niezawodnie mimo obciążenia pochodzącego z milionów urządzeń. Przebąkuje się już, że pierwsze treści na żywo będą występami komediowymi. Mogłoby to być dobre przetarcie przed większymi inicjatywami. Kto wie, być może kiedyś doczekamy się na platformie transmisji z Formuły 1?

(Nie)zawodna technika

Ważne teraz, nawet bardzo ważne w kontekście kłopotów, z jakimi ostatnio borykało się między innymi Viaplay, wydaje się pokazanie, jak przeprowadzane są transmisje drogą internetową. Wszystko opiera się na dystrybucji kilkusekundowych, skompresowanych wycinków przekazu przez centra dostarczania zawartości (CDNy). Urządzenie, z którego korzysta widz, musi pobrać kilka z nich, najczęściej dwa lub trzy, by zapewnić odpowiedni bufor transmisji. Wysyła też żądania o kolejne fragmenty. Im więcej urządzeń, tym bardziej obciążona jest infrastruktura. Kompromisów trzeba też szukać w długości i liczbie wysyłanych wycinków. Pliki o mniejszym rozmiarze pozwolą na zmniejszenie opóźnień, ale jednocześnie obciążą bardziej CDN-y, bo ten będzie musiał ich rozdysponować znacznie więcej. Dłuższe segmenty pozwolą zmniejszyć presję na serwery, ale sprawią, że różnica czasowa między wydarzeniami w rzeczywistości a wyświetlanymi na ekranie będzie większa.

Te treści są udostępniane za pomocą standardu HTTP Live Streaming (HLS) tworzącego pliki w formacie .ts i przeznaczonego dla urządzeń Apple’a oraz DASH, wykorzystującego pliki .mp4, dostępnego dla wszystkich innych urządzeń. Oba standardy generują dokumenty tekstowe zwane manifestami, które zawierają w sobie informacje o zabezpieczeniach lub doborze odpowiedniej jakości w zależności od prędkości łącza. Oba rozwiązania są używane równolegle przez większość nadawców w streamingu, w tym Telewizję Polską. TVP korzysta z własnego CDN-a oraz z komercyjnych CDN-ów podczas transmisji, tak jak robią to inni nadawcy publiczni w Europie.



W tym skomplikowanym procesie tylko jeden błąd może mieć olbrzymie konsekwencje i zaburzyć oglądanie wszystkim widzom. Podczas ćwierćfinału MŚ 2018 Anglia - Szwecja trzy miliony widzów oglądających transmisję na internetowym BBC iPlayer wywołało awarię CDN-a, który zaczął rozpaczliwe próby pobierania zawrotnej liczby plików, co doprowadziło do całkowitego wyłączenia sygnału. Odpowiednie zmiany w dystrybucji treści sprawiły, że nawet dwukrotnie większe oglądalności wideo nie były już problemem podczas EURO 2020. W ramach usług udostępnianych przez brytyjską telewizję są również transmisje strumieniowane w 4K, chociaż są reglamentowane i dostępne tylko dla części widzów. Dlaczego? Mimo tego, że ustawiony limit jest zaledwie małym ułamkiem całkowitej liczby odtworzeń w różnych rozdzielczościach, transmisja w 4K potrafi stanowić nawet połowę wysyłanych danych.

BBC i inni nadawcy dobrze znani z tradycyjnej telewizji mają taki komfort, że nie są w pełni zależni od swoich usług internetowych. Jeśli bowiem ulegną one awarii, to lwia część widzów tego nie odczuje. Albo skorzystają z innych platform internetowych, albo też oglądają daną stację drogą naziemną, satelitarną lub kablową. Dobrym przykładem tego, jak zwiększenie sposobów odbioru danej treści może wpłynąć pozytywnie na jego stabilność, jest holenderskie Grand Prix Radio. Internetowa rozgłośnia była znana w Niderlandach od lat, ale nagły skok popularności nastąpił po tym, jak wyścigi na jej antenie zaczął komentować Olav Mol. Ten dziennikarz ma status legendy w swoim kraju, lecz nie zatrudniono go w Viaplay, które od tego roku pokazuje Formułę 1 na tamtejszym rynku. Strona Grand Prix Radio jest dzięki niemu jednym z najchętniej odwiedzanych serwisów przez holenderskich internautów, co doprowadzało często do zapchania serwerów.



Grand Prix Radio uruchomiło więc dwie dodatkowe stacje z komentarzem Mola i problemy przestały występować. Dodatkową interesującą funkcją jest możliwość dostosowywania opóźnienia komentarza specjalnym suwakiem. Niezależnie od tego, czy widzowie oglądają wyścig na F1 TV czy na Viaplay, mogą słuchać ulubionego dziennikarza reagującego bezpośrednio na wydarzenia na ich ekranie. Bez irytacji spowodowanej przyśpieszonym bądź opóźnionym komentarzem. Viaplay również borykał się z kłopotami, więc uruchomił specjalny kanał dla abonentów korzystających z sieci kablowych. Moment jego wyłączenia jest wciąż odkładany, co ma związek ze skargami abonentów do różnych instytucji. Skandynawski serwis może być jednak zadowolony z liczby klientów - około 700 tysięcy Holendrów korzysta obecnie z jego usług.

Ci, co swoją ofertę chcieli oprzeć wyłącznie na Internecie, zmuszeni są często do uruchomienia innych dróg dystrybucji. DAZN jest hegemonem na rynku treści sportowych. W wielu krajach, szczególnie w Szwajcarii, Niemczech, Włoszech, Austrii, Hiszpanii, Kanadzie i Japonii ta internetowa platforma ma duże spektrum praw transmisyjnych. Zasięg globalny mają transmisje z walk bokserskich oraz Ligi Mistrzów kobiet w piłce nożnej, które dzięki umowie z UEFA są oferowane bez dodatkowych opłat na YouTube. Popularność DAZN w Polsce nie jest wielka, ale to w Katowicach znajdują się ważne biura technologiczne firmy. Jedną z kluczowych umów firmy jest kontrakt z Serie A na transmisję spotkań ligowych na rynku włoskim. Jest ważny w latach 2021-24, a koszt to około 850 milionów euro za sezon.

Włochy są krajem z małą gęstością zaludnienia, co wpływa negatywnie na jakość łączy internetowych. W połączeniu ze statusem, jaki ma tam piłka nożna, przeniesienie większości transmisji do streamingu groziło katastrofą. I tak się stało podczas pierwszych transmisji w sezonie 2021/22. Sprawa trafiła do najważniejszych włoskich urzędów. Przygotowano się jednak do tego, uruchamiając kanał w telewizji naziemnej wyłącznie dla mieszkańców regionów bez sieci światłowodowej. Zdało się to na nic. DAZN musiał więc udostępnić ostatecznie programy kablowo i satelitarnie, porozumiewając się z innym właścicielem praw ligowych, czyli Sky. Podobne działania były też konieczne w Niemczech, gdzie platforma również pokazuje część meczów Bundesligi.



Dla młodszych grup wiekowych streaming to podstawa konsumpcji treści. Rozgrywki e-sportowe opierają się niemal wyłącznie na nim. Najbardziej znanym serwisem jest Twitch. Swoje treści publikują w nim też ci związani z tradycyjnym sportem. Można było tam zobaczyć kilka wyścigów Formuły 1, cztery spotkania Premier League, a LaLiga oferuje programy pokazujące reakcje kibiców. Oczywiście za darmo. Istniejące platformy mogą więc służyć nadal większemu rozpowszechnieniu przekazów sportowych. Ołeksandr Usyk przed zbliżającą się walką z Anthony’m Joshuą doprowadził do tego, że właściciele praw transmisyjnych do starcia przekazali je za darmo ukraińskim nadawcom. W kraju targanym wojną widzowie zobaczyli to ważne wydarzenie na kanale Usyka na YouTube i serwisie streamingowym Megogo.

Bardziej przyzwyczajeni do tradycyjnych mediów narzekają na strukturę oferowania części streamingowych. U nowych nadawców niezwiązanych z telewizją strumienie pojawiają się tylko wtedy, gdy przeprowadzana jest transmisja. Istnieją platformy, które sposobem działania nawiązują do klasycznych kanałów. Najbardziej znaną z nich jest PlutoTV, oferujące przekazy FAST (Free Ad-Supported TV), czyli darmowe kanały on-line z reklamami. Internet pozwala na nadawanie ich nieograniczonej liczby. W wyżej wymienionym serwisie znajdują się osobne kanały dla fanów różnych gatunków filmowych, programów telewizyjnych jak na przykład Catfish, teleturniejów, bajek, kultury oraz muzyki. Nie brakuje też kanałów informacyjnych i sportowych. Oba te gatunki są podobne w swojej charakterystyce – w obu mamy odpowiedniki kanałów znanych z telewizji, tyle że są to wersje specjalne przygotowane dla portali streamingowych. Nie znajdziemy na nich transmisji na żywo. Mimo tych ograniczeń PlutoTV zyskuje coraz więcej widzów na rynkach, gdzie jest dostępne. Wciąż jednak nie mówi się o starcie usługi w Polsce.



Nie można wszak pominąć roli serwisów działających nielegalnie. Korzystanie z ich usług jest wątpliwe etycznie i moralnie. Czasami pojawiają się głosy, że oferują lepsze przekazy niż ich legalne odpowiedniki. Co może być tego przyczyną? Na pewno rozproszenie ruchu poprzez linki do różnorakich streamów, umożliwiające wybór jakości, stacji i języka komentarza. Są też streamy, które działają w technologii peer-to-peer. W tym przypadku im więcej widzów, tym lepiej dla transmisji. Użytkownicy rozprowadzają przekazy między sobą, odciążając serwery. Czternaście lat temu takie próby prowadziła Telewizja Polska, pokazując mecze żużlowe na iTVP w ramach badań prowadzonych przez Europejską Unię Nadawców.

Czy da się płynnie, bez zakłóceń i opóźnień? Da się

Streaming stał się tematem wielu dyskusji w naszym kraju po tym, jak część rozgrywek zaczęła być oferowana wyłącznie w tej formie, szczególnie te piłkarskie i żużlowe. Z podobnymi dywagacjami mieliśmy do czynienia w końcówce lat dziewięćdziesiątych, gdy po kolejne prawa sięgały nadające satelitarnie CANAL+ i Wizja TV. Obecnie kanały satelitarne mają swoje grono obrońców, którzy życzyliby sobie pozostania transmisji w tej formie. Tylko czy streaming jest naprawdę taki straszny? Pod względem infrastruktury internetowej Polska jest w europejskiej czołówce. Podobnie jest jeśli chodzi o cenę, osiągane prędkości i zasięgi sieci mobilnej. Nie ma lepszego rynku do testowania i implementacji transmisji internetowych!

Krytycy streamingu co i rusz podnoszą kwestię opóźnień przekazu jako tę dyskwalifikującą streaming wydarzeń sportowych. Zarzut to poważny, ale słuchanie okrzyków radości bądź gniewu z zewnątrz przed ujrzeniem wydarzeń na ekranie jest irytujące. Cyfrowa rewolucja, której niewątpliwą zasługą jest streaming, doprowadziła do tego, że śledzimy imprezy sportowe zerkając tylko na telefon. Na tak zwanym "drugim ekranie" śledzimy statystyki, media społecznościowe bądź prowadzimy konwersację ze znajomymi. Może się więc zdarzyć, że tam dowiemy się szybciej o zmianie wyniku niż na głównym urządzeniu. Wydaje się, że to sprawa niewymagająca dyskusji.



Opóźnienia są obecne od początku nadawania. Nie internetowego, ale w ogóle. Gdy zarówno telewizja, jak i radio nadawały w Polsce tylko analogowo, to relacje radiowe też były o ułamek sekundy szybsze od telewizyjnych. A gdy naziemnie można było odbierać telewizyjny sygnał analogowy i cyfrowy, jak chociażby podczas EURO 2012, to transmisje analogowe też triumfowały. To, z jakim opóźnieniem ujrzymy daną akcję na naszych ekranach zależy bowiem od: formy odbioru (naziemna jest lepsza od satelitarnej i kablowej), rozdzielczości (kanały w SD mogą być minimalnie szybsze od HD), urządzenia (dekoder lub telewizor) oraz samego nadawcy.

I właśnie ten ostatni ma największy wpływ na występowanie opóźnień. Są mechanizmy, które sprawiają, że są one podobne do tych występujących w tradycyjnej telewizji. Mimo wysiłków problemem pozostaje sieć oraz urządzenie końcowe. Gdy transmisja satelitarna będzie miała chwilową awarię, jak chociażby ze względów pogodowych, to przekaz po przerwie będzie nadawany nadal na żywo. W przypadku słabej przepustowości sieci, bufor konieczny na płynne odtwarzanie będzie większy, czyli opóźnienie się zwiększy. Nie mówiąc już o liczbie urządzeń – to multum telewizorów, przystawek, komputerów, telefonów, tabletów, które znacznie różnią się specyfikacją. Ba, nawet na tym samym sprzęcie może być różnica między przekazem na stronie a w specjalnej aplikacji. Ta różnica może dotyczyć zastosowanego standardu, jak wcześniej wspomniane HLS i DASH oraz kompatybilności - zapewnienia odbioru na jak największej liczbie urządzeń. Starsze z nich mogą nie sprostać pod względem konfiguracji, stąd też nie można na nich zastosować nowoczesnych rozwiązań zmniejszających opóźnienie.



A jak to jest z jakością przekazu? Podobnie jak z opóźnieniem, tutaj też kluczową rolę odgrywa nadawca odpowiadający za te parametry. Rozdzielczość 720p, która jest głównym zarzutem krytyków Viaplay, zapewnia lepsze wrażenia przy oglądaniu sportu niż większość kanałów telewizyjnych. To stwierdzenie może wydać się kontrowersyjne, ale jest poparte faktami. Niemalże wszystkie programy sportowe w Polsce nadawane są w rozdzielczości 1080i, czyli z przeplotem. Wyjątkiem są te naziemne w standardzie DVB-T2, gdzie możliwa jest tylko rozdzielczość 1080p. Oczywiście, coraz więcej mamy kanałów 4K, czyli nadających w rozdzielczości 2160p, która nie ma sobie równych. Różnicę między 720p a 1080i można zobaczyć na filmie poniżej. Pewnie z tych względów z nadawania w przeplocie zrezygnowały niemieckie stacje publiczne oraz amerykańska stacja sportowa ESPN, wybierając 720p. W przypadku rozwiązań internetowych nie ma przeszkód do nadawania w 1080p, z czego korzysta wiele serwisów. Nie mówiąc już o 4K.



Duży wpływ na jakość transmisji ma także jej przepustowość. Viaplay przy rozdzielczości 720p stosuje dwa profile, czyli 2,5 lub 3,8 i 5 Mb/s. Zdarzają się pojedyncze mecze w 1080p, wtedy używany jest profil 5 Mb/s, co nie robi dobrego wrażenia na widzach. W przypadku skandynawskiej wersji serwisu przy przekazach 4K bitrate wynosi 16 Mb/s. I to już są zadowalające wartości, niestety na takie w naszym kraju wciąż musimy poczekać. Ważne są również odpowiednie kodeki oraz materiał źródłowy, którego cyframi opisać się nie da. A tak przy okazji. Standardem w transmisjach Ultra HD jest dziś również HDR. Technologia ta jest traktowana jako przełom, pozwala na lepsze oddanie kolorów oraz jasności danych scen. Można ją wykorzystać zarówno w telewizji tradycyjnej, jak i internetowej.

Nawet jednak najlepsze parametry nie pomogą, kiedy na ekranie zobaczymy czerń, nieruchomy obraz bądź kółko ładowania. Zdarzyło się to chyba każdemu, kto korzystał z usług streamingu. Osiem lat temu widzowie internetowi nie mogli spokojnie obejrzeć finału mistrzostw świata w siatkówce. Od tego czasu zdarzały się awarie mniejsze i większe i to u każdego z dostawców. Badania, by uniknąć takich sytuacji trwają, bo przyszłość tradycyjnej telewizji wciąż jest niejasna. Przede wszystkim naziemnej, bo coraz większe przestrzenie pasma są przeznaczane na potrzeby operatorów telekomunikacyjnych. Mają oni dostać w 2030 roku ważne pasmo 600 MHz. Sprzeciwiają się temu telewizje z całej Europy, w tym TVP. Decyzja zapadnie w przyszłym roku.



Wyłączenie transmisji sportowej może być nieznośne dla kibiców, ale brak sygnału z serwisem informacyjnym może mieć poważne reperkusje dla społeczeństwa. Dlatego prace nad niezawodnością przekazów sportowych, najbardziej podobnych swą charakterystyką do audycji z wiadomościami, są tak ważne dla przyszłości telewizji. Duże oczekiwania wiązane są z siecią 5G. Wygląda na to, że jedną z radykalnych zmian w branży może być 5G Broadcast. Technologia, która pierwsze testy przeszła podczas mistrzostw europejskich cztery lata temu.

5G Broadcast pozwala na odbiór przekazów telewizyjnych i radiowych za pomocą sieci 5G na urządzeniach mobilnych, ale możliwe, że zostanie to zaimplementowane również w telewizorach i dekoderach. Zwiększona liczba widzów nie wpływa na obciążenia serwerów, podobnie jak ma to miejsce przy tradycyjnym nadawaniu. Podkreśla się również ekologiczne aspekty takiego rozwiązania, co ma duże znaczenie w erze kryzysu klimatycznego i energetycznego. Testy prowadzone są teraz w Pradze i Wiedniu, a w zestawie kanałów są również te sportowe. Pełne wdrożenie 5G Broadcast nastąpi jednak najwcześniej za trzy lata.



Przekazy naziemne w jakiejkolwiek formie wyłączono w 2019 roku w Szwajcarii. Decyzję tłumaczono mizerną liczbą widzów korzystających z tej formy odbioru. Rynek szwajcarski jest mocno specyficzny. Ze względu na strukturę tego kraju nadawca publiczny składa się z czterech organizacji prowadzących przekaz w danych językach narodowych. W czasach analogowej telewizji do transmisji sportowych stosowano mechanizm zwany SRG Sportkette, czyli "sieć sportową". W jej ramach wyłączano stacje nadające w mniej popularnych językach w danych regionach, by pokazywać tam wydarzenia sportowe. W erze streamingu stacje prowadzą swoje niezależne strumienie, zatem może się zdarzyć, że kilka programów będzie pokazywało tę samą transmisję, ale w różnych językach komentarza. Zwiększa to obciążenie serwerów, jednak nie napotkano poważnych problemów. Największą popularnością cieszą się kanały niemieckojęzyczne z grupy SRF.

Dzięki internetowi już dzisiaj można odkrywać transmisje przyszłości. We wstępnej wersji metawersum Marka Zuckerberga, czyli Meta Horizon Venues możliwe jest oglądanie wybranych spotkań NBA w wirtualnej rzeczywistości. Niestety, usługa jest dostępna tylko w Stanach Zjednoczonych dla posiadaczy gogli Oculus. Widz może zasiąść w dowolnym miejscu na trybunach, toczyć dyskusje z innymi kibicami siedzącymi obok oraz oglądać to, co dzieje się na parkiecie. Żadne inne media nie są w stanie zapewnić takiego poziomu immersji, chociaż zdarzają się jednostkowe błędy animacji, a rozdzielczość również nie jest zadowalająca. To są jednak typowe problemy wieku dziecięcego.

@easymoneymayne Watchung NBA Games In VR 🔥 #oculus #oculusquest2 #oculusquest2tips #oculusapp #horzion #bucs #gaming #virtualreality #pov #vibewithme #warriors ♬ She Share Story (for Vlog) - 山口夕依


Od streamingu na pewno nie uciekniemy. To on w najbliższych latach zdominuje rynek transmisji sportowych. Owszem, są kłopoty, ale postęp w tej branży jest nadzwyczaj szybki. To sport stoi za podstawami streamingu i może sprawić, że będzie on jeszcze lepszy. Dużo wody w strumieniach będzie musiało jednak upłynąć, zanim wszyscy się do tej technologii przekonają. Bez większych zastrzeżeń!

Najnowsze
Złudny optymizm. W kadrze wciąż sporo do poprawy
Złudny optymizm. W kadrze wciąż sporo do poprawy
fot.
Paweł Smoliński
| Piłka nożna / Reprezentacja 
Karol Świderski celebrujący zdobycie bramki wraz z Jakubem Moderem (fot. PAP)
Syn legendy Liverpoolu zagrał dla... Malty. "Jest dla mnie wielkim wsparciem"
James Carragher i jego ojciec, Jamie (fot. Getty Images/400mm.pl)
Syn legendy Liverpoolu zagrał dla... Malty. "Jest dla mnie wielkim wsparciem"
Bartosz Wieczorek
Bartosz Wieczorek
Eliminacje MŚ: Polska – Malta [SKRÓT]
Polska – Malta. Eliminacje MŚ 2026 – Warszawa, Stadion Narodowy [SKRÓT]
Eliminacje MŚ: Polska – Malta [SKRÓT]
| Piłka nożna / Reprezentacja 
Zdecydowane słowa Lewandowskiego. "Nie będę pudrował" [WIDEO]
Jacek Kurowski i Robert Lewandowski (fot. TVP)
Zdecydowane słowa Lewandowskiego. "Nie będę pudrował" [WIDEO]
| Piłka nożna / Reprezentacja 
"Lewy" nie pudrował po Malcie. "Czeka nas dużo pracy"
Robert Lewandowski (fot. Getty)
"Lewy" nie pudrował po Malcie. "Czeka nas dużo pracy"
| Piłka nożna / Reprezentacja 
Sportowy wieczór (24.03.2025). Krajobraz po Malcie
Sportowy wieczór (24.03.2025) [transmisja na żywo, online, live stream]
Sportowy wieczór (24.03.2025). Krajobraz po Malcie
| Sportowy wieczór 
"Boiskowa bandyterka" w meczu Polski! Sędzia nie miał wyboru
Sędzia Morten Krogh Hansen wykluczył Ylyasa Chouarefa za faul popełniony w 90. minucie meczu z Polską. (fot. PAP/Piotr Nowak)
"Boiskowa bandyterka" w meczu Polski! Sędzia nie miał wyboru
Fot. TVP
Rafał Rostkowski
Do góry