Jeśli po dużych sukcesach przez kolejnych 10-15 lat nie ma kontynuacji wygranych, to zaświeca się lampka ostrzegawcza. Nie wiem, na co liczono. Żeńska siatkówka została poddana niełatwym próbom. Chciałabym znowu zobaczyć dobrą grę, emocje, radość i sukces w wykonaniu naszych dziewczyn – mówi Małgorzata Glinka-Mogentale w rozmowie z TVPSPORT.PL przed rozpoczynającymi się w piątek mistrzostwami świata w siatkówce kobiet.
Tegoroczne mistrzostwa świata siatkarek odbędą się w Polsce i Holandii i potrwają od 23 września do 15 października. Obie drużyny współgospodarzy zagrają już pierwszego turnieju w Arnhem.
Reprezentacja Polski nie musiała brać udziału w eliminacjach. Nasze zawodniczki tym samym były pewne występu w turnieju finałowym po 12 latach przerwy. Po dziewiątym miejscu w 2010 roku, do dwóch kolejnych edycji nie zdołały się zakwalifikować.
Tym razem zagrają po raz pierwszy w dużej imprezie pod wodzą Stefano Lavariniego. W tegorocznej edycji Ligi Narodów zajęły trzynaste miejsce, utrzymując się w elicie. We wrześniu rozegrały pięć sparingów. Dwukrotnie pokonały Bułgarki, ale potem przegrywały z Serbkami, Włoszkami i Turczynkami.
Filip Kołodziejski, TVPSPORT.PL: – Zaciera pani ręce przed rozpoczynającymi się w piątek mistrzostwami świata?
Małgorzata Glinka-Mogentale: – Pojawię się na meczu Polska vs. Korea Południowa. Nie wiem, w jakiej dyspozycji będą Polki. Nie widziałam ich ani razu. Nie chcę mówić o kondycji tej kadry. Liczę, że są w jak najlepszej.
– Wracamy na mistrzostwa świata po dwunastu latach.
– To cieszy. Przed nami ważny moment dla polskiej siatkówki. Tym bardziej, że gramy na własnym "podwórku". Dobrze byłoby zostać jak najdłużej na boisku. Trybuny mogą nas nieść, ale nie wiem, czy będzie tyle kibiców co na meczach mężczyzn w Katowicach i Gliwicach. Możemy się spodziewać mniejszej liczby.
– Dlaczego lata świetności polskiej siatkówki kobiet są już za nami?
– Dużo czynników się na to składa. Władze postawiły na rozwój męskiej siatkówki. Widać to gołym okiem.
– Obecna kadra pań jest budowana na kolejne lata?
– Bardzo byśmy sobie tego życzyli i chcieli. Trener Stefano Lavarini jest z reprezentacją od kilku miesięcy. Nie można spodziewać się cudów. Faceci mają bardzo mocną ligę w trakcie roku, gdzie pojawiają się mocni przeciwnicy. Poziom rozgrywek jest bardzo wysoki. Inaczej wygląda to u kobiet. Liga nie przyciąga aż tylu gwiazd siatkówki, tak jak to ma miejsce u mężczyzn. Panowie mają możliwość uczenia się i rywalizacji z najlepszymi przez cały rok. U pań jest słabsza liga przez osiem miesięcy i trzy miesiące z reprezentacją.
– To irytujące?
– Chciałabym, żeby polska żeńska siatkówka zahaczała o najwyższy światowy poziom. Dlaczego tak nie jest? Trzeba pytać osób, które o tym wszystkim decydują. Jestem zbyt daleko od kadry, żeby wyciągać daleko idące wnioski.
– Najgorsze już za dziewczynami (chodzi o konflikt na linii zawodniczki – Jacek Nawrocki – przyp. red.)?
– Sytuacja, która wydarzyła się za czasów prowadzenia reprezentacji przez Nawrockiego nie powinna mieć miejsca. Publiczne ogłoszenia takich nieporozumień było dla mnie nie do przyjęcia, z pewnością zaszkodziło wizerunkowo i kadrze, i federacji i trenerowi. Nie wiem, może dziewczyny nie miały innego wyjścia, skoro musiały interweniować w tak ostry sposób? Nie wiem jakie były oczekiwania szefów, ale nie spotkałam się wcześniej z czymś takim, żeby selekcjoner został w kadrze na sześć lat, mimo braku jakichś widocznych wyników. Wydaje mi się, że w analogicznej sytuacji panowie zareagowaliby dużo szybciej, by nie tracić czasu.
– W Polsce trzeba cały czas udowadniać swoją przydatność?
– Nie wystarczy osiągnąć sukces. Trzeba go utrzymać. To jest najtrudniejsze. Tym różnią się wybitne ekipy od średnich. Wybitni potwierdzają siłę nie tylko w jednym sezonie albo w trakcie jednego turnieju.
– Nawiążę jeszcze do kadry na mistrzostwa świata. Wystarczy jedna wygrana by być nakręconym na cały turniej?
– Każde zwycięstwo wzmacnia. Jeśli pojawi się wygrana, to dziewczyny ze spotkania na spotkanie mogą być silniejsze. Miałyby więcej wiary. Mogłyby uwierzyć w sukces.
– Brak Malwiny Smarzek to duża strata?
– Tak. W poprzednich latach wnosiła ogień do reprezentacji. Najwidoczniej jest w zbyt słabej dyspozycji fizycznej. Znowu nawiążę do męskiej kadry. Tam w mistrzostwach świata zabrakło Fabiana Drzyzgi czy Piotra Nowakowskiego. Nie było jednak wielkiego kłopotu, bo można było ich zastąpić. U pań nie jest to takie łatwe. Zrobiła się wyrwa. Na tym polega różnica. Mimo wszystko życzę dziewczynom jak najlepiej z całego serca. Jeśli pojawią się dobre wyniki być może do klubów dotrą nowi sponsorzy. Liga byłaby mocniejsza i pojawiłoby się większe zainteresowanie.
– Świat nam uciekł?
– Wystarczy spojrzeć na nasze miejsce w światowym rankingu (13. pozycja – przyp. red.). Odpowiedź nasuwa się sama. Czekam na mistrzostwa z niecierpliwością. Chcę, by zapaliło się dla nas światełko w tunelu. Uważam też, że związek wykonał ruchy, by sytuacja uległa poprawie. Trudno coś zarzucić przy wyborze nowego selekcjonera. Zagraniczny fachowiec będzie próbował to wszystko poukładać. Polacy mieli już szansę poprowadzić nas do sukcesu, ale - nie umniejszając nikomu - nie wyszło. Dlatego dobrze, że federacja poszła drogą męskiej kadry, którą od czasów Raula Lozano prowadzą tylko obcokrajowcy. Dziewczyny przez większość lat nie mogły liczyć na taki wybór, stawialiśmy na naszych szkoleniowców, była to operacja na otwartym sercu. Ubolewam nad tym, że to nie wypaliło i minęło aż tyle lat. Przecież siatkówka to w Polsce druga dyscyplina po piłce nożnej. Jesteśmy w niej zakochani. Potrzeba małego sukcesu u pań, by kibice na nowo wrócili do żeńskiego wydania tego sportu.
– Użyła pani określenia "operacja na otwartym sercu". Co było na myśli?
– Jeśli po dużych sukcesach przez kolejnych 10-15 lat nie ma kontynuacji wygranych, to zaświeca się lampka ostrzegawcza. Nie wiem, na co liczono. Ale nie chcę jednak doszukiwać się problemów na siłę, zobaczymy, co przyniosą mistrzostwa. Ciekawe, czy coś poszło do przodu. Żeńska siatkówka została poddana niełatwym próbom. Chciałabym znowu zobaczyć dobrą grę, emocje, radość i sukces w wykonaniu naszych dziewczyn. Nie ma sensu wytwarzać presji na zespole, zacznijmy budowę czegoś dużego na tym turnieju. krok po kroku.
– Jaki wynik panią zadowoli?
– Mamy mocną i wyrównaną grupę. Nie ma co się oszukiwać. W mistrzostwach świata grają najlepsi. Wcześniej czy później trafi się rywal, z którym trzeba będzie walczyć na maksa a i to może nie wystarczyć. Turczynki, Koreanki, Dominikanki, Tajki i Chorwatki będą grały najlepszą siatkówkę, którą potrafią. Wyjście z grupy będzie moim zdaniem sukcesem, planem na który powinniśmy się nastawiać. Krokiem w przyszłość naszej żeńskiej siatkówki. Jeśli dziewczyny wygrają coś więcej, to będzie wspaniała niespodzianka!