Pierwszy mecz polskich siatkarek na mistrzostwach świata przed własną publicznością to był koncert. Tajki, które w pierwszym spotkaniu sensacyjnie pokonały Turczynki, dla Polski były jedynie tłem. I choć pierwsze zwycięstwo w Ergo Arenie to zasługa świetnej działającego całego zespołu, to obojętnie nie można przejść obok gry Magdaleny Stysiak. Polska atakująca w starciu z Tajlandią wykręciła szalone liczby.
Pierwszy mecz mistrzostw świata przeciwko Chorwacji dał Polsce trzy punkty, ale nie zachwycił. Drugie spotkanie, ale pierwsze na polskich boiskach, było już jednak znakomite. Polki w pięknym stylu wygrały z Tajkami, w każdym z setów dając im zdobyć jedynie 17 punktów.
A jeszcze przed meczem obawy wydawały się być uzasadnione. W końcu na otwarcie rewelacji nie było, a reprezentantki Tajlandii niespodziewanie w pięciu setach uporały się z Turcją. Dlatego też starcie z Tajkami miało dodatkowe znaczenie.
Siatkarki prowadzone przez Stefano Lavariniego nie dały na przestrzeni całego meczu żadnej przestrzeni swoim rywalkom. Różnica widoczna była w każdym elemencie. A największą robiła ją nasza atakująca – Magdalena Stysiak. Jej gra momentami przyprawiała o zawrót głowy.
Już samo jej wejście w mecz było piorunujące. Pierwsze dwie akcje zakończyła punktowym blokiem, z czego pierwszy zaliczyła świetnie przesuwając się w tempo do ataku Tajek z pipe'a. A nie był to tylko jednorazowy przypadek. Po ośmiu akcjach w meczu miała już w dorobku trzy "czapy", a mecz skończyła z ośmioma (!) punktowymi blokami. Szczególnie szczelny był mur postawiony przez Stysiak i Korneluk (najwyższy blok reprezentacji Polski).
Od pierwszych piłek w meczu w ataku była bezbłędna. Pierwszy set zakończyła z 75-procentową skutecznością, z której z biegiem czasu prawie w ogóle nie schodziła. Ostatecznie mecz skończyła z bilansem 18/27 w ataku (67 procent). Gdy trzeba było, to uderzała. Gdy należało kombinować, doskonale czuła tempo kiwania. Sumując z blokami, łącznie miała 26 zdobytych punktów. Wynik kosmiczny jak na trzysetowe spotkanie.
Znakomity atak i blok to jeszcze mało? Wychodzi na to, że tak. Stysiak cuda wyprawiała także w obronie. Już w pierwszym secie kilkukrotnie świetnie ustawiła się w defensywie, raz nawet przyjmując uderzenie, po którym akcja toczyła się dalej, w okolice głowy.
Na początku drugiego seta, gdy nieco opadło polskie przyjęcie, rozgrywająca kadry – Joanna Wołosz – w ciemno mogła posyłać piłki do Stysiak. Ta przeciwko Tajlandii była gwarancją punktów. Choć oddać należy także, jak duży wpływ na grę naszej atakującej miała kapitan kadry.
Wołosz zagrała mecz na swoim niezwykłym, światowym poziomie. Współpraca ze Stysiak to jedno. Inna sprawa to jak rozgrywająca reprezentacji Polski wykorzystywała inne opcje w ataku. Takim meczem zbudowała pewność siebie właściwie każdej zawodniczce.
Gdy po wejściu na boisko za Kamilę Witkowską Anna Obiała nie mogła wstrzelić się w pierwszych dwóch piłkach, Wołosz konsekwentnie dograła jej w punkt jeszcze raz, aby ta mogła się przełamać. Skończyło się efektownym gwoździem. Później dobrze funkcjonowały już wszystkie strefy.
Po najlepszym spotkaniu Polek w tym sezonie reprezentacyjnym, poprzeczka idzie nieco niżej. Środowym rywalem biało-czerwonych będzie Korea Południowa, która ostatni mecz wygrała... ponad rok temu. Transmisja trzeciego meczu mistrzostw świata na antenach Telewizji Polskiej.
0 - 3
USA
1 - 3
USA
0 - 3
Niemcy
2 - 3
Słowenia
3 - 0
Egipt
3 - 1
Argentyna