Andrzej Wawrzyk (33-2, 19 KO) wrócił do boksu po sześciu latach i snuł już wizję łączenia występów na ringach olimpijskich i zawodowych. Powrót był to jednak bardzo bolesny, bo były pretendent do tytułu mistrza świata wagi ciężkiej został brutalnie znokautowany przez Michała Bołoza (4-4-2, 4 KO) na gali Suzuki Boxing Night 17 w Łomży.
Mimo długiego rozbratu z ringiem Wawrzyk dla wielu był faworytem walki z Bołozem, który miał ujemny bilans pojedynków (3 zwycięstwa, 4 porażki, 2 remisy). Pięściarz z Nowego Sącza zaledwie tydzień temu w rodzinnym mieście znokautował w 1. rundzie Czecha Pavela Siskę i od razu stanął do walki z Wawrzykiem. Wcześniej zanotował passę sześciu walk bez zwycięstwa (6 porażek i 2 remisy).
Były pretendent do tytułu mistrza świata wagi ciężkiej zaczął bardzo nerwowo. Bołoz od początku starał się narzucić mocne tempo i agresywnie nacierał na faworyzowanego rywala. Wawrzyk nie miał pomysłu, jak dobrać mu się do skóry i często klinczował. W drugiej rundzie wyglądało to już lepiej dla niedoszłego rywala Deontaya Wildera, bo boksował więcej lewym prostym. Ale na kilkadziesiąt sekund przed końcem tego starcia przyjął potężny prawy sierpowy Bołoza, który wprost ściął go z nóg. Wszystko wyglądało bardzo niebezpiecznie, bo Wawrzyk długo się nie podnosił. Na szczęście po kilku minutach doszedł do siebie i pogratulował zwycięstwa Bołozowi.
Ciężki nokaut i naprawdę bolesny upadek.
— Piotr Jagiełło (@KrolJagiello) September 30, 2022
Komentarz:
Piotr Jagiełło, Albert Sosnowski