{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Daniel Rutkowski: teraz sprzedaje się tylko patologia i debilizm
Filip Kołodziejski /
Zdania na temat freak fightów są w Polsce podzielone. Jedni zachwycają się fizycznym przygotowaniem influencerów, drudzy nie kryją niezadowolenia, że takie walki są oglądane przez setki tysięcy osób i cieszą się większą popularnością niż starcia zawodowców. W trakcie ostatniej gali Prime MMA 3: Street Fight triumf odniósł Daniel Rutkowski, były mistrz Polski w zapasach, na co dzień rywalizujący w KSW. W rozmowie z TVPSPORT.PL opowiedział jak odbiera nowe środowisko.
Wielki sukces Polaków w MMA! Znakomity wynik w ME organizacji GAMMA
Czytaj też:

Deontay Wilder kontra Robert Helenius w TVP Sport! Transmisja już w nocy z 15 na 16 października
Filip Kołodziejski, TVPSPORT.PL: – Przeanalizowałeś już ostatnią walkę?
Daniel Rutkowski, zawodnik KSW, PRIME MMA: – Nie było żadnych emocji. Traktowałem tę walkę jako sparing. Nie przygotowywałem się do niej. To pokazuje, jaki był poziom.
– Przywykłeś do nowego środowiska?
– Nie. Nigdy się to nie stanie. Nie rozumiem tego typu zachowań. Zamknąłem głowę. Nie chciałem używać wyzwisk i robić innych chorych scen. Zrobiłem swoje, zarobiłem pieniądze. Podszedłem do sprawy sportowo, kulturalnie.
– Da się w pełni wyłączyć?
– Potrafię uciec przed debilizmem. Wisi mi to, co robią inni. Nie będę przeżywał życia za inne osoby. Sportowców, którzy chcieliby walczyć w takich galach jest wielu. Trzeba jednak pamiętać, że dostaną się ci przyciągający najwięcej ludzi.
– Kilka dni temu pięściarz Kamil Szeremeta rzucił wyzwanie Amadeuszowi "Ferrariemu" Roślikowi. To ma sens?
– Internet bierze wszystko. Takie wypowiedzi się sprzedają. Ludzie przerzucają się wyzwiskami. Jest duża nagonka na świat freaków. Nie wiem, czy dojdzie do tego pojedynku, ale jeszcze może być głośno.
– To prawda, że w polskim zawodowym sporcie nie ma pieniędzy?
– Oj, w sportach olimpijskich ich brakuje. Jest trudno. Niby najlepsi mają zabezpieczenie, ale nie są to kwoty porównywane do piłkarzy czy tenisistów. U mnie nawet po dwudziestu sezonach harowania niekoniecznie jest tyle gotówki, że można leżeć i nie robić nic. Dużo zależy od tego, czy wywalczy się medal w trakcie igrzysk. Potem dostaje się emeryturę. To ułatwia funkcjonowanie, chociaż można liczyć na około trzy tysiące złotych.
FAME MMA. Ogromne emocje na konferencji!
Czytaj też:

Kamil Szeremeta rzucił wyzwanie YouTuberowi "Ferrariemu": prawdziwy sport wygra z patologią
– Andrzej Supron walczy o godne życie zapaśników?
– Stara się. Potrzeba jednak współpracy z telewizją i Internetem. Inaczej nie da się zaistnieć. Dopiero potem pojawiają się sponsorzy. W MMA jest łatwiej. Wystarczy dwadzieścia minut walki, by zaistnieć. I takie jest życie. We freak fightach przebitka płac jest nawet dziesięć razy wyższa niż w sporcie. Najgorsze jest zachowanie tych osób w trakcie konferencji i samych gal.
– Tam chodzi o podkręcanie atmosfery. Teraz liczą się tylko kliki. Sprzedaje się patologia i debilizm. Nie kultura i normalność. Zwykle zachowania są niezauważalne. To przykre. Wystarczy pokazać cztery litery w kierunku kamery i jest się rozpoznawalnym.
– Myślisz, że "źródełko" freaków się wyczerpie?
– Długo tak myślałem. Teraz nie do końca jestem pewny. Pojawiają się nowe pseudogwiazdy i influencerzy. Błyszczą, robiąc patologię. Zawsze będą mieli oglądalność. Trudno będzie to zakończyć. Dzieci już zawsze będą szły za nimi. Potem dostajemy wynik dobrej oglądalności, a pay-per-view znakomicie się sprzedaje. Trzeba przyjąć na klatę takie realia. Nie zamierzam się tym przejmować. Robię swoje. Sportowcy powinni edukować młodzież. Pokazywać, że to, co dzieje się w trakcie konferencji nie jest normą. W pewnym momencie każdy do tego dojrzeje. Pewnym granic się nie przekracza. Nie można ubliżać.
– W trakcie High League 4 swoją walkę miał Artur Szpilka. Nie krył zażenowania po zwycięstwie...
– Doskonale go rozumiem. U mnie wystąpiła podobna reakcja. Wcześniej nie śledziłem freaków. W Internecie normalność nie jest normalnością.
– Chcesz zostać w tym świecie?
– Walczę dla pieniędzy. Nie tracę zdrowia i nie daję obijać sobie głowy dla zasady i zabawy. To moja praca. Często bolesna. Trenowałem całe życie. Teraz przyszedł czas na wzbogacanie się.
– Jak wygląda funkcjonowanie w strukturach KSW?
– Jest normalnie. Wszyscy funkcjonują z szacunkiem do siebie i przeciwnika. Dominuje kultura i dobre zachowanie. Ludzie tam mają zasady. Nikt nikogo nie wyzywa. Widać jednak, że oglądalność jest zdecydowanie mniejsza.
– Sporty walki w Polsce zmierzają w dobrym kierunku?
– Dobrze się dzieje. Coraz więcej osób wskoczyło na wyższy poziom. Mamy gwiazdy światowego formatu. Jeśli ktoś się poświęci na maksa, może z tego czerpać korzyści. Należy jednak uważać na zdrowie. Tego nikt nam nie cofnie. Jeśli byłoby to tak łatwe jak uważa większość, to wszyscy byliby mistrzami.
– A jak ty trafiłeś do świata walk?
– Starsi bracia zaczęli chodzić na zapasy. Wzięli mnie na kilka treningów. Spodobało mi się. Zabawa od szóstego roku życia przerodziła się w profesjonalizm. Nie myślałem o innych dyscyplinach. Wszystko zaczęło się w Radomiu. Mam to miasto w sercu. Gdy zobaczyłem, że boom na zapasy ucichł, przerzuciłem się na MMA. To był dobry strzał.
Mayweather znokautował Asakurę i zarobił fortunę