Startujący w mistrzostwach świata w wyścigach długodystansowych Robert Kubica przyznał, że jego ambicją jest zwycięstwo w najbardziej prestiżowej imprezie cyklu. – Zakochałem się w Le Mans – powiedział 37-letni kierowca rezerwowy Alfa Romeo Racing Orlen w Formule 1.
– Dobiega końca pana pierwszy pełny sezon w mistrzostwach świata w wyścigach długodystansowych (WEC). Poziom jest dużo wyższy niż w European Le Mans Series, w którym startował pan w ubiegłym roku?
Robert Kubica: – Nie jest trudniej, jest po prostu inaczej. W ELMS stawka też była mocna, co widać było na przykładzie Le Mans. Tam w jednej imprezie spotkały się oba cykle i w pierwszej piątce znalazły się trzy samochody z ELMS. Teraz wszyscy koncentrują się na WEC, bo pojawiły się nowe kategorie, nowe teamy, nowe samochody. Ten trwający sezon jest jakby "sezonem zero", przygotowującym do kolejnych lat. Poziom jest niezwykle wysoki.
– Za nami pięć wyścigów, pozostała jeszcze jedna runda w Bahrajnie. Jak podsumowałby pan sezon?
– Były wzloty i upadki, ale wiadomo, że tak jest w sportach motorowych. W niektórych wyścigach wiodło się nam znacznie gorzej niż się spodziewaliśmy. Najsłabiej wyszło nam Fuji, to był nasz najtrudniejszy moment w całym roku. Brakowało nam tempa. Postaramy się zrekompensować to sobie w Bahrajnie. To trochę inna impreza niż pozostałe. Jest tam bardzo gorąco, szybko zużywają się opony. Byłem już tam w zeszłym roku, bo uczestniczyłem w dwóch ostatnich rundach WEC, więc wiem, czego się spodziewać. Wciąż możemy zająć drugie miejsce, musimy się postarać.
– W tym cyklu kilku kierowców rywalizuje w tym samym samochodzie. Jak wygląda taka współpraca?
– Na samym początku, kiedy przenosiłem się do Endurance, zastanawiałem się nad tym, bo do tej pory zawsze skupiałem się na sobie. W Formule 1 pracuje się na własny rachunek, wszystkie rozmowy z mechanikami prowadzi się z myślą o sobie. Oczywiście, zdobywa się punkty do klasyfikacji konstruktorów, ale przede wszystkim dla siebie. W Endurance inni kierowcy pracują na twój wynik. Trzeba umieć się z nimi dogadywać i znajdować kompromisy. Czasami jakieś ustawienie, które tobie najbardziej pasuje, zupełnie nie podoba się jednemu z kolegów i gdybyś postawił na swoim, w ogólnym rozrachunku straciłbyś więcej czasu niż zyskał. Ale przyzwyczaiłem się do tego.
– W Formule 1 rzadko kibicuje się innym kierowcom...
– W Formule 1 myśli się tylko o sobie. Kiedy słyszę, że ktoś mówi, że cieszy się, iż jego kolega z teamu zajął lepsze miejsce od niego, moim zdaniem po prostu kłamie. To ładnie brzmi, jest cenne z marketingowego punktu widzenia, ale trudno mi uwierzyć, że ktokolwiek lubi kończyć wyścig za swoim kolegą z teamu. W Endurance musisz pomagać kolegom, żeby byli jak najszybsi, bo oni pracują na twój wynik. To spojrzenie z zupełnie nowej perspektywy na wyścigi, ale też na siebie samego w roli kierowcy, zwłaszcza w momentach, kiedy akurat nie jest się w samochodzie. Cieszę się, że tego doświadczyłem.
– Które podejście jest trudniejsze?
– Każdy rodzaj sportu motorowego jest zupełnie inny, ale w każdym chodzi o to samo - żeby wycisnąć maksimum z tego, co ma się do dyspozycji. Jednak każda seria ma swoje wyjątkowe cechy i trudności. Kiedy startujesz w Formule 1, nie śledzisz żadnej innej serii. Jesteś na tym w pełni skoncentrowany, nie masz nawet czasu na nic innego. Kiedy pierwszy raz pojechałem Le Mans, to zmieniło moje życie. Trudno nawet o tym opowiedzieć, trzeba to przeżyć. To długi tydzień, emocje są ogromne, wiele się dzieje. Wyścig jest bardzo wymagający, może nie przez pierwszą godzinę, ale przecież trwa 24. Z drugiej strony rajdowe mistrzostwa świata (WRC) też są czymś wyjątkowym, to Formuła 1 rajdów.
– Jak godzi pan obowiązki kierowcy rezerwowego Formuły 1 ze startami w innych cyklach?
– Swój program wyścigów łączę z moją rolą w Alfa Romeo od 2020 roku, po sezonie spędzonym w Williamsie. W niektórych okresach jestem bardziej, w innych - mniej aktywny. Najtrudniejszy był 2020 rok, bo wtedy z powodu pandemii cały sezon został "ściśnięty" i w każdy weekend albo ścigałem się w serii DTM, albo byłem na Formule 1. Czegoś się wtedy nauczyłem. W tym roku trochę mniej zajmuję się Formułą 1, zdecydowanie więcej uwagi poświęcałem swoim wyścigom niż w przeszłości, one są dla mnie priorytetem.
– Gdzie pana zobaczymy w przyszłym roku?
– Mam już jakiś pomysł, ale rzeczywistość nigdy nie jest tak prosta, jak plany. Muszę przyznać, że zakochałem się w Le Mans, to coś wyjątkowego. Bez niego wyścigi Endurance nie byłyby tak atrakcyjne, to najważniejsza impreza sezonu. Jeśli chce się tam wygrać, trzeba startować w kategorii Hypercar, która już jest w cyklu, ale w przyszłym roku będzie więcej teamów i producentów, więc będzie większa konkurencja. Chciałbym startować w tej kategorii, ale nie wiem, czy to będzie możliwe. Jeśli nie, to mam nadzieję, że będę mógł spędzić jeszcze jeden sezon w LMP2, czyli na "zapleczu" najsilniejszych Hypercars, i mieć dobry punkt wyjścia na 2024 rok. Poczekajmy do końca sezonu, potem decyzje zapadną.
Jest wina, musi być kara. Red Bull złamał przepisy