{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
Lekkoatletyka. Marcin Lewandowski: na scenie chcę być tak jak na bieżni – mistrzem!
Filip Kołodziejski /
Legenda polskich biegów nie zamierza zwalniać tempa. Znowu powalczy o podia. W Bazie Lotniczej w Beji w Portugalii wystartowały Wojskowe Mistrzostwa Świata w biegach przełajowych. Marcin Lewandowski chce kolejnych medali! Poza tym spełnia się na nowych płaszczyznach, o czym powiedział w rozmowie z TVPSPORT.PL.
Odważna deklaracja Sułek: chcę poprawić rekord świata
Niedawno ogłosił zakończenie kariery, ale nie zamierza rezygnować z rywalizacji. Marzą mu się kolejne medale mistrzostw świata – tym razem w przełajach. – Do Portugalii przylecieliśmy walczyć o medal w sztafecie 4x2000 metrów. Mamy mocną ekipę w składzie: ja, Michał Rozmys, Sofia Ennaoui i Angelika Sarna. Gdy inne reprezentacje patrzą na listy startowe, to pewnie robią duże oczy. Bez kompleksów powalczymy o podium. Chcę wrócić do kraju z nagrodą. To kolejny etap życia. Jestem nakręcony – przekazał w rozmowie z TVPSPORT.PL.
"Lewy" nie ukrywa, że wielu biegaczy było zaskoczonych warunkami, które panują na miejscu, na południowym zachodzie Półwyspu Iberyjskiego. – Nie mamy warunków all inclusive, ale tego można było się spodziewać. Mieszkamy w jednostce wojskowej. Była zabawna sytuacja, bo dostałem telefon od chłopaków z zapytaniem, czy wziąłem do torby ręcznik. Po tylu wyjazdach na zagraniczne zgrupowania nie miałem takiego nawyku. Zawsze był w hotelu. Teraz okazało się, że na miejscu brakuje takich rzeczy. Nie ma też szwedzkiego stołu. Warunki są wojskowe, odbiegają od pięciogwiazdkowych hoteli, ale jest fajnie. Przyjechaliśmy tu przede wszystkim walczyć o medale. Otoczka schodzi na dalszy plan – kontynuował.
Multimedalista najważniejszych lekkoatletycznych imprez zupełnie zmienił sposób przygotowań do kolejnych startów. Zwolnił obroty, chociaż nadal pozostaje w treningowym reżimie. – Nie czuję presji. Teraz już tylko mogę. Nic nie muszę. Realizuję się dla Wojska Polskiego. Formy olimpijskiej już u mnie nie MA. Pogodziłem się z tym. Nie ma co tego ukrywać. Poza tym nie tęsknię za życiem na walizkach i za dalekimi podróżami. To naprawdę męczyło. W tym momencie mam do czynienia z innym rodzajem biegania. Zmieniłem sposób trenowania. Nawet, gdy zasuwam, to robię to w Szklarskiej Porębie, nie w Nowej Zelandii. Jest spokój w głowie. Zyskałem poczucie bezpieczeństwa. Jeśli stanie się coś złego w rodzinie, mogę wsiąść w samochód i będę na miejscu za około pięć godzin. Wcześniej nie był to możliwe. Nie zrezygnuję z ćwiczeń i sportu, ale czasy, w których spędzałem 300 dni poza domem minęły. Wielu sportowców wie, o czym mówię – stwierdził brązowy medalista mistrzostw świata z biegu na 1500 metrów.
Sprinter wpadł na dopingu. Surowa dyskwalifikacja
35-latek zdradził, jak mają wyglądać jego kolejne miesiące i lata. Otwarcie przyznaje, że kibice nie powinni się spodziewać u niego rekordów życiowych, chociaż nadal pozostanie w grze o medale. – Na tę chwilę rywalizuję dla Wojska Polskiego. To dla mnie bardzo ważna kwestia. Zaczynam od przełajów, ale nie mam zamiaru na tym kończyć. Kolejny rok przyniesie następne imprezy. Chciałabym się tam pokazać i zasuwać. Dzięki temu jestem ciągle na powierzchni. Cały czas pozostaję w otoczeniu sportowców. Z częścią spędziłem naprawdę dużo lat. Poza tym zawodnicy z innych krajów podchodzą, proszą o zdjęcia. Znają mnie z bieżni. To miłe. Przez szesnaście lat wywalczyłem sporą liczbę medali. Przeczytałem kiedyś komentarz, że mógłbym własne nagrody podzielić na dziesięć osób. To bardzo cieszy.
Lewandowski miał już chwilę czasu, by z dystansem spojrzeć na sytuację na polskiej bieżni. Czy obawia się zatem o przyszłość młodzieży? – Różnie może być. Widać, że się rozpędzają. Biegali wyniki 1:44, co jest kosmicznym rezultatem. Szkoda, że wkradły się kontuzje. Oby tak znakomite występy nie okazały się jednorazowym strzałem. Jedno zwycięstwo nic nie da. Trzeba być bardzo regularnym i ciężko pracować. Na najwyższym poziomie nie mam nic za darmo. Na szczęście widać, że Polacy mają potencjał. Trzymam kciuki za powtarzalność. Michał Rozmys wygląda bardzo dobrze, na razie chyba najlepiej ze średniodystansowców. Dobrze biegał w mistrzostwach Europy i świata. Chociaż warto pamiętać, że jedna osoba to dużo za mało. Liczę, że poziom, który narzuciliśmy przez lata z Adamem Kszczotem uda się dogonić, a tradycje medalowe będą podtrzymywane! – dodał pełen nadziei.
Mistrz Europy, urodzony w Szczecinie, od niedawna otwarcie mówi o wejściu w świat biznesu. Chce rozwijać się w nowym środowisku. Kilka dni temu spotkał się nawet z Robertem Korzeniowskim, by usłyszeć kilka rad od starszego kolegi. – Być może zaczniemy wspólnie działać, kto wie... Robert to legenda sportu, ale też osoba, która bardzo dobrze radzi sobie w biznesie i się nie zatrzymuje. Pokazał, że sportowcy też mogą wiele zdziałać. Chcę się od niego uczyć. Chcę wyciągać wnioski z popełnionych błędów. Czerpię inspirację od osób, które przeżyły więcej ode mnie i mają większy bagaż doświadczeń. Liczę, że to u mnie zaprocentuje w kolejnych latach. Dobrze jest posłuchać ludzi mądrzejszych ode mnie – podsumował.
Nie ukrywa także, że planuje z impetem wejść w świat... coachingu. W ostatnich miesiącach próbował sił jako ekspert przed kamerami. Twierdzi, że to zajęcie, które go zadowala i zamierza brnąć w tym kierunku. – Postawiłem mocno na własną przyszłość. Przeżyłem dużo rozczarowań po zakończeniu kariery. Myślałem, że będzie łatwiej w wielu kwestiach, ale nie do końca tak jest. Na rozpoznawalne nazwisko pracowałem prawie dwie dekady. Po raz kolejny sprawdza się powiedzenie: "Umiesz liczyć? Licz na siebie!". Bardzo chcę się skupić na wystąpieniach publicznych i mowach motywacyjnych. Uczestniczę w długim szkoleniu przygotowywanym przez Kamila Koziela. Spotykamy się często na żywo. Widzę efekty. Na scenie chcę być tak jak na bieżni – mistrzem! Nie krępuję się przed kamerami i mikrofonami. Nie czuję presji. Dobrze czuję się wśród ludzi. Miałem test w trakcie lekkoatletycznych mistrzostw świata jako ekspert w Telewizji Polskiej. Zdarzyło mi się też komentować zmagania. Żyję sportem. Czuję ekscytację, gdy biorę udział w takich projektach. Chcę wejść w świat biznesu z kopyta. Wiem, że to wymaga czasu, ciężkiej i żmudnej pracy, ale nie boję się tego, bo tak wygląda większość mojego życia – zakończył.
Kto komu spija śmietankę? Trwa "spór" o gwiazdę MŚ