5 grudnia w Trybunale Arbitrażowym ds. Sportu kluczowe przesłuchania w sprawie, która może wywrócić ład w światowym narciarstwie. Przedstawiciele czterech państw, w tym m.in. Austrii, uważają, że ostatnia zmiana władzy w Międzynarodowej Federacji Narciarskiej (FIS) odbyła się niezgodnie z prawem. To sporo mówi o nastrojach wewnątrz organizacji. A wiele przecież jeszcze nie powiedziano.
WARTO PRZECZYTAĆ: POLSKI TALENT SKOKÓW OTWARCIE O MARZENIACH. "KRYSZTAŁOWA KULA"
Zmiana władzy w FIS odbyła się w czerwcu 2021 roku. Po wygranym głosowaniu szwedzki multimilioner Johan Eliasch zakończył wieloletnie, zdaniem części środowiska zdecydowanie za długie panowanie Giana Franco Kaspera. Miesiąc później legendarny działacz zmarł. A Eliasch zaczął nowe porządki, które – pomimo początkowego entuzjazmu, także z polskiej strony – nie zawsze okazują się kolorowe. Według naszych informacji, FIS po nowemu jest na razie organizacją raczej chaotyczną, w której nastąpiło duże ukierunkowanie na kwestie majątku. To po to m.in. podniesiono argument przeprowadzania mistrzostw świata w poszczególnych dyscyplinach nie co dwa lata, ale każdej zimy. Te plany jeszcze się nie zmaterializowały, ale świat nart właśnie zaskoczył się po raz kolejny. Otóż bez większych konsultacji ze społecznością międzynarodową wierchuszka federacji ogłosiła niedawno chęć powołania do życia tzw. FIS Games – imitacji mistrzostw, która od 2028 roku (albo 2024, w zależności od sprawczości logistycznej) zawierałaby w sobie wszystkie sporty, w dodatku w jednej lokalizacji. Jak słyszymy, pomysłodawcom najprawdopodobniej chodzi o kreację dodatkowej kategorii imprezy, którą można by sprzedać na rynek sponsoringu i praw telewizyjnych. Takich mikro igrzysk. Co najważniejsze, spieniężanych bezpośrednio przez FIS, a nie przy pomocy pośredników, których rola dotąd nie podobała się Eliaschowi. Centralizacja finansów była jednym z jego punktów, które wypisał na przedwyborczych sztandarach.
Tyle że wielkie zamiary to jedno. Bo równocześnie na niespełna miesiąc do startu pierwszych Pucharów Świata (alpejczycy zaczynają go już 22 października w Soelden) komisja marketingu nie była nawet w stanie podać dokładnych wytycznych brandingowych dla organizatorów. Jak i w co ma zostać udekorowana skocznia nie wiedzą również nadal w Wiśle (PŚ 5-6 listopada). Ani które przestrzenie i komu mogą jeszcze zaoferować, a komu nie z powodu wyłączeń branżowych. Tych też nie podano. Zainteresowanie tematem i presja jest tak wielka, że na ostatnim spotkaniu tego zespołu słuchacze omal nie mieścili się w sali. A to nie koniec. Władze FIS nie sprzedały nadal nawet połowy pakietów reklamowych, krytycy wytykają ludziom Eliascha nieporadność i oderwanie od rzeczywistości. Oraz wielkie ego. Wiele spraw odkłada się na później i rzekomo zamiata pod dywan. Komunikacja z szefostwem FIS namaszczonym przez Eliascha ma być trudna i nieszczera. Ale zawsze życzliwa w wysyłanych e-mailach, tyle tylko, że bez konkretów. Taka na kształt filmowego "oddzwonimy do pana" z "Poranku Kojota".
TO TRZEBA WIEDZIEĆ: OD SEZONU 2023/24 WIELKIE ZMIANY W KONTROLI SKOCZKÓW
Nawet jeżeli nie wszyscy sprzymierzeńcy Szweda wyrażają te poglądy głośno, próbując jeszcze uprawiać politykę, to poziom irytacji sytuacją światowego narciarstwa przez ostatni rok urósł do niebezpiecznych rozmiarów.
Eliasch ma jednak na głowie jeszcze jeden problem. Przeciwko jego prezydenturze właśnie toczy się sprawa w Trybunale Arbitrażowym ds. Sportu (CAS). Założyły ją cztery federacje, w tym narciarskie potęgi: Szwajcaria, Austria, Niemcy i Chorwacja. Ich szefowie uważają, że ostatnie wybory władz odbyły się nielegalnie, tzn. z pominięciem szwajcarskiego prawa dotyczącego stowarzyszeń. W skrócie: nie było możliwości głosowania przeciwko niemu, a jedynie za, nawet pomimo że do stanowiska aplikował jeden kandydat. Niewypełnioną kartę traktowano jako głos nieważny, podczas gdy w statucie FIS zapisane jest, że do ważności głosowania potrzebne jest każdorazowo ponad 50 procent. Początkowo wokół kontrowersji dyskutowano w korytarzach, później zaczął tworzyć się oficjalny front. Aż wreszcie teraz wykonano ruch z CAS, w którym 5 grudnia odbędą się przesłuchania świadków. Prawdopodobnie wezwani zostaną również ludzie z PZN.
FIS w czerwcu na swojej stronie internetowej powiadomiła w komunikacie, że zdaniem władz federacji nie złamano prawa. Mieli to przeanalizować wynajęci prawnicy. W tym samym czasie Reuters zacytował sekretarza generalnego austriackiej federacji, Christiana Scherera, który powiedział, że obowiązkiem stowarzyszeń jest zapewnienie przestrzegania procedur podczas każdych wyborów, zwłaszcza w przypadku tylko jednego kandydata.
– Chcemy legalności i chcemy mieć pewność, że wybory zostaną odpowiednio zweryfikowane. Chcemy tego na teraz, ale także na przyszłość – powiedział, dodając, że ten sprzeciw ma również na celu ochronę innych federacji, gdyby w nich również zdarzyły się wybory prezydenta z tylko jednym kandydatem.
Jakie szanse mają buntownicy na wygranie sprawy? Podobno nie za duże, ale sam fakt takiego zamieszania już na początku rządów Eliascha kładzie cień na jego działalność. Bo jeszcze niedawno wiązano z nią duże nadzieje. Co równie istotne, według naszych źródeł wkrótce Szwed i sama FIS może mierzyć się z kolejnymi kłopotami w CAS. Oby tylko nie okazało się, że wojenki administracyjne któregoś dnia zupełnie nie przesłonią pracy na rzecz sportu. Bo podobno to o nią chodzi głównie w federacji.