Zatrudniliśmy psychologa z polecenia prof. Jana Blecharza. Przyszedł, poznał skoczków, przyjrzał się i powiedział: to, jakie narzędzia sam z siebie wykształcił Piotr Żyła, jest genialne. Ale zawsze, to już moja opinia, jest coś do poprawy – mówi w obszernym wywiadzie dla TVPSPORT.PL trener polskiej kadry narodowej Thomas Thurnbichler. Jest o domu, którym stał się Kraków, Sztokholmie, który stał się wyrocznią latania Dawida Kubackiego, a także Planicy, gdzie widział skok tak genialny, że zaparło mu dech. Wykonał go Kamil Stoch.
NIE PRZEGAP: WE WTOREK I ŚRODĘ MISTRZOSTWA POLSKI W SKOKACH W ZAKOPANEM!
MICHAŁ CHMIELEWSKI, TVPSPORT.PL: – Miałeś już kilka okazji, żeby machnąć polską flagą w zawodach. Dalej ciąży?
THOMAS THURNBICHLER: – Na szczęście coraz mniej. Chociaż Wisła i debiut w gnieździe trenerskim jako ten główny szef kadry tak dużej reprezentacji rzeczywiście był stresujący. Chociaż nie, to chyba złe słowo.
– To jakie jest dobre?
– Sam nie wiem, jak to powiedzieć. To był ważny dzień. Czułem to całym sobą, ale stres kojarzy się z jakimś strachem. A ja byłem bez umiaru podniecony i podekscytowany.
– Gdy umawialiśmy się na tę rozmowę, powiedziałeś: "spotkajmy się możliwie najwcześniej, mam pierwszy wolny weekend w Krakowie od nie pamiętam kiedy". Robota trenerska jest aż takim pożeraczem czasu?
– Proszę cię, za chwilę zaczyna się Puchar Świata i roller coaster, z którego wysiądziemy dopiero w kwietniu. Muszę się tym miastem nacieszyć! Ale lato faktycznie też nie było lekkie. Trenowaliśmy w różnych miejscach na obozach, odbywały się zawody, ostatnio braliśmy udział w nagrywaniu reklam w Warszawie, dopiero wróciliśmy z Planicy. I tak w kółko. Nawet jeśli dzisiaj mogę włożyć swoje ubrania i pójść na kolację z dziewczyną, to trenerem jesteś 24 godziny na dobę. Albo może ja inaczej na razie nie umiem.
– To Polka?
– Nie, ale mieszka tu już pięć lat. No i poznaliśmy się tutaj.
– Uprzedziłeś ją już, że od listopada znikasz?
– Tak. Mam też jakieś doświadczenie z ubiegłego roku, z Austriakami też dużo wyjeżdżałem na zawody. Jednak sam jestem ciekaw, jak to będzie, gdy w pełni odpowiadam za całą grupę, a nie pozostaję w cieniu. W cieniu zawsze się łatwiej stoi, ale to się skończyło. Czeka nas mnóstwo pracy, mnóstwo odpowiedzialności, mnóstwo wysiłku. Z drugiej strony, pół roku z tą ekipą upewniło mnie, że w sztabie mam genialnych ludzi. To bezpiecznik, na wypadek gdybym złapał zadyszkę.
– Wiosną Krzysztof Biegun opowiadał mi historię o treningu, na który go zabrałeś. Wszyscy najwięksi w dresach, witacie się z nimi, po czym przekazujesz mu: dobra, Krzysiek, dzisiaj ty tu rządzisz, a ja się przyglądam. Przyznał, że wtedy zdębiał.
– Dzisiaj już nie dębieje. To nasza normalność.
– Czemu tak? Tak łatwo oddajesz kierownicę?
– Nie wiem tego na pewno, tylko mi się wydaje, ale przypuszczam, że do tej pory było tutaj tak, że to główny szkoleniowiec ciągle był postacią numer jeden. Ja tak nie chciałem. Od początku założyłem, że do funkcjonowania tej grupy konieczna jest oczywiście moja kontrola, ale jednocześnie szeroki zespół fachowców. Oni uczą się ode mnie, ale tak samo ja od nich, bo nie wiem wszystkiego. Lubię słuchać o innych spojrzeniach na tę samą sprawę. Uważam, że taka droga rozwija nie tylko skoczków, ale też wszystkich, którzy pracują dla dyscypliny. Tak jest też po prostu fajniej. Trenerzy czują się docenieni, istotni, motywuje to ich. I na tym też mi zależy. Zaufanie to słowo klucz.
– Czy to jest realizacja pomysłu o sięganiu w dół systemu szkolenia, o którym rozmawialiśmy wiosną?
– Zalążek.
– Pytam, bo u nas był już taki jeden trener, który miał wyjść do środowiska szkół, klubów itd. A skończyło się tak, że gdy kadra A trenowała na Wielkiej Krokwi, to ze strachu przed szpiegami zamykał skocznię na kilka dni.
– Po wyborach władz w PZN, już z Adamem Małyszem-prezesem, mieliśmy ciekawą rozmowę na temat tego, co można by usprawnić w polskich skokach. Obaj doszliśmy do wniosku, że otwarta kadra to podstawa. Ale również, że na polskie realia nie trzeba zrzucać bomby, tylko gdzieniegdzie je zmodernizować. Na przykład edukując trenerów młodzieży, bo tej wiedzy nigdy nie jest dość. Nie stanę dzisiaj, żeby krzyczeć, że zbawię wszystkich, bo byłbym głupcem. Ale jeśli mogę wnieść jakąś swoją cegiełkę, spróbuję to zrobić. Nie od razu. Krok po kroku, pomalutku. Nowa ekipa w zarządzie jest chętna i otwarta na pomysły.
– Polska myśl szkoleniowa – czy na powstaniu tego wam zależy?
– Czy ja wiem, żeby od razu to musieć jakoś nazywać? Mnie wystarczy, żeby w ramach jednego kraju wszyscy po prostu grali do jednej bramki. Taktyki mogą być różne.
– Jesteś w Polsce pół roku. Co cię dotąd najbardziej zaskoczyło?
– Że wszyscy są tak otwarci na moje pomysły. Bałem się tego, w Austrii każdy myśli, że wie najlepiej. Wy umiecie słuchać. Wiele osób pomagało mi się zapoznawać ze środowiskiem, z miejscami, było na każdą prośbę. Początki były fantastyczne. Teraz czuję się już swój. Wiesz, na czym się ostatnio złapałem? Jechałem skądś samochodem, minąłem tabliczkę "Kraków" i pomyślałem: o, dom. Dom to słowo, które ma dużą wagę. I ten dom jest już tutaj.
– A jak długo zajęło ci złapanie realnej więzi ze skoczkami?
– To cały czas trwa i pewnie się nie skończy. Więzi przecież nie przestają się budować, grupa jest spora, a w niej każdy ma inny temperament. Ale moment, w którym zobaczyłem, że wierzą w trening i w zespół, przyszedł błyskawicznie. To też było zaskakujące. Oni byli głodni zmiany, nowości, pracy.
– Usłyszałeś od nich, że wprowadziłeś jakąś rewolucję?
– Nie. Ale nie wiem do końca czy powinienem? Koniec końców nie wymyśliliśmy przecież koła na nowo.
– Po co zatem zmieniać trenerów w sporcie?
– Odświeżenie, nacisk na inne elementy. Często tyle wystarczy, żeby poczuć, że następuje jakiś nowy początek.
– Za wami lato, czyli czas testów. O sprzęcie pogadamy za chwilę, ale interesuje mnie, jak ty sam siebie przetestowałeś w nowej roli.
– Z rolą trenera czy szefa nie było kłopotu, bo jeszcze zanim zacząłem w ogóle rozmawiać z Polakami o możliwości pracy, miałem pewność, że potrafię zarządzać grupą i jej przewodzić. To wyjście z cienia było chyba największą szkołą. Przecież tylu wywiadów, co od wiosny tutaj, nie udzieliłem przez całe poprzednie życie.
– Na Pucharze Świata w Wiśle przekonasz się dopiero, co to jest wyjście z cienia!
– Ilu tam będzie reporterów? 50? 100?
– Coś koło tego.
– Oho, czyli rzecznik prasowy, którego zatrudnił właśnie związek, przychodzi w samą porę. Ale będziecie dla mnie mili, dobrze? Chociaż na początku.
– Co po tym lecie uważasz za największy sukces?
– Dawid Kubacki wygrał Letnie Grand Prix, ale to widzieliście w telewizji. Z mojej perspektywy jednak chodzi o co innego. Gdziekolwiek się pojawialiśmy, mogliśmy rotować składem i nadal o coś walczyć. Różnice w poziomie sportowym się naocznie zmniejszyły. Nie baliśmy się rywalizacji, istnieliśmy w czołówce. Grupa Maćka Maciusiaka nie stoi i patrzy, tylko chce podgryzać liderów. Młodsi ciągną w górę i nie boją się aspirować. A zaznaczę, że mając dwóch skoczków na tym samym poziomie, zawsze na zawody będę chciał wybierać młodszego. Latem udało nam się też wykonać postępy w obszarach, w których wcześniej zdiagnozowaliśmy rezerwy. U Dawida to lot.
– Widziałeś nagrania jego skoków sprzed dekady?
– Jasne. To niebywałe, jak od tamtej pory poprawił się w tym elemencie. I uwielbiam, jakim jest bystrzakiem. Jest dociekliwy, analityczny. Zgodził się z nami, że w locie ma wciąż najwięcej do ugrania i wszedł w doskonalenie tego elementu całym sobą. Wykupiliśmy łącznie 50 godzin zajęć w tunelu aerodynamicznym w Sztokholmie, który dmucha powietrze pod kątem 45 stopni i najlepiej odwzorowuje warunki w skokach. Jeżdżą tam wszyscy, to też mekka fanów skoków w wingsuitach. Wykorzystaliśmy już ok. 35 godzin w trakcie dwóch wizyt. Chłopaki spędziły tam w powietrzu więcej czasu niż przez cały sezon na skoczniach, bo – umówmy się – skok to jakieś sześć sekund lotu, a jednym w treningu na skoczni wykonasz pięć prób i koniec. Mam wrażenie, że Dawid non stop rozmawiał z trenerami, którzy tam pracują. Ciągle mu było mało, nieważne czy z nartami i w kombinezonie, czy po prostu "saute", czyli w dresie. Taki to jest człowiek. Dostał okazję i wycisnął ją do końca.
– Takie nastrojenie się wystarcza na całą zimę?
– Oby. Należy jednak pamiętać, że w powietrzu nie zrobisz niczego, jeżeli wcześniej nie ustawisz pozycji dobrym odbiciem. Jeśli tam stracisz balans i popełnisz błąd, cała nauka latania jest na nic. I o tym też musimy pamiętać.
– Mówimy dużo o Dawidzie. A co z pozostałymi?
– Oglądasz przecież skoki, to wiesz, że Kamil Stoch ma czarny pas z latania. To niezależny obiekt latający, król. A też skorzystał ze Sztokholmu. Nie dalej jak ostatnio w Planicy wykonał taką próbę, że zaniemówiłem. To było piękne. Powiedziałem wtedy, że dostąpiłem zaszczytu, móc widzieć coś takiego na żywo. Poza nim Paweł...
– Zaczekaj. Czy to był najlepszy skok, jaki widziałeś tego lata u wszystkich Polaków?
– Trudno to porównać, bo są różne dni, różne okresy treningowe i różne skocznie. Wielu z nich zaliczyło przynajmniej kilka skoków, po których odejmowało mowę. Natomiast gdyby w konkursie Pucharu Świata Kamil wykonał dwa takie skoki, byłby nie do pokonania.
– Przerwałem wątek o Pawle, przepraszam.
– Mówiłem o tym, że Wąsek czy Piotrek Żyła to skoczkowie, po których postęp w locie też widać gołym okiem. A to o tyle nie są puste słowa, że po pierwsze – mówią mi o odczuciach, a po drugie – mam nagrane ich skoki z wiosny i z teraz. Paweł jest wielkim pracusiem, zrobił na mnie wrażenie. Umie słuchać i wdrożyć to na skoczni. Wykonał duży krok w stronę najlepszych na świecie, stał się konkurencyjny i pewniejszy siebie. Z drugiej strony, takie przechwałki mogą się źle zestarzeć, jeżeli zimą nie potwierdzą tego wyniki. W tej chwili jednak mogę z czystym sumieniem być optymistą.
– Czy mając tak trudne doświadczenie na skoczni, jakie spotkało kiedyś Pawła, da się pracować nad tym, żeby wyrzucić je do kosza? To żadna tajemnica, że po ciężkim wypadku zdarzało mu się czuć lęk przed skokiem.
– Takim wydarzeniem jesteś naznaczony na zawsze. Jedyne, co możesz zrobić, to budować się poprzez konsekwentną walkę z takimi myślami. Każdy udany i bezpieczny skok w trudnych warunkach sprawia, że stajesz dalej od demonów. O tym nie mówi się wiele na skoczniach, czasem ukrywa upadki przed opinią publiczną, ale przez lata kariery wielu zawodników groźnie upadało. To nie wylatuje z głów. Ale da się to głębiej schować.
– Wiesz, że trenerzy kadr narodowych w Polsce zgłaszają cele wynikowe do ministerstwa sportu?
– Tak.
– Co wpisałeś? Co będzie dla ciebie sukcesem?
– Niezależnie od tego, jakie mamy oczekiwania, to jest doskonały moment, żeby odwrócić to pytanie!
– Słucham.
– Nie, ja słucham, a ty mów: co dla was, dziennikarzy, byłoby sukcesem? Ciekawi mnie to o tyle, że to jest bardzo trudne – zdefiniować słowo sukces. A już szczególnie, pamiętając przebieg poprzedniej zimy w wykonaniu polskiej kadry skoczków.
– Brak frustracji i zniecierpliwienia, to już byłoby coś. Tylko że tego nie można wpisać na kartkę dla ministra. A jeśli mowa o liczbach, to zapewne trzech Polaków w TOP10 klasyfikacji generalnej PŚ, do tego kolejni, którzy potrafią nawiązać walkę o coś w konkursach, od czasu do czasu sprawiając jakąś niespodziankę. Mocna drużyna, która staje na podium. Jakieś zwycięstwa. Cholera, to rzeczywiście trudne.
– Właśnie. Ale czuję podobnie: chcę zobaczyć, że potrafimy walczyć o zwycięstwa, o podia, o dobre wrażenie, o kontakt z najlepszymi. W sporcie nigdy nie wiesz, jakie zajmiesz miejsce, bo od tego są zawody. Chcę też widzieć w ekipie motywację. Tego też nie wpiszesz na kartkę dla ministra.
– Psycholog, którego zatrudniliście, jest właśnie od motywacji?
– Nie tylko.
– Zamieniam się w słuch.
– To żadna tajemnica, że część skoczków już wcześniej pracowała z psychologami. Niektórzy mocniej, inni mniej, niektórzy nadal mają indywidualne wsparcie. I to jest super. Uważamy jednak, że taka postać w grupie może funkcjonować dla trochę innych celów: pomóc rozwiązywać problemy na bieżąco, być wsparciem, odskocznią dla myśli i motywatorem. To żaden nakaz, żeby spędzać z nim teraz zegarową godzinę w gabinecie. Bez presji, to jedynie nowa możliwość. Przy czym nie mówię wyłącznie o zawodnikach. Przecież my w sztabie szkoleniowym też jesteśmy ludźmi. Też przeżywamy naszą pracę, też potrzebujemy konsultacji; wiedzy o tym, jak rozumieć zawodników itd. Daniela Krokosza polecił nam prof. Jan Blecharz. To najlepsza rekomendacja.
– Co Krokosz powiedział o Żyle?
– Że jest genialny w metodach i narzędziach, które sam dla siebie opracował. Bo zbudował je samodzielnie. I działają.
– Jego maska śmieszka w mediach jest tylko jednym z dowodów. Wystarczy z nim porozmawiać przy wyłączonych mikrofonach.
– Otóż to. To bardzo kumaty facet.
– Czy był w tej grupie ktoś, kogo w duchu od razu szczególnie polubiłeś?
– Jasne. To też moje nowe doświadczenie z pracy jako szef grupy – że mając stały kontakt z tak wieloma osobami, mówienie o grupie jest tylko powierzchowną częścią prawdy. Chociaż razem skaczą, podróżują i dźwigają ciężary, to każdy z nich wymaga oddzielnego podejścia. I tego nie musisz się uczyć, to aktorstwo samo przychodzi – że z jednym gadasz w taki sposób, odwracasz się do drugiego i od razu zmieniasz ton, słownictwo, mimikę twarzy. To zabawne, ile sami w sobie mamy różnych twarzy. Oraz ilu nadal nie znamy.
– Jaką trzeba mieć twarz przy Christianie Katholu, nowym kontrolerze sprzętu w Pucharze Świata?
– Można się uśmiechać, bo to dobry człowiek.
– Czyli idą spokojne czasy w skokach?
– Było latem trochę zmian w sprzęcie, ale Kathol odbył mnóstwo rozmów ze sztabami. Doceniłem jego pracę i jestem dobrej myśli. Wierzę, że zimą – tak jak to było latem – nie będzie patrzył na nazwiska i flagi przy nich, a jedynie na sprzęt. Kamila Stocha w Hinzenbach zdyskwalifikował, chociaż za krótkie rękawy kombinezonu ani trochę nie pomagały. Nie miało znaczenia, że wygrał trzy złota w igrzyskach. Podążał za regulaminem, a my się kajaliśmy, bo to była nasza wina. Chciałbym – i powtarzam to również chłopakom – żeby FIS utrzymał poziom fair play, jaki widzieliśmy w Letnim Grand Prix. Na tyle wysoki, żebyśmy zimą skupili się wyłącznie na naszej pracy zamiast wszelakich dyskusjach o tym, kto w czym skacze. W Austrii dyskusje o domniemanych oszustwach rywali były nie do zniesienia. Sztab Alexa Pointnera w Vancouver tak się zapieklił na wiązania Simona Ammanna, że stracił kontrolę nad tym, co sami mają do zrobienia. Tego należy się wystrzegać, szczególnie że wiele z tych niby kontrowersyjnych tematów jest grą pod zamieszanie, a nie łamaniem reguł. To Christian Kathol będzie sędzią i jego wyroki będziemy traktowali jako słuszne. Bo w coś i komuś trzeba wierzyć. W skokach z ostatnich lat za dużo było wojenek. Nikomu to nie jest na rękę, a już na pewno nie wizerunkowi dyscypliny.
– Mamy połowę października. Jesteście już zabezpieczeni sprzętowo na zimę?
– Tak. Wszystko jest pomierzone, poprzykręcane i czeka na Wisłę. Do 4 listopada i pierwszych kwalifikacji mamy jeszcze do wykonania pracę. Podświadomie jednak odliczamy do dnia, w którym w końcu na poważnie zaczniemy walczyć. I weryfikować optymizm.
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. w likwidacji (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* (1009 firm) oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP (88 firm), w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.