Środowisko polskich skoków narciarskich musi się pogodzić z kolejną stratą. Rezygnacja Kamili Karpiel może przysporzyć kłopotów, a przypływ nowych twarzy w reprezentacji jest ograniczony. Jak wygląda sytuacja u kobiet przed startem sezonu? Więcej w tej sprawie powiedział Jakub Kot, trener odpowiedzialny za pracę z grupą dziewcząt w SMS Zakopane.
Filip Kołodziejski, TVPSPORT.PL: – Podział kadry na dwie grupy przynosi efekty?
Jakub Kot: – Spodziewałem się, że będzie to wyglądało nieco inaczej. Liczyłem na inne efekty. Nie powiem, że jestem rozczarowany, ale miałem nadzieję, iż wszystko pójdzie w innym kierunku. Wyniki nie są adekwatne, do tego, ile pracy, pieniędzy i wysiłku wkładamy w przygotowania. Nie ma jednak co publicznie rozgrzebywać pewnych kwestii. Niektóre tematy trenerzy muszą rozwiązać między sobą. Na tę chwilę najlepiej prezentuje się Nicole Konderla. Poza nią jest pustka.
– Dlaczego tak się dzieje?
– Jest widoczny duży dystans między zawodniczkami. Trochę to boli. Szkoda. Na niektóre ze skoków trudno się patrzy. Brakuje belek na obiektach, by zwiększyć rozbieg i czekać na dłuższe próby. Nie wygląda to dobrze. Chcieliśmy w PZN-ie zrobić zmiany. Pomysły były w porządku. Rzeczywistość jednak zweryfikowała wszystko. Ci, którzy w tym siedzą, wiedzą, że są jeszcze braki. Poczekajmy, co przyniesie zima. Jest jeszcze duże pole do popisu.
– W dodatku kilka tygodni temu w świat poszła informacja o zakończeniu kariery przez Kamilę Karpiel. To kolejny cios?
– Szkoda zawodniczki jej pokroju. Miała pojęcie o tej dyscyplinie. Dysponowała bardzo dobrymi warunkami fizycznymi. Trudno znaleźć drugą skoczkinię z taką szybkością, dynamiką, drygiem w nogach. Niektóre zawodniczki mogą trenować całe życie i nigdy nie osiągną tego, co Kamila ma naturalnie. Zrezygnowała w momencie, w którym mogła spróbować sił m.in. w Uniwersjadzie. Nie da się jednak osiągać sukcesów, nie trenując na sto procent.