{{title}}
{{#author}} {{author.name}} / {{/author}} {{#image}}{{{lead}}}
{{#text_paragraph_standard}} {{#link}}Czytaj też:
{{link.title}}
{{{text}}}
{{#citation}}{{{citation.text}}}
PŚ w skokach. Siedem nazwisk na siedem dni do inauguracji. Komu warto się przyglądać?
Antoni Cichy /
Już za siedem dni kwalifikacje do pierwszego konkursu Pucharu Świata w skokach narciarskich w sezonie 2022/23. A jak nowy sezon, to i nowe twarze, na które warto patrzeć. Choć niektórzy na najwyższym poziomie już startowali, tej zimy mogą wypalić. Komu warto się przyglądać?
Polak przeskoczył skocznię w Planicy. Ma 15 lat! [WIDEO]
Czytaj też:

Skoki narciarskie. Rewolucja w polskich nartach? "Nie konkurują z FIS", przynajmniej oficjalnie...
Za siedem dni będziemy się emocjonować pierwszymi skokami w Pucharze Świata. Niecodziennie, bo na igelicie. Tylko tory najazdowe będą zmrożone. Tak ma wyglądać inauguracja na skoczni im. Adama Małysza w Wiśle. I jak zawsze, wszyscy starają się wytypować zwycięzców, przewidzieć, kto może włączyć się do walki o wygraną.
Kilka nazwisk jest oczywistych, bo w gronie faworytów będą oczywiście Ryoyu Kobayashi, Karl Geiger, Dawid Kubacki, pewnie też Kamil Stoch i Piotr Żyła. A kto może zaatakować z drugiego szeregu? A może niekoniecznie drugiego, bo część z niżej wymienionych zawodników pokazywała już, na jak wiele ich stać.
Komu zatem warto się przyglądać nadchodzącej zimy? Oto kilka propozycji. W tym nasze, polskie.
Daniel Tschofenig (Austria)
– W skokach nigdy nie ma nic na pewno. Ale na pewno ten chłopak ma wszystko, żeby dla mojej ojczyzny być takim Kraftem bis. I tej zimy możemy wszyscy się o tym przekonać – powiedział o nim trener Polaków, Thomas Thurnbichler. Pracowali razem jeszcze niedawno. Zeszłej zimy Daniel Tschofenig otarł się już o podium w Zakopanem i regularnie punktował. Latem na cztery starty tylko jeden skończył poza Top 10, bo był jedenasty. Ma potencjał, by walczyć o podia i zwycięstwa nadchodzącej zimy.
Ren Nikaido (Japonia)
Nowa twarz w japońskiej kadrze, ale Ren Nikaido może namieszać. Niech świadczy o tym fakt, że kilka dni temu został mistrzem Japonii i pokonał samego Ryoyu Kobayashiego. Trudno o lepszą rekomendację. Latem też spisywał się wybornie, choć oczywiście obsada zawodów choćby w Rasnovie nie powalała. Ale i tak zwycięstwo w debiucie robi wrażenie. Wystartował w trzech konkursach i zajął piąte miejsce w klasyfikacji generalnej ze 159 punktami. 21-latek to z pewnością jeden ze skoczków, którym warto przyglądać się nadchodzącej zimy z największą uwagą.
Paweł Wąsek (Polska)
Był Austriak, był Japończyk, ale czemu to Polak nie miałby zadziwić świata skoków? Paweł Wąsek latem był numerem trzy w naszej kadrze. Letnie Grand Prix zakończył na czwartej pozycji, a cztery z pięciu startów kończył w czołowej "10". Stanął też na podium w Rasnovie i ostatecznie ustąpił tylko Manuelowi Fettnerowi i dwóm kolegom z kadry. Zeszłej zimy pod koniec plasował się już w drugiej "10". Nie zachwycał, bo zachwyt to duże słowo, ale w tym sezonie jak najbardziej może. Czekamy na Wisłę i dalekie loty 23-latka.

Kacper Juroszek (Polska)
Kolejny z Polaków i kolejny z ogromnym potencjałem. – Gdy robił imitację odbicia przed treningami można było zauważyć ogromny potencjał. Miał sprężynkę w nogach – powiedział o nim Jan Szturc. – Ma niesamowite odbicie. Są papiery na bardzo dobre skakanie w przyszłości – dodawał Apoloniusz Tajner. Minionej zimy zadebiutował już w Pucharze Świata, ale punktów nie zdobył. Latem Kacper Juroszek wystartował w trzech konkursach i uzbierał w nich 60 "oczek". Był dwudziesty, dziewiąty i trzynasty. To oczywiście lato, skakanie na igelicie, ale w końcu na zielonej nawierzchni zawodnicy będą lądować podczas inauguracji w Wiśle. I niewykluczone, że Juroszek wyląduje daleko. Stać go na to.
Philipp Raimund (Niemcy)
Przebić się do składu reprezentacji Niemiec nie jest łatwo. Utarło się wszak stwierdzenie "betonowy Stefan". To o trenerze naszych zachodnich sąsiadów, Horngacherze. Karierę zakończył jednak Severin Freund, więc zwolniło się jedno miejsce w kadrze. Philipp Raimund to dwukrotny mistrz świata w drużynie. Indywidualnie tak świetnie nie wypadł, ale też kręcił się niedaleko czołówki. A kiedy rok temu dostał szansę w Pucharze Świata w Titisee-Neustadt, dwukrotnie zapunktował. Latem w dwóch startach zajął siódme i dwunaste miejsce. Może zaskoczyć.
Francisco Moerth (Austria)
Być może nie zobaczymy go w Wiśle, może nie zobaczymy też w pierwszej części Pucharu Świata, ale nazwisko warto zapamiętać. To już nie te czasy, kiedy sześciu Austriaków okupowało miejsca w czołowej "10", a co za tym idzie, rośnie szansa, aby się pokazać. Tym bardziej jeśli mowa o zwycięzcy klasyfikacji generalnej FIS Cup w sezonie 2021/22 i zawodniku, który miał mocną końcówkę Pucharu Kontynentalnego. 23-latek zadebiutował w Letnim Grand Prix w Wiśle i w drugim konkursie zajął piąte miejsce. Może to jednorazowy wyskok, a może nagle Francisco Moerth wywalczy miejsce w zespole i zobaczymy go zimą w Pucharze Świata.
Giovanni Bresadola (Włochy)
Włoch w czołówce? Tego w skokach dawno nie było. Owszem, zdarzały się wyskoki Aleksowi Insamowi, ale wicemistrz świata juniorów z 2017 roku popadł w marazm i już nie rokuje tak dobrze jak jeszcze parę lat temu. Co innego Giovanni Bresadola. Nazwisko nieobce? To brat Davide Bresadoli, któremu zdarzało się lądować w czołowej "30" Pucharu Świata. Bresadola ma papiery na naprawdę dobrego zawodnika i kwestią czasu zdaje się być nie tylko, kiedy prześcignie brata, ale osiągnie przyzwoite wyniki. Latem 21-latek raz wskoczył do czołowej "10" konkursu LGP, raz znalazł się tuż za nią. Potrafi daleko fruwać, bo w mistrzostwach świata w lotach był 24. i 21. Całkiem niezłe wyniki jak na Włocha, choć do Roberto Cecona czy Sebastiana Colloredo wciąż daleko. Ale Bresadoli warto się przyglądać.