Ostatni rok zakończył strachem, że jeśli pójdzie znów na rozbieg w Planicy, to wróci koszmar. Ale to i tak była jego najlepsza zima w karierze. Teraz 23-letni Paweł Wąsek ma nowy cel: mieć zimę jeszcze lepszą. – Od początku poczułem, że to jest chłopak, z którym po prostu warto współpracować. A koszmary z przeszłości? To zawsze siedzi w skoczku – mówi o nim trener Thomas Thurnbichler. Puchar Świata 2022/23 startuje u niego, w Beskidach. Byle tylko znów go nie zdyskwalifikowano, bo do kontroli Polak szczęścia nie ma. Transmisje z Wisły w Telewizji Polskiej.
Marcowe wydarzenia wokół Pawła Wąska w Planicy tak naprawdę mają genezę o wiele lat wcześniej. Tutaj w Wiśle, jeszcze jako anonimowy przedskoczek, w 2014 roku paskudnie runął na zeskok i następne, co pamięta, to dopiero pobyt w szpitalu i ludzi wokół łóżka. Z wydarzenia temat zrobiły największe serwisy informacyjne, tym bardziej, że był to dopiero drugi Puchar Świata rozgrywany w Beskidach. W książce "Za punktem K" (N. Żaczek i K. Radomski, 2022) Paweł przyznał, że ani razu nie obejrzał nagrania z tamtej próby. Nie analizował jej, nie szukał błędu, nie chce pamiętać i do tego wracać. A jednak głowa podświadomie wraca tam sama. Tak jak na największej skoczni narciarskiej świata, gdzie trener Michal Doleżal powiedział mu: – Nie idź już skakać, odpuszczamy.
Wąsek pewnie nie przypuszczał, że po tylu latach ten koszmar jeszcze będzie wracał. W końcu debiut na mamucie zaliczył już w 2019 roku w Oberstdorfie i chociaż odpadał w kwalifikacjach, to ogólne wrażenie zostawił nie najgorsze. Może też dlatego, że skocznia im. Heiniego Klopfera jest wkopana w teren i stojąc obok, nie budzi aż takiego respektu. A Letalnica to potwór, który przez dekady pożarł tuziny ambitnych karier. Polak w pierwszej próbie ratował się przed upadkiem i chociaż chciał iść od razu na kolejny skok, to z powodu warunków jury odwołało serię. Czasu na myślenie o tym, co zaszło, okazało się za dużo. I dlatego właśnie Doleżal uznał, że nie warto ryzykować.
– Myślę, że na takich obiektach wielu skoczków się boi, tylko o tym nie mówią. Już przed skokami treningowymi stresowałem się, bo miałem w głowie, że to obiekt inny niż pozostałe. Poszedłem oddać pierwszą próbę i już dojeżdżając do progu, wiedziałem, że nie odbiję się na sto procent. Wyraźnie spóźniłem skok, narta mocno uderzyła za progiem, zaczęła się oddalać. W głowie tysiąc myśli. Musiałem się ratować – opowiada Wąsek w książce Żaczek i Radomskiego. I sam nazywa sprawę wprost: lękiem.
Wąska doskonale rozumie Thomas Thurnbichler, który zastąpił Doleżala na stanowisku. – Niestety, wydarzenia z przeszłości zawsze zostaną z tyłu głowy. Choćbyśmy tego bardzo nie chcieli – tłumaczy, zapewne również z własnego doświadczenia. Bo prawda o skokach jest taka, że łagodniej lub mocniej upadali kiedyś prawie wszyscy.
Od pamiętnego upadku ludzie, którzy na co dzień obcowali z Pawłem, kilka razy przyznawali, że obserwowali u niego momenty słabości. To oczywiście nic złego, jest tylko człowiekiem. W końcu Daniel-Andre Tande do teraz walczy z paraliżującym go lękiem wysokości. A Thomas Morgenstern po dwóch wypadkach z sezonu 2013/14 próbował wrócić do formy tak mocno, że w końcu jesienią usiadł na belce w Innsbrucku i nagle stwierdził, że nigdy więcej nie chce się bać. Zjechał windą, odłożył narty i ogłosił, że to koniec. Wąska – jak opowiadano – straszyły złe warunki.
– W głowie kotłuje się milion myśli. Człowiek ma poczucie, że jego nogi są jak z waty i nie będą gotowe, żeby się odbić. Ale przede wszystkim pojawiają się najgorsze obrazy tego, co za chwilę może się stać – tłumaczy po latach skoczek.
– Ten, kto się nie boi, jest szaleńcem. To stan, który skoczkowi towarzyszy cały czas i Paweł nie jest żadnym wyjątkiem. Ale im więcej takich skoków przy wietrze zaliczy bezpiecznie, im więcej z nich odbędzie się bez przeszkód, tym te koszmary będą uciekały w niepamięć. Co równie ważne, tu konieczne są automatyzmy ruchów. Jeżeli wiesz, co i jak zrobić na progu i w locie, od razu jesteś pewniejszy. Po tym lecie – analizuje Thurnbichler – mam poczucie, że wykonał dużą pracę, która pomoże mu skutecznie walczyć samemu ze sobą.
– Stał się lepszym skoczkiem? – pytamy trenera.
– Postęp widać gołym okiem. Jest wielkim pracusiem, zrobił na mnie wrażenie. Umie słuchać i wdrożyć to na skoczni. Wykonał duży krok w stronę najlepszych na świecie, stał się konkurencyjny i pewniejszy siebie – twierdzi Austriak.
Kariera Pawła-skoczka przyspiesza harmonijnie. Sam wspomina, że kiedy był dzieckiem, jego talentu nie mierzyły ogólnokrajowe telewizje, a na zawodach zastępy znawców pokazywały palcami raczej innych zawodników. Tylko że kiedy oni rośli, nierzadko tracili blask. Tymczasem Wąsek – któremu łatwo było rzucić narciarstwo zjazdowe, a trochę trudniej kochany za młodu motocross – miał ciszę i spokój, żeby krok po kroku wspinać się w polskiej hierarchii. Do kadry juniorów pierwszy raz trafił w 2016 roku – jako 17-latek. I od razu wygrał cykl FIS Cup, zresztą jako dopiero drugi Polak po Andrzeju Stękale. Do kadry B wszedł dwa lata później, w 2018 i tamtej zimy – w dopiero czwartym starcie w PŚ w karierze – wywalczył punkty. Drugą część sezonu spędził już niemal wyłącznie w elicie i – z małymi przerwami – tam już został. Teraz Paweł jest już jednym z ledwie pięciu skoczków, którzy tworzą grupę kierowaną bezpośrednio przez Thurnbichlera.
To jednak ma być dopiero początek. Tego, że występy w konkursach drużynowych (jak m.in. na igrzyskach w Pekinie) będą nie tylko nagrodą za postępy, ale już obowiązkiem z racji potencjału sportowego. Wąska chwali nie tylko Thurnbichler, ale i m.in. Jan Szturc, który szkolił go w klubie w Wiśle. Duże nadzieje związane z jego karierą ma prezes PZN Adam Małysz, bo tak należy rozumieć wymienianie jego nazwiska przy okazji pytań o przyszłość skoków w naszym kraju. W samych superlatywach, jeżeli chodzi o zaangażowanie w treningach, wypowiadają się też jego koledzy z ekipy. Co ważne, poza "pracowity" tak samo często słyszeliśmy też, że "jest w porządku, tak po prostu".
Wąsek – zwraca uwagę trener kadry – poczynił duże postępy w fazie lotu. Podobnie jak Dawid Kubacki, i on miał dużo skorzystać na wizytach w tunelu aerodynamicznym w Sztokholmie. Na ile przełoży się to na wyniki, tak naprawdę przekonamy się dopiero teraz, jednak za sobą ma bardzo obiecujące lato. Chociaż zdaje sobie sprawę, w jakiej stawce skakał i kogo z gwiazd brakowało, to w Rasnovie pierwszy raz w życiu stanął na podium Letniego Grand Prix.
– To dodaje pewności siebie, miłe uczucie. Jednak, umówmy się, nie na takie "sukcesy" wszyscy pracujemy. Teraz dopiero się zacznie czas, w którym wypada się pokazać – mówił przytomnie przy okazji MP w Zakopanem. Był w nich piąty. Dzień później w drużynówce, przy dużym wietrze, znów niestety zaliczył awaryjne lądowanie.
Przed sezonem PŚ 2022/23 Paweł Wąsek ma do poprawienia kilka rekordów:
– w liczbie konkursów kończonych w TOP30: 6
– w liczbie zdobytych punktów w sezonie: 62
– najwyższego wywalczonego miejsca w konkursie: 6.
– w długości lotu: 210,5 m z Vikersund
Wszystkie są możliwe do wyśrubowania, o ile znów – jak minionej zimy – nie będzie musiał np. użerać się z koronawirusem. Ale jednego rekordu Wąsek niech nie poprawia. W ostatnim roku zdolny skoczek był aż czterokrotnie dyskwalifikowany za nieprzepisowy sprzęt. Ostatnim razem na finale LGP w Klingenthal.
Pierwszy konkurs męskiego Pucharu Świata w skokach narciarskich 5 listopada w Wiśle. Transmisja w Telewizji Polskiej.
1
813.4
2
809.3
3
802.5
4
762.1
5
699.9
6
681.3
7
667.2
8
601.6
9
383.9
10
382.6
11
382.3
12
380.8
1
543.5
2
539.5
3
535.4
4
507.2
5
471.2
6
453.5
7
445.8
8
412.2
9
383.9
10
382.6
11
382.3
12
380.8
13
178.5
14
163.0
15
153.6
131.6
129.8
129.6
129.0
126.5
121.4
121.1
8
117.9
117.7
10
117.6
11
112.2
12
111.6
13
110.6
110.5
15
109.9
108.7
108.3
18
106.7
19
106.2
20
106.0
21
104.1
22
103.9
23
101.7
24
101.0
25
100.5
99.8
27
98.7
28
98.4
95.0
93.3
1
328.8
2
277.4
3
274.4
4
273.3
5
270.1
6
262.8
7
260.2
8
259.3
9
254.0
10
248.6
11
244.8
12
241.0
13
232.0
14
230.6
15
230.0
16
228.6
17
228.0
18
220.5
19
214.3
20
210.8
21
207.5
22
204.1
23
200.2
24
195.0
25
193.5
26
190.6
27
188.5
175.8
29
174.0
30
170.3